3.08.2014

Rozdział 18. Fałszywa wersja wydarzeń.


Rozkazy wydawane przez innych są zwykłymi słowami, których nawet silny człowiek musi się słuchać. Najczęściej ludzie boją się kary, jaka może ich spotkać, gdy nie wykona się zadania. Mniejszość kieruje się ślepą lojalnością. Nieliczni godzą się na usługiwanie poprzez chęć odpłaty za czyny, dzięki którym ten ktoś odmienił ich życie.

Obudziłam się z głośnym krzykiem, gwałtownie podnosząc się do siadu. Ciężko dyszałam, czułam jak po moim czole spływają pojedyncze krople potu, a serce biło niewyobrażalnie szybko. Zapewne przez ten ,,sen". Przetarłam oczy rękawem, po czym zaczęłam oglądać pomieszczenie w którym się aktualnie znajduje. Mój stary pokój. Wzięłam głęboki oddech po czym wstałam z łóżka. Od razu poszłam do łazienki z zamiarem wykąpania się.
Odkręciłam wodę i powoli zaczęłam zdejmować ubrania. Moją uwagę przyciągnęła dwu centymetrowa rana na żebrach. Nie przypominam sobie żeby Sayuri zraniła mnie w tym miejscu. Po za tym miałabym rozerwane ubranie. Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech i weszłam pod ciepłą wodę. Czemu tak bardzo boli mnie głowa? Zapytałam sama siebie. Co prawda, przez tę piękne koszmary z Orochimaru w roli głównej nie sypiam spokojnie, ale jeszcze nigdy nie miałam takiego bólu głowy. To cholerne uczucie pustki. Mam wrażenie, że już kiedyś to czułam.
Niechętnie wyszłam spod ciepłej wody po czym od razu ubrałam się i wysuszyłam włosy. Wróciłam z powrotem do mojej sypialni, ale nie na długo. Ból był zbyt mocny żebym mogła go na spokojnie znieść i pójść spać dalej. Zaraz mi łeb pęknie... Pomyślałam kiedy popatrzyłam na zegarek. Czwarta siedemnaście. Znowu zaczynamy ,,upojne noce”. Spokojnym krokiem wyszłam na korytarz. Jest tak jak zapamiętałam, czyli lekko oświetlony, żarówki przyczepione do ściany i oczywiście brak wykładziny.
Poszłam w stronę kuchni, tam chyba powinnam coś znaleźć.:
- No nie wierzę! Myślałem, że jestem trzeźwy, a tu co?! Widzę trupa! – Krzyknął wesoły i zachlany Hidan przyglądając mi się od ,,stóp do głów”. Ten smród alkoholu można by było wyczuć na kilometr. – Wyładniałaś. Nosisz soczewkę? Czemu tylko jedną? A może chciałabyś z kimś porozmawiać na różnorakiego rodzaju tematy? – Powiedział co chwile chwiejąc się. Oparł się o ścianę i chyba starał się wykonać jakiś uwodzicielski uśmiech. Wyszedł jak dzika świnia, która zauważyła pięknie przypieczone mięsko.:
- Porozmawiałabym z tobą dłużej, ale... - Nie dał mi dokończyć.
- Po co komu rozmowa! Można od razu przejść do konkretów. – Zniżył lekko ton, a uśmiech nie chciał mu zejść z twarzy. Denerwuje mnie. Nie wiem kiedy, ale aktywował mi się gaisenten a w moim ręku w przeciągu milisekundy pojawił się motylek, który od razu nabrał kształtu ostrej igły. Podeszłam do niego z lekkim uśmiechem. Objął mnie w tali jedną ręką jeszcze szerzej się uśmiechając. On chyba nie myśli, że rybka skusiła się na przynętę? W błyskawicznym tempie przyłożyłam ostrze do jego policzka. Widać, że był lekko zaskoczony, ale trwało to tylko chwile. W końcu jest nieśmiertelny to czemu miałby się bać jakiejś igły.:
- Posłuchaj, boli mnie głowa więc nie denerwuj mnie, idź spać i nie sprawiaj nikomu problemu inaczej ja sprawię, że zaczniesz bać się iluzji, a także takich oto na pozór niewinnych igieł, dobrze? – Zapytałam się wrednie z lekkim uśmiechem. Zmieniłam swój ton i podejście do całej sytuacji. Chyba dzięki temu uznał, że nic tutaj nie zdziała, więc prychnął i poszedł równie chwiejnie jak w momencie kiedy zmniejszał między nami dystans. Nie chciałam zastraszać, ale też szybko potrzebowałam jakiś lekarstw bądź leczniczych ziół.

