5.18.2013

Rozdział 10. Miyo Wakari.


Miyo Wakari... osoba, którą znać powinnam, a tak nie jest. Dziewczyna, na której dźwięk imienia poczułam ogarniającą mnie pustkę i żal.  Umysł zawalały pytania bez odpowiedzi. Poczułam jakbym walczyła sama ze sobą. Wszystkie moje myśli były przeciwko sobie, nic nie trzymało się kupy, każde wspomnienia w małych kawałkach. Poczułam jak wszystko co jest wokół mnie znika. Czarna pustka, przez którą przepływają przeróżnego wzoru nici, przypominała moje aktualne myśli. Zagmatwane, niekompletnie, niezrozumiałe i zupełnie różne. Miyo Wakari... Może być moją siostrą? Dlaczego to pytanie jest takie trudne. Jak mogę pytać się sama siebie o własne rodzeństwo?
Zacisnęłam dłonie w pięści powstrzymując się od gniewu, który w jednej chwili opanował całe moje ciało. Schyliłam głowę w dół mocno zaciskając powieki i zęby, by nie płakać. Wszystko tylko nie uronić łez przez kolejne wspomnienia. Gdybym tylko wiedziała czy są one tego warte. Dlaczego do cholery nic nie pamiętam?! Poczułam na sobie badawczy wzrok Sasoriego, który na siłę starał się uspokoić moje emocję. Niestety samo spojrzenie nie pomoże człowiekowi. Potrzebne są gesty, słowa i troska, czego tutaj nie znajdę. Odwróciłam się nagle na pięcie z zamiarem opuszczenia pokoju. Nie wiem po co. W tej chwili to było jedyne rozwiązanie jakie przychodziło mi na myśl. Już chciałam chwycić za klamkę, ale uprzedził mnie Deidara, wchodząc nagle do pokoju.:
- Un? Wakari? Danna? - Powiedział kolejno patrząc się mnie, następnie na Sasoriego. Zdziwiła mnie trochę jego obecność tutaj, ale nie miałam zamiaru nic mówić. Wiedziałam, że jak zacznę coś mówić, mój głos będzie nieopanowanie drżeć. A to najgorsze co ktoś taki jak ja może pokazać. Miyo i Rakurai. To dziwne, ale przez chwile miałam wrażenie, że ten blondas na siłę trzymał to wszystko w tajemnicy, żeby nie stało się ze mną to, co z wcześniejszym członkiem organizacji. Ta myśl trwała dosłownie tylko chwile, kiedy także przypomniałam sobie jego słowa.: ,,Na prawdę jesteś wnerwiająca, Wakari". Oczywiście nie boli mnie to, że nie jestem przez niego lubiana. Po prostu  kolejny raz obudziła się we mnie nadzieja, że ktoś się o mnie martwi i interesuje go mój los. Głupia nadzieja, ciągle robi ze mnie miękką osobę. Nawet nie umiem przyjąć do wiadomości, że ktoś z mojego klanu jest w przeciwnej organizacji. Moje przemyślenia przerwał Deidara, który w jednej chwili puknął mi palcem w głowę.:
- Ej, Wakari. Od kiedy chodzisz z opuszczoną głową? - Zapytał z chytrym uśmiechem na twarzy, ale odpowiedziała mu cisza. Nie miałam zamiaru o tym gadać, a na pewno nie z nim. Mam już dość.  Kolejny minus opuszczenia mojego dawnego mieszkania i kolejny minus mojej upierdliwości. Równie dobrze mogłam żyć w niewiedzy i spokoju. Zamiast tego siedzę w organizacji zabójców z wiadomością, że członek mojej rodziny żyje. Zdecydowanie potrzebny mi teraz Komuru. On zawsze potrafił podnieść mnie na duchu.
