Sasori:
Od trzech dni jesteśmy w drodze. Razem z Deidarą wyruszyliśmy pojmać Kazekage, zwanego Gaarą. Umrze jak każdy, z kogo wyciągane są bijuu. Ktoś będzie za nim tęsknił? Nie obchodzi mnie to. Jest jinchuuriki, więc jego "bliscy" powinni wiedzieć, że prędzej czy później uronią przez niego łzy. Jeżeli naprawdę znajdzie się ktoś, dla kogo ten potwór jest ważny - współczuje. Kiedy odchodzi ktoś ważny dla twojego serca, odczuwasz niesamowity ból, na którego nie zadziała żaden lek. Szkoda, ale taka jest kolej rzeczy. Nauczyłem się tego w Akatsuki. Tylko czy można to nazwać czymś dobrym?
Alice:
Szłam powoli przed siebie dokładnie przyglądając się ścianom. Z ciężkim serce stwierdzam, że zgubiłam się... Pomyślałam opierając się plecami o jedną ze ścian. Nie mogłam wrócić bo nie wiedziałam jak, ale bezsensowne chodzenie przed siebie też nie było dobrym pomysłem. Wzięłam jeden głębszy oddech i chciałam chwile pomyśleć, wszystko sobie poukładać. Niestety nie miałam czasu, ponieważ usłyszałam tupot obcasów. Od razu porzuciłam odpoczynek i ruszyłam w bieg. Shiru kazała mi nie wychodzić, bo Sayuri wróciła do organizacji. W takim razie muszę unikać bliższych kontaktów z kimkolwiek. Może mieć swoich ludzi od sprawdzania organizacji. Potrząsnęłam głową, kiedy zauważyłam, że wbiegłam prosto do salonu. W środku czułam pewną radość, bo w końcu udało mi się wyjść z tego labiryntu jednak, gdy zobaczyłam różowe, długie i lekko falowane włosy stanęłam jak wryta. Jedna część mnie była przerażona, a drugiej było to obojętne. Kobieta odwróciła się w moją stronę dokładnie ilustrując mnie swoim spojrzeniem. Wydawało się lekko zdziwione, ale nadal utrzymywała tą sztuczną beznamiętność na twarzy.
Wszyscy na około zaczęli do siebie szeptać niezrozumiałe dla mnie słowa i co chwile oddalali się kilka małych kroczków do tyłu. Widać, że Sayuri jest szanowana jako liderka, a nawet obawiają się jej. Jednak wydaje mi się, że gdyby groziło jej niebezpieczeństwo nikt nie ruszyłby na ratunek. W końcu tak jest w organizacjach zabójców. Każdy troszczy się o własny tyłek.
Po raz ostatni Sayuri zmierzyła mnie swoim obojętnym spojrzeniem, po czym powiedziała:
- Alice Wakari. Tak jak o tobie mówią: jesteś nie do zabicia. - Mówiąc ostatnie słowa trochę zaostrzyła ton dając mi do zrozumienia, że nie cieszy się z mojej obecności. Ze wzajemnością. Pomyślałam znowu wpatrując się w tłum wokół nas, który z każdą sekundą robił się coraz mniejszy.:
- Sayuri Shiomi, jeżeli się nie mylę. O tobie słyszałam podobnie. - Odpowiedziałam dość spokojnie, usiłując zatrzymać mój lekko zaniepokojony głos. Dużo o niej słyszałam. To nie jest zwykła ninja, która operuje ninjustu. Jej technika jest o wiele silniejsza i przerażająca. Jak nad nią panuje, wie tylko ona. Ja także nie wiem na czym ona polega, ale póki co nie chce wiedzieć. Na razie muszę stoczyć z nią pojedynek słów by nie wypaść na mięczaka, a pokazać, że mimo wywalenia z Akatsuki nadal jestem silną ninja. :
- Czego tu chcesz? Pomocy? Nie masz domu? Czy może oczekiwałaś kogo innego? - Zapytała patrząc się głęboko w moje oczy. Kolejna, która będzie mi to wypominać? Nie chce już tego słuchać, ani o tym myśleć. Drażni mnie ten temat.:
- Oczekiwałam ciebie. - Odpowiedziałam poważnym tonem także uważnie się jej przyglądając. Nic nie mogę powiedzieć o reakcji bo się nie zmieniła, ale tłum, którego wcześniej nie dało się ogarnąć, zniknął i została tylko Shiru, która przed chwilą weszła do pomieszczenia. Co ja właściwie powiedziałam? Jaki był tego sens? Przyszłam tu bo mam zadanie do wykonania.:
- Chciałabyś wrócić do Akatsuki? Nie masz szans, żeby się tam dostać. I nie chodzi mi o twoje umiejętności. - Dodała zaraz widząc, że chce jej przerwać. - Jako, że wcześniej należałaś do tej organizacji nie możesz nawet myśleć o powrocie. To jest po prostu nierealne. - Powiedziała zimnym tonem podchodząc do mnie kilka kroków. Jej wzrok mimo chłodu i beznamiętności, wydawał się być wyzywający. Tak jakby to co mówi, nie było tym co ma na myśli. Nie powiem bo zaniepokoiło mnie to, ale jej słowa. Ona chyba nie myśli, że tak łatwo mnie nabierze na takie cholerne kłamstwo? Uniosłam lekko kącik ust wpatrując się w jej oczy tym samym zimnym i przeszywającym wzrokiem co jej.:
- Nie kłam Sayuri. Dużo o tobie słyszałam i mogę cię zapewnić, że moja księga wiedzy o tobie jest grubsza niż może ci się wydawać. Chciałabyś się ze mną zmierzyć, prawda? - Zapytałam wyzywającym tonem opierając dłonie na biodrach. Wydaje mi się, że z daleka można było wyczuć zimną aurę krążącą nad nami. Mimo iż nasza konwersacja nie była ciekawa ani zbytnio rozbudowana, z naszych spojrzeń i pewności siebie można było wyczuć, że w tym momencie lęk był nam całkowicie obcy. Wnerwiał mnie jej spokój, ale jednocześnie napędzał żeby przerwać to jej opanowanie nawet jeżeli będę miała zadać jej ból, chce zobaczyć na jej twarzy jedno uczucie.:
- Czy to aby najlepszy pomysł? To wychodzi poza regulamin walk, Sayuri. - Powiedziała nagle Shiru, podchodząc do różowowłosej. Jest jakiś regulamin? Nie rozśmieszajcie mnie. Prychnęłam cicho na co Sayuri lekko zmarszczyła brwi. Właśnie okazałam brak szacunku do niej, do organizacji oraz regulaminu. Jak zareagujesz? Pomyślałam uważnie wpatrując się w obie kobiety. Na szczęście nie musiałam długo czekać na odpowiedź.:
- Shiru, pokaż Alice jak dojść do sali treningowej. - Zwróciła się do towarzyszki, a następnie powracając wzrokiem do mojej osoby. - Dzisiaj, za kilka minut pokażesz jak bardzo chcesz tam wrócić mierząc się ze mną. Czekam na ciebie. - Wypowiedziała, po czym zniknęła w chmurze dymu zostawiając po sobie jedynie słodki zapach perfum, który do niej kompletnie nie pasował. Spojrzałam się w jasne oczy Shiru. Nie była zadowolona, ani zła. Właściwie to już przyzwyczaiłam się, że każdy wokół mnie nie posiada żadnych emocji, ale ona mogłaby żyć normalnie. Czuje, że zabijanie to nie jest jej jakaś pasja. Ona po prostu nie pasuje do tego całego towarzystwa psychopatycznych osobowości.:
- Chodź. - Powiedziała cicho wyrywając mnie z zamyśleń. Obie ruszyłyśmy w stronę lekko oświetlonego, szarego i ponuro wyglądającego korytarza, który prawdopodobnie prowadził do walki o wszystko. Jeżeli przegram, to nie dostane się do Akatsuki, a to równoznaczny się z tym, że zostanę ukarana przez Orochimaru. Na samą myśl po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Objęłam prawą dłonią lewy nadgarstek lekko zaciskając. Muszę wygrać... Dwa słowa obijały się w mojej głowie starając się o dobre myśli, ale jak mogę być pozytywnie nastawiona skoro wygrana niesie ze sobą tak ogromne minusy.