Do salonu doszłam dość szybko. Po za siwym nikt nie wchodził mi pod nogi co było wielką pomocą. Na kanapie zauważyłam Megumi... Chyba nazywała się Megumi. Siedziała prosto, prawie jak dama albo jakaś ważna osoba z kamienną miną. Właściwie to wpatrywała się w czerń wyłączonego telewizora. Jako że jestem strasznie ciekawską osobą podeszłam do niej i usiadłam obok. Chyba ją wystraszyłam. Wzdrygnęła się jakby ducha zobaczyła.:
- Chce ci się o takiej godzinę siedzieć przed wyłączonym telewizorem? – Zapytałam lekko zaspanym głosem. Na początku wpatrywała się we mnie zdziwiona, ale kiedy pomachałam jej dłonią przed twarzą otrząsnęła się z transu.:
- A tobie przychodzić tutaj? – Odpowiedziała pytaniem. W sumie to miała racje tyle, że ja w szczytniejszym celu.:
- Obudziłam się przez koszmar. Chciałabym pójść spać, ale głowa mnie boli i nie wiem czemu. – Zaraz jak skończyłam mówić przyłożyła swoją rękę do mojego czoła.:
- Jesteś rozpalona! Nie poczułaś, że masz gorączkę? – Zapytała sięgając po koc, który leżał rozwalony na fotelu. Nigdy nie zwracałam uwagi na choroby, brałam tabletki przeciwbólowe i ,pracowałam dalej. Z grzeczności i chęci pomocy Megumi, wzięłam od niej koc i okryłam się nim dokładnie. To trochę dziwne kiedy człowiek na początku patrzy na ciebie jak na zjawę, a zaraz potem martwi się o ciebie.:
- Dziękuje. – Wyszeptałam cicho. Ułożyłam się wygodnie na kanapie po czym od razu zasnęłam.

