12.18.2013

Rozdział 15. Bez przerwy w ,,wirze wyczerpania"

Niebo zalane czernią, księżyc wypełniony błękitem i szary dym zamiast chmur. Uschnięte liście i trawa. Dosłowna martwa natura oznacza tylko jedno - Kolejny koszmar z wężowatym. Po wypowiedzianych słowach w mojej głowie, a dokładnie przede mną, pojawił owy "człowiek" i jego sługus - Kabuto. Oboje byli widocznie zadowoleni i nie ukrywali tego. Chore, sztuczne uśmieszki. Nie brakowało mi tego.:
- Gratulacje, Alice. Właśnie dostałaś się do Akatsuki. Jestem z ciebie dumny. - Powiedział Orochimaru wpatrując się w moje oczy tak, jakby widział w nich skarb.:
- Wiedziałeś, że nie przyjęliby mnie po pierwszej walce. Moje szanse na wykonanie misji byłyby niemożliwe, gdyby nie pojawiła się tam Sayuri. Ty o tym wszystkim wiedziałeś, prawda? - Zapytałam beznamiętnym głosem, ukrywając złość. Buzowało się we mnie, a jego sztuczność tylko nasilała mój gniew. Jestem mu posłuszna bo mi pomógł, ale czasami mam dość ciągłego wykonywania jego poleceń. Moje życie nie składa się na wiecznym służeniu innym.:
- Wiedziałem. - Wyrwał mnie z zamyśleń i kontynuował. - Chciałem zobaczyć, czy się poddasz. Na twoje szczęście udało ci się i znowu mogę stwierdzić, że jesteś jednym z moich najlepszych wyborów. - Zbliżył się mnie, po czym położył swoją dłoń na moim policzku gładząc go co chwilę. - Jesteś taką moją bronią idealną, której nabojami są zdolności gaisenten'a. - Przy ostatnich słowach zaczął się oddalać zostawiając po sobie jedynie smugę czarnego dymu. Kiedy już zniknął z zasięgu moich oczu zaczęłam drżeć. Nie mogłam tego opanować, czułam jak pracuje mi każdy mięsień, jak szybko się męczy i jak się kurczy. Nie mogłam przez to ustać na nogach. Za każdym razem to samo - strach. Kiedy jest w bezpiecznej odległości czuje się odważnie i bezpiecznie, jednak kiedy stanie tuż przede mną i popatrzy swoimi ohydnymi ślepiam, potrafię wyczuć jad w jego oczach, który mnie automatycznie paraliżuje. Nienawidzę tego uczucia. Chce się już obudzić, teraz, w tym momencie mam dość! Krzyknęłam w głowię zamykając mocno oczy jednak nic to nie dało. Upadłam bezwładnie na ziemie, patrząc się przed siebie pustym spojrzeniem. Poczułam się jak kukła - bezduszna, zależna od właściciela, uzależniona od osoby sterującej i taka  pusta. Już od dawna nie miałam czasu, żeby się nad sobą zastanowić, a teraz? Leże sparaliżowana, czekając aż ten okropny koszmar się skończy. Mówiąc "koszmar" nie miałam na myśli tego snu.

Gorące płomienie zaczęły mi drażnić policzki przez co od razu otworzyłam oczy i usiadłam do pionu. Księżyc już widniał na niebie, a przez las przemieszczał się ciężki wiatr. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam Yahiko odwróconego do mnie plecami. Mam się odezwać i powiedzieć, że już wstałam? W ogóle co się...:
- Co ja tutaj robię? - Zapytałam obojętnie szybko wstając. Lekko zaskoczony odwrócił się tak jakbym wytrąciła go z wielkich przemyśleń. Wielkich planów. Dlaczego każde słowo wypowiedziane o nim, przypomina mi o wszystkim co działo się kiedyś.:
- Wygrałaś. Po oględzinach każdy uznał, że nadajesz do Akatsuki i właśnie zmierzamy do siedziby. Bylibyśmy już w drodze, ale Komuru uznał, że niedługo się obudzisz więc posadził cię tu i zniknął. Dlatego ruszajmy. - Nakazał po czym zaczął iść w głębsze zakątki lasu. No jasne, jak mogłam pomyśleć, że on będzie mnie nieść do samej organizacji. Takie coś w ogóle nie powinno mi przejść przez myśl. On nie powinien mi chodzić po głowie bo przecież czyta każde moje słowo. Jesteś tu... Jesteś w mojej głowie, prawda? Czuje to.