Yahiko:
Nastawiona tablica zegarowa i Sayuri stojąca na środku sali. Po co kazała mi tu przyjść? Póki co nie znalazła nikogo, kto mógłby do nas dołączyć więc po jaką cholerę mam przerywać wszystko żeby zobaczyć akurat tę walkę? Stała nieruchomo i wpatrywała się ze skupieniem w metolowe, zniszczone drzwi.:
- Sayuri. - Zawołałem zwracając jej uwagę. - Możesz mi w końcu wyjaśnić? - Zapytałem opierając się o ścianę, na której przywieszony był wielki zegar. Spojrzała się na mnie jakby chciała, abym odczytał jej myśli chociaż dobrze wie, że póki ma na sobie sznur, trzymający pas, nie mam dostępu do jej umysłu. Otwierała już usta z zamiarem odpowiedzenia, ale zatrzymała się, kiedy usłyszała skrzypienie metalowych drzwi. Oboje spojrzeliśmy się w tamtą stronę, ale to co zobaczyłem było tym o czym śniłem, ale nie tym, o czym powinienem marzyć. Tam stoi Alice. Te słowa chodziły mi po głowie nie dając pozwolenia do rozsądnego myślenia. Teraz była tylko ona. Bezpieczna, pewna siebie, piękna jak zawsze. Ale trochę inna. Nie chodzi tu o czerwone oko, a o jej wyraz twarzy. Nie był przerażony, wściekły, skwaszony, czy nawet szczęśliwy. Przypominała mnie, Sayuri, Shiru, Itachiego i... I wszystkich, którzy nie chcą pokazywać uczuć - swoich słabości.
Podeszła zgrabnie do Sayuri nie odwracając się ani razu w moją stronę.:
- Zasady są takie same. Masz mnie drasnąć trzy razy w ciągu 30 minut, a ja w tym czasie mam skrócić twój nędzny żywot. - Powiedziała po czym obie natychmiast odskoczyły od siebie. Nie czekały na żaden sygnał, ani dzwonienie zegara. Wraz z ich oddaleniem czas zaczął upływać. Sekunda po sekundzie. Obie były zdeterminowane i skupione, a mi nie zostało nic innego jak oglądać przebieg walki, ale czy będę w stanie zignorować ból Alice?
Alice:
Stoi tu. Patrzy się na mnie. Osoba, przez którą tyle osiągnęłam i cierpiałam. Myśli, że go zignorowałam, ale to nie prawda. Zaskoczył mnie jego widok, ale nie chciałam pokazywać Sayuri, że to może mnie osłabić, a nawet chce aby zrozumiała, że jego obecność jest mi obojętna. Do końca walki będę musiała kłamać. Chcąc nie chcąc, zaczęło się. Muszę pokonać swoją rywalkę i udowodnić każdemu, że jestem silna, ale...
Sięgnęłam ręką do tylnej torby i już po chwili wyjęłam z niej kawałek materiału z blachą po środku. Opaska wioski deszczu, która wcześniej była w posiadaniu Yahiko. Kiedyś, gdy Sasuke jeszcze "nie należał" do Orochimaru, powiedziałam sobie, że zostawię tą opaskę jako obiekt, w którym przetrzymam wszystkie wspomnienia, które mogłyby przeszkadzać mi w dalszym funkcjonowaniu. Poza tym, obiecałam sobie także, że gdy przyjdzie dzień, w którym stoczę walkę o WSZYSTKO, ta opaska za widnieje dumnie na moim czole, a wszystkie wspomnienia nie będą już przeszkodą, a motywacją. To właśnie ten dzień.
Zawiązałam materiał na supeł po czym wyjęłam pudełeczko z tylnej torby. Zdjęłam soczewkę, ukazując prawdziwą barwę oczu klanu Wakarii*. Szybko schowałam je z powrotem, biorąc jeden głębszy oddech. Mądrze zrobię, używając tego dla dobra misji? Zapytałam sama siebie aktywując pełny gaisenten**. Z zewnątrz różnił się tylko tym, że był w obu oczach, ale wnętrze było nieco bardziej skomplikowane. Spojrzałam na Sayuri i już wiedziałam wszystko czego potrzebowałam. Syknęłam cicho, kiedy poczułam pierwsze efekty aktywacji. Oczy zaczęły mnie niemiłosiernie piec, ale musiałam utrzymać się przy tym, póki nie dojrzą słabego punktu. Niestety Sayuri nie dała mi na to czasu. Wyjęła dwa kunai'e i zaraz ruszyła na mnie. Ja także nie traciłam bezcennego czasu i zaczęłam wytwarzać motyle jednocześnie odskakując od przeciwniczki. Dzięki koralom, które podarowała mi Shiru, a także pełnemu gaisenten'owi tworzenie w ruchu już nie będzie przeszkodą.