- Dobra nieważne. - Powiedział nagle blondyn odwracając się w stronę Sasoriego. - Lider powiedział, że każdy ma się udać do salonu. Wszyscy, Wakari. - Powiedział głośniej w moją stronę tak, jakby wyczuł, że się nie zjawie w wyznaczonym miejscu. Oczywiście tak. Naprawdę nie mam ochoty przebywać w jakimkolwiek towarzystwie. Co prawda jeszcze niedawno chciałam żeby wrócili, ale to tylko ze względu na nudę. Zauważyłam jak Sasori powoli wstał z łóżka i podszedł do Deidary:
- Zaraz przyjdziemy. - Oznajmił otwierając drzwi towarzyszowi. Ten tylko rzucił podejrzane spojrzenie na nas oboje i wyszedł. Po raz kolejny zostałam z nim sama. Nie pozwolił mi czekać, czy rozmyślać, zaraz donośnym głosem powiedział:
- Mówiłem, żebyś się nie darła. -Warknął opierając się plecami o drzwi. Można było wyczuć, że jest wnerwiony, ale i lekko zachwiany w myślach. Nawet przez chwile, jego wzrok, był bardzo podobny do mojego, emocje tak samo. Tak jakby wiedział jak się czuje, tracąc kolejną osobę. Można powiedzieć, że to mnie trochę pocieszyło, ale tylko trochę. Wziął jeden głębszy oddech po czym kontynuował.
- Alice, pamiętaj, że ta rozmowa ma być tajemnicą. Nie możesz zachowywać się jak pokrzywdzona, bo każdy zrozumie, że dowiedziałaś się o Miyo. - Łatwo mówić... Wszystko jest za trudne. Może pomyśleć, że jestem do takich rzeczy przyzwyczajona przez brak rodziny, ale w porównaniu do nich mam jakieś większe uczucia niż nienawiść. Nagle poczułam jak Sasori kładzie swoją rękę na mojej głowie i delikatnie czochra mi włosy. Zdziwiona i zarumieniona, spojrzałam się na jego lekko uśmiechniętą twarz. W tej chwili tak bardzo przypominał mi Yahiko za czasów dzieciństwa. On także tak robił by mnie pocieszyć. Taka mała rzecz, a podnosi na duchu. Nie wiadomo jak, ale moje myśli z zagmatwanych i niezrozumiałych, całkowicie się zmieniły. Stały się bardziej rozświetlone, jasne i takie proste. Zapatrzona na czerwonowłosego nie zauważyłam jak już otworzył mi drzwi.
- Lider nie należy do cierpliwych osób. - Dodał zakładając płaszcz a ramiona. Przegryzłam dolną wargę i wyszłam zostawiając Sasoriego w tyle. Czy ja się właśnie zapatrzyłam? Chyba tak można robić i nic to nie oznacza. Każdemu może się zdarzyć. Moje przemyślenia przerwał Sasori, który dość szybko mnie dogonił:
- Jeszcze coś. Nie miej za złe Deidarze, o to co się stało sprzed dwóch dni. Może tego nie widać, ale jest on jedyną osobą, która może się o kogoś martwić. - Podkreślił ostatnie słowo, kończąc rozmowę. Nie musiał tego mówić. Nie podniesie mnie to na duchu, a i tak wiem, że to nieprawda. Tutaj nikogo nie obchodzi cudze życie, martwią się tylko o własne tyłki. Jakbym mogła pomyśleć inaczej. Chociaż nigdy nie byłam poszukiwanym ninja, to i tak miałam innych gdzieś. Przez moją prace, przez zadania płatnego ninja, nie obchodzili mnie inni. Chciałam tylko wykonać zadanie i dostać za to kasę. Nie zauważyłam, a już dotarliśmy do salonu. Każdy już stał w luźnym rzędzie, plecami do drzwi. Przecisnęłam się między Konan i Itachim, a to co zobaczyłam odjęło mi mowę. Przede mną stały cztery kobiety w granatowych płaszczach. Każda różniła się od siebie nie tylko wyglądem, ale i zachowaniem. A co najważniejsze, one mi się wszystkie śniły.:
