3.29.2013

Rozdział 7. Akasuna no Sasori.


Piasek drażniący moje policzki, ciemne chmury zwiastujące burze, otchłań smutku i łez wylanych podczas wojny, do tego cztery rozmazane osoby w oddali, odziane w granatowe płaszcze. Mimo iż mam na sobie jedynie koszule nocną nie było mi zimno. Nie czułam chłodu, ani strachu. Widok zakrwawionych ziarenek był tym, czego od dawna nie widziałam, a nawet nie pragnęłam ujrzeć. Jednak w obecnej sytuacji, bardziej chciałam dowiedzieć się, kim są te postacie. Chwiejnym krokiem zaczęłam iść w ich stronę. Piasek pod moimi stopami, zdecydowanie utrudniał mi przemieszczanie się. Przez chwilę miałam wrażenie, że opadnę. Zakończę wędrówkę w tym miejscu. Wiatr zawiał nieco mocniej odgarniając moje włosy do tyłu, a  małe ziarenka pogładziły szyje. Chce wiedzieć kim oni są. Kiedy byłam wystarczająco blisko, zauważyłam je. Cztery kobiety w granatowych płaszczach. Blondynka o niebieskich oczach, różowo włosa o czarnych oczach, czarnowłosa o biało-niebieskich oczach i morelka o pomarańczowych oczach. Jedno miała zakryte opaską. Każda z nich różniła się od siebie. Jedna była uśmiechnięta, a inna nie wyrażała żadnych emocji. Wszystkie były kompletną przeciwnością swoich towarzyszek. Chęć mordu przeciw radości i obojętność przeciw czułości, niczym walka emocji. Patrzyłam na nie lekko zdziwiona. Wyrazie prowadziły jakąś ważną rozmowę. Jedna z nich nie słuchała. Jak ja w nią, tak i ona we mnie była wpatrzona, jak w obrazek:
- Witaj Alice. - Zwróciła się do mnie blondynka słodkim głosem, za słodkim. Można było w nim usłyszeć niewinność małego dziecka, ale i okrucieństwa najgorszego zabójcy. Wyciągnęła do mnie rękę na wysokość klatki piersiowej. Zaraz pojawił się fioletowy, lekko przezroczysty motylek. Zaśmiała się wrednie po czym "rzuciła nim" we mnie. Zwierze w locie zmieniło się w ostry stożek. Był coraz bliżej, a ja nic nie mogłam zrobić. Ogarnęła mnie bezradność i przygnębienie. Czemu przygnębienie?  Może po prostu nie chce unikać tego ataku? Nikt nie chciałby doświadczyć bólu wbijanego ostrza w twoje ciało, więc czemu? Broń zalśniła w blasku błyskawicy, która w jednej chwili pojawiła się na niebie.

Gwałtownie podniosłam się do siadu, ciężko dysząc. Spokojnie... To kolejny głupi sen. Wmawiałam sobie przymykając oczy. Wydawał się być taki realny. Pomyślałam. Rozejrzałam się dookoła siebie. Mój wzrok napotkał rozświetlony promieniami rannego słońca pokój. Odetchnęłam z ulgą, kiedy wszystko wskazywało na to, że jest on mojego posiadania. Co ja tu robię? Przecież wcześniej... a no tak. Zemdlałam po tym, jak wpadłam w genjustu. Nie wiem jak to się stało, że nie poczułam żadnej obecności wrogiej czakry. Te cztery osoby. One mi się przyśniły? Raczej był to czysty przypadek. Moja psychika siada, a mózg paruje! Wzięłam jeden głębszy oddech po czym wstałam z łóżka.:
- Alice, czemu ty musisz być taką ciamajdą! - Krzyknęłam na siebie, zrzucając niebieski kocyk na krzesło. Już nawet zaczynam do siebie gadać. Coraz lepiej, naprawdę, coraz lepiej. Co ja w ogóle robię w swoim pokoju?! Znaczy dobrze, że akurat tutaj, ale.:
 - Yahiko. - Powiedziałam cicho spuszczając głowę w dół. Głupim fartem musiałam trafić na ciebie. Wzięłam kolejny głębszy oddech. Ciekawe, czy kiedyś uda mi się porozmawiać z tobą tak na serio, szczerze, o wszystkim co było i teraz jest. Zapewne nie dasz mi nawet dojść do tego, co o mnie myślisz. Nie mam pojęcia czego oczekujesz, co chcesz, albo co byś chciał. Wiem jedynie, że chciałabym mieć w tym udział. Natychmiastowo przerwałam przemyślenia, kiedy przypomniałam sobie, co Konan napisała mi na kartce:,,Jutro masz pierwszy trening o godzinie szóstej rano. Masz iść do gabinetu lidera, tam poznasz swoich lub swojego "nauczyciela"". Szybko spojrzałam na zegarek:
- Dziewiąta... rano... - Odczytałam powoli wskazówki, po czym szybko pobiegłam do łazienki, zabierając po drodze czystą bieliznę. Kolejny dzień mojego życia, drugi w Akatsuki. Następny nudny, głupi i przygnębiający. Nie wiem, czy wolałabym teraz siedzieć u siebie w mieszkaniu, ale ,,Człowiek jest bezsilny wobec zdarzeń, które nie są mu na rękę, ale co on z tym może zrobić? Nic. Jedynie postarać się o lepsze jutro".
Ogarnięcie się zajęło mi nie więcej niż 10 minut. Wyskoczyłam z toalety biorąc pod rękę płaszcz i nową mapę z biurka. Nie mam pojęcia co ona tam robiła, ale jak jest to brać!:
- Jesteś idiotką, Alice. - Powiedział spokojnie wilk przeciągając się na podłodze. Zatrzymałam się, gromiąc go wzrokiem.:
- Od kiedy ty mnie tak obrażasz, Komuru? - Syknęłam przez zęby. Od kiedy pamiętam miał do mnie szacunek, nawet jak byłam mniejsza. Teraz każda jego odzywka kojarzy mi się z obelgą.
- Od kiedy stałaś się idiotką. - Powtórzył leniwie. Nie wiem co w niego wstąpiło, ale nie czas, aby się nad tym zastanawiać. Może i się z lekka zmieniłam. Możliwe, ale to nie jego sprawa.:
- Nawet jeżeli w moim charakterze zaszły pewne zmiany, nie powinieneś zmieniać do mnie nastawienia. - Powiedziałam spokojniej chwytając za klamkę. Wilk niezauważalnie uśmiechnął się,  co jest rzadkością, a następnie opuścił pomieszczenie razem ze mną, idąc w stronę biura lidera. Po raz kolejny wracamy do tematu o tym jak ludzie się zmieniają. To jest głupie. Czy przez jeden dzień mogłabym ulec zmianie? Przez nich jest to możliwe, ale tak czy siak, to nie powód, abyś zmieniał do mnie nastawienie!:
- Nie buzuj się tak. Złość piękności szkodzi. - Powiedział spokojnie, patrząc przed siebie.
- Właśnie przyznałeś, że jestem piękna. - Zwróciłam się do niego krzyżując ręce na piersiach. Zaśmiał się cicho, po czym zaraz powiedział:
- Bo jesteś. - Nie zdziwiłam się jego odpowiedzią. Często prawił mi komplementy, doradzał w co się ubrać, jak udekorować pokój. To taka moja prawa ręka, niezastąpiony towarzysz.

Nim się spostrzegłam byliśmy już przed drzwiami do gabinetu. Wzięłam jeden głębszy oddech po czym chwyciłam za klamkę. Dobrze Alice. Zaspałaś no. Każdemu się zdarza, a tobie w szczególności. Pomyślałam po czym weszłam do pomieszczenia, od razu zapalając światło. To co ujrzałam, przeszło moje oczekiwania. Przeróżne papiery i zwoje porozrzucane w każdy kąt, butelka sake i dokładnie 6 kieliszków, a Yahiko brak. Co tu się stało? Pomyślałam rozglądając się po pomieszczeniu. Kompletny burdel, do tego śmierdzi tu alkoholem. Ale co teraz? Jego nie ma, nie wiem gdzie może być. Alice, ogarnij swoje myśli. Jesteś sama w biurze lidera. Nad moją głową zapaliła się lampeczka. Komuru zrobił zniesmaczoną minę, uważnie przyglądając się moim poczynaniom. Uśmiechnęłam się delikatnie podchodząc do pierwszego lepszego kawałka papieru.:
- Piętnasty Maj. Wioska piasku. Bla bla bla pięciu shinobi, bla bla bla, ważny zwój, sraty taty. - Warknęłam rzucając kartkę w jakiś inny kąt. Zauważyłam jak Komuru naprawdę nie jest zadowolony tym co robię, ale nic nie poradzę, że chce dowiedzieć się czegokolwiek o tej organizacji, a gabinet będzie tego odpowiedzią. Właśnie tutaj znajdują się odpowiedzi na moje pytania, dotyczące wszystkiego, co związane z Akatsuki. Nie będzie to łatwe, ale ja muszę. Muszę wiedzieć co ci odbiło do głowy, że tak przeinaczyłeś tą organizacje. Moje przemyślenia przerwał tupot czyiś butów. Momentalnie zesztywniałam. Moje serce i oddech niesamowicie przyspieszyło. Po czole spłynęła jedna kropelka potu. Czyżbym znowu była nieuważna? Pomyślałam, odwracając się powoli do osoby, która właśnie przyszła do pomieszczenia. Moim oczom ukazał się czerwonowłosy chłopak, tajemnica o czekoladowych oczach.:
- Co ty tu robisz? - Zapytałam chłodno, tak aby nie poznał mojego zdenerwowania. Jeżeli powie o tym Yahiko, raczej nie będzie zbyt miło. Jak mogłam być taka głupia, żeby bez większego namysłu grzebać w cudzych rzeczach, JEGO rzeczach. Wiadome, że nie zostawią organizacji bez jakiejkolwiek opieki. Alice! Przegryzłam dolną wargę. Po jego minie nie można było nic odczytać. Nie mam pojęcia czy uwierzył w moje kłamliwe spojrzenie, chociaż mam nadzieje, że tak. Podobno nadzieja matką głupich. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie mam pojęcia co teraz zrobi. Powiedz coś do cholery.:
- To raczej ja powinienem ci zadać takie pytanie. Skoro już tu jesteś, to chodź... - Nie dokończył, gdyż szybko mu przerwałam.:
- Niby czemu miałabym iść z tobą, gdziekolwiek? - Zapytałam spokojnie z chytrym uśmiechem na twarzy. To może lekkomyślne ale nie bałam się go. Może się na mnie wściekle patrzeć, ale to i tak nic nie da. Nabrałam głupiej odwagi i nikt mi jej nie odbierze. Dawna Alice, ta która żyła jeszcze przed spotkaniem z wami, wróciła. Nie jesteście już dla mnie kimś kogo mogę podziwiać, chociaż wczoraj tak było. Nie wiem jak usprawiedliwić moje wcześniejsze zachowanie, ale teraz nie cofnę się. Z resztą po co ja o tym myślę. Nie skrzywdzisz mnie, choćbyś chciał, nie zrobisz tego, prawda? Uch.:
- Mam sprawdzić twoje umiejętności, więc z łaski swojej zamknij się i chodź. - Warknął zaraz wychodząc z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się do Komuru, który wyraźnie był obrzydzony moim zachowaniem i myślami. Najwidoczniej zrozumiał, że dawna postać Alice wróciła i prawdopodobnie nie będzie tu mile widziana, ale cóż, co poradzić. Nie mam zamiaru robić z siebie brzydkiego, niepotrzebnego i słabego kaczątka. Trzeba pokazać nowo poznanym kolegom, że moja obecność tutaj nie jest pomylona, a trafna. Znowu zaczynam bredzić... Jeszcze nie dawno chciałam wrócić do domu, cieszyłam, że spotkałam Yahiko, a teraz? Zdałam sobie sprawę, że to wszystko co było kiedyś jest zbędnym wspomnieniem, bo ty czujesz do mnie zwykłe obrzydzenie i nienawiść. Zapomniałeś o wcześniejszych uczuciach. O potajemnych spotkaniach, kiedy to tylko tobie pokazałam Komuru. Masz racje, po co o tym pamiętać jak to tylko zawadza i prowadzi donikąd. Żałosne. Nawet przez to, przez chwilę wymiękłam. Wzięłam jeden głębszy oddech, po czym szybko dogoniłam wilka i chłopaka.