- Po co jej pomogłaś?! – Usłyszałam jakiś oburzony lekko piskliwy głos.
- Miała gorączkę. Po za tym należy do organizacji to czemu miałabym jej nie pomagać? – Uchyliłam lekko oczy i zauważyłam kłócące się dwie znane mi dziewczyny.:
- Miyu, obcięłaś włosy? Ładnie ci tak. – Wydukałam cicho uśmiechając się. Mimo iż powiedziałam komplement siostra wnerwiła się i wyciągnęła mnie siłą spod koca na nogi tak, że stałyśmy twarzą w twarz. Widać, że była wnerwiona, ale czemu?:
- Dlaczego ty jeszcze żyjesz? Czy naprawdę nie da się ciebie zabić? – Wysyczała przez zęby. Zauważyłam jak w jej oku aktywował się gaisenten. Zrobiłam to samo, po czym kopnęłam ją z kolana w brzuch i szybko odskoczyłam. Jęknęła cicho co oznacza, że odzyskałam siły. Czuje, że jeszcze mam gorączkę, ale skoro aktywowała kekkei genkai to chce walki.:
- Tak bardzo mnie nienawidzisz, że aż chcesz zabić? – Krzyknęłam w jej stronę. Pogodziłam się z tym, że moja jedyna rodzina chce się mnie pozbyć, ale nadal nie rozumiem czemu. Megumi wpatrywała się w nas obie, po czym zaraz podbiegła do mnie i znowu przyłożyła swoją dłoń do mojego czoła.:
- Uspokójcie się obie! Alice, ciągle masz gorączkę, a ty Miyu nie prowokuj jej! Niedawno wróciłaś z misji, również powinnaś odpoczywać. – Rozkazała już spokojniej Megumi. Skutecznie na szczęście, obie dezaktywowałyśmy kekkei genkai. Oburzona siostra chciała pójść do kuchni, ale jeszcze ją zatrzymałam.:
- Ej, Miyu, czemu ścięłaś włosy? – Zapytałam się dość poważnym tonem. Nie to, że długość włosów była szanowana w klanie, po prostu ciekawość mnie zżera. Zauważyłam jak na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nieszczery, a wredny i przepełniony lekką satysfakcją:
- Chcesz wiedzieć czemu? Bo chciałam jak najmniej przypominać ciebie! Niestety ciągle wiążą nas więzy krwi. – Odpowiedziała mi po czym poszła do kuchni. Póki nie dowiem się co ja jej takiego zrobiłam, za nic nie zrozumiem czemu żywi do mnie taką urazę. Obie należymy do organizacji zabójców, więc zapewne nie zostało nam dużo czasu do życia. Wstałam i pobiegłam za siostrą ignorując ostrzeżenia Megumi. Jest strasznie upierdliwa jeżeli chodzi o pomoc.
Pociągnęłam Miyu za rękaw płaszcza na tyle mocno żeby odwróciła się w moją stronę. Nie zdziwiło ją to, że przyszłam. Wręcz przeciwnie. Patrzyła się ze znudzeniem tak, jakbym już nie robiła dla niej atrakcji, a nawet była zbędna. Wnerwiło mnie to, ale starałam się tego nie pokazywać. Czy wyszło? Raczej tak, ale nie na długo bo nie dałam rady się opanować. Złapałam na kołnierz jej płaszcza i pociągnęłam ją do ściany, żeby mogła mi na wszystko „ładnie” odpowiadać.:
- Nie będę ci zabierać dużo twojego cennego czasu, mam tylko kilka pytań. – Powiedziałam spokojniej wpatrując się jej w oczy. Popatrzyła się na mnie ze skwaszoną miną, po czym ryknęła śmiechem. Co ją tak bawiło?:
- A kto powiedział, że na nie odpowiem? – Zapytała się z wrednym uśmiechem. Zignorowałam jej słowa oraz zachowanie i wróciłam do sedna. Nie chciałam się denerwować przez kaprysy młodszej siostrzyczki.:
- Opowiedz mi wszystko, co wiesz o przeszłości. Od urodzin. – Rozkazałam. Miyu prychnęłam, ale nadal ją ignorowałam. Jedyne co to oczekiwałam prostej odpowiedzi, czy to takie trudne? Z poważą miną wpatrywałam się w jej oczy, które widocznie starały się o minąć kontakt wzrokowy z moimi. Przycisnęłam ją mocniej do ściany na co cicho syknęła i wykrzywiła minę w grymas z  niezadowolenia.:
- Dobra dobra. – Zgodziła się w końcu, więc puściłam ją i grzecznie czekałam, aż zacznie mówić. Poprawiła sobie płaszcz, a na jej twarzy pojawiła się dość zbolała mina. Tak jakby to co chce powiedzieć sprawi jej przykrość.
- Odkąd się urodziłam, zawsze byłam odstawiana na dalszy plan. Ty jako pierwsza aktywowałaś gaisenten, a ja... Ja byłam jak odmieniec rodziny. Nie umiałam walczyć, bronić się, nie umiałam kontrolować czakry, a co gorsze nie wiedziałam jak to jest posiadać kekkei genkai. Rodzice stracili nadzieje, że kiedykolwiek go w sobie odkryje, więc jeszcze bardziej mnie odrzucili i podobno rozmyślali nad tym, czy nie wysłać mnie do sierocińca. A ty... Ciągle się wywyższałaś, mówiłaś jaka jesteś dobra, obgadywałaś mnie razem z innymi żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć mi życie. A no i zawsze jak ćwiczyłaś, to ja byłam twoim królikiem doświadczalnym, aż do czasu wojny. Trenowałaś kiedy nastąpił atak, podobno rodzice cię zabrali z mieszkania, a mnie zostawili tam. Zostawili na pastwę wrogich ninja i rozpadającego się domu. Wtedy znalazł mnie Orochimaru. - Po skończonej wypowiedzi wszczepiła na mnie swój wzrok przepełniony bólem i nienawiścią.:
- Dlaczego niekiedy mówiłaś podobno? – Zapytałam, a mój głos drżał. Przeraziła mnie ta historia i jak ona zobrazowała naszą rodzinę.
- Opowiadał mi to Orochimaru, ale co do niektórych sytuacji mam dylemat. Mam małe luki z przeszłości. - Jak ona mogła uwierzyć w taką bajeczkę. Orochimaru jest szują, przebiegłym gadem, a nie człowiekiem któremu można zaufać. Ja to zauważyłam, czemu ona nie może? Jestem pewna, że tak nie było. Nie mogłabym ranić własnego rodzeństwa, a rodzice... Cóż, tego nie wiem. W końcu pamiętam jedynie małą cząstkę całości. Czy ona powiedziała, że coś pamięta?:
- Nie wierze w historyjki Orochimaru. Komuś takiemu jak jemu nie można ufać. Zawsze na pierwszym miejscu jest on, przekonałam się o tym. – Skończyłam mówić, kiedy kątem oka zauważyłam węża za oknem. Nie jest to przypadek, bo przecież ta organizacja znajduję się na pustyni, a takie węże znajdują się tylko w lesie. To znaczy, że obserwuje mnie. Ten gad mnie obserwuje. Zero zaufania. Potrząsnęłam głową i wróciłam do Miyu. – Zrobisz co uważasz, możesz posłuchać się mnie lub jego. Co prawda nie powiem ci nic bo sama nie pamiętam tamtego okresu, ale pamiętam naszą mamę. Ten moment, kiedy nazwała mnie księżniczka Ame. Pamiętam jej wzrok, przepełniony smutkiem i te zaszklone oczy. Kilka pojedynczych dni, kiedy to z ojcem wymieniali się opieką nade mną, by pójść na ważną misję. Potem już tylko jak kazała mi uciekać. Mogłabyś powiedzieć mi co ty pamiętasz? – Zapytałam po krótkiej przerwie. Trudno jest rozmawiać o takich rzeczach szczególnie osobie, która mówi o martwym członku rodziny. Na szczęście – lub też nie - ten temat nie jest trudny tylko dla mnie. Można to łatwo stwierdzić patrząc na Miyu, która powstrzymuje się od smutnej miny poprzez przegryzanie dolnej wargi.:
- Ja pamiętam... – Powiedziała cicho po czym wzięła głęboki oddech. – Pamiętam jak razem się huśtałyśmy. Byłyśmy raczej wesołe, roześmiane, a rodzice stali za nami. Oni także wyglądali na szczęśliwych. Potem pamiętam już tylko jak obudziłam się u Orochimaru. Ta mała luka ciągle mi chodziła po głowie, ale zostawiłam ją dla siebie. Równie dobrze to mogło być jakieś urojenie. Tak czy siak nigdy nie dowiemy się jak to było naprawdę więc jedyne co można, to wierzyć w to co się wie. – Zakończyła po czym zaczęła iść w stronę wyjścia. – Pogódź się z myślą, że nigdy nie dowiesz się prawdy, Alice. Ja tak zrobiłam i żyje mi się dobrze. – Powiedziała cicho stojąc do mnie tyłem. Chwile później opuściła pomieszczenie. Po tych zwierzeniach miałam kompletny mętlik w głowie. Jedna myśl gryzła się z drugą, a potem dochodziły kolejne które także nie pasowały do całości. Nie dało się z tego ułożyć niczego sensownego. Stałam jakby sparaliżowana i wpatrywałam się w brudną biel ściany dzielącej prowizoryczną jadalnie od kuchni. Tyle tajemnic i pytań, a zero odpowiedzi i jakichkolwiek wskazówek. Zacisnęłam dłoń w pięść, po czym po wielkim zamachu uderzyłam w ścianę robiąc małe wgniecenie. Poczułam rozrywający ból, ale szybko zniknął. Za bardzo pochłaniała mnie złość. Ta rada, którą mi podała. Jest błędna w każdym wyrazie. Jak można żyć spokojnie kiedy nie zna się swojej przeszłości. Do tego ktoś wklepuje takie bzdury myśląc, że dzięki temu będzie miał jakąś przewagę. Ten obślizgły drań naprawdę nie ma serca. Tak oczerniać rodzinę Wakari? Szybko wybiegłam z kuchni i popędziłam do lidera. Minęłam Megumi, która jedynie spojrzała na mnie zmartwiona. Chyba wiedziała, że nie posłucham jej kolejnych rad na temat, „jak poprawić mój stan”.