- Od dzisiaj Rakurai i Akatsuki będą sojusznikami. Zaraz wszystko zostanie podpisane, a póki co zostaną tu do czasu oficjalnego pokoju. - Powiedział nagle Yahiko zwracając się do grupki osób, których zdziwienia nie dało się ukryć, łącznie ze mną. Niektórzy cicho klęli pod nosem, inni zostawiali to bez komentarza. Niestety ja do tych osób nie należę. Napływ emocji, których dzisiaj doświadczyłam zwolnił moje wszelkie hamulce. Jak normalnie nie pije alkoholu, dzisiaj miałam ochotę się upić tak, żeby zapomnieć o wszystkim.:
- Pokój? Komiczne. Jeszcze wczoraj... Nie przepraszam. Jeszcze dzisiaj rano, Akatsuki i Rakurai byli śmiertelnymi wrogami. - Powiedziałam drwiącym głosem ilustrując każdą z kobiet. Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze pokazując, że nie boje się ich, ani podniesienia głosu, co zdziwiło lekko różowowłosą.:
- Nie wiesz tego. - Warknął Yahiko, przesyłając mi chłodne spojrzenie, ale ja to zignorowałam. Poczułam jak przepełnia mnie radość połączona ze złością i pewnego rodzaju satysfakcją. Jakby nagły zastrzyk adrenaliny. Wszystko co czułam połączyło się w jedno, co nie wróżyło nic dobrego. Moja wada lekkomyślności narastała, a ja nic z tym nie robiłam. Otumaniły mnie wszystkie moje myśli. Chciałam coś powiedzieć, ale wyprzedziła jedna z Rakurai.:
- Witaj, Alice. - Powiedziała przesłodzonym głosem blondynka. Takim samym, jaki słyszałam w moim śnie. Jeszcze nigdy tak nie miałam, że spotykam osobę, która mi się śniła. Zabawne. Pomyślałam, śmiejąc się wewnątrz, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Mam przeczucie, że zaraz zacznie się walka. Zaatakujesz mnie? Czy może ja zacznę? Z resztą nieważne, bo i tak dzięki Gaisenten jestem na wygranej pozycji. Po raz kolejny w mojej głowie zabrzmiał mój drwiący śmiech. Zauważyłam, jak blondynka chciała coś powiedzieć, ale wyprzedziła ją różowowłosa.:
- Uspokój się. - Warknęła w stronę blondynki, a ta rzuciła jej wściekłe spojrzenie i wróciła do obserwacji mojej osoby nadal z lekkim uśmiechem. - Widzę, że masz kilka nowych osób. To może przedstawię nas. Nazywam się Sayuri Shiomi i jestem liderką organizacji Rakurai. To jest Shiru Harada - wskazała na czarnowłosą - Megumi Kurofuji - następnie na kobietę z opaską na lewym oku - i Miyo Wakari. - w końcu na niebieskooką. Natychmiast, uśmiech zniknął z mojej twarzy, co jeszcze bardziej ucieszyło blondynkę. Nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji. Zachować się jak idiotka i przytulić siostrę, czy stać jak także idiotka i nic nie robić. Dlaczego ona tak się uśmiecha.  Wpatrywałam się w nią z lekką irytacją, ale ona nic sobie z tego nie robiła, za to uśmiechnęła się jeszcze szerzej:
- Zobaczymy, kto jest lepszy. - Warknęła, a zaraz wokół jej lewego oka pojawiła się fioletowa smuga i charakterystyczne, prążkowane ułożenie tęczówki dla Gaisenten. Jednym ruchem wyciągnęła spod płaszcza 6 kunai i rzuciła nimi, zmuszając mnie do uniku - tak też zrobiłam. Zgromadzeni odsunęli się z środka salonu i przyglądali się przebiegu akcji. Szybko aktywowałam Gaisenten i zrobiłam kolejny unik przed kunai'ami. W jednej chwili, wokół prawej ręki Miyo pojawiło się ponad 15 fioletowych motyli. Uważnie przyglądałam się pieczęciom, które zaczęła wykonywać, następnie skupiając się na ruchu jej ust. Naibu sakkaku*... Powiedziałam sobie w myślach analizując co to może znaczyć. Niestety nie miałam pojęcia. Motyle wokół ręki blondynki, zmieniły się w senbon, co mnie trochę zdziwiło, ale nadal nie traciłam czujności. Wskazała na mnie ręką, a broń poleciała właśnie w tym kierunku z niesamowitą prędkością. Szybko ukucnęłam przez co igły rozcięły mi tylko gumkę na włosach, a one opadły bezwładnie na moje ramiona. Wstałam na równe nogi, znowu bacznie obserwując blondynkę.:
- Zdziwiona? Teraz umiem więcej niż ty. Jestem lepsza! - Krzyknęła a wokół jej rąk ciągle przybywało coraz to więcej motyli. Zdezorientowana już nie wiedziałam co robić. Czy to jest jedna z technik gaisenten? Nie mam pojęcia. Jeżeli zrobi to co przed chwilą z większą ilością, to trudno będzie tego uniknąć... Przeklęłam pod nosem i także utworzyłam dziesięć motyli, po czym "rzuciłam" nimi w dziewczynę, by zabrały jej choć trochę czakry. Wtedy nie będzie mogła użyć tego czego chce. Dziesięć niebieskich stworzeń swobodnie usadowiło się na Miyo, a ona nic sobie z tego nie zrobiła. Nadal wytwarzała coraz to większą ilość motyli. Nie rozumiem... Czemu ona spokojnie stoi! Przecież wie jak to działa! O co tu chodzi. Zdesperowana i wnerwiona zaczęłam tworzyć coraz więcej motyli powtarzając czynność, która nie przynosiła żadnego skutku. Zacisnęłam dłonie mocno w pięści, a pojedyncza kropla potu spłynęła mi po czole. O co tu chodzi? Przecież walczyłam już z Sasorim i wszystko było jak powinno! Moja najlepsza i jedyna broń. Jak to możliwe, że nie działa do cholery! Poczułam jak powoli tracę zmysły i kontrole nas swoim ciałem. Całkowicie załamałam się wiadomością, że to, na co najbardziej liczę, nagle przestało działać. Akurat teraz kiedy wszystkie senbon są zwrócone ku mojej osobie. Cholera... Cholera! Dlaczego oni wszyscy stoją i się gapią! Nagle poczułam się lekka jak piórko i znowu o normalnej wadze. Tak jakby coś pękło? Rozejrzałam się dookoła, a obok mnie stała kobieta o czarnych włosach i nienaturalnie jasnych oczach. Shiru Harada. Niby zimna, ale po jej minie widać jakby coś ją smuciło. Trzymała w ręku jedną, połamaną igłę nasączoną krwią. Nie mam pojęcia do kogo należy. Szybko spojrzałam w stronę blondynki. Właśnie miała niezły wykład od wściekłej Sayuri, która - mimo swojej bezuczuciowej miny - była w każdej chwili gotowa by ją uderzyć. To jeszcze bardziej mnie zdekoncentrowało. Większość Akatsuki już tu nie było, został tylko Sasori i Deidara, którzy siedzieli na kanapie i o czymś rozmawiali oraz lider, który właśnie zmierzał w moją stronę. Odwróciłam się w stronę Shiru z lekko zdziwioną i wnerwioną miną.