Cała podróż odbyła się w grobowej ciszy. Nikt nie miał zamiaru jej przerwać nawet Komuru siedział cicho, chociaż bardzo dobrze słyszał moje myśli na temat tej organizacji. 
Szybkim krokiem weszliśmy do wielkiej, dobrze oświetlonej sali treningowej, a przynajmniej tak to wygląda. Wielkie pole z drzewami, krzakami, jeziorkiem, a nawet skałami. Ciekawe, ciekawe. Po raz kolejny na mojej twarzy za widniał chytry uśmiech, który Komuru już dobrze znał. Lekko przymknięte oczy, uniesione kąciki ust i tej spokój na twarzy. Sam jej wyraz, był czymś czego nienawidził, a znosił. Życie jest pełne idiotycznych sytuacji, a ty właśnie się w nich znalazłeś. I on... Czerwonowłosy chłopak, który uparcie chce pokazać swoją wyższość. Moje przemyślenia, przerwał jego donośny głos:
- Masz walczyć tak, jakbyś chciała mnie zabić. - Odskoczył na drugi koniec sali wyczekując mojego pierwszego ruchu. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym powiedziałam cicho.:
- Masz to jak w banku. Gaisenten*. - Aktywowałam kekkei genkai. Moje lewe oko zmieniło swoje barwy na bardziej jaskrawe, a wokół niego pojawiła się niebieska, lekko przezroczysta smuga. Przygotuj się... Zauważyłam jak chłopak uważnie przygląda się moim poczynaniom. Widać, że nieźle zainteresowałam go samym wyglądem mojej techniki oczu. Nie czekając uniosłam lekko rękę, w której już po chwili pojawiło się 10 małych, niebieskich motylków. Zatrzepotały skrzydełkami po czym ruszyły na chłopaka. Korzystając z jego dezorientacji, podbiegłam by zadać cios w brzuch. Uniosłam nogę, a jego już nie było. Zniknął z mojego pola widzenia. Szybko odzyskałam stabilną pozycję, skupiając się, by wyczuć jego czakrę. Ze względu na to, że moje zdolności głównie skupiają się na jej kontrolowaniu i wyczuwaniu, mam to zdecydowanie opanowane. Myślami błądziłam po każdym krzaku, gałęzi, skałach by wyczuć jego obecność. Nie trwało to długo. Mam cię... Kątem oka zauważyłam błękitny, lekki błysk spod średniego rozmiaru kamienia obok mnie. Chwyciłam go, zaraz rzucając w stronę chłopaka. Wyskoczył z krzaków, zostawiając za sobą szelest liści. Stanął cztery metry ode mnie patrząc się z poirytowaniem.:
- Żartujesz sobie? - Zapytał lekko wnerwiony. Zignorowałam to, a nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nim zdążył cokolwiek dodać rzuciłam się na niego z pięściami. Rozpoczęła się walka. Cios za ciosem, unik za unikiem. Coraz szybsze i zgrabniejsze ruchy, utrudniały jakiekolwiek uderzenie, ale to nie był problem. Wystarczy że przetrzymam go tak jeszcze chwilę... Wymierzył cios w brzuch, lecz ja uniknęłam. Kontratakowałam, ale także uniknął ataku. Innymi słowy wszystko bez sensu, zdolnościami walki wręcz jesteśmy sobie równi. Czerwonowłosy odskoczył i ze spokojną miną powiedział:
- Nic nie wniosłaś do tej walki, Alice. - Z płaszcza wyjął jeden zwój. Wykonał pieczęć po czym moim oczom ukazał się trzeci Kazekage, z taką różnicą, że jako marionetka. Z tego wynika, że mam do czynienia z władcą marionetek. Wspaniale... Pomyślałam, uśmiechając się. Każdy ruch tej kukiełki, którą nazwę "rycerzem", będzie po to żeby mnie zmęczyć, nawet jeżeli chciałabym dojść do jej "króla", będę musiała ją pokonać. W końcu żaden podwładny nie zostawi swojego władce w potrzebie. Lalka nagle ruszyła. Na jej "rękach" znajdowało się kilka większych ostrzy. Zamachnęła się, chcąc zadać mi cios w głowę, ale zrobiłam unik wskakując na wodę. Dalsza walka nie była czymś wartym uwagi. Unikałam każdego ciosu lalki, za to kiedy moją całą uwagę skupiłam właśnie na niej, chłopak nie marnował czasu na stanie, a także nie żałował siły na ataki. Dwa razy wylądowałam w skale i raz na drzewie. Zrozumiałam twój tok myślenia i taktykę, ale co mi do tego, jak to już koniec. "Rycerz" leciał prosto na mnie z ostrzami iskrzącymi w świetle lamp. Zbliżały się z niesamowitą prędkością, a ja stałam uśmiechnięta, oparta o kamień. Wpatrywałam się uważnie w lalkę, czekałam na punkt kulminacyjny, który ma wystąpić już za moment. Dokładnie metr przede mną, rycerz opadł bezwładnie na ziemie, tworząc lekki dym z piasku. Całkowicie bez życia, martwy. Nie jest potrzebny swojemu niesamowitemu królowi, prawda? Zgrabnie ominęłam pozostałości po trzecim, podchodząc do zdziwionego chłopaka. Zdecydowanie nie wiedział co się dzieje. Jego źrenice były lekko rozszerzone i wpatrzone w nieruchomą lalkę. Tą, która jeszcze minute temu była gotowa by mnie zabić. Widząc jego dezorientację, uniosłam rękę na wysokość klatki piersiowej, a zza jego pleców wyłoniło się osiem niebieskich motylków. Zacisnęłam dłoń w pięść, co wywołało, że owady zostały "zmiażdżone" i natychmiastowo zniknęły zostawiając po sobie jedynie prawie transparentną smugę. Czerwonowłosy trochę uspokoił swoją minę, ale z tego co zauważyłam, nadal nie rozumiał co tak na prawdę się stało.:
- Wytłumaczę ci to. - Powiedziałam biorąc jeden głębszy oddech. - Kiedy aktywowałam moje kekkei genkai, "rzuciłam" w ciebie kilkoma motylkami. Latały one gdziekolwiek, by w odpowiednim momencie usadowić się na tobie. Dziewięć z nich spróbowało, siedem odniosło sukces, a jeden schował się za kamieniem, którym w ciebie rzuciłam. Osiem motylków, odpowiednio kontrolowanych i umiejscowionych na przeciwniku, wystarczyła im dłuższa chwila, aby "ukraść" czakrę. Kiedy ty próbowałeś mnie zmęczyć i traktować jak myślę łagodnie, dałeś mi czas na kradzież. Na tym właśnie polega moja zdolność, ale nie martw się. Walka jeszcze trwa. - Powiedziałam zadowolona. Dumną z siebie i swoich zdolności, zauważyłam jak chłopak także lekko się uśmiechnął. Zraza poczułam delikatne ostrze przy mojej szyi. Co jest?! Pomyślałam stając nieruchomo.:
- Przecież walka jeszcze się nie skończyła. - Usłyszałam, przyjemny, znany mi dobrze głos mojego przeciwnika dokładnie za moimi plecami. Osoba przed mną zniknęła w chmurze dymu, a chłopak za mną, szybko schował ostrze, mówiąc: - Nie trać orientacji w czasie walki i nie mów o swoich umiejętnościach osobie, która nie umiera. Tak bardzo zachwyciłaś się swoim planem, że nie zauważyłaś mojego klona. Do tego dałaś się zaskoczyć od tyłu. Tyle mi wystarczy. - Odpowiedział, odwołując lalkę. Przez chwilę stałam wnerwiona tym, że tak łatwo dałam się pokonać, ale zaraz odzyskałam spokój na twarzy. Nie jestem przestępcą rangi S. Nie jestem zabójcą czy nawet wykwalifikowanym przez akademie ninja. Może i nie dorównuje wam w walce, ale na pewno w rozwinięciu umysłowym... Pomyślałam idąc w stronę Komuru. Chciałam zwrócić się do wilka, ale wyprzedził mnie czerwonowłosy.:
- Alice. Mówiłaś mi, że znałaś się z liderem i Konan. Odpowiedz mi, jacy oni kiedyś byli? - Zapytał podchodząc do nas. Odpowiedzieć, czy nie odpowiedzieć. To nie jego sprawa i na pewno życia mu to nie odmieni, ale co mi szkodzi. Jak wrócę do pokoju to będę się nudzić, a tak to pogadam z nim na temat, na który wolałabym się nie wypowiadać.:
- Kiedyś, jak pierwszy raz spotkałam Konan, Yahiko i Nagato, byli jedną ścisłą paczką przyjaciół. Zawsze uśmiechnięci, szczerzy, oddani, przyjacielscy i nadzwyczajnie mili. Każdy z nich miał jakieś swoje dobre strony, ale wszyscy nawzajem się dopełniali. - Chciałam się uśmiechnąć, pokazać radość i tęsknotę za tym wszystkim, ale moje postanowienie nie pozwalało mi. Trzymałam obojętność, by nie pokazać uczuć, bo z tego co zauważyłam, tego typu emocje, nie są tu mile widziane.
- Kto to Nagato? - Zapytał spokojnie. Wzięłam jeden głębszy oddech. Alice, tylko teraz nie trać twarzy.:
- On? Niesamowity posiadacz rinnegana, najlepszy przyjaciel Yahiko. To z nim zawsze siedziałam przed domkiem i patrzyłam jak deszcz zalewa drogi. - Odpowiedziałam spokojnie.
- Gdzie on teraz jest? - Po raz kolejny zapytał.
- On... Wiesz... Nie wiem, czy nie miałam w tym udziału, ale on... - Przerwał mi trzask drzwi. Wzdrygnęłam się lekko, przyglądając się osobie, która przerwała rozmowa. Był nim Yahiko. Ta bezuczuciowa twarz, bez większego wyrazu, emocji i pustka w oczach. Widok, którego szczerze nienawidzę, ale będę musiała znosić. Gdybyś nie był taki oschły zapewne i ja nie wróciłabym do "dawnej Alice". Przypomniałam sobie, że jestem teraz w trakcie rozmowy.: - Jak to bywa... - Po raz kolejny nie było mi dane dokończenie, gdyż chłopak bez słowa zaczął iść w stronę wyjścia. Zdziwiona wpatrywałam się jak powoli odchodzi. To ja ci tu wszystko opowiadałam tylko po to, żebyś w kulminacyjnym momencie mógł sobie wyjść?!:
- Zaczekaj! Mogę w końcu wiedzieć jak się nazywasz? - Zapytałam podirytowana. Po raz drugi pyta się o moją przeszłość, a nawet nie powiedział jak ma na imię. To trochę nie fer. Zatrzymał się i milczał przez około minutę. Nad czym się można zastanawiać ?:
- Sasori. - Powiedział spokojnie idąc dalej. Kiedy był już przy wyjściu, Yahiko powiedział coś do niego, a on tylko przytaknął i wyszedł, zostawiając mnie i lidera w sali. Nie jest to dobry pomysł. Sasori, tak masz na imię. Obyś był moim nauczycielem, chciałabym cie pokonać i... Przerwałam kiedy zrozumiałam, że Yahiko nadal stoi przy wyjściu. Tak jakby na coś czekał. Spojrzałam na Komuru, któremu wyraźnie nie podobało się towarzystwo dawnego przyjaciela. Czytając moje myśli, dowiedział się jak mnie traktuje i od razu znienawidził. Może i wilki nie są zbyt miłe, a ten nawet potrafi obrażać, ale jest wiernym przyjacielem. Potrząsnęłam głową, zaraz szybko ruszając w stronę wyjścia z pomieszczenia. Skupiałam się tylko na jednym. Nie myśleć. Nie wiem jeszcze jak zrobić, aby moja głowa była dla niego zamknięta, więc jedyne co mi pozostaje to milczeć.
Przechodząc obok niego poczułam ból w klatce piersiowej. Nie był on wywołany fizycznie, a psychicznie. Mimo mojej postawy i postanowienia, trudno jest mi przyzwyczaić się do oschłego Yahiko. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że przechodząc obok siebie, nie odezwiemy się ani słowem, nawet zwykłym szeptem. Czy jedyne co mogę teraz zrobić, to przyzwyczaić się do teraźniejszości?
-----------------------------------------------------
*Gaisenten - Kekkei Genkai Alice. (W galerii jest pokazane jak to wygląda.) Polega ono na utworzenie kilku (bądź nawet kilkuset) motyli, które po posadzeniu się na przeciwniku wysysają z niego czakrę. Mają one jednak swój "przycisk stop". Kiedy wyczują, że tej osobie, zostało bardzo mało czakry, przerywają swoje działania. Oczywiście jak każdą technikę oczu, tą też można rozwinąć. Alice jest aktualnie na samym początku, gdyż nigdy nie wiedziała, jak nauczyć się czegoś więcej.

