12.18.2013

Rozdział 15. Bez przerwy w ,,wirze wyczerpania"

Niebo zalane czernią, księżyc wypełniony błękitem i szary dym zamiast chmur. Uschnięte liście i trawa. Dosłowna martwa natura oznacza tylko jedno - Kolejny koszmar z wężowatym. Po wypowiedzianych słowach w mojej głowie, a dokładnie przede mną, pojawił owy "człowiek" i jego sługus - Kabuto. Oboje byli widocznie zadowoleni i nie ukrywali tego. Chore, sztuczne uśmieszki. Nie brakowało mi tego.:
- Gratulacje, Alice. Właśnie dostałaś się do Akatsuki. Jestem z ciebie dumny. - Powiedział Orochimaru wpatrując się w moje oczy tak, jakby widział w nich skarb.:
- Wiedziałeś, że nie przyjęliby mnie po pierwszej walce. Moje szanse na wykonanie misji byłyby niemożliwe, gdyby nie pojawiła się tam Sayuri. Ty o tym wszystkim wiedziałeś, prawda? - Zapytałam beznamiętnym głosem, ukrywając złość. Buzowało się we mnie, a jego sztuczność tylko nasilała mój gniew. Jestem mu posłuszna bo mi pomógł, ale czasami mam dość ciągłego wykonywania jego poleceń. Moje życie nie składa się na wiecznym służeniu innym.:
- Wiedziałem. - Wyrwał mnie z zamyśleń i kontynuował. - Chciałem zobaczyć, czy się poddasz. Na twoje szczęście udało ci się i znowu mogę stwierdzić, że jesteś jednym z moich najlepszych wyborów. - Zbliżył się mnie, po czym położył swoją dłoń na moim policzku gładząc go co chwilę. - Jesteś taką moją bronią idealną, której nabojami są zdolności gaisenten'a. - Przy ostatnich słowach zaczął się oddalać zostawiając po sobie jedynie smugę czarnego dymu. Kiedy już zniknął z zasięgu moich oczu zaczęłam drżeć. Nie mogłam tego opanować, czułam jak pracuje mi każdy mięsień, jak szybko się męczy i jak się kurczy. Nie mogłam przez to ustać na nogach. Za każdym razem to samo - strach. Kiedy jest w bezpiecznej odległości czuje się odważnie i bezpiecznie, jednak kiedy stanie tuż przede mną i popatrzy swoimi ohydnymi ślepiam, potrafię wyczuć jad w jego oczach, który mnie automatycznie paraliżuje. Nienawidzę tego uczucia. Chce się już obudzić, teraz, w tym momencie mam dość! Krzyknęłam w głowię zamykając mocno oczy jednak nic to nie dało. Upadłam bezwładnie na ziemie, patrząc się przed siebie pustym spojrzeniem. Poczułam się jak kukła - bezduszna, zależna od właściciela, uzależniona od osoby sterującej i taka  pusta. Już od dawna nie miałam czasu, żeby się nad sobą zastanowić, a teraz? Leże sparaliżowana, czekając aż ten okropny koszmar się skończy. Mówiąc "koszmar" nie miałam na myśli tego snu.

Gorące płomienie zaczęły mi drażnić policzki przez co od razu otworzyłam oczy i usiadłam do pionu. Księżyc już widniał na niebie, a przez las przemieszczał się ciężki wiatr. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam Yahiko odwróconego do mnie plecami. Mam się odezwać i powiedzieć, że już wstałam? W ogóle co się...:
- Co ja tutaj robię? - Zapytałam obojętnie szybko wstając. Lekko zaskoczony odwrócił się tak jakbym wytrąciła go z wielkich przemyśleń. Wielkich planów. Dlaczego każde słowo wypowiedziane o nim, przypomina mi o wszystkim co działo się kiedyś.:
- Wygrałaś. Po oględzinach każdy uznał, że nadajesz do Akatsuki i właśnie zmierzamy do siedziby. Bylibyśmy już w drodze, ale Komuru uznał, że niedługo się obudzisz więc posadził cię tu i zniknął. Dlatego ruszajmy. - Nakazał po czym zaczął iść w głębsze zakątki lasu. No jasne, jak mogłam pomyśleć, że on będzie mnie nieść do samej organizacji. Takie coś w ogóle nie powinno mi przejść przez myśl. On nie powinien mi chodzić po głowie bo przecież czyta każde moje słowo. Jesteś tu... Jesteś w mojej głowie, prawda? Czuje to.
Szłam powoli za nim, uważając na każdy krok. Nadal byłam osłabiona po walce z Sayuri, ale gorzej podziałała na mnie wielka utrata krwi. Ciekawi mnie jakim cudem jeszcze żyje. Po co mi to cholerne życie? Już kilka razy miałam szanse żeby odejść, ale za każdym razem ktoś musi mi pomóc. Ale czy to znaczy, że Yahiko mi pomógł?:
- Dlaczego mi pomogłeś? - Zapytałam starając się go dogonić, ale po moim pytaniu przyspieszył tempa. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny szelest liści. Zmarszczyłam brwi po czym również bardziej przyspieszyłam kroku. Chciałam mu dorównać, ale ciągle wyprzedzał. W końcu zaczęliśmy biec. Wyglądało to jak zabawa. Jedna wielka gierka, która polega na tym, aby wyprzedzić przeciwnika. Z góry musiało to wyglądać naprawdę komicznie.
W pewnym momencie poczułam jak kącik moich ust unosi się ku górze. Wewnątrz mnie pojawiło się jakieś malutkie światełko radości. Nie mogłam tego zmyć, ani zatuszować. W końcu od roku, poczułam szczere szczęście. Moje myśli automatycznie przestały być złe, a serce już nie bolało. Poczułam się jak kiedyś, tego zawsze chciałam - cofnąć się do przeszłości nie tylko myślami. Ta zabawa tak bardzo przypominała mi dzieciństwo, choć trwała tylko chwile, zostawiła ogromną radość na sercu, która trochę rozświetliła moją dawno zepsutą duszę.

Nagle Yahiko zatrzymał się, a ja razem z nim. Zatrzymaliśmy się przed ogromną jaskinią, zasłoniętą taflą spadającej wody. Wejście znajdowało się na rzece, po której od jakiś 5 minut biegliśmy. W środku udało mi się dostrzec dwóch dobrze znanych mi mężczyzn i jeden nieznajomy. Chciałam się zapytać, po co tu przyszliśmy, ale nie zdążyłam. Oboje zaczęliśmy iść w stronę trójki. Nie dało się ukryć zdziwienia na twarzy Deidary i Sasoriego. Także nie uwierzyłabym, gdybym widziała niedoszłego trupa.:
- Gdzie jest dziewięcioogoniasty? - Zapytał się Yahiko, przyglądając się blademu ciału Kazekage.
- Jeszcze nie dotarł. Są strasznie wolni. - Wysyczał przez zęby blondyn wykonując pieczęć. Głaz za nami zaczął się opuszczać zalewając ciemnością całą jaskinie. W tym momencie trudno było mi kogokolwiek dojrzeć, więc podeszłam do jednej ze skał i usiadłam na niej zakładając nogę na nogę. Zmęczyła mnie droga i nie miałam też ochoty bezsensu stać. Skoro opuścili głaz to znaczy, że tu zostajemy. Teraz tylko wytrzymać w ciszy.

Usłyszałam głośny huk i lekkie trzęsienie ziemi. Głaz się rozpadł a zza zasłony kamieni zauważyłam czwórkę ninja - różowowłosą nastolatkę, wściekłego blondyna, Kakashiego (bo kto nie zna potomka białego kła Konohy) oraz jakąś babcie. Wraz z ich wejściem znowu mogłam zobaczyć "piękne" otoczenie. Wszystko jak wcześniej z taką różnicą, że blondyn siedzi na kazekage, zamiast Sasoriego jest jakiś karzeł, a Yahiko stoi obok mnie bacznie obserwując nowych przybyszy.:
- Jako, że oficjalnie należysz do organizacji masz wziąć udział w tej walce. - Kiwnęłam głową, po czym wstałam z głazu. - Nie przynieś wstydu i walcz na poważnie, tak jak z Sayuri. - Dopowiedział. Znowu będę wykonywać rozkazy. To takie monotonne.:
- Czyli mam użyć pełnego gaisenten'a? - Zapytałam szybko. Na pewno chce się stąd ulotnić, inaczej nie powiedziałby mi tego. Odwróciłam się, czekając na jego odpowiedź. Tylko kiwnął głową i zniknął, tak jak podejrzewałam. Nie wiedział nic na temat moich umiejętności. Chciał tylko żebym jak najlepiej wykonała to zadanie. Nie chce znowu tego robić. Ta "umiejętność" pociąga mnie za sobą przez co nie mogę przestać jej używać. Ale rozkaz to rozkaz. Pomyślałam z lekką radością, po raz kolejny zdejmując soczewkę. Podeszłam szybko do karła. Nie zauważyłam, a Deidara już dawno nas opuścił. Stchórzył? Niee, bawi się ze swoimi "ofiarami" na zewnątrz, a nasze pole do popisu, jest tutaj.:
- Kim jesteś? - Zapytałam nie odwracając wzroku, na tę osobę obok. Postanowiłam przyjąć postawę obojętnej i bezinteresownej dziewczyny, która ma wszystko gdzieś i chce jak najszybciej to wszystko skończyć.
- Sasori... To co widzisz, to jedna z lalek. - Taka odpowiedź mi wystarczyła. Kiwnęłam tylko głową i aktywowałam gaisenten'a. Trudno mi będzie walczyć z wiedzą, że pracuje z osobą, przez którą musiałam opuścić Akatsuki. Akasuna Sasori... Tak bardzo ciekawi mnie twoje wnętrze, twoja historia, słabe punkty umiejętności, ale nie na tobie muszę się teraz skupić, tylko na przeciwniczkach.:
- Wiesz coś o nich? - Zapytałam ilustrując jedną i drugą. Już stały w pozycji obronnej.
- Staruszka jest lalkarzem. - Powiedział chłodno. Albo mało wiesz na temat swojej babci, albo chcesz to przede mną ukryć. Tak, przed chwilą wyczytałam, że są ze sobą spokrewnieni, ale to nie na tej osobie teraz powinnam się skupić. Podczas gdy chciałam zmienić obiekt badań, poczułam ogromny ból głowy, a zaraz za tym oczy zaczęły mnie szczypać. Odruchowo złapałam się za głowę i przegryzłam dolno wargę by bólem zwyciężyć ból. Ponowiłam próbę odczytania informacji:
- Druga to Sakura Haruno z wioski liścia. Potrafi bardzo dobrze kontrolować czakrę, dzięki czemu jest zarówna świetnym medykiem jak i waleczną ninja. Głównie w walce polega na swojej sile. - Wyczytałam wszystko co udało mi się zobaczyć. Nie dałam rady więcej, ponieważ ból zmusił mnie do zamknięcia oczu. Poczułam na sobie wzrok skorpiona. Nie wiem czy patrzył na mnie z obrazą, obrzydzeniem czy czymś innym. Wiedziałam jedynie, że na ten moment nie dam rady nic więcej zrobić. Jestem jeszcze trochę osłabiona po wcześniejszej walce, a taka będę mu tylko przeszkadzać. Ociężałym krokiem podeszłam do jednego z wielu głazów i usiadłam na nim zakrywając rękami oczy. Dalej nie widziałam co się dzieje. Nie chciałam dezaktywować gaisenten'a bo zapewne jeszcze mi się przyda.
Powoli przyzwyczajałam się do nieprzyjemnego pieczenia i mogłam wsłuchać się w muzykę walki. Słyszałam każde tupnięcie, głębsze oddechy, świst rzucanych ostrzy i liczne przekleństwa. Z obu stron. Trudno było mi siedzieć bezradnie, kiedy mogłam po raz kolejny udowodnić jak bardzo poprawiłam swoje umiejętności dzięki Orochimaru. To imię... Od razu potrząsnęłam głową by wybić go z moich myśli. Praktycznie nadal ma nade mną władze, ale nie chce sobie nim zaprzątać głowy. Pewniej wstałam z kamienia i podeszłam do Sasoriego, który wyglądał na nieźle wnerwionego. Jego obronna kukła została rozwalona, a teraz posługuje się marionetką Kazekage? Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie zwracałam na to większej uwagi. Jeszcze raz przeanalizowałam zdolności obu kobiet. Przez to, że ciągle się ruszały trudno było mi dojrzeć ich słabe punkty. Na szczęście w miarę szybko dostrzegłam coś, czego wcześniej nie powiedziały mi oczy. Starucha porusza tym dzieciakiem jak kukiełką - za pomocną nici czakry. Zmarszczyłam brwi. Trochę nieczyste zagranie. Szybko przywołałam Komuru i bez większego gadania wsiadłam na niego. Miałam do wykonania dwa zadania. Pierwsze - tworzyć motyle, drugie - w tym samym czasie zająć staruszkę i odciąć jej połączenie z Sakurą.
Przekazałam wszystko Komuru, aby wiedział co robić i co ważniejsze w jakim tempie, abym utrzymała się na jego grzbiecie. Przytaknął lekko łbem zaraz szczerząc kły. Poczułam jak nastroszyła mu się sierść z chęci do walki. Taka determinacja u niego? Znam go bardzo długo, ale ciągle mnie zaskakuje.
W zniewalająco szybkim tempie znalazłam się za staruszką. Jedną rękę miałam z tyłu, odpowiadała za tworzenie motyli. Drugą właśnie kierowałam w stronę babuni. Chciała uniknąć mojego ciosu, ale nie zdążyła. Dostała idealnie w biodro, co ją trochę odrzuciło. Dalej weszłam w wir walki. Musiałam ją jedynie trzymać by nie mogła kontrolować Sakury i nie zapominać o motylach. Tym stworzonym rozkazałam osadzić się na przeciwnikach, a sama kontynuowałam atakowanie staruszki. Jak na swój wiek była bardzo zwinna, ale to nie wystarczy żeby mieć ze mną jakieś szanse. Stałam na wygranej pozycji. Wykonałam idealną komplikacje ciosów, dzięki którym przeciwniczka upadła na plecy wydobywając z siebie cichy jęk. Chwyciłam w rękę kunai'a z zamiarem zakończenia jej żywotu. Na mojej twarzy pokazał się lekki uśmieszek mówiący: ,, I co ty na to? Oczywiste było, że wygram". Oczy przepełnione zwycięstwem i dusza radością. Nie cieszyło mnie, że kogoś zabije a raczej, że w szybkim tempie wygram tą walkę. Zamachnęłam się, ale zaraz stało się coś, czego się nie spodziewałam. Z wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w swoją "ofiarę". Moje ciało... zdrętwiało. Nie mogłam ruszyć dłonią, nogą, głową. Tak jakbym skamieniała. Gaisenten sam mi się zdezaktywował, co bardziej mnie zdziwiło. Nagle poczułam ogromy ból w głowie. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego. Chciałam się za nią złapać, skulić i czekać aż to przejdzie, ale moje ciało całkowicie odmawiało posłuszeństwa. Mięśnie pragnęły odpoczynku, a umysł krzyczał - ZIGNORUJ! WALCZ! Niestety nie dałam rady. Bezwładnie opadłam na ziemie upuszczając broń. Głowa mi pękała, ciało znieruchomiało, a właśnie miałam wykończyć tamtą staruchę. Znowu zawiodłam przez swoją pewność siebie? Zapytałam sama siebie wpatrując się w ogromne wyjście z jaskini. Nie wiedziałam czy zaraz nie zadźga mnie moją bronią, czy może weźmie mnie za zakładnika. Tak czy inaczej, nie dam rady nawet uciec. Chciałam coś powiedzieć, zawołać Sasori'ego i poprosić o pomoc... Pomoc? Chce od niego pomocy? To takie żałosne. Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze.
Ku mojemu zdziwieniu, przed moim ciałem stanął on. Tak jakby czytał mi w myślach i wiedział, że potrzebuje pomocy. Wykrzywiłam minę w grymas kiedy poczułam kolejny atak bólu głowy. Zacisnęłam mocno oczy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Skorpion wziął mnie na ręce i razem ze mną wydostał się z jaskini. Czułam go obok siebie, jego zapach i napięte mięśnie. Wiedziałam, że przy nim mogę poczuć się bezpiecznie. A czemu? Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie dlatego, że od długiego czasu nie doświadczyłam żadnej troski.
Cały czar zniknął, kiedy ujrzałam wnerwionego Yahiko. Był wkurzony na mnie? Chyba tak. Te oczy przepełnione złością były skierowane właśnie na mnie. Co znowu zrobiłam nie tak? Znowu, po za cierpieniem fizycznym czułam ból w środku. Ból którego moje serce, nadal nie mogło znieść.
---------------------------------------------------
Danke! Wiem, że nic specjalnego się tutaj nie dzieje, ale może znajdzie się coś co was zainteresuje ;) Dziękuje za uwagę i zapraszam na następny rozdział!
Na takiego bonusa Sayuri bez płaszczyka:
A no i odświeżyłam już moją linkownie bo była trochę nieaktualna :) I jeszcze - ze względu na to, że są święta (co oznacza, że mam wolne) chciałabym powiadomić każdego u kogo jestem w tyle, ale liceum to serio nie przelewki, jakby si mogło wydawać ;/