Podczas unikania ciosów zauważyłam jak Sayuri wyrzuciła jednego kunai'a w drzewo, co było dla mnie znakiem, że obmyśliła strategie. Gdybym nie walczyła wcześniej z Shiru, spanikowałabym. Na szczęście dzięki temu, że wcześniej odbyłam z nią walkę nauczyłam się wcześniej obmyślać strategie. Nazwałam ją ,,Zmylenie". W tym czasie, kiedy Sayuri wykonywała kolejny zamach, złożyłam ręce w pieczęć zwiększając swoją szybkość i zwinnym ruchem odepchnęłam się od niej. W locie uformowałam już kolejne pieczęcie do przywołania. Nie minęła chwila, a obok mnie stał Komuru. Spojrzał na mnie raz po czym zaczął warczeć. Dobrze wie, że nigdy nie chciałam używać pełnego gaisentena i zapewne myśli, że zostałam do tego zmuszona przez przebieg sytuacji. Nawet lepiej dla mnie. Będzie bardziej zdeterminowany. Komuru... Gdybyś wiedział jak bardzo mi przykro.
Wskoczyłam na zwierzaka, który miał mi służyć jako pomoc w omijaniu ataków Sayuri. Był to najlepszy pomysł na spokojne ułożenie pieczęci i atakowaniem jej ninjustu. A przynajmniej to poleciły mi oczy, dzięki którym przed chwilą udało mi się odczytać słabe punkty jej umiejętności. Po pierwsze, żeby użyć specjalnej techniki musi mnie zranić, aby manipulować moją krwią. Czyli, jeżeli mnie nie draśnie mogę spokojnie z nią walczyć, a uniki dla Komuru to kaszka z mleczkiem. Po drugie, muszę uważać aby nie ochlapać się jej krwią. Jeżeli tak się stanie, wpadnę w genjutsu. Więcej informacji mi nie potrzeba, ale nie dezaktywuje pełnego. Ta moc która przeze mnie przepływa jest jak zakazany owoc. Nie można się jej oprzeć.
"Zauroczona" potęgą kekkei genkai, zaczęłam wprowadzać mój plan w życie. Motyli było na tyle, aby oblazły cały sufit, a przynajmniej miejsce, które powinny zakryć. Na mojej twarzy za widniał uśmiech, kiedy spoglądając w górę widziałam tysiące motyli. Wielka fala upadła na dół tworząc wir wokół Sayuri. Leciały tak blisko siebie że praktycznie nie dało się zauważyć tego co działo się poza nimi. Kilka innych, które podleciało do mnie, zmieniło się w mojego klona. Zeszłam z Komuru zmieniając się w jednego z motyli. Póki co wszystko idzie zgodnie z planem, ale jeżeli się nie uda, będę miała problem z czakrą.
Yahiko:
Zapatrzony w dzieło jakie stworzyła Alice starałem się zrozumieć jej taktykę, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Wszędzie roiło się od jej motyli i te oczy. Kekkei genkai klanu Wakari nadal jest dla mnie zagadką.
Zza zasłony motyli udało mi się zobaczyć Alice, wykonującą jakieś pieczęcie oraz Sayuri, starającą wydostać się z "tornada". Wszystko wyglądało idealnie. Każdy szczegół tej taktyki dopracowany z taką dokładnością, aby przeciwnik nie mógł niczego zrobić. Tylko, że tak się nie da. Można dowiedzieć się kilku rzeczy o danej osobie, ale nie wszystkiego.
Dalej wpatrywałem się w każde ruchy kobiet. Chciałem rozgryźć, która objęła prowadzenie, ale wszystko było tak tajnie wykonane, że moje myśli były całkowicie zagmatwane.
Zauważyłem jak Alice wykonuje pieczęcie, a następnie wskakując w "wir". Odważne posunięcie. Przeszło mi przez myśl kiedy wszystkie motyle, które tworzyły tornado zmieniły się w cienkie i ostre igły. W środku poczułem jak moje ciało chce się ruszyć do przodu i zatrzymać ją, chociaż nie mam pewności, że to co robi jest niebezpieczne. Starałem się uspokoić. Tak jak kiedyś musiałem, gdy wyrzuciłem Alice z Akatsuki. Czemu ona chce wrócić.
Drgnąłem kiedy zauważyłem jak wszystkie igły poleciały wprost na nie. Sayuri jakoś udało się uniknąć niektórych ostrzy, ale większość zraniły ją, co znaczy, że Alice wygrała, ale jej całe ciało było na wylot przebite. Z każdego miejsca wylewała się krew. Dookoła siebie czułem zapach jej perfum połączony z zapachem świeżej cieczy. Twarz piękna i idealna, teraz zmasakrowana. Poczułem, jak serce zaczęło mi mocniej bić, a ręce same wprawiały się w ruch. Widok jej bezwładnie opadającego ciała był. Czymś czego nigdy nie chciałbym widzieć.