Wiem że ten rozdział jest jak srajtaśma, czyli nadaje się tylko do dupci, ale na pewno nie jest makabrycznie. Przynajmniej już wiecie jak mniej więcej wyglądają zdolności Alice :d
+ MAŁY BONUS! Filmik już znajduje się w galerii pod zdjęciami :)

3.17.2013

Rozdział 6. Ludzię się zmieniają.

(Od pewnego momentu w tym rozdziale, prace narratora przejmuje Yahiko.)
ewentualna muzyczka: KLIK!

Idiotka! Idiotka! I po co ty się wdawałaś w tą głupią walkę? W sumie to teraz wiem, jakie zdolności posiada ten chłopak. Ale co mi po tym. Może i są interesujące, i tajemnicze, ale nie potrzebuje nic z tego. Jednak ciekawa jestem, czy on mnie oszczędzał, czy taka denna jest ta organizacja. Raczej to pierwsze. Tak bliskie spotkanie z wybuchem powinno skończyć się rozerwanym ciałem. Plotki bywały różne, ale jedno je łączyło. We wszystkich Akatsuki pokazywani byli ze strony ninja, którzy swoimi umiejętnościami dorównują samym Kage. Naprawdę są niesamowici, ale nigdy nie może być idealnie. Wiadome, że ktoś taki jak oni, z takim potencjałem, nie siedzieliby w jakiejś wiosce. Przykładem jest... właściwie to wszyscy. Od tego w pomarańczowej masce po lidera. Ale Yahiko?  Konan? Aż tak by polepszyli swoje zdolności? Trochę to niemożliwe. Rozumiem, że można trenować, ale żeby znaleźć się na pozycji lidera? Z resztą nieważne. Im więcej o nich myślę, tym bardziej zaczynam tęsknić za tym wszystkim co było, a nie powróci. Przerwałam moje przemyślenie, gdy idąc przez korytarz zauważyłam jak zza jakiś drzwi wychodzi Deidara i powoli zaczyna kierować się w moją stronę. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jednak szybko zszedł, gdy dokładniej ujrzałam chłopaka. Na policzku miał przyklejony jeden większy, lekko nasączony krwią plaster, zaczerwienioną szyje i górną część, prawej ręki zawiniętą w bandaż. Gdy zobaczył moją zmartwioną minę natychmiast zmienił kierunek, by jak najszybciej oddalić się ode mnie. Szybko podbiegłam do niego.:
 - Deidara! Zaczekaj! - Krzyknęłam, stając naprzeciwko, tym samym zagradzając mu drogę. Spojrzał na mnie swoimi szaroniebieskimi tęczówkami. Dało się zauważyć, że były przepełnione bólem, ale on tego nie okazywał. Ale z resztą co mnie to obchodzi. To członek Akatsuki. Pewnie bił się z kimś o jakąś błahostkę, to teraz ma to, na co zasłużył. Zapewne był zbyt pewny siebie i wyszło to co widać. Jednak czuje, że tu chodzi o coś innego. Mogę się mylić, ale raczej aż tak by się nie poobijali. Blondyn widząc, że trochę się zmartwiłam, przeniósł swój wzrok na pustą, ciemnobrązową ścianę. Z jego miny nie można było określić żadnych emocji, co było trochę niezręczne.:
 - Czy wy naprawdę jesteście tacy lekkomyślni, żeby bić się do takiego stanu? - Zapytałam podirytowana. - Nie wiem, czy to jakiś obyczaj, że każdego dnia trzeba strzelić sobie z kimś bijatykę i wyglądać tak jak ty teraz co jest całkowicie bezsensu. Wiem, że nie chodzicie na misje ale... - Nie dokończyłam, gdy poczułam na sobie jego wrogi wzrok. Znowu to cholerne uczucie znienawidzenia i braku akceptacji.:
 - Przymknij się Wakari. - Warknął, po czym szybko ominął mnie i poszedł dalej. Lekko zaskoczona wpatrywałam się w miejsce, w którym wcześniej stał Deidara. Idiota, głupek, idiota. Pomyślałam szybko odzyskując obojętny wyraz twarzy. Zapomniałam, że dla niego jestem zwykłą nową dziewuchą, która jest bezużyteczna. Powinno mnie to nie obchodzić, ale jeżeli nie mam wyjścia i muszę tu siedzieć, to wole być przynajmniej akceptowana. Nie mówię o przyjaźni, czy nawet koleżeństwie. Zwykła akceptacja, jednak należę do tej organizacji. Może trochę za dużo wymagam? Zapytałam sama siebie biorąc jeden głębszy oddech. Pocieszając się mogę pomyśleć, że wszyscy tutaj nie akceptują siebie nawzajem, ale to chyba za mało realne. Mieszkają w jednym tak jakby domu. A z resztą, nieważne. Ostatnio za dużo myślę. Spojrzałam na drzwi przez które wcześniej wyszedł Deidara. Był lekko uchylone. Przyjrzałam się trochę dokładniej. Na mojej twarzy za widniał uśmiech, kiedy domyśliłam się, że to może być mój pokój. Nie myślałam, co blondyn mógł tam robić, a nawet nie chciałam. Zwyczajnie, pewna siebie weszłam do pomieszczenia, które miało być rzekomo moim pokojem. Niestety tak nie było. Zaraz na wejściu poczułam ogromną czakrę osoby, znajdującej się w tym pomieszczeniu. Była wręcz mroczna, straszna, ale niesamowita. Rozejrzałam się dookoła. Ja już tu byłam. Pomyślałam odwracając wzrok na mężczyznę, znajdującego się przy oknie. Stał oparty o parapet, bez ubranego płaszczu. Rude, rozczochrane włosy poznałam z daleka. Yahiko... Pomyślałam. Od razu brązowe tęczówki chłopaka powędrowały gniewnie w moją stronę. Nienawiść płynąca z ich środka przeraziła mnie. Po raz kolejny zaczęłam bać się jego osoby, ale to raczej nie dziwne.