11.17.2013

Rozdział 14. Ostatnia szansa.

Sasori:
Od trzech dni jesteśmy w drodze. Razem z Deidarą wyruszyliśmy pojmać Kazekage, zwanego Gaarą. Umrze jak każdy, z kogo wyciągane są bijuu. Ktoś będzie za nim tęsknił? Nie obchodzi mnie to. Jest jinchuuriki, więc jego "bliscy" powinni wiedzieć, że prędzej czy później uronią przez niego łzy. Jeżeli naprawdę znajdzie się ktoś, dla kogo ten potwór jest ważny - współczuje. Kiedy odchodzi ktoś ważny dla twojego serca, odczuwasz niesamowity ból, na którego nie zadziała żaden lek. Szkoda, ale taka jest kolej rzeczy. Nauczyłem się tego w Akatsuki. Tylko czy można to nazwać czymś dobrym?

Alice:
Szłam powoli przed siebie dokładnie przyglądając się ścianom. Z ciężkim serce stwierdzam, że zgubiłam się... Pomyślałam opierając się plecami o jedną ze ścian. Nie mogłam wrócić bo nie wiedziałam jak, ale bezsensowne chodzenie przed siebie też nie było dobrym pomysłem. Wzięłam jeden głębszy oddech i chciałam chwile pomyśleć, wszystko sobie poukładać. Niestety nie miałam czasu, ponieważ usłyszałam tupot obcasów. Od razu porzuciłam odpoczynek i ruszyłam w bieg. Shiru kazała mi nie wychodzić, bo Sayuri wróciła do organizacji. W takim razie muszę unikać bliższych kontaktów z kimkolwiek. Może mieć swoich ludzi od sprawdzania organizacji. Potrząsnęłam głową, kiedy zauważyłam, że wbiegłam prosto do salonu. W środku czułam pewną radość, bo w końcu udało mi się wyjść z tego labiryntu jednak, gdy zobaczyłam różowe, długie i lekko falowane włosy stanęłam jak wryta. Jedna część mnie była przerażona, a drugiej było to obojętne. Kobieta odwróciła się w moją stronę dokładnie ilustrując mnie swoim spojrzeniem. Wydawało się lekko zdziwione, ale nadal utrzymywała tą sztuczną beznamiętność na twarzy.
Wszyscy na około zaczęli do siebie szeptać niezrozumiałe dla mnie słowa i co chwile oddalali się kilka małych kroczków do tyłu. Widać, że Sayuri jest szanowana jako liderka, a nawet obawiają się jej. Jednak wydaje mi się, że gdyby groziło jej niebezpieczeństwo nikt nie ruszyłby na ratunek. W końcu tak jest w organizacjach zabójców. Każdy troszczy się o własny tyłek.
Po raz ostatni Sayuri zmierzyła mnie swoim obojętnym spojrzeniem, po czym powiedziała:
- Alice Wakari. Tak jak o tobie mówią: jesteś nie do zabicia. - Mówiąc ostatnie słowa trochę zaostrzyła ton dając mi do zrozumienia, że nie cieszy się z mojej obecności. Ze wzajemnością. Pomyślałam znowu wpatrując się w tłum wokół nas, który z każdą sekundą robił się coraz mniejszy.:
- Sayuri Shiomi, jeżeli się nie mylę. O tobie słyszałam podobnie. - Odpowiedziałam dość spokojnie, usiłując zatrzymać mój lekko zaniepokojony głos. Dużo o niej słyszałam. To nie jest zwykła ninja, która operuje ninjustu. Jej technika jest o wiele silniejsza i przerażająca. Jak nad nią panuje, wie tylko ona. Ja także nie wiem na czym ona polega, ale póki co nie chce wiedzieć. Na razie muszę stoczyć z nią pojedynek słów by nie wypaść na mięczaka, a pokazać, że mimo wywalenia z Akatsuki nadal jestem silną ninja. :
- Czego tu chcesz? Pomocy? Nie masz domu? Czy może oczekiwałaś kogo innego? - Zapytała patrząc się głęboko w moje oczy. Kolejna, która będzie mi to wypominać? Nie chce już tego słuchać, ani o tym myśleć. Drażni mnie ten temat.:
- Oczekiwałam ciebie. - Odpowiedziałam poważnym tonem także uważnie się jej przyglądając. Nic nie mogę powiedzieć o reakcji bo się nie zmieniła, ale tłum, którego wcześniej nie dało się ogarnąć, zniknął i została tylko Shiru, która przed chwilą weszła do pomieszczenia. Co ja właściwie powiedziałam? Jaki był tego sens? Przyszłam tu bo mam zadanie do wykonania.:
- Chciałabyś wrócić do Akatsuki? Nie masz szans, żeby się tam dostać. I nie chodzi mi o twoje umiejętności. - Dodała zaraz widząc, że chce jej przerwać. - Jako, że wcześniej należałaś do tej organizacji nie możesz nawet myśleć o powrocie. To jest po prostu nierealne. - Powiedziała zimnym tonem podchodząc do mnie kilka kroków. Jej wzrok mimo chłodu i beznamiętności, wydawał się być wyzywający. Tak jakby to co mówi, nie było tym co ma na myśli. Nie powiem bo zaniepokoiło mnie to, ale jej słowa. Ona chyba nie myśli, że tak łatwo mnie nabierze na takie cholerne kłamstwo? Uniosłam lekko kącik ust wpatrując się w jej oczy tym samym zimnym i przeszywającym wzrokiem co jej.:
- Nie kłam Sayuri. Dużo o tobie słyszałam i mogę cię zapewnić, że moja księga wiedzy o tobie jest grubsza niż może ci się wydawać. Chciałabyś się ze mną zmierzyć, prawda? - Zapytałam wyzywającym tonem opierając dłonie na biodrach. Wydaje mi się, że z daleka można było wyczuć zimną aurę krążącą nad nami. Mimo iż nasza konwersacja nie była ciekawa ani zbytnio rozbudowana, z naszych spojrzeń i pewności siebie można było wyczuć, że w tym momencie lęk był nam całkowicie obcy. Wnerwiał mnie jej spokój, ale jednocześnie napędzał żeby przerwać to jej opanowanie nawet jeżeli będę miała zadać jej ból, chce zobaczyć na jej twarzy jedno uczucie.:
- Czy to aby najlepszy pomysł? To wychodzi poza regulamin walk, Sayuri. - Powiedziała nagle Shiru, podchodząc do różowowłosej. Jest jakiś regulamin? Nie rozśmieszajcie mnie. Prychnęłam cicho na co Sayuri lekko zmarszczyła brwi. Właśnie okazałam brak szacunku do niej, do organizacji oraz regulaminu. Jak zareagujesz? Pomyślałam uważnie wpatrując się w obie kobiety. Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź.:
- Shiru, pokaż Alice jak dojść do sali treningowej. - Zwróciła się do towarzyszki, a następnie powracając wzrokiem do mojej osoby. - Dzisiaj, za kilka minut pokażesz jak bardzo chcesz tam wrócić mierząc się ze mną. Czekam na ciebie. - Wypowiedziała, po czym zniknęła w chmurze dymu zostawiając po sobie jedynie słodki zapach perfum, który do niej kompletnie nie pasował. Spojrzałam się w jasne oczy Shiru. Nie była zadowolona, ani zła. Właściwie to już przyzwyczaiłam się, że każdy wokół mnie nie posiada żadnych emocji, ale ona mogłaby żyć normalnie. Czuje, że zabijanie to nie jest jej jakaś pasja. Ona po prostu nie pasuje do tego całego towarzystwa psychopatycznych osobowości.:
- Chodź. - Powiedziała cicho wyrywając mnie z zamyśleń. Obie ruszyłyśmy w stronę lekko oświetlonego, szarego i ponuro wyglądającego korytarza, który prawdopodobnie prowadził do walki o wszystko. Jeżeli przegram, to nie dostane się do Akatsuki, a to równoznaczny się z tym, że zostanę ukarana przez Orochimaru. Na samą myśl po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Objęłam prawą dłonią lewy nadgarstek lekko zaciskając. Muszę wygrać... Dwa słowa obijały się w mojej głowie starając się o dobre myśli, ale jak mogę być pozytywnie nastawiona skoro wygrana niesie ze sobą tak ogromne minusy.

Yahiko:
Nastawiona tablica zegarowa i Sayuri stojąca na środku sali. Po co kazała mi tu przyjść? Póki co nie znalazła nikogo, kto mógłby do nas dołączyć więc po jaką cholerę mam przerywać wszystko żeby zobaczyć akurat tę walkę? Stała nieruchomo i wpatrywała się ze skupieniem w metolowe, zniszczone drzwi.:
- Sayuri. - Zawołałem zwracając jej uwagę. - Możesz mi w końcu wyjaśnić? - Zapytałem opierając się o ścianę, na której przywieszony był wielki zegar. Spojrzała się na mnie jakby chciała, abym odczytał jej myśli chociaż dobrze wie, że póki ma na sobie sznur, trzymający pas, nie mam dostępu do jej umysłu. Otwierała już usta z zamiarem odpowiedzenia, ale zatrzymała się, kiedy usłyszała skrzypienie metalowych drzwi. Oboje spojrzeliśmy się w tamtą stronę, ale to co zobaczyłem było tym o czym śniłem, ale nie tym, o czym powinienem marzyć. Tam stoi Alice. Te słowa chodziły mi po głowie nie dając pozwolenia do rozsądnego myślenia. Teraz była tylko ona. Bezpieczna, pewna siebie, piękna jak zawsze. Ale trochę inna. Nie chodzi tu o czerwone oko, a o jej wyraz twarzy. Nie był przerażony, wściekły, skwaszony, czy nawet szczęśliwy. Przypominała mnie, Sayuri, Shiru, Itachiego i... I wszystkich, którzy nie chcą pokazywać uczuć - swoich słabości.
Podeszła zgrabnie do Sayuri nie odwracając się ani razu w moją stronę.:
- Zasady są takie same. Masz mnie drasnąć trzy razy w ciągu 30 minut, a ja w tym czasie mam skrócić twój nędzny żywot. - Powiedziała po czym obie natychmiast odskoczyły od siebie. Nie czekały na żaden sygnał, ani dzwonienie zegara. Wraz z ich oddaleniem czas zaczął upływać. Sekunda po sekundzie. Obie były zdeterminowane i skupione, a mi nie zostało nic innego jak oglądać przebieg walki, ale czy będę w stanie zignorować ból Alice?

