2.19.2018

Rozdział 27. Nieznajoma

Na małym terenie okrążonym przez las stały dwie kobiety. Czerwonowłosa z mocno zaciśniętą kataną w prawej dłoni oraz błękitnowłosa z szerokim uśmiechem na twarzy. Kilka metrów od nich znajdowało się jezioro. Takie spokojne i czyste.:
- Jesteś z wioski liścia? - Zapytała pierwsza Alice. Jej przeciwniczka natomiast roześmiała się głośno po czym podniosła ręce na wysokość ramion i obróciła się trzy razy wokół własnej osi.:
- A wyglądam jakbym była? - Zapytała, a szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy.:
- Więc czego chcesz? - Alice stała poddenerwowana. Ręka już jej pulsowała od zbyt mocnego ściskania rękojeści broni.:
- Oh nic takiego. Tylko cię troszkę uszkodzić. - Powiedziała po czym w błyskawicznym tempie wyjęła kunai'a z tylnej sakiewki i ruszyła w stronię czerwonowłosej. Alice odskoczyła, ale nie dostała chwili, aby zebrać myśli, ponieważ dostała kolejną porcję szybkich ataków. Shayen była niesamowicie zwinna. Być może nawet przewyższała w tym Shiru.
Niebieskowłosa mocno się zamachnęła przy szyi Alice. Ta odchyliła się szybko, ale tym samym odsłoniła się i dostała potężnie w brzuch z kopniaka. Poczuła przeszywający ból w okolicy żeber. Od tego co najmniej jedno pękło w pół. Dodatkowe cierpienie sprawiło drzewo, które pod wpływem odepchnięcia uderzyła całymi plecami. Była mocno zdenerwowana, ale nawet na  to nie dostała chwili wytchnienia. Shayen czuła coraz większe podniecenie walką, oraz jej skutkami, że nie była w stanie się zatrzymać. Ruszyła znowu na czerwonowłosą. Kolejne ataki i kontrataki. Po czole Alice spływały już pierwsze kropelki potu. Walka niedawno się zaczęła, ale intensywność i napięcie mięśni całkowicie zabierały jej energie. Ostrze Shayen przejechało mocno po udzie Alice. Ta mocno zacisnęła zęby i również poważnie zraniła przeciwniczkę w przedramię. Wiedziała, że tak tej walki nie wygra. Szybko odskoczyła dalej, przy okazji zdejmując z oka czerwoną soczewkę od Megumi. Gdy tylko stanęła na równe nogi aktywowała pełny gaisenten. Wtem świat jakby zwolnił. Poczuła przepływ ogromnej ilości chakry w każdej części ciała. Natychmiast ruszyła na przeciwniczkę. Teraz były sobie równe szybkością i siłą. Pojedynek wyglądał jak taniec. Scena wyjęta z filmu. Dwie piękne kobiety wymieniały się zgrabnymi ruchami, a dookoła nich unosiły się półprzezroczyste niebieskie motyle. Shayen dorwała to ręki drugiego kunai'a przez którego przeprowadziła chakre, aby móc przeciąć i unieszkodliwić owady. Zdziwiło to Alice. Mało kto wiedział, że w ten sposób można się bronić, ale w tym momencie nic to nie da. Przy pełnym gaisenten szybkość ich produkcji jest zwiększona kilku krotnie, więc przy każdym zniszczonym pojawiały się trzy następne.
Cios za ciosem kobiety raniły się, a to w rękę, a to w nogę rozdzierając materiały ubrań. Z obu broni skapywała krew, ale nie przejmowały się tym. Czuły w sobie wyzwanie i to nie pozwalało im przestać. Coraz to większy przypływ adrenaliny u Alice, spowodowany używaniem zakazanej umiejętności. Starała się coś wyczytać ze świadomości Shayen, jednak ta za bardzo się poruszała. Nie była również w stanie wykonać żadnego jutsu, ponieważ przeciwniczka nie odstępowała jej na krok. Wiedziała do czego jest zdolna posiadaczka tego kekkei genkai i nie chciała tego poczuć na własnej skórze.:
- I co słabniesz? Mogę ci w końcu odciąć głowę? - Zapytała szczęśliwa złotooka między zamachnięciami. Alice odparła jej ataki i przeprowadziła kontratak. Nie odpowiedziała. Wolała skupić się nad wymyśleniem jakiegoś sensownego planu, gdyż ta wymiana ciosów trwałaby w nieskończoność. Zaryzykowała. Dała się dźgnąć w brzuch. Poczuła jak strużka krwi wypływa z jej ust. Nie myślała nad ogromnym bólem. Upuściła katane i złapała Shayen na nadgarstek, w którym trzymana zanurzonego w ciele Alice  kunai'a. Drugą wolną ręką zamachnęła się i wybuchem chakry uderzyła przeciwniczkę z pięści w kość jarzmową. Ta odleciała pod samo jezioro zostawiając po sobie jedynie dwa kunai'e. Jednak Alice nie traciła czujności. Otworzyła szeroko dłoń, w której coraz większa ilość motyli zaczęła tworzyć koła pod różnym kątem tworząc kulę. Zauważyła drżące ciało Shayen. Ta podniosła głowę, z której u czoła lała się krew, ale ta nie przejęła się tym. Nadal była uśmiechnięta, jakby w ogóle nie czuła że jej ciało jest poranione. Alice chwyciła kulę tańczących motyli kiedy ta była wystarczających rozmiarów.:
- Gaisenten: Kaze no cho. - Powiedziała drżącym głosem czerwonowłosa, a w jej dłoni owady nabrały dużo większej prędkości latania. Wiatr który przecinały skrzydełkami zaczął ranić ją w dłoń. Syknęła i pobiegła w stronę Shayen. Ta wstała i wykonała również kilka pieczęci, ale Alice nie była w stanie ich zobaczyć.