Yahiko:

Alice, idiotko. Jak zwykle, bez pukania, ani zapewne ważniejszej sprawy przerywasz mi spokój. Pomyślałem wpatrując się wrogo w jej stronę. Nawyki masz takie same, ale wygląd trochę inny. Urosłaś, masz dłuższe włosy i kobiece krągłości. Piękna i jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowo naiwna i chwilami dziecięca. Przyjazna, ale mściwa. Jak zwykle wszystko co z tobą związane nie trzyma się całego. Ciekawi mnie jak bardzo zmieniłaś swój charakter. Nadal jesteś rozgadana, ciekawska, uśmiechnięta i nieuważna, czy może kompletne przeciwieństwa? A twoje umiejętności? Nauczyłaś się czegoś? Mam nadzieje, że nie. Przerwałem szybko, gdy zdałem sobie sprawę, że odległość między mną a Alice zmniejszyła się o co najmniej połowę.:
 - Czego chcesz? - Warknąłem, nie tracąc wrogiego wzroku. Odizolowanie się od niej, będzie najlepszym wyjściem jakie mogę teraz zrobić. Nie chce, żeby ona tu była, w tej organizacji.
 - Pomyliłam pokoje. - Opowiedziała spokojnie. Zauważyłem jednak, jak jej głos lekko zadrżał. Zmusza się, bym nie zauważył, że się boi. Nie udaje ci się. Niestety, ale kiedy jesteś blisko, zawsze będę oschły tylko po to, żeby cię odpędzić jak najdalej. Nawet jeżeli ma to być usunięcie z organizacji. Wiem, że mnie nienawidzisz, za moje zachowanie. Masz mnie nie znosić, gardzić. Mam być ostatnią osobą, którą poprosiłabyś o pomoc, rozumiesz? Odwróciłem się do niej tyłem biorąc jeden głębszy oddech. Kiedyś chciałem, żebyś była blisko mnie, ale nie w tej organizacji. Na pewno zauważyłaś, że to nie dla ciebie. Już pierwszego dnia, ktoś chciał cie zranić. Co prawda, nic ci się nie stało, ale chęć zrobienia ci krzywdy jest czymś obok czego nie jestem w stanie przejść obojętnie. Za każdym razem kiedy ktoś cię tknie, ja się o tym dowiem, a wtedy możesz jedynie współczuć tej osobie. Mniej więcej dlatego nie chce żebyś nadal tu była. Każdy z nich jest nieobliczalny. Potrafi zaatakować w najmniej oczekiwanej sytuacji. Chciałbym cię mieć zawsze przy sobie, chronić i darzyć uczuciem, ale... Nie, za dużo wypiłem. Bredzę. Już od dawna, nie wiem co to opiekuńczość, ani jakiekolwiek emocje. Przez ciebie zaczynam wymiękać. Nawet byłem zdolny zranić jednego ze swoich towarzyszy. Po prostu przyszłaś i zaczęłaś wszystko zmieniać i wywracać do góry nogami. Tak też było kiedyś. Życie moje, Konan i Nagato, było jedną wielką walką o przetrwanie. Były tylko dwie zasady. Chronić siebie nawzajem i przeżyć. Kiedy zjawiłaś się, jako mała, bezbronna ośmiolatka, już w tydzień zmieniłaś nasze życie, które miało być idealne. Bywają chwile, w których wina śmierci Nagato spada właśnie na ciebie. Zacisnąłem rękę w pięść podchodząc do biurka. Podczas drogi usłyszałem jej myśli: ,,Dlaczego ty tak bardzo mnie nienawidzisz.". Nie odpowiem jej na to. To nie czas ani miejsce na tego typu wypowiedzi. Zamiast zastanawiać się, zaakceptuj to do cholery. Usiadłem na krzesło za biurkiem uważnie ilustrując dziewczynę wpatrującą się w kołyszący piasek za oknem. Zaciekawiona obrazem natury, nie zwracała uwagi na moje niezadowolenie jej obecnością. Ignorowała to, ale nie wiem po co. Przecież wie, że nie mam ochoty jej tu widzieć. Nigdy nie zaakceptuje jej obecności w tym miejscu. Nie chce, aby zmuszała się do zabijania ludzi. Wziąłem jeden głębszy oddech, po czym wstałem i zwróciłem się do niej:
 - Alice, jeżeli nie masz nic do powiedzenia, idź do... - Przerwała mi.
 - Nie wiem jak tam dojść. - Odpowiedziała zahipnotyzowana wirującymi ziarenkami piasku. Czyżby nigdy nie odwiedzała kraju wiatru? Z jej myśli wynika, że nie. Podziwia, jakby było to cudem natury. Niby myśli ma zagmatwane, uszczęśliwione ładnym widokiem, a jednak smutne. Tyle, że nic z tych rzeczy nie widać po tobie. Wyglądasz na spokojną dziewczynę. Alice nagle odwróciła się w moją stronę.:
 - Dlaczego organizacja, która miała nieść pokój zamieniła się w taką, która szczerzy nienawiść? Dlaczego mnie tu nie chcesz? Nie wiesz jak bardzo podniosłam swoje umiejętności. Nie potrzebuje obrońcy. Sama potrafię o siebie zadbać. - Odpowiedziała unosząc lekko ton. - Nie myśl sobie, że zawsze będę dzieckiem potrzebującym pomocy. Nie jestem już tą dawną Alice! Jak to określiłeś, ludzie się zmieniają. - Krzyknęła robiąc jeden krok do przodu. Popatrzyła na mnie swoim wzrokiem, przepełnionym bólem, ale i odwagą. Na naszym pierwszym spotkaniu, po latach, była przerażona, a teraz stała się... inna. Zacytowałaś mnie, w pewnym sensie też obrażając. Wybacz, ale nie mogę pozwolić, abyś zachowywała się w taki sposób. Może i przeszłość nas łączyła, ale nie mogę pozwolić aby tak też stało się z przyszłością. Uwolniłem trochę czakry kierując ją na dziewczynę. Nie ma tą zranić, jedynie pokazać by nie zachowywała się tak w stosunku do mnie. Jestem jej liderem, nie znajomym. Czakra pod wpływem lekkiego uderzenia w Alice tylko zawiała czerwone włosy. Jej źrenice poszerzyły się, co było znakiem, że pokazanie zirytowania udało się. Panuj nad sobą, nie chce cię zranić, ale jak tak dalej będziesz się zachowywać, po raz kolejny nie będę miał wyboru. Pomyślałem wychodząc przed biurko. Alice nadal stała zaskoczona przy oknie, a w pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Jedynie piasek dawał oznaki życia ocierając swoje ziarenka o szło. Promienie pełnego słońca, wpadające przez okna, doskonale ukazywały jej sylwetkę, która lekko drżała. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Prawdopodobnie chciała zmusić swoje ciało, aby się uspokoiło.:
 - Alice, uważaj na słowa i myśli. Jestem twoim liderem, nie znajomym. - Zwróciłem się do niej chłodno. Przez chwile stała nieobecna, ale zaraz zwróciła się do mnie.:
 - Ja chciałam... Chciałam ci tylko pokazać, że nie jestem bezużyteczna, tak jak kiedyś. - Opowiedziała ciszej. Po raz kolejny w jej myślach pojawiło się multum pytań. Musisz się z tym pogodzić Alice.:
 - Ja cię nie potrzebuje. - Powiedziałem głośniejszym tonem. - Jesteś tu tylko dlatego, że Konan dała ci szanse. Nie wiem po co. Nawet jeżeli się zmieniłaś, nigdy nie zaakceptuje twojej obecności. - Zauważyłem jak jej twarz zalewa smutek i zaskoczenie. Nie takich słów oczekiwała. Trudno. Musi zrozumieć, że nie chce aby należała do tej organizacji. Żałuje, że Konan ją tu przyprowadziła, żałuje, że jeszcze prowadzę to bezsensowną rozmowę. Nagle Alice zachwiała się. Szybko chwyciła parapetu by nie spotkać się z ziemią. Jej wzrok zmienił się na całkowicie pusty, bez żadnych emocji.:
 - Niesamowite. - Powiedziała cicho, otwierając leniwie okno. Lekki wiatr zawiał jej włosy do tyłu, roznosząc słodkie perfumy na całe pomieszczenie. Kilka ziarenek piasku, delikatnie pogładziło jej szyje i ramiona. Wpatrywała się zahipnotyzowana w jedno miejsce. Podszedłem do niej. Naprawdę jak zahipnotyzowana. Nagle poczułem niesamowitą czakrę.:
 - Naprawdę niesamowite... - Powtórzyła powoli. Ta ilość czakry... pomyślałem odwracając wzrok z Alice na miejsce, w które wlepiła swoje niebieskie tęczówki. W oddali zauważyłem cztery zbliżające się osoby w granatowych płaszczach, które bardzo dobrze znam, ale ta czakra... Nigdy nie czułem czegoś takiego. Nagle do pokoju wszedł Itachi.:
 - To są...? - Zwróciłem się do niego niepełnym pytaniem nie odwracając wzroku od zbliżających się postaci.:
 - Tak. - Odpowiedział krótko. Alice po raz kolejny się zachwiała, ale zignorowałem to. Czekałem cierpliwie, aż wyostrzą mi się zarysy twarzy osób na zewnątrz. Niestety nie doczekałem się.:
 - Niesamowite... - Znowu powtórzyła po czym zamknęła oczy i straciła przytomność. Szybko chwyciłem ją, aby nie upadła. Teraz bezwładnie leżała w moich ramionach z lekko uchylonymi ustami. Pojedyncze kosmyki opadały jej na twarz. Cały ten obraz przypomniał mi pierwsze spotkanie z Alice, kiedy znalazłem ją nieprzytomną i przemokniętą na środku drogi. Wygląda tak samo bezbronnie. Odrzuciłem od siebie te myśli przekazując dziewczynę w ręce Itachiego.:
 - Zanieś ją do pokoju, niech odpocznie. Będę na ciebie czekał przy wyjściu z siedziby. - Kiwnął lekko głową, po czym opuścił to pomieszczenie zabierając dziewczynę, a ja chwilę po tym zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Jeszcze więcej kłopotów na głowie... Dziwne zachowanie Alice, straciła przytomność, do tego wszystkiego jeszcze Rakurai* zachciało się nas odwiedzić. Jak zwykle zjawiasz się i wszystko zaczyna się komplikować. Może i toczymy walkę z tą organizacją, ale nigdy ONI nie przychodzili zabić nas, jeszcze w grupie czteroosobowej. Przerwałem przemyślenia widząc Sasoriego idącego w moim kierunku. Jak zwykle cichy i obojętny. Od pewnego czasu, zaczynam mu coraz mniej ufać. Stał się strasznie ciekawski, a w jego wykonanych misjach było coś dziwnego. Urwane zdania w raporcie, czasem brak logicznej chronologii w wykonywanych działaniach. Skorpion od zawsze był znakiem zapytania, ale ostatnimi czasy aż za bardzo. Jego zachowanie i zdolności różnią się od innych, co sprawia, że jest idealnym kandydatem na moją ,,prawą rękę", ale... No właśnie ale. W jego zachowaniu jest coś co mnie denerwuje, a konkretnie jego lojalność.
Ominąłem Sasoriego bez żadnego słowa, idąc dalej w stronę wyjścia. Aktualnie większym problemem stało się Rakurai.
 Na Itachiego nie musiałem długo czekać. Przyszedł zaraz trzy minuty po mnie. Opuściliśmy siedzibę wyczekując przybyszy. Zza zasłony piasku wyszły cztery postacie w granatowych płaszczach i kapturem na głowie. Widząc dwa niebieskie, skrzyżowane pioruny na ramieniu, byłem pewny, że to nikt inny jak Rakurai.:
 - Dawno się nie widzieliśmy, Pein, Itachi. - Odezwała się głębokim, kobiecym głosem jedna z przybyłych zdejmując kaptur z głowy.:
 - Wzajemnie, Sayuri Shiomi**
----------------------------------------------
*Rakurai - Organizacja zabójców na zlecenie.
** Sayuri Shiomi - Liderka organizacji "Rakurai". Jej imię oznacza "lilia". Na razie tyle informacji. Kiedy bardziej wejdzie w opowiadanie, dodam o niej informacje w bohaterach.