Alice:
Stoi tu. Patrzy się na mnie. Osoba, przez którą tyle osiągnęłam i cierpiałam. Myśli, że go zignorowałam, ale to nie prawda. Zaskoczył mnie jego widok, ale nie chciałam pokazywać Sayuri, że to może mnie osłabić, a nawet chce aby zrozumiała, że jego obecność jest mi obojętna. Do końca walki będę musiała kłamać. Chcąc nie chcąc, zaczęło się. Muszę pokonać swoją rywalkę i udowodnić każdemu, że jestem silna, ale...
Sięgnęłam ręką do tylnej torby i już po chwili wyjęłam z niej kawałek materiału z blachą po środku. Opaska wioski deszczu, która wcześniej była w posiadaniu Yahiko. Kiedyś, gdy Sasuke jeszcze "nie należał" do Orochimaru, powiedziałam sobie, że zostawię tą opaskę jako obiekt, w którym przetrzymam wszystkie wspomnienia, które mogłyby przeszkadzać mi w dalszym funkcjonowaniu. Poza tym, obiecałam sobie także, że gdy przyjdzie dzień, w którym stoczę walkę o WSZYSTKO, ta opaska za widnieje dumnie na moim czole, a wszystkie wspomnienia nie będą już przeszkodą, a motywacją. To właśnie ten dzień.
Zawiązałam materiał na supeł po czym wyjęłam pudełeczko z tylnej torby. Zdjęłam soczewkę, ukazując prawdziwą barwę oczu klanu Wakarii*. Szybko schowałam je z powrotem, biorąc jeden głębszy oddech. Mądrze zrobię, używając tego dla dobra misji? Zapytałam sama siebie aktywując pełny gaisenten**. Z zewnątrz różnił się tylko tym, że był w obu oczach, ale wnętrze było nieco bardziej skomplikowane. Spojrzałam na Sayuri i już wiedziałam wszystko czego potrzebowałam. Syknęłam cicho, kiedy poczułam pierwsze efekty aktywacji. Oczy zaczęły mnie niemiłosiernie piec, ale musiałam utrzymać się przy tym, póki nie dojrzą słabego punktu. Niestety Sayuri nie dała mi na to czasu. Wyjęła dwa kunai'e i zaraz ruszyła na mnie. Ja także nie traciłam bezcennego czasu i zaczęłam wytwarzać motyle jednocześnie odskakując od przeciwniczki. Dzięki koralom, które podarowała mi Shiru, a także pełnemu gaisenten'owi tworzenie w ruchu już nie będzie przeszkodą.
Podczas unikania ciosów zauważyłam jak Sayuri wyrzuciła jednego kunai'a w drzewo, co było dla mnie znakiem, że obmyśliła strategie. Gdybym nie walczyła wcześniej z Shiru, spanikowałabym. Na szczęście dzięki temu, że wcześniej odbyłam z nią walkę nauczyłam się wcześniej obmyślać strategie. Nazwałam ją ,,Zmylenie". W tym czasie, kiedy Sayuri wykonywała kolejny zamach, złożyłam ręce w pieczęć zwiększając swoją szybkość i zwinnym ruchem odepchnęłam się od niej. W locie uformowałam już kolejne pieczęcie do przywołania. Nie minęła chwila, a obok mnie stał Komuru. Spojrzał na mnie raz po czym zaczął warczeć. Dobrze wie, że nigdy nie chciałam używać pełnego gaisentena i zapewne myśli, że zostałam do tego zmuszona przez przebieg sytuacji. Nawet lepiej dla mnie. Będzie bardziej zdeterminowany. Komuru... Gdybyś wiedział jak bardzo mi przykro.
Wskoczyłam na zwierzaka, który miał mi służyć jako pomoc w omijaniu ataków Sayuri. Był to najlepszy pomysł na spokojne ułożenie pieczęci i atakowaniem jej ninjustu. A przynajmniej to poleciły mi oczy, dzięki którym przed chwilą udało mi się odczytać słabe punkty jej umiejętności. Po pierwsze, żeby użyć specjalnej techniki musi mnie zranić, aby manipulować moją krwią. Czyli, jeżeli mnie nie draśnie mogę spokojnie z nią walczyć, a uniki dla Komuru to kaszka z mleczkiem. Po drugie, muszę uważać aby nie ochlapać się jej krwią. Jeżeli tak się stanie, wpadnę w genjutsu. Więcej informacji mi nie potrzeba, ale nie dezaktywuje pełnego. Ta moc która przeze mnie przepływa jest jak zakazany owoc. Nie można się jej oprzeć.
"Zauroczona" potęgą kekkei genkai, zaczęłam wprowadzać mój plan w życie. Motyli było na tyle, aby oblazły cały sufit, a przynajmniej miejsce, które powinny zakryć. Na mojej twarzy za widniał uśmiech, kiedy spoglądając w górę widziałam tysiące motyli. Wielka fala upadła na dół tworząc wir wokół Sayuri. Leciały tak blisko siebie że praktycznie nie dało się zauważyć tego co działo się poza nimi. Kilka innych, które podleciało do mnie, zmieniło się w mojego klona. Zeszłam z Komuru zmieniając się w jednego z motyli. Póki co wszystko idzie zgodnie z planem, ale jeżeli się nie uda, będę miała problem z czakrą.

Yahiko:
Zapatrzony w dzieło jakie stworzyła Alice starałem się zrozumieć jej taktykę, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Wszędzie roiło się od jej motyli i te oczy.  Kekkei genkai klanu Wakari nadal jest dla mnie zagadką.
Zza zasłony motyli udało mi się zobaczyć Alice, wykonującą jakieś pieczęcie oraz Sayuri, starającą wydostać się z "tornada". Wszystko wyglądało idealnie. Każdy szczegół tej taktyki dopracowany z taką dokładnością, aby przeciwnik nie mógł niczego zrobić. Tylko, że tak się nie da. Można dowiedzieć się kilku rzeczy o danej osobie, ale nie wszystkiego.
Dalej wpatrywałem się w każde ruchy kobiet. Chciałem rozgryźć, która objęła prowadzenie, ale wszystko było tak tajnie wykonane, że moje myśli były całkowicie zagmatwane.
Zauważyłem jak Alice wykonuje pieczęcie, a następnie wskakując w "wir". Odważne posunięcie. Przeszło mi przez myśl kiedy wszystkie motyle, które tworzyły tornado zmieniły się w cienkie i ostre igły. W środku poczułem jak moje ciało chce się ruszyć do przodu i zatrzymać ją, chociaż nie mam pewności, że to co robi jest niebezpieczne. Starałem się uspokoić. Tak jak kiedyś musiałem, gdy wyrzuciłem Alice z Akatsuki. Czemu ona chce wrócić.
Drgnąłem kiedy zauważyłem jak wszystkie igły poleciały wprost na nie. Sayuri jakoś udało się uniknąć niektórych ostrzy, ale większość zraniły ją, co znaczy, że Alice wygrała, ale jej całe ciało było na wylot przebite. Z każdego miejsca wylewała się krew. Dookoła siebie czułem zapach jej perfum połączony z zapachem świeżej cieczy. Twarz piękna i idealna, teraz zmasakrowana. Poczułem, jak serce zaczęło mi mocniej bić, a ręce same wprawiały się w ruch. Widok jej bezwładnie opadającego ciała był. Czymś czego nigdy nie chciałbym widzieć.
Jednak stało się coś, co w głębi miałem nadzieje, że się stanie. "Alice" rozpłynęła się, zostawiając po sobie tylko zakrwawione motyle. Automatycznie moje serce wróciło do normalnego trybu, a całe ciało uspokoiło się. Zza drzewa wyłoniła się ona. Cała i zdrowa... A nie, ma jedno zadrapanie na policzku. Ale kiedy?
- Wygrałam, Sayuri. Masz więcej niż trzy rany i wyrobiłam się w czasie. Nie masz się do czego przyczepić. - Wypowiedziała stanowczo zakładając z powrotem czerwoną soczewkę. Obie patrzyły się na siebie stanowczym wzrokiem. Takim, jaki Alice od zawsze nienawidziła.

Alice:
W końcu. To koniec. Wydawałoby się, że łatwo mi poszło, ale gdyby nie duże pokłady czakry i pełny gaisenten w pierwszych 10 minutach mogłabym umrzeć. Do tego, gdyby moja taktyka nie zadziałała... Nawet nie chce sobie wyobrażać. Klony z motyli są bardzo dobre i użyteczne, ale gdy ktoś je zabije - ktoś inny niż ja - na moim ciele pojawia się jakaś rana. Muszę dużo trenować i to jakoś ominąć, szczególnie że wiem jak Sayuri lubi bawić się cudzą krwią.:
- Owszem. Wygrałaś, ale tylko i wyłączenie fartem. - Powiedziała jak zawsze opanowanym tonem i wyciągnęła rękę w moją stronę. Popatrzyłam się na nią zdziwiona, kiedy poczułam jak z rany na moim policzku zaczyna uciekać krew. Więcej i więcej. W zniewalająco szybkim tempie. Widziałam jak się nią bawiła przed moimi oczami. Tworzyła z niej fale, które krążyły dookoła mnie, a z każdą kolejną sekundą robiło mi się coraz gorzej. Powieki były coraz cięższe, a moje nogi nie mogły utrzymać mojego ciężaru. Upadłam z nadzieją, że wszystko będzie dobrze, bo czym znowu mogłam zawinić? Przecież tylko wykonywałam polecenia.
--------------------------------------------------
"prawdziwą barwę klanu Wakarii" - To nie jest tak, że każdy musiał mieć niebieskie oczy, ale oznaczały one szlachetność danej osoby, a także szacunek, który trzeba było jej okazywać.
**pełne gaisenten - Dzięki temu może dowiedzieć się wszystkiego na temat swojego przeciwnika, jeżeli i on jest świadomy swoich zdolności i słabości. Oczy potrafią zauważyć czakrę przeciwnika wnikając w nią tak, że może określić jego wszystkie dane.

Na koniec obrazeczek pt.: walcząca Alice

8.31.2013

Rozdział 13. Nienawiść do samego siebie.

Czerń i całkowita pustka. Wokół mnie nie było widać niczego co żyje jedynie jedna, wielka i czarna przestrzeń. Unosiłam się w tej próżni w moim zakrwawionym ubraniu, jakby czekając na coś, bądź w tym wypadku na kogoś. Powoli zaczynałam widzieć zarysy Orochimaru i Kabuto. Ich znajomość technik robi na mnie coraz większe wrażenie.:
- Czego chcecie? - Warknęłam posyłając im groźne spojrzenie, na którego widok oboje uśmiechnęli się. Nienawidziłam tego. To takie irytujące, kiedy ktoś cieszy cię z twojej złości. To tak, jakby obrażali gestem. Zacisnęłam dłonie w pięść czekając na pierwsze słowa krytyki. W okół mnie zaczął unosić się ohydny smród zgnilizny, ale zignorowałam to. Wężowaty nauczył się manipulować czyimś mózgiem podczas snu? A może to zupełnie co innego? Nie wiem, ale on był ostatnią osobą, którą chciałabym zobaczyć. Zdecydowanie zwaliłam sprawę, wiem to i nie potrzebuje kolejnego streszczenia mojej walki.:
- Alice. Muszę przyznać, że zawiodłem się na tobie. - "Podleciał" bliżej mnie, po czym odgarnął mi delikatnie pojedyncze kosmyki z twarzy. Ten fałszywy uśmiech i wnerwiająca litość. Zacisnęłam mocno zęby by zaraz się nie wydrzeć. - Alice... - Chwycił mój podbródek, podnosząc go delikatnie, tak abym mogła spojrzeć mu prosto w jego obrzydliwe ślepia. - Wytłumacz mi. Dlaczego nie użyłaś pełnego gaisenten'a? - Zapytał przeszywając mnie spojrzeniem. Nienawidziłam tego uczucia. Kiedy coś mi wypomina i na siłę stara się mnie rozgryźć. To takie w jego stylu. Nie umie powiedzieć, że zwaliłam sprawę i jestem do dupy. Musi dodać coś od siebie, żeby jeszcze bardziej mnie zdołować. Tak teraz rozmyślając, to nie wiem czemu tego nie użyłam. Zupełnie o tym zapomniałam. A może chciałam zapomnieć? Nie odzywałam się. Starałam wędrować wzrokiem gdzie indziej, byleby nie patrzeć w jego przesiąknięte jadem tęczówki. Nie było mi głupio, ale poniżyłabym się mówiąc, że ciągle obawiam się skutków. Kątem oka zauważyłam jak jego uśmiech zniknął. Puścił mój podbródek i zaczął powoli się oddalać:
- Masz zrobić wszystko by wykonać swoje zadanie. Za trzy dni, chce przeczytać w raporcie, że dostałaś się do Akatsuki. Jeżeli tak się nie stanie wrócisz do mnie i będziesz musiała odpłacić za swoją bezużyteczność. - Skończył i zaraz razem z Kabuto zniknęli. Coś ścisnęło mnie w gardle. Nie mogłam się odezwać, a tak bardzo chciałam wykrzyczeć jak ich wszystkich nienawidzę. Objęłam swoje gardło prawą dłonią jakbym myślała, że to mi pomoże. Czułam jak krew płynie szybciej, jak trzęsie mi się całe ciało. Jak ja mogłam być taka głupia? Przez to, że "zapomniałam" o jednej z najlepszych zdolności gaisenten przegrałam i mam niemałe kłopoty. Już raz doświadczyłam złości Orochimaru i nie mam zamiaru znowu tego odczuć.

Nagle otworzyłam oczy. Pierwsze co zauważyłam to biały sufit i lekkie światło. Czułam pojedyncze krople potu na moim czole. To dało mi pewność, że wężowaty odwiedził mnie we... Śnie? koszmarze? Nie wiem jak to nazwać. Przymknęłam lekko oczy wstając od pozycji siedzącej. Chociaż moje mięśnie dawały we znaki, zmusiłam je do małego wysiłku.
Znajduje się w jakiejś małej sali szpitalnej, a przynajmniej tak to wygląda. Przy drzwiach stoi jedna większa szafa, obok niej duży kwiat, którego gatunku naprawdę nigdy na oczy nie widziałam. Do tego zwykłe pojedyncze łóżko, stolik nocny, jakieś biurko i to na tyle. Wszystko jest w odcieniach beżu.
Zsunęłam z siebie kołdrę zaczynając próby wstania. Pierwsza nie wyszła, przez ból brzucha. Odruchowo objęłam go jedną ręką, lekko zginając się. Na szczęście szybko ustało, więc ponowiłam próbę wstania. Tym razem udało się, ale zachwiałam się lekko przez co upadłam prosto na zimną podłogę. Ból znowu wrócił przez co zaczęłam wyklinać go cicho. Zwinęłam się w kłębek jakby miało mi to coś dać. Pomyślałam, że zachowuję się jak dziecko, ale co tam. I tak jestem tu sama, a nawet jeżeli ktoś wejdzie, to leżenie na podłodze jest normalnie, prawda? Leżąc automatycznie przypomniałam sobie każde słowo Orochimaru. Nie wiedziałam jak on dowiedział się o przebiegu mojej walki. Skąd wie, że nie użyłam pełnego gaisenten'a? Tylko to chodziło mi po głowie i nie mogłam przestać o tym myśleć. Na szczęście zauważyłam jak drzwi powoli uchylają się. To spowodowało, że Orochimaru zniknął z mojej głowy, a zawitała tam Shiru Harada. Czarnowłosy anioł o niesamowitych zdolnościach. Spojrzała się na mnie z lekkim zdziwieniem. Czyli u nich nigdy nikt nie leżał na ziemi? Przecież to normalne... Zdołowałam się w myślach po czym ponowiłam próbę wstania. Kobieta widząc to od razu do mnie podeszła i pomogła wstać. Udało mi się stanąć na nogi, chociaż moje mięśnie i tak niechętnie wracały do pracy.:
- Wybacz, ale podczas leczenia musieliśmy całkowicie rozluźnić twoje mięśnie. Za jakąś godzinę powinnaś już swobodnie się poruszać, ale na razie proponuję ci moją pomoc. - Powiedziała przekładając moją rękę przez jej kark łapiąc mnie mocno za nadgarstek, a drugą ręką trzymała mnie w pasie. Nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam lekko głową. Zdziwiłam się jej propozycją, ale nie dam rady iść o własnych siłach. Szczególnie po całkowitym rozluźnieniu mięśni. Po za tym to taki zabieg jest bardzo niebezpieczny, nawet jeżeli człowiek jest nieprzytomny. Nie jestem medykiem, ale każdy o tym wie. Mogę stwierdzić, że albo nie obchodzi ich cudze życie i mają to gdzieś, albo mają świetnych medyków.
Wyszłyśmy z "mojego" pokoju, po czym zaczęłyśmy kierować się jakimś korytarzem. Dopiero teraz zauważyłam, że mój strój jest czysty, a materiał zaszyty tak, że praktycznie nie widać gdzie nastąpiły cięcia. O każdego tak się martwią? To urocze. Przynajmniej dla mnie. Pewnie dlatego, że podczas przebywania u boku Orochimaru nie otrzymywałam czegoś takiego jak troska. Panowała tam zasada: Ja rozkazuje, ty wykonujesz.
Idąc wzdłuż szerokiego korytarza, zauważyłam kilka pojedynczych zdjęć wiszących na ścianie. Miały zwykłą drewnianą ramkę, ale to raczej wnętrze było ważniejsze. Na każdym ze zdjęć znajdywały się te same osoby. Cztery dziewczyny w wieku około czternastu lat. Każda o odmiennym charakterze i wyglądzie. Przypominały elitarną czwórkę Rakurai, ale mogę mylić. Mimo kamiennej twarzy Sayuri, nieobecności Shiru, zdenerwowania Miyo i zawstydzenia Megumi, można z nich wyczytać radość, która tkwi głęboko w ich sercach. Wzdrygnęłam lekko kiedy poczułam jak czarnowłosa przyciągnęła mnie do siebie mocniej. Chyba zauważyła jak wpatruje się w zdjęcia, ale postanowiłam zostawić ten temat bez jakichkolwiek pytań.

