2.20.2014

Rozdział 17. ,,Wszystko będzie dobrze"

Kręcę się w okół własnej osi, wesoła i roześmiana. Mój delikatny głosik roznosił się razem z liśćmi, falującymi na wietrze. Słoneczna pogoda grzała nie tylko moje ciało, ale i serce. Radość która mnie ogarniała była nie do opisania. Uchyliłam lekko oczy i zobaczyłam jak moi rodzice stoją i po raz kolejny pocieszają Miyu, która podczas biegu potknęła się o jedną z wystających gałęzi.
Ostrożnie podbiegłam do rodziny szybko przytulając siostrę. Wydaje mi się, że to pomogło, bo od razu przestała płakać, a nawet usłyszałam jej głośny śmiech.:
- Dobra dziewczynki wracamy do domu. - Powiedział uśmiechnięty tata wstając z trawy.
- Ale czemuuu? - Zapytałam się razem Miyu udając wielką skruchę. Niestety już się na to nie nabierają.
- Już mnie na to nie nabierzecie, czas na obiad. Kto pierwszy do domu ten ma dodatkową porcje ryżu! - Krzyknął po czym od razu zaczął bieg, a Miyu zaraz za nim krzycząc ,,będę pierwsza!". Też miałam udać się w ich stronę, ale zauważyłam, że mama stoi jakby zamyślona. Popatrzyłam się na nią zatroskana. Ale ona tylko się uśmiechnęła. Dziecko nie umie zrozumieć, ani odczytać sztucznego uśmiechu. Odwzajemniłam i pociągnęłam ją za rękę w stronę domu. Byłam bardzo wesoła, dziecko z cudowną rodziną i satysfakcjonującymi umiejętnościami. Przyszłość zapewniona, więc czym miałabym się martwić jak nie tym, w co jutro się pobawić? Tak... Na pewno jakbym wiedziała co się stanie, nie wyglądałabym na taką wesołą.

- Alice! Zabierz Miyu w bezpieczne miejsce! - Krzyknął ojciec opierając się o ścianę. Ciężko dyszał, ledwo dawał rade coś powiedzieć przez ranę w klatce piersiowej. Widok krwi sprawił, że byłam kompletnie sparaliżowana. Nie dawałam rady ustać ani zrozumieć słów, które kierował do mnie rodzic. Dotknął dłonią mojego policzka i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Uwierzyłam w to, jak każde dziecko.
- Posłuchaj, zabierzcie się stąd. Najlepiej do przywódcy i powiedzcie, że Orochimaru jest w wiosce. Biegnijcie najszybciej jak to możliwe, a ty nie płacz. - Widząc płaczącą Miyu nie miał już siły by podnieść ton, abyśmy wszystko dobrze zrozumiały. Był ninja, bardzo silnym, ale był też ojcem. Wyściskał siostrę mocno i wyszeptał jej coś do ucha. Przestała tak panicznie płakać, ale nadal cicho szlochała. Kiwnęłam do taty, że już możemy biec. Złapałam siostrę za rękę i szybko wybiegłyśmy z domu. Aktywowałam gaisenten, by w razie problemów móc jakoś obronić jeszcze bezradną siostrę. Podczas biegu starałam się zrozumieć, co się właściwie stało. Przy obiedzie nagle ktoś wyważył ścianę. Mężczyzna o bladej cerze, miał długie czarne włosy i oczy jak u węża. Bałam się, strasznie. Nie chciałam opuszczać rodziny, ale jako starsza siostra mam obowiązek chronić swoją młodszą siostrę, chociaż dzieli nas zaledwie kilka minut.
Nagle przed nami pojawił się człowiek, który wywołał całe zamieszanie. Stanęłam jak wryta. Nie miałam przy sobie broni, a motylki którymi chciałam się posłużyć zwyczajnie przeciął jak kartkę papieru.Byłam bezradna. Czułam jak Miyu ciągnie mnie za rękaw, ale ja byłam zbyt przerażona.:
- Cóż... W planach było zdobyć jedną, ale dwie to nawet lepiej. - Powiedział strasznym, niskim tonem uśmiechając się z satysfakcją. Na szczęście stanęli przed nami rodzice. Byli poobijani, ledwo trzymali się na nogach, ale jak przystało bronili swoich dzieci. Kazali uciekać, ale ja nie mogłam niczego zrozumieć. Ich głosy to był lekki dźwięk roznoszący po mojej głowie. Miyu szybko złapała mnie za rękę i pociągnęła. Tym razem to ona mnie prowadziła.
Bieg jednak nie trwał długo. Sytuacja się powtórzyła, ale Orochimaru już nie czekał. Zbliżył się do nas od tyłu i chyba wykonał jakieś pieczęcie. Chciałyśmy uciec, ale poczułyśmy mocne uderzenie w plecy, przez co upadłyśmy na ziemie. Wiedziałam, że zaczynam płakać chociaż nie chciałam. Z moich oczu wypływały łzy, robiłam się senna przez co jeszcze bardziej chciało mi się ryczeć. Nie wiedziałam co się ze mną stanie. Zanim straciłam przytomność złapałam delikatnie siostrę za rękę i wyszeptałam ,,Wszystko będzie dobrze". Uśmiechnęła się do mnie i zasnęła. Ja jeszcze się trzymałam. To strach mnie trzymał przy świadomości. Za bardzo bałam się tego, czy się w ogóle obudzę, a nawet jeżeli to gdzie?