Szłam powoli za nim, uważając na każdy krok. Nadal byłam osłabiona po walce z Sayuri, ale gorzej podziałała na mnie wielka utrata krwi. Ciekawi mnie jakim cudem jeszcze żyje. Po co mi to cholerne życie? Już kilka razy miałam szanse żeby odejść, ale za każdym razem ktoś musi mi pomóc. Ale czy to znaczy, że Yahiko mi pomógł?:
- Dlaczego mi pomogłeś? - Zapytałam starając się go dogonić, ale po moim pytaniu przyspieszył tempa. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny szelest liści. Zmarszczyłam brwi po czym również bardziej przyspieszyłam kroku. Chciałam mu dorównać, ale ciągle wyprzedzał. W końcu zaczęliśmy biec. Wyglądało to jak zabawa. Jedna wielka gierka, która polega na tym, aby wyprzedzić przeciwnika. Z góry musiało to wyglądać naprawdę komicznie.
W pewnym momencie poczułam jak kącik moich ust unosi się ku górze. Wewnątrz mnie pojawiło się jakieś malutkie światełko radości. Nie mogłam tego zmyć, ani zatuszować. W końcu od roku, poczułam szczere szczęście. Moje myśli automatycznie przestały być złe, a serce już nie bolało. Poczułam się jak kiedyś, tego zawsze chciałam - cofnąć się do przeszłości nie tylko myślami. Ta zabawa tak bardzo przypominała mi dzieciństwo, choć trwała tylko chwile, zostawiła ogromną radość na sercu, która trochę rozświetliła moją dawno zepsutą duszę.

Nagle Yahiko zatrzymał się, a ja razem z nim. Zatrzymaliśmy się przed ogromną jaskinią, zasłoniętą taflą spadającej wody. Wejście znajdowało się na rzece, po której od jakiś 5 minut biegliśmy. W środku udało mi się dostrzec dwóch dobrze znanych mi mężczyzn i jeden nieznajomy. Chciałam się zapytać, po co tu przyszliśmy, ale nie zdążyłam. Oboje zaczęliśmy iść w stronę trójki. Nie dało się ukryć zdziwienia na twarzy Deidary i Sasoriego. Także nie uwierzyłabym, gdybym widziała niedoszłego trupa.:
- Gdzie jest dziewięcioogoniasty? - Zapytał się Yahiko, przyglądając się blademu ciału Kazekage.
- Jeszcze nie dotarł. Są strasznie wolni. - Wysyczał przez zęby blondyn wykonując pieczęć. Głaz za nami zaczął się opuszczać zalewając ciemnością całą jaskinie. W tym momencie trudno było mi kogokolwiek dojrzeć, więc podeszłam do jednej ze skał i usiadłam na niej zakładając nogę na nogę. Zmęczyła mnie droga i nie miałam też ochoty bezsensu stać. Skoro opuścili głaz to znaczy, że tu zostajemy. Teraz tylko wytrzymać w ciszy.

Usłyszałam głośny huk i lekkie trzęsienie ziemi. Głaz się rozpadł a zza zasłony kamieni zauważyłam czwórkę ninja - różowowłosą nastolatkę, wściekłego blondyna, Kakashiego (bo kto nie zna potomka białego kła Konohy) oraz jakąś babcie. Wraz z ich wejściem znowu mogłam zobaczyć "piękne" otoczenie. Wszystko jak wcześniej z taką różnicą, że blondyn siedzi na kazekage, zamiast Sasoriego jest jakiś karzeł, a Yahiko stoi obok mnie bacznie obserwując nowych przybyszy.:
- Jako, że oficjalnie należysz do organizacji masz wziąć udział w tej walce. - Kiwnęłam głową, po czym wstałam z głazu. - Nie przynieś wstydu i walcz na poważnie, tak jak z Sayuri. - Dopowiedział. Znowu będę wykonywać rozkazy. To takie monotonne.:
- Czyli mam użyć pełnego gaisenten'a? - Zapytałam szybko. Na pewno chce się stąd ulotnić, inaczej nie powiedziałby mi tego. Odwróciłam się, czekając na jego odpowiedź. Tylko kiwnął głową i zniknął, tak jak podejrzewałam. Nie wiedział nic na temat moich umiejętności. Chciał tylko żebym jak najlepiej wykonała to zadanie. Nie chce znowu tego robić. Ta "umiejętność" pociąga mnie za sobą przez co nie mogę przestać jej używać. Ale rozkaz to rozkaz. Pomyślałam z lekką radością, po raz kolejny zdejmując soczewkę. Podeszłam szybko do karła. Nie zauważyłam, a Deidara już dawno nas opuścił. Stchórzył? Niee, bawi się ze swoimi "ofiarami" na zewnątrz, a nasze pole do popisu, jest tutaj.:
- Kim jesteś? - Zapytałam nie odwracając wzroku, na tę osobę obok. Postanowiłam przyjąć postawę obojętnej i bezinteresownej dziewczyny, która ma wszystko gdzieś i chce jak najszybciej to wszystko skończyć.