Jednak stało się coś, co w głębi miałem nadzieje, że się stanie. "Alice" rozpłynęła się, zostawiając po sobie tylko zakrwawione motyle. Automatycznie moje serce wróciło do normalnego trybu, a całe ciało uspokoiło się. Zza drzewa wyłoniła się ona. Cała i zdrowa... A nie, ma jedno zadrapanie na policzku. Ale kiedy?
- Wygrałam, Sayuri. Masz więcej niż trzy rany i wyrobiłam się w czasie. Nie masz się do czego przyczepić. - Wypowiedziała stanowczo zakładając z powrotem czerwoną soczewkę. Obie patrzyły się na siebie stanowczym wzrokiem. Takim, jaki Alice od zawsze nienawidziła.
Alice:
W końcu. To koniec. Wydawałoby się, że łatwo mi poszło, ale gdyby nie duże pokłady czakry i pełny gaisenten w pierwszych 10 minutach mogłabym umrzeć. Do tego, gdyby moja taktyka nie zadziałała... Nawet nie chce sobie wyobrażać. Klony z motyli są bardzo dobre i użyteczne, ale gdy ktoś je zabije - ktoś inny niż ja - na moim ciele pojawia się jakaś rana. Muszę dużo trenować i to jakoś ominąć, szczególnie że wiem jak Sayuri lubi bawić się cudzą krwią.:
- Owszem. Wygrałaś, ale tylko i wyłączenie fartem. - Powiedziała jak zawsze opanowanym tonem i wyciągnęła rękę w moją stronę. Popatrzyłam się na nią zdziwiona, kiedy poczułam jak z rany na moim policzku zaczyna uciekać krew. Więcej i więcej. W zniewalająco szybkim tempie. Widziałam jak się nią bawiła przed moimi oczami. Tworzyła z niej fale, które krążyły dookoła mnie, a z każdą kolejną sekundą robiło mi się coraz gorzej. Powieki były coraz cięższe, a moje nogi nie mogły utrzymać mojego ciężaru. Upadłam z nadzieją, że wszystko będzie dobrze, bo czym znowu mogłam zawinić? Przecież tylko wykonywałam polecenia.
--------------------------------------------------
"prawdziwą barwę klanu Wakarii" - To nie jest tak, że każdy musiał mieć niebieskie oczy, ale oznaczały one szlachetność danej osoby, a także szacunek, który trzeba było jej okazywać.
**pełne gaisenten - Dzięki temu może dowiedzieć się wszystkiego na temat swojego przeciwnika, jeżeli i on jest świadomy swoich zdolności i słabości. Oczy potrafią zauważyć czakrę przeciwnika wnikając w nią tak, że może określić jego wszystkie dane.
Na koniec obrazeczek pt.: walcząca Alice
Świetna notka ;).
OdpowiedzUsuńTo. Jest. Epickie!
OdpowiedzUsuńOhayo! Dawno mnie tu nie było... ale notka świetna!^^ Opis wali wyszedł Ci świetnie- zazdroszczę ;3
OdpowiedzUsuńPo tak długiej przerwie, miło jest przeczytać nowy rozdzialik ;)
Życzę weny.^^
Ohayo :)
OdpowiedzUsuńWreszcie jest rozdział, więc i komentarz musi być :)
Zacznę od dupy strony, ale cii.. Ta walka była epicka *~* Zakochałam się i mimo, że od początku nie było wiadomo, że wygra, wierzyłam w to *w* i widać - zgadłam xD jestę prorokię xD
Ale mniejsza ^^ Saso idzie.na misję z Deiem ;c Tylko mi go nie zabij! Bo się poryczę ;__; SasoAli MUSI być! >.< nie zawiedź mnie ;D
Tak więc pozdrawiam i weny! :D
Naprawdę dawno cię nie było, ale powiem ci, że to nie zrobiło ci na złe, ale chyba na dobre. Ten rozdział był genialny, naprawdę dobrze napisany. Ta walka to wszystko no i Yahiko. Kurde naprawdę kawał dobrej roboty. Teraz jestem ciekawa co dalej. Co teraz zrobi kochany Yahiko? Kurcze pewnie znów będzie trzeba czekać na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w liceum itp.