Powolnym tempem udało nam się dojść do jakiegoś pomieszczenia. W połowie drogi odzyskałam siły, szybciej niż Shiru się tego spodziewała. Nie chciała żebym szła o własnych siłach, ale jestem upartą osobą, więc uległa.
Przeszłyśmy przez próg do ogromnego salonu. Naprawdę robił wrażenie swoją wielkością, meblami i dekoracjami. Skórzana kanapa, a koło niej jeszcze dwa fotele. Przed nimi stał wielki telewizor. Po za tym znajdują się tu dwa stoły do bilarda, lotki, dwa stoły do gry w karty, a nawet barek z alkoholem. Zachwycenie wielkością tego pomieszczenia zniknęło, kiedy zobaczyłam tu małe dzieci, mające od około sześciu lat. Zdziwiło mnie to, ale jeszcze nie koniec wrażeń. Zainteresowałam się małą grupką stojących w kącie. Udało mi trochę posłuchać ich rozmowy, a raczej kłótni.:
- Ja będę Alice! Będę posiadać gaisenten! - Krzyknęła brązowowłosa dziewczynka dumnie wypinając pierś. Ten "zachwyt" nie trwał długo, ponieważ przerwała jej inna osóbka:
- Nie! To ja będę Alice! Specjalnie przefarbowałam sobie włosy! - Krzyknęła wskazując na siebie kciukiem. Ona była chyba najstarsza z nich wszystkich. Daje jej około trzynastu lat. Przefarbowała się? Tylko po to, żeby bardziej przypominała mnie? Zdziwiłam się całą tą sytuacją, ale nie odzywałam się tylko badawczo oczekiwałam dalszego przebiegu zdarzeń.:
- Ale ja mam niebieskie oczy i długie włosy! To ja... - Przerwała nagle kiedy zauważyła, że na nią spoglądałam. Przez chwile widziałam w jej oczach przerażenie, ale zaraz przemienił się w pełen zachwyt i radość. - Alice! Wytłumacz jej, że to ja bardziej podobna do ciebie niż ona! - Rozkazała.  Zignorowałam to i odwróciłam się. Oczekiwałam, że się ode mnie odczepi, bo chyba nie ma nic gorszego niż ignorancja podziwianej przez ciebie osoby. Zamiast tego usłyszałam ciche westchnięcie i słowa typu ,,Ona jest taka świetna...". Nie rozumiem o co tym dzieciakom chodzi. Jak oni mogą mnie podziwiać? Wydaje mi się, że Miyu jest ode mnie lepsza, a po za tym to ona zawitała tutaj dłużej. Czemu mnie podziwiają, a nie ją?:
- Niezręczne, co? - Wytrąciła mnie nagle z myśli. Szybko spojrzałam się na Shiru. Przyglądała się dalszym poczynaniom dzieciaków z tym samym wyrazem twarzy co zawsze. Niby bez uczuć, a jednak ze smutkiem. Mimo to miała racje. To bardzo niezręczne, niekomfortowe i zdecydowanie dziwne. Shiru nagle ruszyła w dalsze zakątki salonu. Nie wiedząc co zrobić, poszłam za nią.
- Pewnie rozmyślasz teraz czemu jesteś taka sławna. - Stwierdziła patrząc przed siebie. Sławna? A można to tak nazwać? Rozumiem gdybym była jakąś piosenkarką, modelką, czy sławną bohaterką, ale nie zabójcą.:
- Nie rozumiem tego. - Powiedziałam nagle zatrzymując się. Shiru także stanęła i spojrzała się na mnie oczekując kontynuacji. - Jak można podziwiać zabójce? - Zapytałam bardziej siebie niż ją. Wokół nas panował całkowity gwar, więc mogłam mieć pewność, że nikt poza czarnowłosą mnie nie usłyszy.:
- Jeszcze nie zauważyłaś? - Zapytała przenosząc wzrok na ludzi zebranych w tym pomieszczeniu. Zdziwiła mnie jej ,,odpowiedź". A raczej, że ona w ogóle nastąpiła. Myślałam, że zostawimy ten temat w ciszy. Nie czekając, kontynuowała - Wszyscy ludzie tutaj są zabójcami, albo zbiegłymi ninja. Wszyscy nie boją się zabijania, a nawet wiedzą, że to będą robić w przyszłości. Trochę to smutne kiedy przestępcą okaże się być małe dziecko, ale życie jest zdecydowanie niesprawiedliwe i nikt tego nie zmieni.  Większość cichych morderstw zaczęli łączyć z jednym zabójcą i szukać odpowiedzi. Mogą cię niedługo zacząć podejrzewać... O ile już tak nie jest. Wiem na pewno, że wioski zaczęły szperać w przeszłości twojej rodziny. Technika jakiej używałaś jest związana z zabieraniem energii życiowej, prawda? Sprytne. - Powiedziała, unosząc lekko kącik ust. Cóż, to prawda. Dobrze wytrenowane kekkei genkai klanu Wakari może zabierać nie tylko czakre, ale i energie życiową. Widzę, że Miyu już dawno jest na tym etapie. Ciekawe, czy kiedykolwiek użyła pełnego gaisenten... Potrząsnęłam lekko głową.:
- Ale skąd to wszystko doszło aż tu? - Zapytałam lekko skołowana słowami Shiru.
- Mam swojego szpiega w wiosce liścia. Zrozum Alice, jesteś w organizacji dla której zabijanie to też niekiedy hobby. Innymi słowy, niektórych ludzi można uznać za osoby psychicznie chore. - Powiedziała to tak lekko jakby nie robiło to na niej wrażenia. Skończyła i ruszyła przed siebie, a ja zdezorientowana zaraz za nią. Trudno mi było to zrozumieć. Przecież to takie nieludzkie. Tak jakby, odebrali sobie człowieczeństwo. Nienawidzę i brzydzę się ludźmi, którzy zabijają dla przyjemności. Nawet kiedy o tym myślę, zbiera mi się na wymioty. Odrzuciłam od siebie te wszystkie myśli, kiedy weszłyśmy do kolejnego, ostro naświetlonego pomieszczenia. Do tego białe ściany i podłoga dodawała większej jaskrawości temu pomieszczeniu. Odruchowo przymknęłam oczy.
Z czasem mój wzrok zaczął przyzwyczajać się do tego światła i mogłam w spokoju zobaczyć, gdzie się znajduję. Małe pomieszczenie, trochę przypominające to gdzie się znalazłam gdy się obudziłam. Małą różnicą było to, że ściany nie są białe, jak na początku mi się wydawało, a przyczepione są do nich lustra. Lustrzany pokój? Nie wytrzymałabym więcej niż pół godziny. Zauważyłam jak Shiru wykonuje jedną pieczęć stojąc przed lustrem, dokładnie naprzeciwko drzwi. Stałam cicho, chociaż ciekawość zżerała mnie od środka. Nagle zamiast zwierciadła pojawił się mały dym, a zaraz po tym wąska szafa w ścianie. Czarnowłosa wyjęła z niej jakieś ubrania i od razu rzuciła mi je.:
- Ubierz to. Pomogę ci i wszystko objaśnię. - Trochę się zdziwiłam, bo jednak nie wiedziałam o co jej chodzi mówiąc, że wszystko mi objaśni, ale posłusznie zdjęłam całą partie swojego stroju, zostając jedynie w bieliźnie. Spojrzała się na mnie trzymając jakiś bandaż w ręku. Zrozumiałam, że teraz to będzie mi służyć jako stanik, ale nie miałam nic przeciwko. W tym zdecydowanie lepiej się walczy. Zdjęłam szybko górną część bielizny. Nie wstydziłam się ani jej, ani nikogo innego kto by teraz wszedł. Kiedy Orochimaru robił na mnie badania wiele razy leżałam goła na stole operacyjnym. Na początku musieli mnie usypiać, bo ciągle się wierciłam żeby się zasłonić. Później było mi już wszystko obojętne. Byłam traktowana jak zwierze, nowy eksperyment czy jakaś kukiełka.
Shiru zbliżyła się do mnie i zaczęła powoli i dokładnie obwijać mnie bandażem. Gdy skończyła, kazała mi założyć brązowe, grubsze rajstopy, a następnie... Nie wiem jak to nazwać. Bieliznę jednoczęściową? Kostium jednoczęściowy o jasno błękitnym kolorze. W prawym, górnym rogu stroju, znajdował się wzór przypominający niebieskie łuski. Pomogła mi zapiąć suwak na plecach i wzięła kolejną część ubrania, a była to granatowa szata? Coś podobnego do tego, co miałam jeszcze nie dawno na sobie z taką różnicą, że bez prawego rękawa. Nałożyłam to na swoje ciało, zaraz zapinając się pasem w wcięciu. Czas na buty... Pomyślałam sięgając po obuwie. Założyłam je, dokładnie zapinając metalowe blachy, które najwyraźniej miały chronić moje piszczele.
Na koniec, Shiru podała błękitne korale. Jedne, najdłuższe kazała mi przyczepić do pasa, drugie nałożyć na rękę, jako bransoletka i trzecie, pojedyncze do butów. Spojrzałam w lustrze na swoje odbicie. Strój był fenomenalny. Wygodny i o odpowiedniej długości, dzięki czemu nie będzie przeszkadzał mi w walce.:
- Alice. - Zwróciła się do mnie nagle Shiru. Kiwnęłam do niej głową na znak aby kontynuowała. - Korale, które posiadasz, pomogą ci kontrolować twoją czakre. Wiem, że umiesz, ale dzięki nim będziesz posiadać jej jeszcze więcej. Jeżeli spojrzysz na nie przez Gaisenten zauważysz jak płynie w nich czakra. Łącznie masz ich dwadzieścia osiem - cztery na nogach, czternaście w pasie i dziesięć na ręku... Właśnie. - Przerwała nagle szybko wracając do miejsca, skąd wzięła ubrania. Zaraz odwróciła się do mnie z małym pudełeczkiem. Z zaciekawieniem czekałam, aż je otworzy.:
- Z naszej poprzedniej walki wywnioskowałam, że posługujesz się gaisenten'em w lewym oku, prawda? - Zapytała powoli otwierając pudełeczko. Potwierdziłam skinięciem głowy, bacznie obserwując co znajduje się wewnątrz. Po chwili mogłam ujrzeć czerwoną soczewkę, co mnie trochę zdziwiło. - Podczas używania kekkei genkai, twoje prawe oko, a konkretnie tęczówka jest narażona na wybielenie. Jej kolor z czasem zacznie zmieniać się na biały. Niestety nie tylko to jest problemem, ale również źrenica, która może dosłownie zniknąć. Przybierze kolor twojego oka, przez co będziesz miała problem z odróżnianiem barw oraz trochę konturów wszystkiego, co ciebie otacza. To co widzisz, uchroni cię całkowicie przed uszkodzeniami, ale niestety posiadam tylko taki kolor soczewki. Mam nadzieje, że nie będzie ci przeszkadzać. - Skończyła podając mi pudełeczko. Wzięłam je, małe, białe opakowanie, w którym znajdowała się kolejna rzecz, która miała mi w jakiś sposób pomóc. Podeszłam do lusterka, zaraz nakładając soczewkę na prawe oko. No teraz to wyglądam jak jakiś klaun... Pomyślałam lekko załamana. Przez chwile miałam chęć oddania jej tego wszystkiego bo poczułam, jakby się nade mną litowała. Nienawidzę tego. Na szczęście, przypomniałam sobie co jest głównym celem tej misji. Tylko 3 dni. Muszę się przygotować mentalnie na dzień tej walki. Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko spojrzałam się w stronę Shiru badawczym spojrzeniem. Wyglądała jakby przysłuchiwała się temu co się dzieje na zewnątrz.:
- Sayuri przyszła do organizacji. - Powiedziała cicho nadal wsłuchując się w cisze. Nie wiem po czym to wywnioskowała. Może ma jakieś zdolności telepatyczne? O! Albo wyczuwa ludzi z wielką czakrą? Ciekawa, postanowiłam się o to zapytać.:
- Ale skąd o tym wiesz? Przecież nic nie słychać. - Zapytałam, podchodząc do niej o krok. Jeżeli odpowie, że wyczuwa cudzą czakre, będę o krok bliżej od pokonania jej.
- No właśnie. Gwar ustał. To znaczy, że zobaczyli Sayuri. - Powiedziała przekraczając próg. - Zostań tu i się nie wychylaj. - Dodała zamykając za sobą drzwi. Jeszcze przez chwile słyszałam, jak się oddala, ale zaraz nastała cisza. Oparłam się o najbliższe lustro, po czym zjechałam po nim plecami, siadając z podkurczonymi pod brodę nogami. Oplątałam je rękami chowając twarz. Nie chciałam patrzeć, na to co widzę przed sobą. Gdzie nie spojrzałam, widziałam odbicie osoby, którą gardzę i nienawidzę. Za co? Za to, że ciągle jest pod rozkazami innej osoby, a nie odmówi jej bo się boi i jest jej wdzięczna za pomoc. Chociaż nie wiem, czy Orochimaru w jakikolwiek sposób udzielił tej pomocy. Ciągłe eksperymenty i strach, gdy coś pójdzie nie tak. Może i wybił ze mnie większość emocji, ale jestem człowiekiem. Strachu nie da się opanować. Można jedynie udawać, ale po co? To przecież zwykłe okłamywanie samego siebie...:
- Czemu tak bardzo się nienawidzisz? - Usłyszałam nagle czyjś głos. Raptownie podniosłam głowę, by sprawdzić kto to. Przede mną stała siedmioletnia dziewczynka o białych włosach i zielonych oczach. Miała na sobie narzutkę o różnych kolorach, a na plecach trzymała jakiś badyl. Jego góra wyglądała jak półksiężyc, w którego środku znajdowała się jakaś zielona, płaska kula. Spojrzałam na nią zniesmaczona. Nie przywita się, wejdzie po cichu, strasząc. Do tego zacznie pieprzyć farmazony kiedy jestem w nie najlepszym nastroju.:
- O co ci chodzi? - Zapytałam, całkowicie na tak zwane "odwal się". Naprawdę rozmowa z tym dzieckiem była zbędna.:
- Każdy w życiu popełnia błędy. Mała pomyłka nie może sprawić, że zaczniesz być osobą, której nienawidzisz. - Dopowiedziała, tak jakby chciała zignorować moje pytanie. Jej twarz od początku rozmowy była smutna.:
- Co ty możesz wiedzieć? - Warknęłam, znowu chowając głowę tak, że wzrok miałam wbity w podłogę. Nie miałam ochoty jej słuchać. Popełniłam już dużo błędów. Za dużo, abym mogła sobie wybaczyć. Z resztą nie ważne. Wystarczy, że ją jakoś spławie i da mi spokój.:
- Posiadam zdolności wyczuwania cudzych zmartwień, zamiarów czy tego jakie emocje w nich teraz siedzą. Czuję, że jesteś na mnie zła i chcesz się mnie jak najszybciej pozbyć bo potrzebujesz samotności. Oczywiście to jest kłamstwo. W głębi chciałabyś, aby pewna osoba była teraz przy tobie i dobrze wiesz o kogo mi chodzi. - Powiedziała spokojnie poprawiając roztrzepaną grzywkę. Raptownie podniosłam na nią mój zdziwiony, ale i wnerwiony wzrok. Taka zdolność? Istnieje coś takiego, czy ona robi mnie w konia? Śmie mówić co ja tak naprawdę sądzę? Znam siebie lepiej i jakiś małolat nie będzie mnie okłamywał, a co najważniejsze nie wspominał mi o tym co było! Wstałam z zamiarem całkowitego spławienia jej, ale gdy już otworzyłam usta wyprzedziła mnie zdaniem, które dało mi bardzo dużo do myślenia...:
- Wiem, że ciągle o nim myślisz. Czuje to z twojego serca, ale i wiem, że tak naprawdę cieszysz się, że to Nagato umarł, a nie Yahiko. - Całkowicie zatkało mnie co teraz powiedziała. Po raz kolejny moje zdziwione spojrzenie padło właśnie na nią. Nie mogłam pojąć tego co się właśnie dzieje. Jakieś dziecko, które naglę się zjawiło twierdzi, że lepiej zna moje uczucia niż ja sama? Do tego śmie mówić, że śmierć Nagato jest mi na rękę?! Jak wielki trzeba mieć tupet, żeby coś takiego powiedzieć. Skoro wyczuwa te wszystkie zmartwienia i inne, to powinna wiedzieć, że Nagato również był moim przyjacielem. Co prawda nie wiem jak zginął i pewnie się nie dowiem, ale wiadomość o jego śmierci nie przeleciała przeze mnie o tak po prostu. Prawda ucieszyłam się, że Yahiko żyje, ale również byłam załamana śmiercią drugiego przyjaciela. To dziecko... Ta dziewczynka... Jak ona śmie grzebać w sercu innej osoby? Przecież to jest gorsze, niż ból zadany najostrzejszą bronią. Zacisnęłam dłoń mocno w pięść, by zaraz nie zrobić czegoś, czego później będę żałować. Wzięłam głębszy oddech, co mnie troszkę uspokoiło, ale nadal nie mogłam ukryć mojej wielkiej złości do tego dziecka.:
- Jak się nazywasz? - Zapytałam nagle obrzucając ją beznamiętnym spojrzeniem.:
- Jess Hirono. - Odpowiedziała spokojnie i wpatrywała się we mnie oczekując mojej odpowiedzi, która owszem nastąpi, gdy tylko będę gotowa. Muszę pamiętać, że to tylko dziecko, ale ta bezczelność.:
- Więc posłuchaj mnie Jess. Sądząc po twoim wieku i po tym gdzie się znajdujesz, nawet bez jakiś większych zdolności mogę stwierdzić, że nie masz przyjaciół. - Powiedziałam spokojnie obserwując jej reakcja. Widać, że moje słowa ją bardzo zdziwiły, ale czekała dalej, aż dokończę. - Jeżeli to co mówiłaś o tej zdolności jest prawdą: Po pierwsze, musisz jeszcze trochę potrenować, a po drugie, nigdy, ale to nigdy nie czytaj cudzych uczuć, kiedy ten cię o to nie prosi. Wszyscy ludzie mają uczucia i nienawidzą kiedy ktoś w nich grzebie i "zmienia ich zawartość". Większość, a może nawet wszyscy, którzy tu się znajdują mają za sobą nieciekawe zdarzenia i chcą o nich jak najszybciej zapomnieć, ponieważ nie są tylko zabójcami, ale także ludźmi. To normalnie, że nie chcemy pamiętać tych złych wydarzeń. Jak to się stało, że dołączyłaś do tej organizacji? - Zapytałam już łagodniejszym głosem. Przez całą moją wypowiedź uważnie mnie słuchała jak i wszystko analizowała. Gdy zadałam jej ostatnie pytanie, na jej twarzy zawitał smutek. Taki, jakiego jeszcze u niej nie widziałam.:
- Rodzice byli szczęśliwi, że się narodziłam, ale inne dzieci nie dawały mi żyć. Mówiły na mnie dziwadło, bo umiem coś, czego inni nie umieją. Do rodziców dochodziły skargi, że znęcam się nad innymi dziećmi co było nie prawdą! Oni wszyscy kłamali, a moja rodzina ślepo w to wierzyła. Zaczęli mnie karać i nie mogłam wyjść z domu. Wtedy przyszła do mnie Sayuri. Pojawiła się tak nagle pocieszając mnie. Wyczułam z jej serca, że chce... że chce mi pomóc. - Załkała cicho kończąc swoje zdanie. Szkoda mi jej, ale słowa pociechy nic tu nie dadzą. Podeszłam do niej i pogładziłam ją po głowie uśmiechając się lekko. Jej zdziwione spojrzenie po raz kolejny wylądowało na mnie. Nigdy nie byłam miła, ale nie mogę zachować się obojętnie obok płaczącego dziecka.:
- Rozumiesz już? Właśnie wspominałaś to, o czym byś chciała zapomnieć. To nie jest miłe, jak już pewnie zauważyłaś, więc następnym razem zanim coś będziesz chciała powiedzieć, upewnij się, że ta osoba chciałaby się z tobą tym podzielić, rozumiesz? - Zapytałam ocierając jej rękawem kolejną łzę. Jeszcze nigdy nie byłam dla nikogo taka miła, ale może udało mi się w jakimś stopniu "wyleczyć" tą dziewczynkę od obojętności na czyjeś uczucia.:
- Alice... - Zwróciła się nagle do mnie, już z małym uśmiechem. - Nie jesteś zła. Jesteś osobą, którą powinno się podziwiać. Może i jesteś zabójcą, ale to nie ty o tym zdecydowałaś tylko kto inny. W twoim sercu bije dobro, które coraz bardziej zaczynam odczuwać. - Powiedziała ocierając kolejną łzę. Znowu to zrobiła, ale tym razem nie był to zły zamiar, a chyba jakiś gest, żeby mnie pocieszyć. Przynajmniej tak to odczułam. Chociaż nie zgadzam się z nią co do tego dobra, to zdaje sobie sprawę, że może to być prawda.:
- To ty pomożesz mi odbudować ten chaos, który spowodowało Akatsuki, Rakurai oraz inne wielkie nacje. Ja to po prostu wiem. Z Orochimaru, czy bez, odbudujesz ludziom nadzieje, na lepsze jutro. - Powiedziała wychodząc. Przesłała mi ostatni uśmiech zanim wyszła z tego pomieszczenia. Lepsze jutro, tak? Ktoś już miał takie marzenie. A ja pomagałam, by się spełniło. Teraz kiedy Yahiko stał się tym kim jest, to ja mam to wszystko naprawić? Razem z Jess? To niemożliwe, chociaż warto mieć nadzieje. Namieszała mi w głowie ostatnimi słowami tak, że nie wiem co mam sądzić na ten temat. Niby jest w Rakurai, ale uważa, że ta organizacja psuje świat. Ona chyba nie stoi po żadnej stronie. Jest beztroska? Naprawdę, nie wiem co ja mam o niej sądzić i nie wiem, czy to co powiedziała mam wziąć sobie do serca. Obnażając się ciągłymi pytaniami wybiegłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę, w którą udała się ta dziewczynka. Wszystko jest zdecydowanie niepojęte, a jak będę siedzieć z założonymi rękami to nic nie wskóram. Może ta dziewczynka zdradzi mi kilka tajemnic na temat Akatsuki i Rakurai? To wszystko robi się coraz bardziej pogmatwane...
--------------------------------------------------------------
Tak zakończę ten rozdział i tak wiem wiem, że długo mnie nie było, ale przez ciągłe wyjazdy i życie osobiste wgl. nie mogłam się zebrać do kupy ;_; Obrazek Jess dodam w następnej notce, lub pod tą napisze "EDIT" i dam, ale to się zobaczy :P Co tam jeszcze mogę powiedzieć...
Nie miałam nawet czasu żeby do was blogi ogarnąć ;________; Teraz wszystko zacznę nadrabiać :d To do następnej!
A oto nasza Alice w nowym stroju:

8.14.2013

Hello!

Witam, moi drodzy czytelnicy :) Od kilku dni, w to miejsce planowałam wstawić nową notkę, ale niestety jeszcze nie skończyłam jej pisać. Dzisiaj w nocy wyjeżdżam na mój długo oczekiwany wyjazd. Chciałam dodać jakiś rozdział zanim opuszczę ściany mojego pokoju, ale cóż... Przez to, że jarałam się tym wyjazdem, miałam trudności z napisaniem czegoś sensownego :/
Tak więc, życzcie mi miłego wypadku, a rozdział pojawi się jakoś na początku przyszłego tygodnia ^^
Pozdrawiam! :)

7.31.2013

Rozdział 12. Nie tylko pewność siebie czyni z człowieka kogoś silnego.

Yahiko:
Co chwilę kartki zlatywały na ziemie. Na biurku nie dało się już znaleźć żadnego piszącego długopisu. Akta różnych ninja leżące na podłodze przyprawiały mnie o jeszcze większe nerwy. Od czasu sojuszu z Rakurai szukamy najlepszych ninja, aby wspomóc szeregi Akatsuki. Najlepszym scenariuszem byłaby elitarna czwórka, ale Sayuri nie może na długo opuszczać swojej placówki. 
Życie w Akatsuki nie jest zabawą, nie jest zwykłym sprawdzaniem umiejętności. Tutaj nikt nie patrzy na to jak bardzo jesteś ranny po wcześniejszej misji. Masz wykonać co do ciebie należy albo umrzesz. Sama świadomość tego, że narażają swoje życie na choroby, złamane kończyny, czy zabicie uczuć powinno ich odpychać. Wbrew temu, dostajemy coraz więcej propozycji współpracy. Wyjątkiem jest... Była Alice. Mimo, że na krótko, zatrzymała w sobie najważniejsze emocje. Przez nią moje sumienie powoli zaczęło wracać. Nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz po tylu latach. Właśnie przez to nie mogłem jej zabić. Cała ta sielanka z Konan była głupim kłamstwem, które miało miało utrzymać moją pozycje w organizacji. Nawet nie potrafiłbym jej zabić. Alice chciała tu zostać ze względu na mnie i Konan. Tylko wspomnienia i tęsknota za dawnymi czasami trzymały jej emocje przy życiu. Ciekawe co teraz robi? Rozłożyłem się wygodnie na fotelu wbijając swój wzrok w biały sufit. Radzisz sobie?