- Sasori... To co widzisz, to jedna z lalek. - Taka odpowiedź mi wystarczyła. Kiwnęłam tylko głową i aktywowałam gaisenten'a. Trudno mi będzie walczyć z wiedzą, że pracuje z osobą, przez którą musiałam opuścić Akatsuki. Akasuna Sasori... Tak bardzo ciekawi mnie twoje wnętrze, twoja historia, słabe punkty umiejętności, ale nie na tobie muszę się teraz skupić, tylko na przeciwniczkach.:
- Wiesz coś o nich? - Zapytałam ilustrując jedną i drugą. Już stały w pozycji obronnej.
- Staruszka jest lalkarzem. - Powiedział chłodno. Albo mało wiesz na temat swojej babci, albo chcesz to przede mną ukryć. Tak, przed chwilą wyczytałam, że są ze sobą spokrewnieni, ale to nie na tej osobie teraz powinnam się skupić. Podczas gdy chciałam zmienić obiekt badań, poczułam ogromny ból głowy, a zaraz za tym oczy zaczęły mnie szczypać. Odruchowo złapałam się za głowę i przegryzłam dolno wargę by bólem zwyciężyć ból. Ponowiłam próbę odczytania informacji:
- Druga to Sakura Haruno z wioski liścia. Potrafi bardzo dobrze kontrolować czakrę, dzięki czemu jest zarówna świetnym medykiem jak i waleczną ninja. Głównie w walce polega na swojej sile. - Wyczytałam wszystko co udało mi się zobaczyć. Nie dałam rady więcej, ponieważ ból zmusił mnie do zamknięcia oczu. Poczułam na sobie wzrok skorpiona. Nie wiem czy patrzył na mnie z obrazą, obrzydzeniem czy czymś innym. Wiedziałam jedynie, że na ten moment nie dam rady nic więcej zrobić. Jestem jeszcze trochę osłabiona po wcześniejszej walce, a taka będę mu tylko przeszkadzać. Ociężałym krokiem podeszłam do jednego z wielu głazów i usiadłam na nim zakrywając rękami oczy. Dalej nie widziałam co się dzieje. Nie chciałam dezaktywować gaisenten'a bo zapewne jeszcze mi się przyda.
Powoli przyzwyczajałam się do nieprzyjemnego pieczenia i mogłam wsłuchać się w muzykę walki. Słyszałam każde tupnięcie, głębsze oddechy, świst rzucanych ostrzy i liczne przekleństwa. Z obu stron. Trudno było mi siedzieć bezradnie, kiedy mogłam po raz kolejny udowodnić jak bardzo poprawiłam swoje umiejętności dzięki Orochimaru. To imię... Od razu potrząsnęłam głową by wybić go z moich myśli. Praktycznie nadal ma nade mną władze, ale nie chce sobie nim zaprzątać głowy. Pewniej wstałam z kamienia i podeszłam do Sasoriego, który wyglądał na nieźle wnerwionego. Jego obronna kukła została rozwalona, a teraz posługuje się marionetką Kazekage? Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie zwracałam na to większej uwagi. Jeszcze raz przeanalizowałam zdolności obu kobiet. Przez to, że ciągle się ruszały trudno było mi dojrzeć ich słabe punkty. Na szczęście w miarę szybko dostrzegłam coś, czego wcześniej nie powiedziały mi oczy. Starucha porusza tym dzieciakiem jak kukiełką - za pomocną nici czakry. Zmarszczyłam brwi. Trochę nieczyste zagranie. Szybko przywołałam Komuru i bez większego gadania wsiadłam na niego. Miałam do wykonania dwa zadania. Pierwsze - tworzyć motyle, drugie - w tym samym czasie zająć staruszkę i odciąć jej połączenie z Sakurą.