Obudziłam się z głośnym krzykiem. Do pomieszczenia weszło pełno osób w białych fartuchach. Od razu mnie uspokoili i sprawdzili temperaturę. Szeptali coś między sobą, ale nie mogłam jeszcze nic zrozumieć. Głowa mnie bolała, a mocne światło z lamp w niczym nie pomagało. Zza tłumu wyszło dwoje ludzi, mężczyzna o takich samym kolorze włosów jak moje i blondynka o niebieskich oczach. Kobieta się rozpłakała, a on ją od razu przytulił. Pewnie są dla siebie kimś bliskim.:
- Proszę nie płakać. Wydaje mi się, że to nawet lepiej, że niczego nie pamięta. - Powiedziała jedna z pielęgniarek opuszczając pomieszczenie. Nie pamiętam? Ale czego? W ogóle jak ja się nazywam i co ja tu robię?! Zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła siebie. Przytłaczająca mnie niewiedza sprawiała, że zaczęłam płakać i krzyczeć jednocześnie. Chciałam sobie coś przypomnieć, ale jedyne co, to głowa bardziej mnie zabolała przez co zaczęłam bardziej płakać. Wszyscy, którzy byli w pomieszczeniu zaczęli mnie uspokajać, a ta dwójka ludzi powiedziała do mnie ,,Uspokój się Alice, już wszystko będzie dobrze". Uwierzyłam, bo poczułam jakąś więź, która nas łączyła. Przestałam krzyczeć. Leżałam, jakby pusta i wpatrywałam się w sufit. Co się stało? To pytanie chodziło mi po głowie do końca...

- Alice zostaw już te szuflady. Czego znowu szukasz? - Zapytała mama wychylając się z kuchni.
- Jakiś naszych zdjęć kiedy byłam mała! - Krzyknęłam tak, aby mnie usłyszała nadal przeszukując szuflady. Niby rodzice już mi o wszystkim opowiedzieli. Mówili, że jak byłam mała lubiłam przychodzić na polane i oglądać gwiazdy, lubiłam się huśtać i zawsze byłam przyjacielska. Gdy zapytałam się czy jestem jedynaczką, ta trochę jakby zamilkła, ale powiedziała, że tak.:
- Wiesz mamo... - Zwróciłam się do niej siadając przy stole. - Fajnie by było mieć siostrę. Mogłabym się z nią bawić, patrzeć na nocne niebo i dzielić się problemami. - Powiedziałam uśmiechnięta. Ta zakręciła wodę i wytarła ręce. Odwróciła się do mnie i powiedziała z uśmiechem.:
- Masz nas i przyjaciół kochanie. - Ucałowała mnie w główkę po czym wróciła do zmywania. Wydawało mi się jakby cała ta scena była udawana. Ale co mogę, jestem tylko dzieckiem, które straciło pamięć przez mocne uderzenie głową o kamień. A przynajmniej tak powiedzieli mi rodzice.:
- Mamo, a gdzie tata? - Zapytałam nagle. Przypomniało mi się jak wczoraj wychodził. Przyszło po niego wielu ninja i nie wyglądało to na zwykłą misje ,,przynieś i pozamiataj".
- Musiał komuś... kogoś eskortować. - Powiedziała nawet nie odwracając się do mnie. Ciągle słyszę, że któreś z rodziców jest na misji i ciągle nie ma ich godzinami lub dniami. Zamieniają się tak, a ja nawet nie mogę zjeść obiadu razem z rodziną. To wszystko jest takie dziwne. Czuje się okłamywana, ale to pewne złudne uczucie, bo straciłam pamięć i trudno mi w cokolwiek uwierzyć. Dałam spokój dalszej rozmowie i ze smutną miną wyszłam na dwór. Nie przejmowałam już się tym, że niczego nie pamiętam. Znalazłam sobie nowych przyjaciół i z nimi uczyłam się jak zostać dobrym ninja. Za każdym razem, gdy się smuciłam mówiłam sobie ,,wszystko będzie dobrze", ale te słowa przestały pomagać, kiedy nadeszła wojna. Stały się zwykłym kłamstwem.
-------------------------------------------------
Wybaczcie... Wiem, że pewnie oczekiwaliście czegoś zupełnie innego, ale miałam format komputera i ten rozdział, który miał być siedemnastym się wziął i znikł... Tak więc daje wam o coś takiego... Czyli jak to było za czasów dzieciństwa Alice i przepraszam, że tyle mnie nie ma, ale właśnie w takich odstępach będę dodawać rozdziały ;/ Ostatnio trudno u mnie z czasem... No, ale tak jest :d Bajos!
EDIT:
Zapomniałam dodać jakiegoś obrazka... Wiem, że stary, ale chyba pasuje do tego rozdziału.