Alice:
Przez drzwi wchodziły kolejne osoby. Mało kto z nich wracał, a jeżeli już to był cały poobijany, brudny, zakrwawiony i ledwo trzymał się przy życiu. Szkoda mi się ich wszystkich zrobiło. Nie przez to co im się dzieje, a przez to, że tak bardzo przecenili swoje umiejętności. Ta "pewność siebie" sprowadziła ich do grobu.
W jednej chwili chłodny głos białowłosej kobiety z szarą maską na twarzy w kształcie królika, zabrzmiał mi w głowie. Wypowiedziała kolejno moje imię i nazwisko. Alice Wakari. Kącik moich ust uniósł się lekko, kiedy zobaczyłam zaniepokojenie i ciekawość na twarzach wszystkich obecnych. Zaczęły się szmery, szepty i inne wszelkiego rodzaju szumy. Ciągle powtarzali: "Siostra elity". Nie rozproszyło mnie to, a nawet dodało pewności siebie. Muszę zrobić dobre przedstawienie, żeby im zaimponować. Nie mam tego na celu, ale tak przy okazji mogę wyrobić sobie reputacje. Byłam nastawiona na to z czym będę musiała się zmierzyć, chociaż nie wiem co czeka mnie za drzwiami.
Wstałam z metalowego krzesła powoli kierując się w stronę ogromnych drzwi. Z każdym moim krokiem szepty ucichały jakby ludzie bali się mojej reakcji, gdy dowiem się, że mnie obgadują. Kobieta przepuściła mnie pierwszą. Przechodząc przez próg drzwi poczułam w środku wielką ekscytacje, która mieszała się z lekkim strachem. Nie drżałam, oddech także w normie, ale serce biło nieco szybciej.Tylko zdążyłam opuścić Orochimaru, a już pojawiły się pierwsze emocje.
Weszłam dalej a moim oczom ukazał się piękny krajobraz pełen zielonych roślin, drzew, nawet z małym strumykiem. Do tego w dali stała dobrze mi znana czarnowłosa kobieta o jasno-niebieskich oczach jak u anioła i nieskazitelnie jasnej cerze. To Shiru Harada. Dziewczyna, która uwolniła mnie z genjustu Miyo. Tym razem będzie inaczej. Nie będę potrzebowała pomocy od nikogo. Sama perfekcyjnie dam sobie rade:
- Podejdź. - Powiedziała zimnym i donośnym głosem, prawdopodobnie w moją stronę, gdyż zamaskowana opuściła to pomieszczenie. Żwawym krokiem podeszłam do niej, po drodze oceniając otoczenie. Stała jakby znudzona i wcale nie zdziwiona moim widokiem. Wzięła jeden, głębszy oddech po czym zaczęła ze mnie czytać jak z kartki.:
- Alice Wakari. Lat 21. Zamieszkanie nieznane. Pochodzi z klanu Wakari z Ame Gakure. Odziedziczone kekkei genkai: gaisenten. - Stałam trochę podenerwowana. Nie miałam ochoty o sobie słuchać. Dobrze wiem kim jestem i naprawdę cieszy mnie, że ty też o tym wiesz, ale z łaski swojej mogłybyśmy już zacząć? Pomyślałam zirytowana jej wypowiedzią. Dziewczyna wyjęła swoją katane spod granatowego płaszczu. Odruchowo odskoczyłam od niej na kilka metrów i aktywowałam gaisenten. Jak zawsze, przy "załączeniu" moje oko zmieniło kolor na bardziej jaskrawy, podzieliło się na kilka źrenic oraz wokół niego pojawiła się niebieska smuga. Zawsze zastanawiało mnie czemu akurat tak zmienia mi się tęczówka, a raczej całe oko. Kiedy chciałam raz zobaczyć w lustrze jak to wygląda, moją uwagę przyciągnęło mocno podrażnione białko.
- Musisz drasnąć mnie 3 razy. Jest to walka na śmierć i życie, więc możesz umrzeć. - Powiedziała spokojnie, irytując mnie trochę. Kto powiedział, że ona ujdzie z tego cało? Wtedy spojrzałam na jedno małe rozdarcie na prawym ramieniu jej płaszcza. Nie było zabarwione, więc cięcie musiało być lekkie. Wzrokiem zaczęłam oglądać dalej, całe jej ciało, ale nie znalazłam żadnej rysy. Na tyle uczestników, ile wzięło udział, tylko jednemu udało się ją drasnąć? Przełknęłam głośno ślinę i uśmiechnęłam się lekko. Może być zabawnie i cholernie ciężko.
- Masz też na to ograniczony czas. - Kontynuowała. - Jeżeli nie uda ci się wykonać zadania w ciągu 30 minut, oblewasz. Tylko pamiętaj, muszą być 3 draśnięcia. Nie koniecznie do krwi. Wystarczy sam podarty materiał. - Skończyła po czym stanęła do pozycji obronnej. - Czas... Start! - Krzyknęła głośno nie zmieniając swojego położenia.
Zaczęło się coś, co ma mnie zbliżyć do sukcesu mojej misji. Wiem, że ta walka to nie jakieś potańcówki. Muszę to wziąć na poważnie, inaczej mogę zginąć. Z tego co pamiętam, Shiru należy do elitarnej czwórki Rakurai. Nie powiem, że będzie łatwo, ale dam rade i pokonam ją! Wokół mnie zaczęło pojawiać się kilka motylków. Kilka przerodziło się w kilkanaście. Kiedy było ich ponad 30 uniosłam rękę do góry a one zaczęły rozpraszać się po całym pomieszczeniu. W tym momencie moja przeciwniczka ruszyła do ataku. Nim się spostrzegłam stała już za mną. Szybko odskoczyłam unikając ciosu ostrzem. Co dziwne, ona tak naprawdę nie celowała we mnie, a w moje motyle. Dwa z nich zostały przecięte. Nie powiem, zaskoczyło mnie to. Nie spotkałam jeszcze żadnej osoby, która byłaby w stanie zabić chociaż jednego. Do tego ta perfekcja i szybkość. Jest silna, inteligentna i ma nade mną przewagę. Miyo ma takie same umiejętności jak ja więc wie czego mogę użyć. Ja natomiast wiem tylko że posługuje się kataną i jest bardzo zwinna, co znowu nie jest dla mnie plusem. Uśmiechnęłam się lekko:
- Jesteś bardzo dobra. Czemu marnujesz swoje umiejętności w Rakurai? - Zapytałam wyciągając kunai'a. Nie odpowiedziała mi tylko wyjęła drugą katanę i ruszyła do ataku, tym razem na mnie. Wszystkie jej próby zaatakowania mnie zatrzymałam. Nie jestem już tak słaba jak wcześniej. Podszkoliłam się w taijutsu, co podniosło moją szybkość i zwinność.  Niestety nie na tyle, aby udało mi się ją drasnąć. Jest naprawdę zwinna, co będzie dla mnie dużym problemem. Nie mogę też zapominać o czasie bo dużo mi go nie zostało.
Po dłuższej chwili, zauważyłam po co jej druga katana. Jedną atakuje mnie, a drugą zabija nadlatujące motyle. Jest czujna i to bardzo. Jedynym sposobem by cokolwiek jej zrobić jest idealna taktyka, spryt, albo większy atak. Postanowiłam, że wykonam ten trzeci pomysł. Chciałam odskoczyć, ale nie odstępowała mnie na krok. Każdy mój ruch był kopiowany, przez co nie mogłam stworzyć większej ilości motylków. Kątem oka spojrzałam na wielki zegar, który wskazywał, że zostało mi około piętnaście minut. Przegryzłam delikatnie wargę podskakując do góry. Zauważyłam po jej minie, że nie spodziewała się tego. Nie dziwie jej się. Moje kekkei genkai działa mniej efektownie kiedy jestem w powietrzu, ale musiałam to zrobić aby dwa z moich motylów wbiło się w jej ciało. Chwila nieuwagi, a ile daje. Teraz moim problemem było to, że jestem całkowicie bezbronna. Shiru odzyskała swoje opanowanie i skupienie zaraz wyskakując do mnie, tak jak oczekiwałam, kiedy będę spadać. Szybko wyjęłam grubszą, kilku metrową żyłkę, na której początku przyczepiony był kunai. Przelewając na nią czakrę, rzuciłam przywiązanym ostrzem w drzewo. Broń wbiła się w nie, a ja swobodnie uniknęłam ataku Shiru, który na spokojnie mógłby mnie przeciąć na pół. Stanęłam zgrabnie na drzewie ciesząc się z szybkiej reakcji, ale to był mój błąd. Straciłam czujność, przez co dostałam z rękojeści w brzuch. Okropny ból ogarnął  całe moje ciało, ale nie straciłam tej okazji kiedy się do mnie zbliżyła. Szybko zamachnęłam się i zraniłam ją kunai'em w ramie. Moje mięśnie momentalnie się rozkurczyły, broń wypadła mi z rąk a ja spadałam w dół. Nie wiedziałam co zrobić, poczułam się jakbym była sparaliżowana. Serce zabiło mi raz mocniej, co automatycznie przywróciło mi moją pewność siebie i wole walki. Szybko obróciłam się i upadłam na kucające nogi, zaraz odbijając się od ziemi na tyle mocno, abym mogła wskoczyć na kamień. Musiałam przyprowadzić się do porządku. Coś sprawiło, że sparaliżował mnie lęk. Nie mogę na to pozwolić w tej walce. Mój klon utworzony z ostatków motyli zaatakował ją, dzięki czemu zyskałam na czasie, aby stworzyć nowe motyle. Kiedy Shiru miała wyeliminować mojego klona szybko zbliżyłam się do niej:
- Buredo Gaisenten! - Powiedziałam, a motyle szybko zmieniły swój kształt w ostre senbon, zaraz lecąc na Shiru. Spojrzałam szybko na zegarek. Zostały mi tylko dwie minuty. Jeżeli trafiłam dwa razy, jestem na wygranej pozycji, jeżeli nie - przegrałam. Przeniosłam wzrok na Shiru. Powoli i uważnie zaczęłam liczyć rany. Jeden... Dwa... Trzy... Wiedziałam, że dam sobie rade. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, ze mogę przejść do następnego etapu misji. Mimo, że Orachimaru zniszczył większość moich emocji, w takich chwilach, mogłam być z siebie dumna. Dezaktywowałam moje kekkei genaki.
Niestety przez moją panikę wywołaną małą ilością czasu zapomniałam o jednej istotnej rzeczy. Shiru w jednej chwili znalazła się za moimi plecami i przebiła mnie obiema katanami. Stróżka krwi poleciała mi z ust, a moje ciało po raz kolejny czuło niewyobrażalny ból. Widziałam jak szkarłat spływa z broni plamiąc trawę i moje ubranie. Moje ręce i nogi zaczęły się trząść. Coraz trudniej było mi złapać oddech, a serce nie ustępowało. Jedno bicie za drugim. Poczułam jak Shiru kopnęła mnie w plecy wyjmując swoje katany w mojego ciała. Bezwładna poleciałam do przodu, upadając brzuchem na ziemie. Przed oczami miałam duży czarny prostokąt przyczepiony do ściany. Czerwone cyferki na nim spadały. Dziesięć... Usłyszałam jak Shiru zaczyna się do mnie zbliżać. Chociaż bardzo chciałam i próbowałam nie mogłam się podnieść. Pięć... Kopnęła mnie w brzuch, co sprawiło że plunęłam krwią i obróciłam się na plecy, zaraz sykając z bólu. Widziałam wiszące nade mną brudne ostrze, które powoli się zbliżało. Serce nie dawało mi spokoju, tak samo jak oddech. Całą sielankę przerwał głośny dzwonek, który oznaczał, że skończył mi się czas. Zawiodłam.
Shiru schowała obie katany, następnie pochylając się nade mną.:
- Masz talent i umiejętności, ale to za mało. Zapomniałaś, że jedno cięcie jest z poprzedniej walki. To cie zmyliło, a żądza wygranej zaślepiła. Samym nazwiskiem walki nie wygrasz. - Powiedziała wstając. Już kierowała się na miejsce, gdzie wcześniej stała, ale ją zatrzymałam:
- Sugerujesz, że liczyłam wyłącznie na umiejętności mojego klanu? - Zapytałam się cicho, wpatrzona pustym wzrokiem w sufit. Nie wiedziałam czy to prawda. Myślałam po prostu, że jestem silna. Nie brałam nigdy pod uwagę na co dokładnie liczę. Też nikt nigdy nie zwrócił mi na to uwagi. Podczas treningów u Orochimaru kazał mi, abym cały czas używała gaisenten.
- Tak. Dokładnie to mam na myśli. - Odpowiedziała, nie odwracając się do mnie. Czyli w walce liczę tylko na gaisenten? Dlatego tak przewidywała moje ruchy? Bo chciałam skupić się na jednym? - Nie tylko to jest twoim minusem. Myślałaś, że jesteś silna, ale to nie prawda. Jak każdy inny potrafisz wymyślić coś na poczekaniu i całkowicie wierzysz w swoje umiejętności. Wyrzucasz z głowy wszystkie złe myśli, ale pamiętaj. Samą pewnością siebie nie wygrasz. To nigdy nie uczyni cię silniejszym. Owszem, trzeba wierzyć w swoje umiejętności, ale pod żadnym pozorem ich nie przeceniać. - Powiedziała i ruszyła dalej, nie wiem gdzie. Nadal czułam, jak wypływa ze mnie krew. Siedziało mi w sercu, że przegrałam tak ważny pojedynek. Do tego pod koniec moja walka okazała się totalną porażką i zostałam prosto obrażona. To miała być moja przepustka do dalszej misji, a teraz... Teraz jestem nieudacznikiem. No bo jak mam siebie nazwać, skoro nie potrafię czegoś zrobić dobrze?!

Shiru:
Przyznam, że Alice była równa umiejętnościami ze mną. Gdyby się skupiła, dorównałaby mojej szybkości. Jakby pomyślała, wymyśliłaby świetną taktykę i najważniejsze: gdyby nie poświęcała swojego życia dla wykonaniu zadania, nie byłaby teraz w takim stanie. Na wszystkie jej ciosy odpowiedziałam z namiastką, a ona nie mogła się obronić. Wykorzystała swój słaby punkt narażając się tylko po to, abym straciła czujność. Nie zaprzeczę, bo pomogło jej to, ale co z tego skoro się zapomniała, dezaktywowała motyle i straciła czujność? Gdyby chociaż nie wykonała tych błędów każdy rozmyślałby nad wysłaniem jej do Akatsuki. Zawaliła sprawę. Spojrzałam się na nią spokojnie. Przez cały czas, starała się wstać? Trochę żal mi teraz na nią patrzeć. Wiem co się stało, co przeżyła i ile wycierpiała. Życie nie jest sprawiedliwe dla nikogo. Nawet dla kogoś, kto w nim niczego nie zawinił. Nie chodzi mi teraz o nią. W połowie sobie zasłużyła. Słyszałam dużo o jej usługach i ciesze się, że nie jestem z jej klanu. Obrazą jest, kiedy ktoś z twojej rodziny wykorzystuje tak niesamowite umiejętności jak gaisenten do zarobienia kilku groszy. Do tego ta fałszywość. Zawsze pomagała wiosce liścia, ale po kryjomu dawała pomoc też wiosce, która jej zapłaciła. To takie aroganckie z jej strony. :
- Jeżeli nadal chciałabyś dostać się z powrotem do Akatsuki, mogę cię podszkolić. Oduczę cię wszystkich twoich błędów. - Zaproponowałam podchodząc do niej. Ledwo stała, ale odwróciła się do mnie z pustką w oczach. Taką jaką i ja kiedyś widziałam u siebie.:
- Skąd mogę mieć pewność, że wtedy cię pokonam? - Powiedziała jednym tchem. Wyglądała na bardzo osłabioną. Podeszłam do niej i przerzuciłam jej rękę przez mój kark, łapiąc za jej nadgarstek. Poprowadzę ją chociaż do medyków. Nigdy nie pomogłabym żadnemu z uczestników, ale ona będzie wyjątkiem. Czuje, że jest w niej potencjał. Nie rodzinny, a raczej popęd za marzeniem, którego jeszcze nie odnalazła. Jest jak dawna ja. Chyba to przez to mam ochotę jej pomóc. Przypomniałam sobie jej pytanie i odpowiedziałam:
- Nie powiem nikomu o tym, że tu byłaś i o tym, że będziesz. Nie dowie się nikt, kto mógłby przenieść te informacje do Akatsuki. Kiedy będziesz gotowa powiem o tym Sayuri. Jeżeli ja informuje ją o jakiś uczestnikach to znaczy, że są warci obejrzenia. Wtedy jest stuprocentowa pewność, że ona przekaże tą wiadomość liderowi Akatsuki. On także przyjdzie zobaczyć, kogo znalazłam. Innymi słowy, narażę swoją dokładność i zaufanie. - Wyjaśniłam kiedy zauważyłam, że nie zrozumiała. Przytaknęła lekko głową. Kiedy odpocznie powiem jej o treningach, a na razie muszę unikać Peina, żeby nie wydać Alice. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to będzie jedna z moich lepszych decyzji w życiu.