Wbiegłam przez uchylone drzwi prosto do dość dobrze oświetlonego pokoju. Lekko zakręciło mi się głowie, ale to chyba przez zmienię intensywności światła. Yahiko stał przy oknie i widocznie coś obserwował. Był taki spokojny i skupiony.:
- Można jakąś misje? – Zapytałam wyższym tonem żeby wyrwać go z transu, lecz nie zareagował. Widocznie to coś było bardziej interesujące ode mnie. Podeszłam powoli. Nadal brak reakcji, więc wyjrzałam za okno. Lekkie ziarenka piasku ocierały o szybę tworząc lekki szum. Za szkłem jedynie przemieszczający się piasek i nic więcej.:
- Nie dziwne jest to, że na pustyni znajdują się zwierzęta, które normalnie zdechłyby przy pierwszych kilku godzinach? – Zapytał się mnie. Trochę zdziwiło mnie to i nie wiedziałam co o tym myśleć. Domyślał się, że aktualnie – i nie chętnie - pracuje dla Orochimaru? Mam nadzieje, że tak nie myśli.:
- Pytałam o misje. – Zignorowałam to co powiedział na co lekko zmarszczył brwi.:
- A ja o węża. – Odpowiedział odwracając wzrok w moją stronę. Po raz kolejny zdziwiła mnie jego odpowiedź. Ale postanowiłam trzymać na swoim. Potrzebowałam jakiegoś zlecenia. Musiałam się odstresować i porozmyślać. W tym stanie nie dam rady usiedzieć w miejscu.:
- Zapytałam pierwsza, więc pierwsza oczekuje odpowiedzi. – Uargumentowałam. Ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. Nie wiem czy się przewidziałam, ale chyba zauważyłam jak kącik jego ust uniósł się lekko do góry. Szybko odwrócił się i podszedł do biurka. Wziął z niego jakiś zielony zwój i rzucił w moją stronę. Bez większych problemów złapałam go i zaraz zaczęłam czytać co znajduje się w środku:
- Możesz przetransportować naszego szpiega. Na tę chwilę mogę ci dać tylko coś takiego. – Powiedział uważnie przyglądając mi się, a raczej wyczekując mojej reakcji. Misja była banalna. Wystarczyłoby wezwać Komuru, który w błyskawicznym tempie zawiezie go w wyznaczone miejsce.:
- Zależy na czasie? – Zapytałam się nagle zwijając materiał.:
- Rozplanuj to sobie jak chcesz, ale nie więcej niż 3 dni. – Odpowiedział jak zawsze niskim tonem. Lekko zrezygnowana wzięłam głęboki oddech. Głowa nadal mnie bolała, potrzebowałam się odstresować, a on daje mi takie proste zdanie. Kiwnęłam głową na znak, że przyjmuję misję i już kierowałam się w stronę wyjścia, ale przypomniałam sobie jego pytanie.:
- To prawda, że zdechłyby po pierwszych kilku godzinach, ale mogą być przez kogoś chronione. – Powiedziałam spokojnie, po czym od razu wyszłam. O co mi chodziło z całym tym zdaniem? Cóż, głupi nie jest. Na pewno zdaje sobie sprawę, że możemy być przez kogoś śledzeni, a jeżeli udawałabym, że to zwierze jest groźne mógłby zacząć mnie podejrzewać, co nie jest mi na rękę. Chociaż pewnie i tak mi nie ufa. On już nigdy mi nie zaufa.
-----------------------------------------
Notka strasznie długa (według mnie) i mam nadzieje, że się nie zanudzicie czytając.

Pozdrawiam i żegnam! 
A no i Miyu w obciętych włosach:

2.20.2014

Rozdział 17. ,,Wszystko będzie dobrze"

Kręcę się w okół własnej osi, wesoła i roześmiana. Mój delikatny głosik roznosił się razem z liśćmi, falującymi na wietrze. Słoneczna pogoda grzała nie tylko moje ciało, ale i serce. Radość która mnie ogarniała była nie do opisania. Uchyliłam lekko oczy i zobaczyłam jak moi rodzice stoją i po raz kolejny pocieszają Miyu, która podczas biegu potknęła się o jedną z wystających gałęzi.
Ostrożnie podbiegłam do rodziny szybko przytulając siostrę. Wydaje mi się, że to pomogło, bo od razu przestała płakać, a nawet usłyszałam jej głośny śmiech.:
- Dobra dziewczynki wracamy do domu. - Powiedział uśmiechnięty tata wstając z trawy.
- Ale czemuuu? - Zapytałam się razem Miyu udając wielką skruchę. Niestety już się na to nie nabierają.
- Już mnie na to nie nabierzecie, czas na obiad. Kto pierwszy do domu ten ma dodatkową porcje ryżu! - Krzyknął po czym od razu zaczął bieg, a Miyu zaraz za nim krzycząc ,,będę pierwsza!". Też miałam udać się w ich stronę, ale zauważyłam, że mama stoi jakby zamyślona. Popatrzyłam się na nią zatroskana. Ale ona tylko się uśmiechnęła. Dziecko nie umie zrozumieć, ani odczytać sztucznego uśmiechu. Odwzajemniłam i pociągnęłam ją za rękę w stronę domu. Byłam bardzo wesoła, dziecko z cudowną rodziną i satysfakcjonującymi umiejętnościami. Przyszłość zapewniona, więc czym miałabym się martwić jak nie tym, w co jutro się pobawić? Tak... Na pewno jakbym wiedziała co się stanie, nie wyglądałabym na taką wesołą.