- Co to było do cholery?! - Krzyknęłam wnerwiona. Nie byłam zła, że do tego doszło, a bardziej wnerwiłam się tym, że prawdopodobnie się upokorzyłam. Po raz kolejny! Umiem walczyć! To nie moja wina, że to są jakieś sztuczki. Miyo... Skoro jesteś moją siostrą, to czemu chcesz ze mną walczyć? Spojrzałam wyczekująco na czarnowłosą, która wymieniła znaczące spojrzenie w stronę liderki, po czym zwróciła się do mnie.:
- To jedna z technik należących do gaisenten. Nie wiedziałaś? - Zapytała lekko zdziwiona, jednak było to pytanie raczej retoryczne. Jest tak jak podejrzewałam, ma bardziej rozwinięte kekkei genkai. Jest jeszcze coś co mnie męczy i nie daje spokoju, jak to się mogło stać? - Te dziwadła zmieniają się w jakąś broń raniąc przeciwnika tak, że nawet o tym nie wie. - Powiedziała pokazując mi mój nadgarstek. Delikatnie rozcięty, krew ledwo z niego wypływała. Czy takim delikatnych cięciem można coś zrobić? To aż śmieszne.:
- Dziwadła? - Zapytałam, po analizie tego co usłyszałam.
- Chodzi jej o motyle. Kiedy ta "broń" będzie miała jakikolwiek kontakt z krwią przeciwnika, ten natychmiast wpada w iluzje. Świetna technika. - Powiedziała Miyo podchodzą parę kroków bliżej z uśmiechem pełnym drwiny. Niestety nie natrafiła mi się okazja spytać o co dokładniej chodzi, gdyż poczułam jak ktoś brutalnie ścisnął mnie za ramie i odwrócił w stronę przeciwną zaraz chwytając za mój nadgarstek i ciągnąc w stronę wyjścia. Był to wściekły Yahiko, który jak widać nie hamował się myślami, że może mnie boleć rana. W sumie to nie dziwie się mu. Tylko sprawiam kłopoty, za które on musi odpowiadać. Mam ochotę skarcić się za to tak abym zapamiętała, że wychylanie się przez siostrę nie jest odpowiednie. Ciekawe dokąd idziemy. Do jego gabinetu, pokoju czy gdzieś, gdzie będę musiała odpowiedzieć za swoje pewnego rodzaju nieposłuszeństwo.


Miyo:

Głupia Alice. Przez chwile zachowywała się jakby nie wiedziała o co chodzi. To przecież ona zawsze się wywyższała, zawsze mnie obrażała i odwracała ode mnie innych. Niech sobie nie myśli, że jej to wybaczę. Takich rzeczy nie da się przebaczyć. Miałam szczęście, że Orochimaru znalazł mnie w rzece, inaczej przez nią byłabym dawno martwa.:
- Miyo... - Powiedziała cicho w moją stronę Megumi kładąc mi rękę na ramieniu. Chyba nie myśli, że jest mi smutno? Jeszcze czego. Nawet bardzo się ciesze, że spotkałam małą, głupią, wredną i arogancką Alice. Jak ona mi zniszczyła dzieciństwo, tak ja zniszczę jej przyszłość. Do tego czasu trzeba będzie udawać ten cholerny pokój z Akatsuki. Nie wiem co Sayuri chce dzięki temu osiągnąć, ale znając ją, to coś jest bardzo ważne. Inaczej nie posuwałaby się do takich czynów. Z tego co słyszałam to, odkąd Rakurai dowiedziało się o Brzasku od razu było wiadome, że będą wrogami. Hm? Spojrzałam zdziwiona na Deidare, który właśnie wstał z kanapy i z tego co widać chciał opuścić to pomieszczenia. Szybko podbiegłam do niego i walnęłam z pięści w ramie. Lekko drgnął, ale nie odczuł bólu. Jedynie odwrócił głowę by na mnie nie patrzeć.:
- Ty idioto! Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?! - Krzyknęłam, chwytając jego płaszcz. - Przecież zabiłam cię jakieś 2 tygodnie temu! - Dokończyłam mierząc go wściekłym spojrzeniem. Dokładnie wtedy spotkałam go podczas jednej podróży, kiedy szłam po wodę. Stoczyliśmy walkę, która nie należała do najprostszych. Jestem pewna, że on wtedy umarł!.:
- Zaskoczyłem cię? Mnie nie jest tak łatwo zabić, idiotko. - Warknął po czym zaraz ponowił próbę wyjścia, ale tym razem dostał centralnie w twarz przez co bardziej się zachwiał. Deidara to jedyna osoba którą w pewien sposób toleruje. Kiedy z nim walczę mam zahamowanie, dlatego jeszcze żyje. To tylko dlatego, że podoba mi się i nie próbuje tego ukrywać. No chyba że przed nim. Zawsze był dla mnie miły. Chociaż nieczęsto natrafiały nam się spotkania, to za każdym razem ja go atakowałam, a on tylko unikał.:
- Miyo! Do cholery czy ty umiesz się zachowywać?! - Krzyknął łapiąc się za policzek. Te słowa oznaczają wojnę. Dawno się z nim nie kłóciłam. Aż miło będzie popatrzeć na te wnerwioną blond dziewczynkę. Swoją drogą to ciekawi mnie jak wielki opieprz dostanie Alice mimo to, że ja zaczęłam.