Mógłby mi ktoś wyjaśnić na czym polega "Versatile Blogger Adward". Tak mało ogarniam... :d  Znaczy mam kilka pytanek dotyczących tego :P

Edit (18.03.2013): Skończyłam tworzyć Sayuri! ^^ Oto ona w tym ich płaszczu (klik, aby powiększyć):












3.09.2013

Rozdział 5. Artysta.


Z prawie niezauważalnym uśmiechem na twarzy opuściłam kuchnie, wchodząc do salonu. Jogurt wystarczył, bym uspokoiła głód, ale teraz co? Mam siedzieć i się nudzić? Na pewno nie, zobaczmy co inni wyczyniają. Rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu znajdował się Deidara i Hidan, którzy wykonują kolejną serie bilarda. Ktoś zamaskowany grał w pokera z Kisame, a ten z pomarańczą na głowie rysował jakiś rysunek przy hazardzistach. Prychnęłam cicho, po czym podeszłam do rozpalonego kominka. Idioctwo, nie robią nic prócz gry. Książki? Rozmowa? Wiedzą do czego służy mowa? Wzięłam jeden głęboki oddech, po czym usiadłam przy ogniu, a zwierzak położył się obok mnie tak, że gładził futerkiem moje uda. Wpatrywałam się zahipnotyzowana w tańczące płomienie. Spalona kora, unosząca się ku górze, wyglądała przepięknie na czerwonym tle. Ogień jest taki uspokajający... Pomyślałam. Z zewnątrz wyglądałam na znudzoną, a w środku pełna podziwu, przyglądałam się jak każdy z płomieni tańczył. Odrywał się od siebie, by zaraz znowu połączyć się w jeden większy. Cudowne. Pomyślałam wyciągając dłoń do tego "obrazu". Moja ręka powoli zbliżała się do ognia. Zaczęłam czuć to przyjemne, ale i palące ciepło. Nieświadoma, nadal ją przybliżałam.:
- Urocza Alice! - Krzyknął zamaskowany w moją stronę, pociągając mnie za górną część garderoby. Oprzytomniałam lekko potrząsając głową. Nieobecna, zaczęłam powoli rozglądać się dookoła. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odetchnęłam z ulgą, zaraz odwracając wzrok na osobę za mną.
- Nie nazywaj mnie tak. - Odpowiedziałam spokojnym głosem. To opanowanie, połączone z delikatnym uśmiechem i przymrożonymi oczami trochę przeraziło chłopaka, gdyż odsunął się o dwa kroki do tyłu.:
- W-wybacz! Nazywam się Tobi i chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić! - Krzyknął jednym tchem pokazując mi to co narysował na kartce. Dwa patyczaki trzymające się za ręce. Jeden miał na twarzy taką samą maskę jak on, a drugi podobne włosy do mnie. Uśmiechnęłam się trochę szerzej, po czym wyrwałam ten obrazek z rąk chłopaka. Co za dziecko. Nie lubię takich, nienawidzę, gardzę osobami, które pod kawałkiem plastiku ukrywają swoją drugą twarz i tak wyśmienicie starają się grać. Pomyślałam, wrzucając kartkę do kominka. Nie potrzebuje tu żadnych przyjaciół, szczególnie takich. Żałosne. Nie zmieniając wyrazu twarzy spojrzałam na chłopaka. Zaczął cicho szlochać, po czy podbiegł do blondyna grającego w bilarda.:
- Deidara-senpai! Słodka Alice zniszczyła mój obrazek! - Szarpał za koszule Deidary, by ten zwrócił na niego uwagę. Jednak on nie robił sobie większego problemu. Wymierzył, by kula idealnie wpadła, ale kiedy miał wykonać decydujący ruch, Tobi szturchnął go w ramie przez co blondyn spudłował. Z mojego położenia doskonale widziałam jak Deidara stracił cierpliwość.:
- Ty głupcze! Przez ciebie przegram! - Krzyknął na zamaskowanego, chwytając za jego płaszcz. Teraz zacznie się jedna wielka kłótnia. Zero szacunku, dla innych tu zebranych. Powtórzę, głupie i irytujące dziecko. On nazwał go senpai? Czyli ten blond włosy aniołek musi być dobry. Nieważne. I tak oboje są dziećmi. Pomyślałam  odzyskując obojętny wyraz twarzy. Wróciłam do oglądania ognia, chociaż stosowniejszym wyborem, byłoby ćwiczenie swoich umiejętności. Nie jestem maniaczką godzinnych ćwiczeń. Zdecydowanie bardziej wole siedzieć i oglądać piękne obrazy stworzone przez naturę. Niestety odpoczynek jak i spokój nie był mi dany. Zaraz podszedł do mnie Deidara z Tobim na ogonie. Spojrzał na mnie spod byka i od niechcenia powiedział:
- Wakari, zrób taki sam rysunek jak Tobi. - Odwrócił swój wzrok na gołą ścianę. Na mojej twarzy po raz kolejny za widniał ten przerażający uśmiech. Ciekawe jak zareagujesz na moją złą maskę. Pomyślałam nie odrywając wzroku od ognia. Należę do niewielkiej garstki osób, które potrafią zmieniać swój wyraz twarzy kiedy mają na to ochotę. Z zewnątrz mogę być spokojna, a w środku wściekła. Po połowie, właśnie dlatego udaje mi się ukryć łzy. Kiedy powód jest błahy, jednak bardzo dotykający, krzyczę w środku by zdusić emocje. Nie jest to łatwe, ale po latach praktyki coraz lepiej mi wychodzi. Odwróciłam swój spokojny wzrok na Deidare. Blond włosy, dobrze zbudowany mężczyzna na wyciągnięcie ręki... Alice jeżeli teraz strzelisz buraka, Komuru ma cie ugryźć w pośladki. Pomyślałam wstając. Chłopak nie jest dużo wyższy co pozwoliło mi spojrzeć w jego piękne, szaroniebieskie tęczówki.:
- Od kiedy jesteśmy na ty? - Zapytałam spokojnie, ale z tym uśmiechem. Odwrócił się w moją stronę i nie przeraził się, co mnie trochę oburzyło. Zwyczajnie zachowywał się jakbym była jednym z jego wnerwiających towarzyszy.:
- Od kiedy mam taką ochotę. A teraz narysuj mu taki sam rysunek. - Rozkazał nieco marszcząc brwi. Widać, że nie należy do osób cierpliwych.:
- Nie mam takich zdolności artystycznych. - Odpowiedziałam. Chłopak zaraz uśmiechnął się. Czyli trafiłam w sedno, ale jakie?:
- Do narysowania dwóch patyczaków nie potrzeba żadnych zdolności. Artystą można nazwać kogoś, kto tworzy prawdziwą sztukę. - Powiedział dumnie, uśmiechając się szeroko. A więc o to chodzi... Pomyślałam opierając swoje ręce na biodrach.:
- A ty ją tworzysz? - Zapytałam ironicznie. Ton mojego głosu obudził śpiącego wilka. Obejrzał mnie badawczym wzrokiem. Deidara zaś wrogo patrzył tylko na moją osobę, co było dla mnie oznaką pewnej wygranej? Niezłe żarty, igram z ogniem. Jeżeli mnie teraz zaatakuje będę miała problem. Szybkie unikanie ciosów to moja słaba strona, głównie dlatego, że używam jutsu tylko na dystans. Do tego moja umiejętność jest typowo wspomagająca drużynę, na tym poziomie mało przydatna w bliskim starciu. Wiadomo, jak każdy lepszy ninja do pewnego stopnia jestem zręczna, ale niezbyt doskonale mi to wychodzi.:
- Oczywiście że tak! Jetem artystą! - Krzyknął, sięgając ręką do jednej z torebek, przyczepionych do spodni. Z lekkim zaciekawieniem wpatrywałam się w jego poczynania. Co ty robisz? Szukasz czegoś? Kunai? Shuriken? Nie, to tak nie wygląda. Wiec co? Nie mogę się wycofać bo uzna, że stchórzyłam. Beznadziejna sytuacja. Deidara wyciągnął rękę z torebki. Wyglądało to tak jakby, trzymał w niej coś małego. Zmarszczyłam lekko brwi. Tobi zaraz od nas uciekł. Nie wiem dokąd, nie wiem czemu. Mało mnie obchodzi. Zaczęłam uważniej przyglądać się ruchom blondyna. Nie mogłam mieć pewności, że to co ma w ręku nie jest niczym ostrym. Uśmiechnął się chytrze w moją stronę wypuszczając to co miał w ręku, szybko wykonał jakąś pieczęć, a moim oczom ukazały się jakieś dwa małe, białe ptaki.:
- Co ty tworzysz? - Zapytałam takim tonem, jakby w ogóle nie interesowała mnie jego osoba, ale to nie prawda. Zaciekawiła mnie jego zdolność, prawdopodobnie dlatego, że widzę ją po raz pierwszy. Idealnie wyrzeźbione ptaki w tak krótkim czasie? Do tego poruszają się jak żywe. Jego zdolność, z zewnątrz jest piękna tak jak moja, ale to szczegóły mówią więcej. Sprawiają, że twoja sztuka mimo podobieństwa, jest różna od mojej. Spojrzałam na niego spokojnie. Po jego minie można było poznać, że go zirytowałam i wkurzyłam. Co teraz zrobisz? Pokaż mi detale twojej techniki, pokaż słabości, ale i plusy. Pokaż, że to co umiesz jest piękne.:
- Sztuka to... Wybuch! - Krzyknął z uśmiechem, odskakując w dalszą część salonu. Szybko złożył jedną dłoń w pieczęć, a ja stałam zdziwiona i nie wiedziałam co zrobić. Widziałam jak "zwierzęta" trzepotały skrzydłami w moją stronę. Z każdą sekundą były bliżej i bliżej. Przygotowałam się do prawdopodobnego uniku.:
- Katsu! - Krzyknął chłopak. Cholera! Przeklęłam w myślach szybko odskakując od wybuchających ptaków. Po uniku zgrabnie stanęłam na powierzchni, po czym odwróciłam wzrok na miejsce ataku. Kominka tam już nie było, jak i ściany. Wszyscy zebrani zignorowali to, a nawet nie próbowali zatrzymywać chłopaka. To co on zrobił... Co to było? Te ptaki, one tak nagle wybuchły. To jest sztuka? W ten sposób mi chcesz pokazać jaki z ciebie artysta? Spojrzałam na chłopaka, miał widoczny uśmiech na twarzy. Jak widać, jego także nie obchodziło to, co przed chwilą zniszczył. Chciałam już coś powiedzieć, ale Komuru zawarczał, dając mi znak, abym dała spokój. Uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę, przykładając palca do ust.:
- Ciiiii - Uciszyłam go zaraz. Zwierzak niechętnie przestał. Dziwie mu się, że jeszcze ze mną wytrzymuje. Nie jestem towarzyska, co da się zauważyć. Wróciłam myślami do blondyna.:
- I co o tym sądzisz? - Zapytał dumny ze swojego dzieła. Popatrzyłam jeszcze raz na zniszczone miejsce, zaraz znowu wracając do jego oczu. Szaroniebieskie przepełnione zachwytem samym sobą. Cóż za aroganckie zachowanie. Pomyślałam obrzucając go gardzącym spojrzeniem.:
- Hm. Sztuka... To na pewno nie. Jedynie co, to przez swoją głupotę rozwaliłeś kawałek salonu. Do tego jesteś z siebie zadowolony. - Obraziłam go lekkomyślnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Nie chciałam go sprowokować. Zwyczajnie powiedziałam to co uważałam, a po za tym zapytał się mnie co o tym sądzę, więc wypowiedziałam się. Zwykła niszczycielska umiejętność, żadna mi sztuka. Właściwie nie wiem, co nią jest. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wydaje mi się, że powinna oddawać nieskazitelne piękno, tajemniczość. Coś stworzone przez osobę z wielką fantazją i uczuciami. Artysta? Ty nim nie jesteś. Twoje dzieła powinny porwać dusze wszystkim oglądającym ją. Kiedy byłaby wystarczająco popularna, zniszczyć. Lekko zamyślona zauważyłam jak blondyn wnerwiony znowu coś robi w tej torebeczce. Wiedząc co mnie czeka, ustawiłam się w pozycji obronnej. Dałby już spokój. Pomyślałam bacznie obserwując jego ruchy. Po raz kolejny w moją stronę poleciały trzy ptaki tyle, że te były już znacznie szybsze. Kiedy znajdowały się już wystarczająco blisko, aby chłopak mógł wykonać pieczęć, odskoczyłam w jego stronę, omijając bomby. Stworzenia okazały się być niewypałami. Coś tu nie tak... Pomyślałam przegryzając dolną wargę. Stanęłam zgrabnie na podłożu. Kątem oka zauważyłam kolejnego, mniejszego ptaka lecącego przy moich nogach.:
- Cholera! - Krzyknęłam w tym samym czasie kiedy blondyn wykonał pieczęć. Szybko odbiłam się od ziemi zasłaniając twarz rękami. Przez moją fatalną zręczność wybuch trochę mi je okaleczył. Mimo iż obrażenie miałam tylko na nich, ból poczułam na całym ciele. Roznosił się on ogromnymi falami. Przynajmniej rany nie krwawiły, więc zignorowałam to i już trochę chwiejniej stanęłam obok Deidary, zaraz zadając kopniaka w talie. Niestety uniknął go kucając. Kątem oka zauważyłam jak robi się cały czerwony. Nie musiałam się domyślać, aby wiedzieć o co chodzi. Szybko opuściłam nogę, obciągając sukienkę w dół. O nie, o nie, o nie! Ja wiedziałam! I co teraz?! Krzyknęłam w myślach. Moja twarz, w kolorze nie różniła się ani trochę od chłopaka. Odchrząknął chwiejnie wstając. Oboje przez dłuższą chwile nie odezwaliśmy się ani słowem. Dookoła słychać było tylko ciche rozmowy, osób grających w pokera. Ja wiedziałam... Odwróciłam się delikatnie by spojrzeć na Deidare. Stał za mną z rumieńcami i wpatrywał się w sufit z obrażoną miną. Jego źrenice powędrowały na moją osobę, co mnie jeszcze bardziej zestresowało. Szybko odwróciłam głowę. Stałam sztywno, wpatrując się przed siebie, do tego z czerwienią na policzkach. On widział moje... Zacisnęłam dłonie w pięści.:
- Ty idioto! - Krzyknęłam szybko odwracając się w jego stronę. Na twarzy nadal miałam rumieńce, co przyciągnęło wzrok wszystkich tutaj zebranych. Widać, że zainteresowali się sytuacją. Zignorowałam ich, przez to, że byłam wściekła na blondyna.;
- Idiota! Głupek! Idiota! Idiota! - Obrażałam go, ciągle powtarzając te same słowa. Do tego wymachiwałam rękami bez opamiętania. Deidara nadal zawstydzony krzyknął:
- Ej! Wakari! Nie pozwalaj sobie! - Na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. Stracił cierpliwość podobnie jak ja. Przyznam, że trudno mnie wyprowadzić z równowagi, a jemu udało się to w zaledwie piętnaście minut. :
- Przestań gadać do mnie po nazwisku, Deidara! Po za tym to ty sobie pozwoliłeś na za dużo! - Odpowiedziałam także krzykiem. Na naszych twarzach po raz kolejny pojawiły się rumieńce. Prychnął i odwrócił wzrok. Znowu wpatrywał się w pustą ścianę. Mam ochotę mu przywalić, z pięści, prosto w twarz, a potem przydusić. Idiota. Trzymajcie mnie bo jak ja dorwę tą jego blond czuprynę! Wolałam nie dokańczać moich przemyśleń, gdyż nie uspokoiłoby mnie to. Wzięłam jeden głęboki oddech, by zmyć te rumieńce. Niestety nie dałam rady. Alice no co z tobą! Krzyknęłam na siebie w myślach. Podszedł do nas Hidan, który walną Deidare w plecy śmiejąc się głośno.:
- No! Nie myślałem, że to tak szybko nabierze obrotów! - Uśmiechnął się szeroko w stronę blondyna, za to ten wręcz chciał zabić go wzrokiem. Stałam i nie wiedziałam o co mu chodzi. Zwyczajnie nie ogarniałam, ale to przez to, że zagapiłam się na ciągle zarumienionego Deidare:
- Myślałem, że to ja pierwszy zobaczę jej - Nie dokończył, gdyż dostał prawego sierpowego mojego wykonania. Pod wpływem uderzenia odsunął się cztery kroki do tyłu.:
- Zamknij się. - Powiedziałam oschle w stronę Hidana, zaraz wychodząc z salonu. Zdaje sobie sprawę, że zostawiłam tam Komuru i zgubiłam mapę, ale w tej chwili było mi to obojętne. Nie chciałam teraz stać na środku i czuć na sobie spojrzenia wszystkich tam zebranych. Nienawidzę tego. Zaczęłam iść w prawdopodobną stronę do mojego pokoju.
Jak mogłam być taka lekkomyślna i zapomnieć o tym. Mógł tego wszystkiego nie zaczynać. Wielki mi artysta. Zwykły, dziecinny i zboczony idiota! Jednak kiedy był zarumieniony, wyglądał na prawdę uroczo. Ten róż na policzkach wyglądał przepięknie przy jego cerze, błękitnych oczach i długich blond włosach. Zdaje się, że dzisiaj nazwałam go aniołem. Zaczyna mi odwalać. Na głowę mi pada. Tak, to dobre wytłumaczenie.
----------------------------------------------
Josu josu xo Gomen! Miałam świetny, wspaniały i doskonały plan na ten rozdział, ale niestety - jak to bywa - wszystko się zmieniło podczas pisania... Nie wiem co mnie naszło... Tak jakoś. :x
+Jak widać dodałam gadżet "obserwatorzy". Można powiedzieć, że pogodziłam się z google+ xD