- Alice! Zabierz Miyu w bezpieczne miejsce! - Krzyknął ojciec opierając się o ścianę. Ciężko dyszał, ledwo dawał rade coś powiedzieć przez ranę w klatce piersiowej. Widok krwi sprawił, że byłam kompletnie sparaliżowana. Nie dawałam rady ustać ani zrozumieć słów, które kierował do mnie rodzic. Dotknął dłonią mojego policzka i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Uwierzyłam w to, jak każde dziecko.
- Posłuchaj, zabierzcie się stąd. Najlepiej do przywódcy i powiedzcie, że Orochimaru jest w wiosce. Biegnijcie najszybciej jak to możliwe, a ty nie płacz. - Widząc płaczącą Miyu nie miał już siły by podnieść ton, abyśmy wszystko dobrze zrozumiały. Był ninja, bardzo silnym, ale był też ojcem. Wyściskał siostrę mocno i wyszeptał jej coś do ucha. Przestała tak panicznie płakać, ale nadal cicho szlochała. Kiwnęłam do taty, że już możemy biec. Złapałam siostrę za rękę i szybko wybiegłyśmy z domu. Aktywowałam gaisenten, by w razie problemów móc jakoś obronić jeszcze bezradną siostrę. Podczas biegu starałam się zrozumieć, co się właściwie stało. Przy obiedzie nagle ktoś wyważył ścianę. Mężczyzna o bladej cerze, miał długie czarne włosy i oczy jak u węża. Bałam się, strasznie. Nie chciałam opuszczać rodziny, ale jako starsza siostra mam obowiązek chronić swoją młodszą siostrę, chociaż dzieli nas zaledwie kilka minut.
Nagle przed nami pojawił się człowiek, który wywołał całe zamieszanie. Stanęłam jak wryta. Nie miałam przy sobie broni, a motylki którymi chciałam się posłużyć zwyczajnie przeciął jak kartkę papieru.Byłam bezradna. Czułam jak Miyu ciągnie mnie za rękaw, ale ja byłam zbyt przerażona.:
- Cóż... W planach było zdobyć jedną, ale dwie to nawet lepiej. - Powiedział strasznym, niskim tonem uśmiechając się z satysfakcją. Na szczęście stanęli przed nami rodzice. Byli poobijani, ledwo trzymali się na nogach, ale jak przystało bronili swoich dzieci. Kazali uciekać, ale ja nie mogłam niczego zrozumieć. Ich głosy to był lekki dźwięk roznoszący po mojej głowie. Miyu szybko złapała mnie za rękę i pociągnęła. Tym razem to ona mnie prowadziła.
Bieg jednak nie trwał długo. Sytuacja się powtórzyła, ale Orochimaru już nie czekał. Zbliżył się do nas od tyłu i chyba wykonał jakieś pieczęcie. Chciałyśmy uciec, ale poczułyśmy mocne uderzenie w plecy, przez co upadłyśmy na ziemie. Wiedziałam, że zaczynam płakać chociaż nie chciałam. Z moich oczu wypływały łzy, robiłam się senna przez co jeszcze bardziej chciało mi się ryczeć. Nie wiedziałam co się ze mną stanie. Zanim straciłam przytomność złapałam delikatnie siostrę za rękę i wyszeptałam ,,Wszystko będzie dobrze". Uśmiechnęła się do mnie i zasnęła. Ja jeszcze się trzymałam. To strach mnie trzymał przy świadomości. Za bardzo bałam się tego, czy się w ogóle obudzę, a nawet jeżeli to gdzie?

Obudziłam się z głośnym krzykiem. Do pomieszczenia weszło pełno osób w białych fartuchach. Od razu mnie uspokoili i sprawdzili temperaturę. Szeptali coś między sobą, ale nie mogłam jeszcze nic zrozumieć. Głowa mnie bolała, a mocne światło z lamp w niczym nie pomagało. Zza tłumu wyszło dwoje ludzi, mężczyzna o takich samym kolorze włosów jak moje i blondynka o niebieskich oczach. Kobieta się rozpłakała, a on ją od razu przytulił. Pewnie są dla siebie kimś bliskim.:
- Proszę nie płakać. Wydaje mi się, że to nawet lepiej, że niczego nie pamięta. - Powiedziała jedna z pielęgniarek opuszczając pomieszczenie. Nie pamiętam? Ale czego? W ogóle jak ja się nazywam i co ja tu robię?! Zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła siebie. Przytłaczająca mnie niewiedza sprawiała, że zaczęłam płakać i krzyczeć jednocześnie. Chciałam sobie coś przypomnieć, ale jedyne co, to głowa bardziej mnie zabolała przez co zaczęłam bardziej płakać. Wszyscy, którzy byli w pomieszczeniu zaczęli mnie uspokajać, a ta dwójka ludzi powiedziała do mnie ,,Uspokój się Alice, już wszystko będzie dobrze". Uwierzyłam, bo poczułam jakąś więź, która nas łączyła. Przestałam krzyczeć. Leżałam, jakby pusta i wpatrywałam się w sufit. Co się stało? To pytanie chodziło mi po głowie do końca...