 Sasori:

Dlaczego kiedy oni się spotykają, musi zawsze dojść do jakiejś sprzeczki. To aż wnerwiające. Leniwie wstałem z kanapy, po czym ociężałym krokiem poszedłem w stronę drzwi wyjściowych z salonu, śledząc wzrokiem kłótnie Deidary i Miyo. Od kiedy pamiętam ich sprzeczki kończyły się walką, potem się kłócili, czemu ten żyje i znowu walka. Błędne koło. Z resztą nieważne, to nie moja sprawa. Wziąłem głębszy oddech, po czym opuściłem głośne pomieszczenie kierując się do biblioteki.
Przez całą drogę nie mogłem przestać myśleć o Alice, o tym jaka jest głupia i bezmyślna. Przez złość zapomniała o zdolnościach czytania w myślach lidera. Jeżeli chociaż raz nazwała ją swoją siostrą będą niemałe kłopoty. Mówiła, że się kiedyś przyjaźnili, więc nie powinien jej zrobić krzywdy, ale jeżeli jednak... Zatrzymałem się na środku korytarza zdziwiony tym co przed chwilą pomyślałem. Nigdy nie interesowało mnie co się stanie z kimś z tej organizacji, bez wyjątku, to czemu teraz. Za dużo sake. Niepotrzebnie mówiłem jej o Miyo. Można powiedzieć, że to przeze mnie ma teraz kłopoty. Ale jakbym tego nie zrobił było by jeszcze gorzej. Przegryzłem dolną wargę i pobiegłem przed siebie, mając nadzieje, że jeszcze zdążę naprawić to, co bez namysłu zrobiłem.
----------------------------------------------------------------
*!Bohaterowie zostali uzupełnieni!*
Naibu sakkaku* - Po prostu genjustu. Jeżeli senbon chociaż draśnie, to już wpadasz w iluzje.

Ano, chciałam coś dodać, co do wcześniejszego rozdziału. Znaczy no, bo ja też niezbyt lubię czytać, kiedy rozdziały są krótkie, ale czasem jak czytam co napisałam, wydaje mi się być strasznie nudne :/ Dlatego trochę boje się pisać dłuższe notki.
No i jest jeszcze jedna sprawa, jak widać nie za często dodaje nowe rozdziały, a to przez zwykły brak czasu. Do tego muszę wszystkie blogi ogarniać i chociaż bardzo bym chciała to czasem nie mam czasu :/ 
A jeszcze co do rozdziału, to jedyne co mi się w nim podoba to końcówka ._. Mam nadzieje, że chociaż wam się spodoba i jeszcze raz przepraszam za opóźnienia tutaj, a także na waszych blogach, ale cóż... koniec roku się zbliża, a szkoła nie daje odpoczywać :>