Sasori:
Światło księżyca - jak każdej nocy - wpadało nieśmiało do mojego pokoju, oświetlając jego niewielką część. Pustą i szarą. Tak też teraz się czuje. Mam wrażenie. A raczej zaczynam odczuwać, że ta organizacja mnie niszczy. Pomijając, że jestem poszukiwanym ninja, powoli zaczynam tracić wszystkie emocje. W środku rośnie pustka, a maleje wszystko co ludzkie, na przykład sumienie i tęsknota. Tak naprawdę to większość zaczęła umierać, kiedy Alice opuściła mury siedziby. Niby  głupia i upierdliwa, jednak jako jedyna z niewielu zatrzymała uczucia. Z resztą, miałem już do tego nie wracać. Nie przypominać i nie obwiniać się. Kiedyś myślałem, że będzie dla mnie kimś bliższym. Marna nadzieja. Tylko Komuru wiedział co o niej myślałem.
Nikt w tej organizacji nie wie co się stało. Alice nagle zniknęła i temat ucichł. Nawet nie dopytywali się czemu. Wszystko wróciło do normy. Zaczęły się misje, polowanie na bijuu i inne rzeczy, które miały tu miejsce wcześniej. Kiedy zapytasz się kogoś, czy zna kogoś takiego jak Wakari, odpowie "Tylko Miyo". To przytłaczające, ale takie jest życie. Jeżeli ktoś odchodzi, każdy o nim zapomina.
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Dzisiaj razem z Deidarą wyruszamy po Kazekage. Czeka nas dość długa droga.:
- Już idę. - Powiedziałem beznamiętnie wstając z łóżka. Szybko zarzuciłem płaszcz na ramiona, zaraz wychodząc z pokoju. Deidara czekał na mnie za drzwiami lekko zniecierpliwiony. Znowu wszystko stanie się monotonne i bez większego znaczenia, czyli takie, jakie było kiedyś.
-------------------------------------------------
*Buredo Gaisenten - Jedna z nowych technik Alice. Nie działa ona jak inne techniki gaisenten, czyli nie zabiera czakry. Zwyczajnie rani przeciwnika.
!Przypominam! Tylko Alice i Akatsuki zna prawdziwe imię ich lidera, czyli Yahiko. Inni znają go jako Pein.

+ Nowy rodział na "Akademik Ookami Konoha"! Zapraszam do czytania! ;)

7.16.2013

Prolog. Seria II

,, Nowa ja."

- Następna!  - Słyszałam co chwilę, siedząc w długim, bogato ozdobionym i oświetlonym holu. Obok mnie było wiele zabójców. Niektórzy podekscytowani, a inni znudzeni. Ja należałam do tej drugiej grupy.
Przez wielkie, metalowe drzwi przeszło już ponad trzydzieści osób, wróciły tylko dwie. Jak można startować na najlepszego zabójce, kiedy jest się beztalenciem.

Rok wcześniej:
- Komuru, kto to? - Zapytałam mrużąc lekko oczy. Nie odpowiedział a jedynie zawarczał. Nie rozumiałam o co chodziło, a nawet nie miałam czasu, aby o tym pomyśleć, gdyż jedno senbon wbiło mi się delikatnie w przedramię. Natychmiastowo moje mięśnie się rozkurczyły, przez co spadłam z wilka na piasek. Powieki powoli opadały, a mi udało się zobaczyć jedynie kosmyki szarych włosów i odbity blask księżyca w szklanych okularach. Zasnęłam z nadzieją, że i tym razem uratuje mnie Yahiko.

Kiedy ciemność zasłania oczy, logiczne jest, że nic nie widzisz. Gorzej jeżeli gdzieś w dali zobaczysz szkarłatną czerwień, która jako jedyna widnieje dzień i noc w tych czterech ścianach. Do tego dochodzi jeszcze odór zgniłych ciał. Gdzieniegdzie słychać dźwięki szczurzych pazurów, ocierających o kamienie. Codziennie pojawiają tu się nowi ludzie zmuszani do walki, łącznie ze mną. Za każdym razem ten sam krzyk, rozpacz i ból. Zasady  są proste. Zabijasz, albo zostaniesz zabity. Życie w tym miejscu... Nie, tego nawet życiem nazwać nie można. To jest istne piekło.
Nagle drzwi otworzyły się. Do środka wpadł mały i prawie nic nie znaczący promyk słońca. Udało mi się zobaczyć dwie postacie. Przedstawili się jako Kabuto i Orochimaru. Podobno mam im służyć, być lojalna i doprowadzić do zrealizowania ich celów. Cóż może więc począć człowiek trzymany jak zwierzak w klatce? Wykona rozkazy obawiając się, że może tu wrócić.
Tym też się stałam, zwierzęciem, a jednocześnie bronią w rękach wężowatego. Codziennie wykonywałam jego bezsensowne misje zabijając przy tym niewinnych ludzi, znanych bardziej lub mniej. Nigdy nie rozumiałam jaki miał w tym cel. Po za tym Kabuto wykonywał badania starając się zrozumieć działanie mojego kekkei genkai. Były to czasem bolesne zabiegi wymagające ode mnie dużej wytrwałości fizycznej.
Po roku służeniu Orochimaru, kiedy do naszych szeregów dołączył Sasuke Uchiha, spadłam na drugi plan. Już nie byłam jego ulubienicą, ani bronią. Czułam się jak bezradne zwierze w jego szponach. Wtedy wrócił do mnie pierwszy cień świadomości. To nie było życie jakie mogłam sobie wymarzyć. Nigdy nie chciałam być maszyną do zabijania.
To wszystko było takie monotonne i nudne, ale zmieniło się, kiedy dostałam ważne zadanie. Miało to podnieść moje stanowisko i zaufanie, więc się na to zgodziłam. "Alice, twoim nowym zadaniem jest pewna organizacja u której już byłaś. Wysyłam cię tam, bo na pewno przywitają cię lepiej niż Sasuke. Jeżeli uda ci się to dla mnie wykonać odbudujesz moje zaufanie, które trochę zmalało, po tym jak odmówiłaś dalszych badań". Te słowa miały być dla mnie nadzieją. Cieszyłam się w najlepsze, chociaż wiedziałam do jakiej organizacji chce mnie wysłać.


Gotowa czekałam przed kryjówką, przywołałam Komuru. Codzienne czynności. Od kiedy opuściłam Akatsuki, wilk zaczął zachowywać się dziwnie, jakby miał przede mną jakąś tajemnice. Przez to nasza "przyjaźń" zwiędła, a on zostaje tylko przywołany, gdy muszę udać się na jakąś podróż. Nikt nie powiedział, że wiecznie mam żyć z nim w zgodzie.
Kabuto podszedł do mnie przekazując zwój z mapą oraz większe szczegóły:
- Twoim celem jest Akatsuki. Musisz sprawdzić jaki jest ich cel, poznać ich umiejętności oraz sprowadzić tu jednego z nich. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz tu sprowadzić Itachi'ego Uchihe. Będziemy się z tobą kontaktować przez kruki. Co tydzień masz pisać postępy, rozumiesz? - Zapytał z uśmiechem, poprawiając okulary. Stałam do niego tyłem więc nie widział mojego wielkiego zdziwienia. Nie podejrzewałam nigdy, że Orochimaru będzie ode mnie wymagał takiego poświęcenia. Nie jestem z nimi w takich relacjach jak kiedyś. Teraz jesteśmy wrogami, przez co mogą próbować mnie zabić. Stałam się silniejsza, ale nie na tyle, aby przeżyć w walce z dwoma z nich. Już jeden byłby dla mnie niemałym problemem. Orochimaru, aż tak chcesz zaryzykować? Zacisnęłam mocno dłoń w pięść odwracając się do Kabuto.:
- Jak mam się dostać do Akatsuki? - Zapytałam spokojnym głosem. On uśmiechnął się jeszcze szerzej, prawdopodobnie widząc mój dawny spokój. Od kilku miesięcy moje emocje zaczynają parować. Nie mam do kogo poczuć przyjaźni, miłości, ani jakiegokolwiek zmartwienia. Moim kolejnym celem w życiu stały się marzenia drugiej osoby. Czy człowiek, który nie można znaleźć własnego celu może mieć jakieś emocje? Bo po co mu ekscytacja, skoro to nie jest na jego korzyść? Po co mu radość, kiedy to on się poświęca dla dobra drugiej osoby? Tacy ludzie najczęściej są pomiatani i wykorzystywani. Kabuto nie jest tego przykładem. Widać w jego oczach, że służenie Orochimaru idzie mu na rękę, a dzięki temu, że ma największe względy, może manipulować i mną.:
- Załatwiłem ci dostanie się do Rakurai. Jak pewnie wiesz te dwie organizacje są w sojuszu. Akatsuki szuka nowego członka wśród zabójców w Rakurai. Wtopisz się w tłum, pokażesz im jaka jesteś zdolna, a natychmiast przeniosą cię.
Kiedy wszystko mi wytłumaczył ruszyłam do mojej nowej organizacji.

W taki sposób znalazłam się w Rakurai. Nie obchodzi mnie już, co działo się wcześniej w Akatsuki. Mam 21 lat, wystarczająco, aby zdobyć umiejętność zapominania o przeszłości. Mam plan, mam zdolności i idealne warunki. Wykonam misje i wrócę na swoje stanowisko.
-----------------------------------------
Nowy strój Alice:

!!!!ZAPRASZAM NA NOWO OTWARTEGO BLOGA: OOKAMI KONOHA!!!!! (adres w moich linkach) Piszę go razem z moją przyjaciółką Emi. Jeżeli macie ochotę spróbować czegoś jak Akatsuki w szkole to serdecznie zapraszam do nas ;) Mamy dopiero prolog i próbny szablon. Wszystko przyjdzie z czasem :)  + Mogłybyście mi polecić jakąś szabloniarnie? :))

I tak myślałam, co do tego special'a i to dawne życie Miyo przy Orochimaru może być spoko:P Chyba, że macie jakieś inne propozycję to napiszcie w komentarzach :)

+ Powoli zaczynam ogarniać wasze blogi :)) U każdego ładnie się dzieje : o

I JESZCZE! Zaczął się u mnie sezon na wiśnie, a kasa sama się nie zarobi. Więc nie wiem jak będzie z kolejnym rozdziałem. Znaczy nie wiem czy będzie za tydzień, czy za dwa.:d O wszystkim będę informować :)) (nad notkami jest coś takiego jak "iNFO", tam będzie wszystko pisać.:d


7.09.2013

Rozdział 11. Trudno zapomnieć.

Alice:
Ludzie mówią, że jak jakaś osoba, leży głęboko w twoim sercu nie dość, że zostaje tam na zawsze, a zaczyna oddawać takie same uczucia jak ty do niej.
Podobno dawna przyjaźń nie rdzewieje. Dużo słyszałam o tym, jak łatwo można ją popsuć, ale zakończenie relacji, boli obie osoby, nie tylko jedną.

Sasori:
Wystarczy tą część przyłożyć do drugiej. Pomyślałem lekko podenerwowany, składając nową marionetkę. Przez wszystko co dzisiaj się zdarzyło, tworzenie miało być dla mnie uspokojeniem. Niestety tak nie jest. Od kiedy pamiętam szło mi to szybko, czy bez większych problemów, a teraz... Nie daje rady złożyć jednej części. Rzuciłem gwałtownie kawałkiem drewna w drzwi od łazienki, zaraz wstając z krzesła. Nie wiem czemu, ale chciałem wyjść z tych szarych, czterech ścian. Nie chce spotkać Alice, nie chce wiedzieć o czym rozmawiali, czy mnie wydała, zwyczajnie mam dość bezczynnego siedzenia. Szybko chwyciłem za klamkę i wyszedłem z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Wszystko mnie denerwuje. Nawet to marne oświetlenie korytarzy. Nie mogę się niczym uspokoić, bo w mojej głowie ciągle jest jedna osoba, o której muszę przestań myśleć.
Moje nerwy szybko zniknęły kiedy w oddali, zauważyłem lekko powiewające, czerwone włosy, zbliżające się w moją stronę. Było to dla mnie czymś jak uspokojeniem, albo małym spełnieniem. Pragnąłem znowu ją zobaczyć, chociaż odrzucałem te myśli jak najdalej. Odkąd się tu zjawiła, nie mogę się na nią napatrzeć. Na jej oczy, twarz, włosy, na całe ciało, nie zapominając o uśmiechu. Teraz jest taka różnica, że zamiast niego, jest smutna. Zauważyłem, jak stara się to ukryć, ale tym razem nie wyszło jej. Powoli przeszła obok mnie bez żadnego słowa, ani spojrzenia. Z bliska mogłem zobaczyć jej oczy, które w tej sytuacji przepełnione są całkowitą pustką. Mimo iż wmawiałem sobie, że nie obchodzi mnie co tam się działo, bez większego namysłu zapytałem.:
- Miałaś jakieś problemy? - Zapytałem, starając zmienić swój głos, by nie brzmiał zbyt troskliwie. Zatrzymała się, ale nie odpowiedziała. Wpatrywała się w ciemną pustkę przed sobą.:
- Alice, były jakieś problemy? - Zapytałem po raz kolejny, chociaż wiedziałem, że to głupie pytanie. Pokręciła przecząco głową i udała się jak najszybciej do swojego pokoju. Każdy normalny domyśliłby się, że to kłamstwo. Chociaż rozum kazał mi ją teraz zostawić i zająć się swoimi sprawami, to ja szybko poszedłem w jej ślady wchodząc do pokoju. Co dziwne drzwi zostawiła otwarte, a ona leżała na łóżku przy Komuru, przykryta płaszczem Akatsuki.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi wilk zaraz podniósł głowę, tym samym budząc Alice. Oboje spojrzeli w moją stronę oczekując jakiś wyjaśnień. W tej sytuacji nie miałem pojęcia co powiedzieć. ,,Cześć, byłaś smutna i chciałem zapytać się o co chodzi". To brzmi bez sensu i nie jest w moim stylu. Po za tym raczej nie muszę się tłumaczyć. Jestem w tej organizacji dłużej i nie potrzebuje pozwolenia, żeby wejść do czyjegoś pokoju. Zauważyłem lekki uśmiech na twarzy Komuru. Na początku nie wiedziałem o co mu może chodzić, ale zaraz przypomniałem sobie o jego zdolnościach. Trochę mnie to speszyło. Co jak co, ale zabójca nie powinien mieć troskliwych myśli o dziewczynie, którą zna od zaledwie kilku dni.
Zwierzak podniósł się z łóżka i w dość szybkim tempem opuścił pomieszczenie zostawiając mnie z Alice. Z tego co zauważyłem ona także nie rozumiała o co chodzi. Patrzyła się na niego jak znikał za drzwiami zaspanym spojrzeniem oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, która nie nastąpiła. Miała trochę poczochrane włosy co sprawiało, że wyglądała jak zwykła, niewinna osoba.