- Alice zostaw już te szuflady. Czego znowu szukasz? - Zapytała mama wychylając się z kuchni.
- Jakiś naszych zdjęć kiedy byłam mała! - Krzyknęłam tak, aby mnie usłyszała nadal przeszukując szuflady. Niby rodzice już mi o wszystkim opowiedzieli. Mówili, że jak byłam mała lubiłam przychodzić na polane i oglądać gwiazdy, lubiłam się huśtać i zawsze byłam przyjacielska. Gdy zapytałam się czy jestem jedynaczką, ta trochę jakby zamilkła, ale powiedziała, że tak.:
- Wiesz mamo... - Zwróciłam się do niej siadając przy stole. - Fajnie by było mieć siostrę. Mogłabym się z nią bawić, patrzeć na nocne niebo i dzielić się problemami. - Powiedziałam uśmiechnięta. Ta zakręciła wodę i wytarła ręce. Odwróciła się do mnie i powiedziała z uśmiechem.:
- Masz nas i przyjaciół kochanie. - Ucałowała mnie w główkę po czym wróciła do zmywania. Wydawało mi się jakby cała ta scena była udawana. Ale co mogę, jestem tylko dzieckiem, które straciło pamięć przez mocne uderzenie głową o kamień. A przynajmniej tak powiedzieli mi rodzice.:
- Mamo, a gdzie tata? - Zapytałam nagle. Przypomniało mi się jak wczoraj wychodził. Przyszło po niego wielu ninja i nie wyglądało to na zwykłą misje ,,przynieś i pozamiataj".
- Musiał komuś... kogoś eskortować. - Powiedziała nawet nie odwracając się do mnie. Ciągle słyszę, że któreś z rodziców jest na misji i ciągle nie ma ich godzinami lub dniami. Zamieniają się tak, a ja nawet nie mogę zjeść obiadu razem z rodziną. To wszystko jest takie dziwne. Czuje się okłamywana, ale to pewne złudne uczucie, bo straciłam pamięć i trudno mi w cokolwiek uwierzyć. Dałam spokój dalszej rozmowie i ze smutną miną wyszłam na dwór. Nie przejmowałam już się tym, że niczego nie pamiętam. Znalazłam sobie nowych przyjaciół i z nimi uczyłam się jak zostać dobrym ninja. Za każdym razem, gdy się smuciłam mówiłam sobie ,,wszystko będzie dobrze", ale te słowa przestały pomagać, kiedy nadeszła wojna. Stały się zwykłym kłamstwem.
-------------------------------------------------
Wybaczcie... Wiem, że pewnie oczekiwaliście czegoś zupełnie innego, ale miałam format komputera i ten rozdział, który miał być siedemnastym się wziął i znikł... Tak więc daje wam o coś takiego... Czyli jak to było za czasów dzieciństwa Alice i przepraszam, że tyle mnie nie ma, ale właśnie w takich odstępach będę dodawać rozdziały ;/ Ostatnio trudno u mnie z czasem... No, ale tak jest :d Bajos!
EDIT:
Zapomniałam dodać jakiegoś obrazka... Wiem, że stary, ale chyba pasuje do tego rozdziału.

1.02.2014

Rozdział 16. Najpiękniejsza iluzja.


Znowu zwaliłam sprawę. Podczas powrotu do organizacji nie mogłam odzyskać czucia w nogach, rękach. Wszystko opóźniałam, co chyba nie podobało się Yahiko. Na szczęście szybko spotkaliśmy Deidare, który uformował ptaka ze swojej gliny. Lot był zdecydowanie wygodniejszy, ale do tego stopnia, że aż zasnęłam. Teraz siedzę w tak zwanym "gabinecie lidera". Nie zmienił się nic od kiedy pojawiłam się tu po raz ostatni. Nadal multum papierów, książek i ta kanapa, na której pojawiłam się po raz pierwszy wstępując do Akatsuki. Właśnie na niej siedziałam czekając na Yahiko, który aktualnie załatwiał jakieś sprawy z Sayuri za drzwiami wejściowymi. Gadali o mnie, czy też nie. Nie mam pojęcia.