Przekazałam wszystko Komuru, aby wiedział co robić i co ważniejsze w jakim tempie, abym utrzymała się na jego grzbiecie. Przytaknął lekko łbem zaraz szczerząc kły. Poczułam jak nastroszyła mu się sierść z chęci do walki. Taka determinacja u niego? Znam go bardzo długo, ale ciągle mnie zaskakuje.
W zniewalająco szybkim tempie znalazłam się za staruszką. Jedną rękę miałam z tyłu, odpowiadała za tworzenie motyli. Drugą właśnie kierowałam w stronę babuni. Chciała uniknąć mojego ciosu, ale nie zdążyła. Dostała idealnie w biodro, co ją trochę odrzuciło. Dalej weszłam w wir walki. Musiałam ją jedynie trzymać by nie mogła kontrolować Sakury i nie zapominać o motylach. Tym stworzonym rozkazałam osadzić się na przeciwnikach, a sama kontynuowałam atakowanie staruszki. Jak na swój wiek była bardzo zwinna, ale to nie wystarczy żeby mieć ze mną jakieś szanse. Stałam na wygranej pozycji. Wykonałam idealną komplikacje ciosów, dzięki którym przeciwniczka upadła na plecy wydobywając z siebie cichy jęk. Chwyciłam w rękę kunai'a z zamiarem zakończenia jej żywotu. Na mojej twarzy pokazał się lekki uśmieszek mówiący: ,, I co ty na to? Oczywiste było, że wygram". Oczy przepełnione zwycięstwem i dusza radością. Nie cieszyło mnie, że kogoś zabije a raczej, że w szybkim tempie wygram tą walkę. Zamachnęłam się, ale zaraz stało się coś, czego się nie spodziewałam. Z wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w swoją "ofiarę". Moje ciało... zdrętwiało. Nie mogłam ruszyć dłonią, nogą, głową. Tak jakbym skamieniała. Gaisenten sam mi się zdezaktywował, co bardziej mnie zdziwiło. Nagle poczułam ogromy ból w głowie. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego. Chciałam się za nią złapać, skulić i czekać aż to przejdzie, ale moje ciało całkowicie odmawiało posłuszeństwa. Mięśnie pragnęły odpoczynku, a umysł krzyczał - ZIGNORUJ! WALCZ! Niestety nie dałam rady. Bezwładnie opadłam na ziemie upuszczając broń. Głowa mi pękała, ciało znieruchomiało, a właśnie miałam wykończyć tamtą staruchę. Znowu zawiodłam przez swoją pewność siebie? Zapytałam sama siebie wpatrując się w ogromne wyjście z jaskini. Nie wiedziałam czy zaraz nie zadźga mnie moją bronią, czy może weźmie mnie za zakładnika. Tak czy inaczej, nie dam rady nawet uciec. Chciałam coś powiedzieć, zawołać Sasori'ego i poprosić o pomoc... Pomoc? Chce od niego pomocy? To takie żałosne. Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze.
Ku mojemu zdziwieniu, przed moim ciałem stanął on. Tak jakby czytał mi w myślach i wiedział, że potrzebuje pomocy. Wykrzywiłam minę w grymas kiedy poczułam kolejny atak bólu głowy. Zacisnęłam mocno oczy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Skorpion wziął mnie na ręce i razem ze mną wydostał się z jaskini. Czułam go obok siebie, jego zapach i napięte mięśnie. Wiedziałam, że przy nim mogę poczuć się bezpiecznie. A czemu? Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie dlatego, że od długiego czasu nie doświadczyłam żadnej troski.
Cały czar zniknął, kiedy ujrzałam wnerwionego Yahiko. Był wkurzony na mnie? Chyba tak. Te oczy przepełnione złością były skierowane właśnie na mnie. Co znowu zrobiłam nie tak? Znowu, po za cierpieniem fizycznym czułam ból w środku. Ból którego moje serce, nadal nie mogło znieść.
---------------------------------------------------
Danke! Wiem, że nic specjalnego się tutaj nie dzieje, ale może znajdzie się coś co was zainteresuje ;) Dziękuje za uwagę i zapraszam na następny rozdział!
Na takiego bonusa Sayuri bez płaszczyka:
A no i odświeżyłam już moją linkownie bo była trochę nieaktualna :) I jeszcze - ze względu na to, że są święta (co oznacza, że mam wolne) chciałabym powiadomić każdego u kogo jestem w tyle, ale liceum to serio nie przelewki, jakby si mogło wydawać ;/