3.04.2013

Rozdział 4. "Znalazłam trzech"


Czarne niebo, czerwone chmury. Dookoła mnie unosi się szary gęsty dym. Owinięta jedynie w cienki niebieski koc, stałam nieobecna na środku oliwkowej polanki. Moje nogi były poharatane, podobnie jak ręce. Kiedy to... Pomyślałam przyglądając się zadrapaniom. Nie krwawiły, ale patrzenie na nie, przyprawiało mnie o mdłości. Uniosłam głowę ku górze by spojrzeć na smutne niebo. Ciemne chmury wyrażały złość i żal, a czerwone niebo nieszczęśliwy koniec. Nie był to piękny widok, jednak interesujący. Z przymrużonymi oczami zaczęłam powoli rozglądać się dookoła. Pustka. Kompletna pustka. Polana ciągnęła się bardzo daleko za horyzont, czyniąc ją nieosiągalną dla ludzkiego oka. Uchyliłam lekko usta chcąc coś powiedzieć. Nic konkretnego, po prostu sprawdzić, czy coś z siebie wyduszę przy takiej głuchocie. Oczywiście nie dałam rady. Nie mogłam powiedzieć nawet szeptem. Jestem sama, na odludziu. Ogarnięta przez mrok i grzechy. Czyli to jest koniec. Upadłam na kolana nadal trzymając koc by nie zsunął się z mojego nagiego ciała. Spuściłam głowę w dół, po czym niepewnie prawdą ręką dotknęłam swoich włosów. Każdy zakręcony w inną stronę, poplątany i niezadbany. Moje ciało momentalnie zesztywniało, gdy po podniesieniu wzroku ujrzałam zapłakanego Nagato.

Promienie rannego słońca uparcie starały się, zwlec mnie z łóżka, ale ja nie dawałam za wygraną. Zbyt miękko i cieplutko, aby o tak wczesnej porze wstawać. Uchyliłam lekko powieki wpatrując się w turkusową ścianę. Jeżeli ktoś przyjdzie z jakąś nową misją, to Komuru go pogoni, albo mnie...Aj, zapomniałam. Już nie mieszkam na odludziu. Mój przytulny dom zastąpili oni, Akatsuki. Zabójcy rangi S, bezuczuciowi mordercy i zachłanni mocy bijuu. Ludzie z marzeniami i pasjami, a jednak zbiegli ninja. Każdy niesamowicie uzdolniony, a wśród nich ja, przeciętnie silna kobieta, której marzenia składają się z pragnień innej osoby. Wzięłam jeden głęboki oddech przewracając się na plecy. To wszystko wygląda jak jeden wielki sen. Po tylu latach spotykam moich przyjaciół. Zmienili się nie do poznania, stworzyli organizacje niosącą problemy i nienawiść na świecie. Brzmi jak jakaś tania, dramatyczna książka.
Podniosłam się na łokciach, uważnie przyglądając się rozświetlonemu pomieszczeniu. Promienie dawały dość dużo światła, aby w końcu zmusić mnie do wstania. Spojrzałam na spokojnie śpiącego wilka przy biurku. Przynajmniej dotrzymałeś słowa... Pomyślałam uśmiechając się pod nosem. Leniwie wstałam z łóżka, przeciągając się. Podeszłam do okna, po czym otworzyłam go szeroko. Lekki wiatr wtargnął do pokoju, napełniając go świeżym powietrzem. Zawiał lekko moje włosy, dolną część koszuli nocnej i pogładził policzki. Po raz kolejny na mojej twarzy za widniał uśmiech. Nie sądziłam, że będąc w tej organizacji, kiedykolwiek będę miała okazje by pokazać szczęście. Po wczoraj widzianych osobach nie zauważyłam najmniejszej radości, więc czemu ja miałabym zachowywać się inaczej? Nie mam pojęcia czemu kolejne dni, codzienny widok słońca, rozmowa ze znajomymi nie sprawiała im radości. To najlepsze co można dostać będąc samym, bez rodzinnego wsparcia. Z mojej twarzy natychmiastowo zniknął uśmiech. Zamknęłam okno, następnie wpatrując się w mojego zwierzaka. Obserwowałam czy nie zadali mu żadnych męczarni. Odetchnęłam z ulga kiedy na futrze wilka nie było najmniejszej oznaki ciosów i rzeczy tego typu. Na krześle zauważyłam jakieś ubrania i płaszcz Akatsuki, a na biurku jakąś małą karteczkę.:

Miałaś rozprutą tunikę, więc zabrałam ją do zszycia, za to dałam ci inny strój. Rozmiarowo powinien być dobry. Jutro przyniosę ci więcej ubrań.
Śniadania, obiady i kolacje jesz o której chcesz.
Nie chodź późnymi godzinami po organizacji. Póki co, inni nie chodzą na misje, więc raczej chcieliby się wyspać.
Jutro masz pierwszy trening. O godzinie szóstej rano masz iść do gabinetu lidera. Tam poznasz swoich lub swojego "nauczyciela".
Pod tą kartką jest mapa siedziby. Choć nie jest ona duża, radze ci jej nie zgubić.
I jeszcze, Alice, uważaj na siebie.
Konan.


Czytając ostatnie zdanie, uśmiechnęłam się delikatnie. Konan, chyba ty jako jedyna troszczysz się o mnie i moje zdrowie. Nie wiesz, jaką radość byś mi sprawiła, gdybyś powiedziała mi tak prosto w oczy. Poczułabym się o wiele bezpieczniej i odważniej podchodziłabym do każdego kroku. Dajmy na przykład śniadanie. Głodna jestem, ale pewności nie mam czy dobrym pomysłem będzie pokazanie się wśród nich. Nie czuje się jak zabójca, czy morderca. Nigdy tak o sobie nie myślałam, a także nie lubiłam, kiedy ktoś określał mnie takim mianem. Prawdopodobnie przez to nigdy nie poczuje się tu jak w domu. To oczywiste. Czasu nie cofnę, nikt tego nie zrobi. Człowiek jest bezsilny wobec zdarzeń, które nie są mu na rękę, ale co on z tym może zrobić? Nic. Jedynie postarać się o lepsze jutro. Yahiko, to ty mnie tego nauczyłeś. Uśmiechnęłam się lekko. No dobra. Czas trochę się odświeżyć. Pomyślałam, biorąc przyszykowane ubrania i czystą bieliznę, po czym od razu udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Zimne kropelki spływające po moim ciele koiły wszystkie zmartwienia, a morelowy płyn wprawił mnie w lepsze samopoczucie. Wytarłam swoje morkę ciało, zaraz zakładając bieliznę. Spojrzałam na ubrania które dała mi Konan. Od czego by tu zacząć? Pomyślałam rozkładając wszystkie części stroju na podłogę.