Dopiero od jakiś 10 minut mogę swobodnie poruszać swoim ciałem. Strasznie zesztywniałam i nie mam pojęcia dlaczego. Raczej nie jest to efekt uboczny mojego kekkei genkai, a przynajmniej tak mi się wydaje. Najważniejsze, że żyje. Pamiętam wszystko bardzo dokładnie, szczególnie to, kiedy Sasori pomógł mi wydostać się z tamtego miejsca. Nie mam pojęcia czemu wtedy poczułam się przy nim taka bezpieczna. Jak teraz o tym myślę to zdecydowanie źle się zachowałam. Źle? Poczułam się jak jakiś bachor potrzebujący natychmiastowej pomocy swoich rodziców. Nie zdarza mi się to często.
Z myśli wytrąciło mnie ciche skrzypienie drzwi przez które właśnie przeszedł Yahiko. Nawet nie spojrzał się na mnie tylko rzucił w moje ręce opaskę wioski deszczu, którą prawdopodobnie musiałam gdzieś upuścić. Spojrzałam na nią zaraz mocno zaciskając na niej dłoń. Nie wiem co by się stało gdybym ją zgubiła. Nie myśląc o tym dłużej przeniosłam wzrok na Yahiko, który stał trzy kroki od kanapy, uważnie wpatrując się we mnie. Poczułam się trochę niekomfortowo. Nawet jak starałam się odwrócił głowy, czułam jego wzrok na sobie co mnie jeszcze bardziej dekoncentrowało. Oczekiwał czegoś? Przeprosin? Nawet nie wiem od czego zacząć.:
- Po co tu wróciłaś? - Zapytał nie odwracając wzroku. Jego głos nie był zimny, ale zdecydowanie obojętny. Przez ten rok nic się nie zmienił. Jedyne co to zainwestował w druga opaskę.
- Tak chciałam. - Odpowiedziałam wstając. Nie wiem, czy to co robię jest mądre. Odpowiadam impulsywnie chociaż nie powinnam, moje ciało działa impulsywne, chociaż to nieodpowiedzialne. Moje uczucia zaczynają górować. Czuję tą chęć wtulenia się. Zbliżyłam się do niego o jeden krok, zmniejszając tym samym odległość, która nas dzieliła. Nie zareagował, więc zrobiłam kolejny krok, ale tym razem odezwał się.:
- Znajdujesz się tu ze względów regulaminowych. Nie myśl sobie, że będziesz miło witana czy dostaniesz brawa, wręcz przeciwnie. Do tego będziesz musiała przyzwyczaić się do życia ze swoją siostrą, która z całego serca cię nienawidzi. Czy aby na pewno pomyślałaś o tym wszystkim decydując się na powrót? - Zapytał jakby to miało być jego ostatnie dzisiaj wypowiedziane zdanie, ale co mi po jego wypowiedzi. To, że znajduję się w tym miejscu nie jest moją decyzją, więc wszystko co powie będzie mi obojętne. Chęć poczucia jego bliskości przy sobie minęła. Cała impulsywność, która przez chwile mną prowadziła także odpuściła.
- To moja decyzja, a ty na nią nie wpłyniesz. Już dawno przestałeś mieć wpływy na to co robię ze swoim życiem. - Po jakże trudnych słowach chciałam wyjść by nie zauważył jak bardzo musiałam się zmusić do wypowiedzenia ich prosto w twarz. Wnerwiłam się na siebie. Po raz kolejny nie mogę robić tego co chce tylko wszystko to, co jest dobre dla powodzenia misji. Nagle poczułam mocny uścisk na moim nadgarstku. Serce mi mocniej zabiło kiedy poczułam mocne szarpnięcie, a już po chwili stałam przy nim tak blisko, że nasze ciała prawie się stykały. Patrzyłam na niego lekko zdziwiona. Nie rozumiem co się ze mną dzieje. Przecież tylko stoję przy nim, bardzo blisko, czuje jego oddech, a moje serce nie chce zwolnić. Wziął głęboki oddech po czym przerwał tą niezręczną cisze:
- Już dawno, zdałem sobie sprawę, że robisz to co chcesz i nie mam na to wpływu. Uwierz mi, że wolałbym jakbyś siedziała teraz w swoim mieszkaniu, bezpieczna i pod dostatkiem, niż wśród zabójców. Nigdy nie chciałem żebyś stała się taka jak ja i Konan. Szczególnie, taka jak ja. - Dodał kładąc swoją dłoń na moim policzku. To co usłyszałam zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Nie wierzyłam, że to naprawdę się dzieje, a jednak. Położyłam swoją dłoń na jego dłoni, lekko przymykając oczy. Znowu mogłam poczuć ciepły dotyk. Kącik moich ust uniósł się lekko ku górze. Chwile później poczułam jak objął mnie i mocno do siebie przytulił. Bez większego namysłu oddałam się w jego ramiona, także tuląc się do jego klatki. W końcu... Po tylu latach, smutkach i wielkiej tęsknocie udało mi się do niego zbliżyć. Wtulić się i poczuć spełnienie. W obecnej sytuacji nie obchodziło mnie nic, tylko on. Najgorsze było to, że nie widziałam, czy to uczucie to zauroczenie, zakochanie, czy może tęsknota za pewnego rodzaju bratem. Przełknęłam głośno ślinę, po czym powiedziałam:
- Nie mogłabym spokojnie żyć z myślą, że nigdy cię nie zobaczę... Was. Jakbym mogła zapomnieć o uroczej Konan, odpowiedzialnym i troskliwym Nagato oraz o wiecznie roześmianym Yahiko. Nawet nie wiesz jak bardzo tęsknie za tym wszystkim co było. - Wycedziłam cicho nadal wtulając się w jego ciało. Powiedziałam wszystko, co leżało mi na sercu z nadzieją, że to w jakiś sposób pomoże. Jedyne czego się bałam to odrzucenia.