Cisza nie dawała spokoju. Nie wiedziałem jak dobrać słowa, by nie wyjść na jakiegoś idiotę. Kiedy ona siedziała zmartwiona na łóżku i wpatrywała się w krajobraz za oknem ja rozmyślając nad wymówką podziwiałem jej urodę. Chociaż wmawiałem sobie, że to o czym myślę jest przejściowe to chciałbym, aby trwało dłużej.
Alice przeniosła, swój zaspany wzrok na mnie, tak jakby czekała, aż wyjdę. Nie trwało to długo. Zaraz wstała i ociężałym krokiem powędrowała do szafy, z której zaraz wyjęła jakiś większy plecak. Z początku nie wiedziałem o co chodzi. Uważnie obserwowałem jej ruchy, aż w końcu udało mi się wydusić kilka słów:
- To powiesz mi, co tam się działo? - Zapytałem opierając się plecami o drzwi. Wzięła kilka ubrań do rąk, zaraz pakując je do plecaka. Wyglądała na zamyśloną, ale i jednocześnie zagubioną. Kiedy miałem powtórzyć to pytanie, odpowiedziała.:
- Idę na misje. - Wydusiła z siebie kilka słów wracając do poprzedniej czynności. Nie chce mi się wierzyć, że to prawda. Znam lidera już dość długo i wiem, że nigdy nie wysłałby nowicjusza na jakąś misje bez jakiejkolwiek pomocy. Zapewne dłuższe siedzenie tu nie ma większego sensu, ale coś w środku mówi mi, żebym został tu z nią. Nie wiem czy to coś da, ale chwila spędzona z nią, nie będzie straconą.

Alice:
Brałam kolejną część garderoby, kolejną i kolejną. Nie dochodziło do mnie to co się stało i Sasori. Po co ty tu stoisz? Chcesz mnie bardziej dobić, wyśmiać czy może życzyć mi dosłownego połamania nóg na "misji". Właściwie to teraz jest mi wszystko obojętne.

Kilkadziesiąt minut wcześniej, gabinet lidera:
Nadal nie rozumiem, jak ja mogę nie pamiętać swojej własnej siostry. Wiem, że są zakazane jutsu na wymazanie pamięci, ale moja rodzina ich nie stosowała, a nawet jeśli, nie miałaby w tym większego zysku. To byłoby bez sensu.
Stałam z wzorkiem wbitym w podłogę, kiedy Yahiko stał wpatrzony w krajobraz za oknem. Przez dłuższą chwilę siedział cicho tak jakby intensywnie o czymś rozmyślał. Ciekawe o czym... O mnie? O tym co zrobiłam? Tylko, że ja nic nie zrobiłam. Chciałam tylko odeprzeć atak Miyo. Co było dla mnie niemożliwe. Nie rozumiem jak to się stało, ale ja w tym nie zawiniłam!
- Alice. - Odezwał się nagle Yahiko zdejmując ochraniacz z czoła. W tej chwili przypomniałam sobie o umiejętnościach czytania w myślach. Jednak nie żałowałam, że to usłyszał. - Twój pobyt tutaj od początku był złym pomysłem. - Dopowiedział, powoli zbliżając się do mnie. W gardle poczułam, wielką gulę, która nie pozwalała mi się odezwać. - Konan popełniła błąd, a także ja. W połowie rozumiem jej odruch przyniesienia cię tu, w końcu była dla ciebie kimś bardzo bliskim. - Ale ty byłeś mi o wiele bliższy. Pomyślałam, nie odrywając wzroku od podłogi. W sercu miałam nadzieje, że mnie usłyszy. Chciałam, żeby przed tym jak mnie zabije wiedział o tym, kim dla mnie był. Nie dokończyłam swoich myśli, gdyż kontynuował. - Tylko dlatego opuścisz tą organizacje żywa. Spakujesz się i jak najszybciej odejdziesz. Konan ci ufa i wie, że nie zdradziłabyś nikomu naszej kryjówki, ale nie ja. Musisz zapomnieć o tym co stało się kiedyś i o tym co wydarzyło się niedawno. - Powiedział swoim spokojnym tonem, tak jakby to co teraz powiedział było czymś normalnym i nieposiadającym większego znaczenia, ale dla mnie był to ogromny cios. Wszystko zapadło się, kiedy usłyszałam słowa: ,,Musisz zapomnieć o tym co stało się kiedyś i o tym, co wydarzyło się niedawno". Poczułam jakby moje serce, właśnie podzieliło się na dwie części. Jedna martwa, ciemna i opuszczona, a druga ledwo oświetla i jeszcze trzymająca przy życiu. Jednak to było niczym w porównaniu z tym co działo się w mojej duszy. Przepełniła się całkowitą pustką. Osoba, która była moim celem w życiu i jedyną podporą, właśnie każe mi o sobie zapomnieć i odejść.:
- Ja nie dam rady zapomnieć. Nie chce. - Powiedziałam nagle cicho. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na tyle głośno, aby mógł usłyszeć. Zacisnęłam dłonie mocno w pięści i wzięłam jeden głębszy wdech czekając na reakcje. Nagle przed moje oczy wsunęła się opaska wioski deszczu z przekreślonym symbolem. Podniosłam lekko głowę i ujrzałam Yahiko, bez ochraniacza z roztrzepanymi włosami. Wyglądał prawie jak dawniej, ale bez uśmiechu.
To prawda? Daje mi swój ochraniacz jako pamiątka, bo nie potrafię zapomnieć? To takie nie w twoim stylu. Pozwalasz mi spokojnie odejść, chociaż dobrze wiesz, że mogłabym sprzedać jakiejś wiosce informacje o was. To znaczy, że jeszcze trochę mi ufasz? Ja... Dzięki temu czuje się trochę lepiej.:
- Dziękuje... - Powiedziałam cicho z lekkim uśmiechem chwytając powoli za opaskę. Przez chwilę miałam obawy, że to jakiś głupi test, ale kiedy bez problemu oddał mi swój ochraniacz wiedziałam, że już wszystko skończone. To ostatnia chwila kiedy się widzimy. Wiem, że czasu nie cofnę, ale chciałabym móc go przynajmniej zatrzymać, bym mogła zostać z nim jak najdłużej. W głębi nadal mam nadzieje, że spotkamy się na jednej z moich wędrówek. Może wrócę do wcześniejszej pracy?:
- Alice? - Wyrwał mnie z zamyśleń głos Yahiko. - Kto powiedział ci o tym, że Miyo jest twoją siostrą? - Powiedział, jakby trochę ciszej. Stał do mnie tyłem, udając, że szuka czegoś w na półkach. Ja także zaczęłam szukać tam odpowiedzi choć wiedziałam, że to bezsensu. Nie lubię donosić, szczególnie jeżeli chodzi o jakieś ważniejsze rzeczy. Chociaż wiem, że ta osoba powiedziała mi to specjalnie, żeby wywalić mnie z tej organizacji. Bo jaki jest w tym większy sens? Gratulacje Sasori. Właśnie dopiąłeś swego. Mam nadzieje, że się ucieszysz. Z zamyśleń przerwał mi huk spadającej książki, a zaraz potem dźwięk pukania zza drzwi. Lekko wzdrygnęłam, zaraz spoglądając na Itachiego.:
- Mamy problem. - Powiedział chłodno, zamykając za sobą drzwi. Jak zawsze opanowany i zimny. Chyba jako jedyny nie musiał mieć pozwolenia, aby wejść do gabinetu. "Prawa ręka" ma swoje przywileje.:
- Tak, wiem. - Powiedział nagle Yahiko, siadając za biurkiem. - Możesz już wyjść Alice. Pamiętaj co masz teraz zrobić. - Dopowiedział trzymając buteleczkę z sake.
To już czas. Ogromna gula w gardle nie pozwalała mi nic powiedzieć, a zmuszała do płaczu. Kiwnęłam twierdząco głową, zaraz szybko opuszczając to pomieszczenie. Oddychanie szło mi bardzo ciężko, nie mogłam złapać porządnego oddechu. Zamiast tego zwyczajnie dyszałam, a moje ciało drżało jakbym miała zaraz skoczyć z wieżowca. Nie mogła dojść do mnie myśl, że to już koniec. Jestem zmuszona wrócić do mojego starego, bezsensownego życia w wielkim domu jedynie z Komuru. Po raz kolejny będę sama. A może tak musi być, że na świecie jest osoba, której nie dane jest mieć jakiekolwiek więzi? Jako dziecko straciłam rodzinę, potem przyjaciół, pierwszą dojrzałą miłość... Dlaczego do cholery wszystko jest takie skomplikowane.

W pokoju Alice:
Jestem już spakowana, a on nadal tu stoi oczekując nie wiadomo czego. Czekasz na gratulacje czy oklaski? Wiedziałam, że nie będę tu mile widziana, ale żeby ktoś chciał mnie stąd wyrzucić? Cóż. Zabójca to zabójca, tacy ludzie są bezduszni, bezuczuciowi i bezsumienni. Nie mam czego oczekiwać.
Zacisnęłam mocno opaskę w dłoni, po czym sprawnie chwyciłam za plecak i bez żadnego spojrzenia wyszłam szybko z pokoju. Zostawiam tu wszystkie moje wspomnienia i problemy związane z tą organizacją, a ochraniacz będzie mi przypominać że żył ktoś taki jak Yahiko, Konan i Nagato. Jak bardzo byli mi oni pomocni i jak bardzo jestem im wdzięczna. Na zawsze pozostaną oni w moim sercu. Rozluźniłam uścisk na ochraniaczu zaraz zawiązując go sobie na czole. Pojedyncza łza wypłynęła z mojego oka, zakończając męczącą podróż za marzeniem spotkania dawnych przyjaciół. Czas abym stanęłam czołem z nowymi przeciwnościami tego życia i znalazła sobie jakiś cel. Przetarłam policzek dłonią, wycierając powoli spływającą łzę. Zauważyłam Komuru stojącego przy wyjściu. Chyba od początku wiedział jak to się skończy. Razem wyszliśmy na dwór, gdzie przywitał nas blask księżyca. Wiatr delikatnie zawiał moje włosy, a piasek lekko pogładził moje ciało swoimi ziarenkami.:
- Dawno nie byłaś na dworze, prawa Alice? - Zapytał nagle Komuru czekając, aż na niego wejdę. Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze.:
- Tak, rzeczywiście. - Odpowiedziałam lekko niepewnym głosem. Sprawnie wsiadłam na Komuru, który już po chwili powoli ruszył przed siebie.
W środku krzyczałam, kazałam mu się zatrzymać, darłam się, że nie chce znowu go stracić, ale to było jedyne wyjście. Teraz mogę tylko błagać o lepsze jutro.:
- Hm? Komuru, kto tam stoi?

Sasori:
Nie rozumiem co się właśnie stało. Pozwoliłem jej po prostu wyjść, chociaż dobrze wiem, że to nie misja. Nie wzięła nawet płaszczu i nie zamknęła drzwi. Opuściłem jej pokój szybko kierując się do salonu. Chyba miałem nadzieje, że właśnie tam ją znajdę. Chociaż nic mi nie pasowało, ani nie trzymało się jakiegokolwiek sensu, chciałem wiedzieć o co chodzi. Wszystkie myśli były ze sobą sprzeczne, starałem się przemówić sobie do rozsądku, ale to nic nie dawało. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje.
Szybko wszedłem do pokoju, starając trzymać się całkowity spokój. Jak nigdy siedziało tu mało osób. Jedynie Itachi czytający jakąś książkę i Hidan oglądający telewizje. Głupio by było zapytać się wprost, gdzie jest Alice, więc wymyśliłem małe kłamstwo:
- Widzieliście gdzieś Alice? Miałem dzisiaj oduczyć ją błędów w walce. - Powiedziałem spokojnym tonem. Nic lepszego niż to nie przychodziło mi do głowy.:
- Lider ją wyrzucił. Szczerze myślałem, że będzie siedzieć tu trochę dłużej, no ale cóż, trudno. - Powiedział szeroko uśmiechnięty Hidan. Coś w środku mnie tknęło. To takie dziwne uczucie o którym kiedyś nie miałem pojęcia.:
- Ja na jego miejscu bym jej nie zabijał. Szkoda takiej dziewczyny. - Dopowiedział lekko skwaszony przeglądając kolejne kanały. On spokojny, a ja zdenerwowany, nie rozumiałem tego co do mnie powiedział. Albo może nie chciało to do mnie dojść? Przecież oni kiedyś byli dobrymi znajomymi, nie chce mi się wierzyć, że mógłby jej zrobić krzywkę. Już nie mówiąc o odebraniu życia.:
- Gdzie jest teraz lider? - Zapytałem w stronę Itachiego. Powoli spojrzał się na mnie chłodnym wzrokiem, jakby chciał wiedzieć o czym teraz myślę.
- Niedawno wyszedł załatwić kilka spra... - Przewałem mu.
- I zabić Alice? - Nie wiem czemu o to zapytałem. Zwyczajnie wymknęło mi się.
- Jeszcze nikt kto opuszczał tą organizacje nie przeżył, więc odpowiedź jest jasna. - Odpowiedział beznamiętnie, po czym wrócił do czytania lektury. Po jego słowach to dziwne uczucie zaczęło narastać. Coś jak żal i tęsknota? Bardzo możliwe. Jakbym miał to jakoś uzasadnić powiedziałbym, że każdy w życiu powinien mieć takie pierwsze zauroczenie. Było, minęło i tak już jej nie spotkam. Tylko... Po co od razu zabijać? Dlaczego nie mógł puścić ją stąd żywą? Dobrze wiedział jak bardzo była ucieszona, gdy go spotkała, a przynajmniej ja to widziałem. Nie sądziłem, że jest aż taki bezuczuciowy względem osoby, której nie zna od kilku dni, a od dzieciństwa.
Wstąpiłem do tej organizacji bo nie miałem co robić dalej. Nadal mi nie ufa i nie chce powiedzieć jaki jest główny cel łapania Bijuu. To takie głupie. Kiedy w końcu znajdziesz drugą osobę, której tak jak tobie nie ufają i chce się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, ten kto jest całą tajemnicą zabija ją jak gdyby nigdy nic. Właściwie to życie w tej organizacji jest jedną wielką zagadką.

--------------------------------------------
Okej, jakoś poszło, przypomniałam sobie wszystko i mam takie małe pytanko!
Jeżeli nie wybaczyłyście mi tego, że zapomniałam hasła, to może jakiś special? Napiszcie w komentarzu wasze pomysły :P

Tak oto zakończę 1 serie tego opowiadania, która zwie się: " Nieosiągalny cel mojego życia". Taki tam tytuł... :d Prolog do 2 serii, która będzie się zwać: "Czy istnieje szczęśliwe zakończenie?" prawdopodobnie pojawi się za tydzień :) Dziękuje i pozdrawiam :))