Prawda, rozmiar jest dobry, ale sądzę, że trudno będzie mi się przyzwyczaić do chodzenia bez spodenek. Cały strój jest ładny i całkiem praktyczny. Nie zawadza podczas walki, prawie. Ta niebieska, krótka sukienka, którą można nazwać tuniką, jest zbyt skąpa.  Nie dam rady myśleć o walce, jak będę wiedziała, że w każdej chwili przeciwnik będzie mógł zobaczyć moje majtki.:
 - Jakie to męczące. - Powiedziałam załamana wychodząc z łazienki. Zauważyłam Komuru, który uważniej wpatrywał się w moją osobę. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, co - mimo, że jest wilkiem - było stresujące. Wzięłam głębszy oddech po czym lekko uśmiechnęłam się do niego.:
 - Chodźmy coś zjeść. Brzuch mi gra niezły hejnał. - Powiedziałam biorąc klucz i mapę siedziby.:
 - A płaszcz? - Zapytał zwierzak idąc w stronę wyjścia.
 - Nie wygląda na wygodny. Wczoraj widziałam, że nie każdy był w niego ubrany, więc mi też wolno. - Odpowiedziała, wychodząc z pokoju. Prawda, może jest na nim logo Akatsuki, ale uszyto go z ciężkiego materiału. Nie mam zamiaru chodzić i się męczyć.
Większość drogi przebyliśmy w ciszy. Komuru ciągle powtarzał, że źle idę, ale ja wiedziałam, czułam, że to dobry kierunek. Moja pewność zgasła, gdy otworzyłam metalowe drzwi, a za nimi zobaczyłam salon. A byłam taka pewna... Pomyślałam rozglądając się po pomieszczeniu. Jest dość obszerne, ma beżowe ściany i ciemne panele. Znajduje się tu jedna duża sofa, dwa fotele, kominek, jakieś kwiatki, stół do bilarda, mały stolik i ściany pełne przeróżnych obrazów. Dość ładnie... pomyślałam przyglądając się mapie. Eeej, nie jest tak źle. Gdzieś tu powinny drzwi do jadalni, a potem do kuchni. W moich oczach pojawił się błysk, który miał olśnić Komuru, ale jego już nie było obok mnie. O kiedy ty mnie tak ignorujesz? Pomyślałam załamana. Chciałam już iść w stronę kuchni, ale moją uwagę przyciągnęła dyskusja dwóch osób grających w bilarda.:
 - Ej! Deidara, nadal jesteś pewien, że chcesz obstawić tyle kasy?! - Krzyknął uśmiechnięty w stronę blondyna.
 - Zamknij się Hidan. - Warknął, biorąc swój kij. Już teraz mogę uznać, że nie za bardzo się lubią, mimo to grają razem? Hm, można i tak. Uśmiechnęłam się lekko wpatrując się uważnie w ich ruchy. Hidan, by rozproszyć Deidare, zaczął machać swoim kijem tak, jakby grał w golfa. Komicznie to wyglądało, ale bardziej moją uwagę przykuły ich mięśnie. Nie to żeby byli jakimiś pakerami, czy coś. Posturę mają ustabilizowaną, co wpłynęło na mnie uspokajająco? Dokładnie tak. Dużo plotek słyszałam o tej organizacji, pojawiła się także taka, że to wieeelkie mięśniaki. Żenujące, co ludzie potrafią wymyślać. Musiałam przerwać moje przemyślenia, gdyż prawie dostałam kulą bilardową. Dosłownie nagle przeleciała mi przed oczami. Zdziwiona spojrzałam w stronę grających.:
 - Zabije cię! - Krzyknął blondyn na Hidana. Stał na stole grożąc mu pięścią. Szaro włosy, nic sobie z tego nie urobił, a nawet na jego twarzy pojawił się uśmiech.:
 - Idiota. Wiesz dobrze, że mnie nie zabijesz! - Krzyknął, biorąc woreczek pieniędzy. Blondyn tego nie zignorował. W jednej chwili rzucił się na Hidana okładając go pięściami. Oczywiście nie obyło się kontrataku. Przez cały ten incydent patrzyłam na nich jak na nadludzkie istoty. Oni na prawdę są starsi ode mnie? Zapytałam siebie załamana. Zachowuję się gorzej niż. Po raz kolejny nie było mi dane dokończyć, gdyż poczułam jak ktoś na mnie wpada i swoim ciałem przywiera do ziemi.:
 - Piękna Alice! Urocza Alice! - Krzyczał zamaskowany. Leżałam zdziwiona i zdezorientowana, ale nie tylko jego zachowaniem. Po raz kolejny nie poczułam, że ktoś się do mnie zbliża. Głupia... Obraziłam siebie w myślach zrzucając chłopaka na podłogę. Szybko wstałam i poszłam w kierunku jadalni. Trochę zwolniłam, gdy w pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Nawet dwójka bokserów przerwała swoją czynność. Do tego wszystkiego doszło jeszcze uczucie, bycia w centrum uwagi. Czułam na sobie wzrok tutaj zebranych. Przestańcie się gapić... Pomyślałam ściskając pięści. Odwróciłam się w ich stronę, by coś powiedzieć, choć wcale nie wiedziałam co. Obejrzałam wszystkich tu zebranych. Deidara wpatrywał się z obojętnym spojrzeniem, za to Hidan, miał jakby lekki uśmiech na twarzy. Zignorowałam to i poleciałam dalej. Zamaskowany leżał na ziemi jakby dostał jakieś zawału, co mnie wcale nie obchodziło, więc powędrowałam wzrokiem dalej. Ta osoba... Chłopak o czerwonych włosach, jako jedyny nie interesował się całym zamieszaniem. Bardziej wczuł się w czytanie jakiejś książki. Szybko odzyskałam spokój na twarzy i poszłam do jadalni. Nienawidzę być w centrum uwagi. Pomyślałam opierając się o drzwi. Oni wszyscy są tacy dziwni i różni. Nie zachowują się jak zabójcy. Myślałam, że będą teraz torturować jeńców, gwałcić kobiety, chlać alkohol i ćwiczyć. A to ci dopiero niespodzianka. Pomyślałam wchodząc do kuchni. Nieduża, ale ma wszystko co powinno się tu znaleźć. Bez głębszych przemyśleń wyjęłam z lodówki jogurt bananowy pitny, zaraz zabierając pierwszy łyk. Wszystko jest inaczej niż sobie wyobrażałam. Ich zachowanie, charaktery i pierwsze spotkanie z Yahiko i Konan. Czy to będzie tak wyglądać do końca mojego żywotu? Dla innych będę tylko popychadłem, a dla Komuru księżniczką. Yahiko będzie mnie ignorował, a Konan unikała. Czy to jest to co chciałam? Zapytałam sama siebie siadając na blacie. Zauważyłam jak do kuchni wszedł ten czerwonowłosy chłopak, który wcześniej czytał książkę. Nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, otworzył lodówkę. Widać, że czegoś w niej szukał. Zeszłam z blatu popijając kolejno trzy łyki. Zmieniłam położenie na barek, w którym znajdowały się głównie alkohole. Czerwonowłosy zamknął lodówkę po czym spojrzał się na mnie. Dopiero teraz zauważyłam jego piękne czekoladowe tęczówki i delikatne rysy twarzy. Wpatrywały się w moją osobę. Powoli zaczął zbliżać się do mnie. Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić, oddech przyspiesza, a przez moje ciało przechodzi przyjemne ciepło. Czemu tak na mnie działasz... Pomyślałam szybko odwracając wzrok. Poczułam jak powoli robię się czerwona na policzkach.:
 - Możesz? - Zapytał wskazując na barek z alkoholami. Zeszłam na podłogę popijając zachłannie kolejno sześć łyków jogurtu. W tym czasie czerwonowłosy zdążył nalać sobie sake do kieliszka. W kuchni nastała niezręczna cisza. Jedynie słychać było lekki szum ocierających ziarenek piasku o okno. Chłopak zapatrzony w alkohol mieszał go w kieliszku, a ja stojąca obok niego dopiłam ostatki jogurtu. Wyrzuciłam pustą butelkę do kosza. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przez ten czas, chciałam, aby nawiązał on ze mną jakikolwiek kontakt. Z resztą... I tak pewnie już wnerwiła go moja obecność. Spuściłam głowę w dół z zamiarem wyjścia z pomieszczenia, ale szybko mnie zatrzymał:
 - Alice - Zwrócił się do mnie wypijając całą zawartość kieliszka. Znieruchomiałam, słysząc jego przyjemny głos. Nie był wnerwiony, co mnie trochę uspokoiło.
 - Tak? - Odwróciłam się powoli w jego stronę. Tylko nie złap teraz buraka... Pomyślałam.
 - Znałaś się kiedyś z liderem i Konan, prawda? - Zapytał, uważnie wpatrując się w moją osobę. Złe pytanie. Nie mam zamiaru o nich gadać, o tym co było. Są oni ostatnim tematem, na który chciałabym się wypowiedzieć komuś kogo właściwie nie znam. Zebrałam się na jedną, krótką odpowiedź by zaraz opuścić to pomieszczenie.:
 - Tak. - Moja mina w tej chwili była obojętna. Chciałam mu pokazać, że nie mam ochoty o nich gadać. Nie to, że mam do nich jakiś żal, po prostu boje się, że zacznę się drzeć, a nawet płakać. Choć zawsze staram się być twarda, tak teraz była możliwość, że uronię łzy tęsknoty za starymi, dobrymi Konan, Nagato i Yahiko. Staliśmy w ciszy, do tego oboje wyglądaliśmy na znudzonych.:
 - Jacy oni byli? - Zapytał trochę ciszej. Nie chciałam odpowiadać, ale raczej nic mi nie szkodzi. Nagle do kuchni wszedł Itachi. Na szczęście. Oboje zmierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, po czym czerwonowłosy szybko opuścił to pomieszczenie. Nie mam pojęcia czemu tak na siebie zareagowali, ale raczej życia mi to nie odmieni. Także byłam lekko zdziwiona, bo jednak jeszcze nie odpowiedziałam tamtemu na pytanie, a on już wyszedł. Chodząca tajemnica. Jeszcze jedna znajdowała się teraz w kuchni. Ilustrowała mnie dokładnie wzrokiem. Nie wiem czemu, ale poczułam się bardzo niezręcznie. Kątem oka, zauważyłam jego ciemne oczy i włosy powoli zbliżające się do mnie. Mimowolnie mój oddech zaczął przyspieszać, a serce w każdej chwili mogło wyskoczyć z klatki piersiowej. Po raz kolejny pojawił się delikatna czerwień na moich policzkach. Odwróciłam się w jego stronę tak, że stałam zaledwie krok od niego. Ta pustka w oczach... to takie hipnotyzujące i piękne.:
 - Mogłabyś? - Zapytał wskazując na barek za mną. Potrząsnęłam trochę głową. Przez to całe zamieszanie nie zauważyłam jak zmieniłam położenie. Kiwnęłam lekko, odsłaniając drogę do alkoholi. Itachi wziął jedną większą butelkę sake i dwa kieliszki. Całkiem dużo tu chleją. Pomyślałam wpatrując się w poczynania kruczowłosego. Wychodził powolnym krokiem z pomieszczenia, a ja odprowadzałam go wzrokiem. Kiedy zostałam sama odetchnęłam z ulgą. Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam w dół kładąc dłoń na sercu. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Nagle do pomieszczenia wszedł Komuru wielkości psa pasterskiego.:
 - Alice, jesteś idiotką. - Obraził mnie siadając obok.:
 - Po czym tak stwierdzasz? - Zapytałam już z obojętną i spokojną miną.
 - Wpatrujesz się w nich jakbyś nigdy faceta na oczy nie widziała. Przez chwile to nawet myślałem, że całkiem ci się podobają. - Prychnął. Po tym co usłyszałam, byłam trochę zdziwiona. Aż tak dziwnie się zachowywałam? Zapytałam siebie wstając z podłogi.:
 - Wracajmy do pokoju. - Powiedziałam w jego stronę, lekko uśmiechając się. Bez żadnych komentarzy, zwierze wstało z podłogi idąc za mną. Może i ma racje, ale jak zachowywałaby się dziewczyna, która bardzo rzadko widywała mężczyzn? Wydaje mi się, że podobnie. Nie usprawiedliwiam swojego zachowania, ale mam wrażenie, że znalazłam trzech niesamowitych facetów. Możliwe że jeszcze mnie zaskoczą. Pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Mam taką nadzieje.
----------------------------------------
Jeny przepraszam, że tak kończę xo, ale nie chciałam, żeby rozdział wyszedł za długi.
(zapomniałam dodać, że nowy strój można zobaczyć w galerii)