- Wiem Alice, ale zrozum, że nie mogę patrzeć jak cierpisz. Nie mogłem patrzeć jak Sayuri robiła ci krzywdę dlatego szybko zareagowałem i powstrzymałem ją. Niestety już zdążyła odebrać zbyt dużo krwi, więc zemdlałaś. Niosłem cię przy sobie całą drogę bo bałem się, że jak oddam cię komuś innemu to znowu stanie ci się krzywda. To co mówiłem wcześniej, że Komuru cię wiózł to kłamstwo. Potem ta sytuacja, kiedy byłaś chwilowo sparaliżowana. Obwiniałem za to każdego, a najbardziej siebie. Właśnie dlatego wolałbym żebyś żyła normalnie. W tym miejscu jedyne co będziesz czuć, to cierpienie. - Powiedział cicho bardziej przyciskając mnie do siebie. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. To było zbyt nierealne, aby mogło być prawdą.
- Ale ty tu jesteś. Przy tobie nic mi się nie stanie, prawda? - Zapytałam z nadzieją. Nie wiedziałam jak na to odpowie. W głowie miałam różne, ale tylko najgorsze scenariusze.
- Nie będę mógł być przy tobie cały czas. Nie dam rady cię zawsze obronić. - Złapał mnie za ramiona po czym odsunął lekko od siebie. Jego ruchy były tak delikatne, jakbym była kruchym kawałkiem porcelany, która w każdym momencie może się rozpaść na drobne kawałki. Teraz mogłam zobaczyć jego wzrok. Nie był zimny, obojętny, czy pozbawiony duszy, a raczej zatroskany i naprawdę zmartwiony czyli taki, jakiego chciałam w końcu ujrzeć.
Powoli zbliżałam swoją twarz do jego. Nie byłam pewna czy chce go pocałować, ale potrzebowałam jego bliskości. Yahiko przybliżył się do mnie kładąc jedną dłoń na tali, a drugą na moim policzku, gładząc go lekko. Opieraliśmy się o siebie czołem, głęboko oddychając. Oboje powstrzymywaliśmy się od jakiegokolwiek zbliżenia, a teraz, kiedy stoimy tak blisko siebie jest o wiele trudniej, dlatego też musiało się to stać. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie oddaliliśmy się od siebie, a nawet bardziej przybliżyliśmy. Ten z pozoru niewinny pocałunek przemienił się w bardziej namiętne i przepełnione pragnieniem pocałunki. W brzuchu czułam pełno motylków, a całe moje ciało było rozpalone. Resztkami trzeźwego myślenia powstrzymywałam się, aby nie rzucić się na niego.
Ciepłą ręką gładził moje plecy, co spowodowało, że po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze. To jeszcze bardziej nakręcało i mnie, i jego. Coraz głębsze pocałunki, bardziej natrętne napieranie ciał. Pękliśmy. Przywarł mnie swoim ciałem do ściany po czym zniżył się lekko zostawiając pocałunki na mojej szyi. Nie miałam pojęcia co robić. Chciałam oddać się sytuacji, ale inna część mnie bała się. Tylko czego? Ignorując to, zrzuciłam z niego rozpięty wcześniej płaszcz, po czym zaczęłam drapać go po plecach pokazując, że chce więcej. Przegryzłam nerwowo wargę. Czułam, jak z mojego ciała chce wydostać się cichy jęk, ale nie pozwalałam mu.
Yahiko nagle przestał. Zaczął wpatrywać się w moje oczy z troską. Prawdopodobnie tak jak ja nie wierzył, że to zdarzenie ma miejsce. Objęłam jego kark także wpatrując się w jego brązowe oczy. Podobne jak u Sasoriego. Chciałam dać mu kolejnego buziaka, ale nie pozwolił i lekko się oddalił, marszcząc przy tym brwi. Nadal przywierał mnie do ściany, ale jego twarzy była już dalej niż wcześniej. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał. Przeklną pod nosem, zabierając ode mnie ręce. Oparł się nimi o ścianę tak, że moja głowa znajdowała się między nimi. Oboje ciężko oddychaliśmy, ale jemu szczególnie sprawiało to wielką trudność. Zmusza się do czegoś. Chce coś powiedzieć, ale nie wie jak to zacząć.
- Alice, chce cię mieć tylko dla siebie, ale... - Spuścił głowę, ponownie rozmyślając jak dokończyć. W środku poczułam ciepło spowodowane tym co powiedział, ale jeszcze zmartwiło mnie ostatnie słowo. Nie psuj tego, błagam. Zostań ze mną i nie martw się niczym innym. Położyłam swoją dłoń na jego policzku unosząc jego twarz do góry, tak abym mogła spojrzeć mu w oczy.:
- Ale co? - Zapytałam, ze zmartwieniem w głosie.
- Chce cię mieć tylko dla siebie, ale robiąc tak sprawie, że będziesz nieszczęśliwa. - Po tych słowach dotknął dłonią mojego czoła i wypowiedział coś pod nosem. Poczułam, że upadam. Moje nogi nie wytrzymywały mojego ciężaru. Ostatnie co zauważyłam to jego posmutniała twarz. Chciałam się zapytać "Dlaczego?", ale zaczęłam upadać. Po tym jak poczułam jeszcze jego ciepło, zamknęłam oczy zostawiając tu wspomnienie o tym wydarzeniu.
--------------------------------------
Początek do dupy, koniec do dupy, wszystko do dupy :| Ale to przez was :c Ja tu wracam, a czytelników brak. Jeżeli ktoś tu jest, to proszę dajcie o sobie znać... O wiele lepiej mi się piszę wiedząc, że robię to dla kogoś :)
Na koniec foteczka Alice i Miyo:

Oraz pytanie do was: Czy w tym obrazku widać, że Ali-chan leży na wodzie? Starałam się zrobić ten efekt, ale nie wiem czy wyszedł i chciałam zapytać się was o zdanie :)


Arigato i do zobaczenia! ^^