Wokół nich pojawiła się gęsta smuga dymu, z której jedyne co można było usłyszeć to głośne dyszenie Alice. Kiedy opadła kobiety mogły sobie spojrzeć prosto w oczy. Ogromna dziura wywiercona w brzuchu Shayen i ręka Alice przy niej oraz stożek lodu wyrastający z ręki złotookiej wbity również w brzuch czerwonowłosej. Obie nie dały rady powstrzymać wydobywającej się krwi z ich ust.:
- Tak jak myślałam. To tyle, dziękuję za pokaz. - Zwróciła się złotooka z uśmiechem i po prostu odeszła. Bez utykania i bez jakiegoś zniesmaczenia. Jak gdyby nigdy nic odeszła, a lód w ciele Alice pękł zostawiając po sobie kropelki wody oraz szerokie wgłębienie w ciele kobiety. Opadła na kolana. Miała szeroko otwarte oczy z szoku. "Jak ona? Przecież  praktycznie jest bez brzucha... Zwyczajnie poszła." Chodziło po głowie Alice. Miała pełno otwartych ran i jedną poważniejszą. Oparła się dłońmi o glebę i spojrzała na swoje odbicie w tafli wody. Granatowe oczy z trzema kręgami i błękitną poświatą wyglądałyby cudownie, gdyby nie zalana krwią twarz. Nagle Alice zaczęła odczuwać straszne bóle głowy. Złapała się odruchowo za skroń i zacisnęła mocno zęby. W swoim odbiciu zaczęła widzieć pojedyncze sceny. Była na nich ona i Yahiko całujący się w gabinecie oraz ich spotkanie w ciemnym pokoju sypialnianym, którego nigdy wcześniej nie widziała. Były to jedynie urywki. Nie była w stanie z nich spleść niczego sensownego. Przy następnym napływie fali bólu zacisnęła mocno oczy i dezaktywowała gaisenten. Czuła że zaraz upadnie, jej ramiona i nogi powoli wiotczały. Ostatkami sił wykonała kilka pieczęci i przywołała Komuru. Wilk od razu zareagował na stan kobiety i kiedy ta miała upaść podtrzymał jej ciało pyskiem.:
- Wyglądasz okropnie. - Skomentował wilk powoli opuszczając dziewczynę. Ta uśmiechnęła się nieznacznie.:
- Od ciebie zawsze można usłyszeć słowa otuchy. - Powiedziała cicho. Komuru odłożył ją powoli na ziemię, ale nigdzie nie pobiegł. Zza drzew zaraz wybiegli Konan i Yahiko. Kobieta była trochę poraniona, ale nie przeszkadzało jej to w poruszaniu się. Podbiegli szybko do Alice. Przez krótką chwilę patrzyli się na nią zdziwieni. Tak jakby starali się zrozumieć co musiało tu zajść, że doprowadziło ją do takiego stanu. Pierwszy oprzytomniał Yahiko. Każda sekunda ma znaczenie.:
- Konan, wyślij swoje origami do Rakurai i napisz, że w trybie natychmiastowym jest potrzebna Megumi i Sayuri. - Jak rozkazał, tak też uczyniła. Z jej rękawa odleciała biała karteczka wielkości dłoni. Zamoczyła palec w krwi Alice - co nikogo nie zaskoczyło - i napisała wiadomość. Wykonała pieczęć, a prosty papier zmienił się w małego ptaka, ale dość szybkiego. W tym samym czasie Yahiko zwrócił się do Komuru.:
- Jak szybko biegasz? - Zapytał spokojnie wilka. Martwił się o stan zdrowia Alice, ale nie mógł pokazać przy Konan, że to odbierze mu zmysły.:
- Bardzo szybko, nie przechwalając się. - Odpowiedział nie odwracając wzroku od swojej właścicielki.:
- W takim razie musisz się postarać. Konan pojedzie z wami, żeby podtrzymywać Alice. Tam zaniesiecie ją do Sasori'ego, który już będzie wiedział co robić. Ja będę biegł za wami. - Oznajmił odwracając się całym ciałem. Nie chciał już ją taką widzieć. Zakrwawiona, poobijana i z wyraźnym bólem na twarzy. Miał wyrzuty sumienia, chociaż nie mógł tego przewidzieć. Nagle zza krzaków wyszła Sayuri.:
- Nie wytrzyma "dojazdu" do organizacji. - Podeszła do nich w stroju szczególnym dla Rakurai. - Pozwolisz Konan, że to ja pojadę z Alice do organizacji i powstrzymam jej krwawienie na jakiś czas. - Zwróciła się spokojnie do niebieskowłosej, ta zaś odwróciła się do Yahiko. Mimo, że nie chciał zostawiać swojej Alice w rękach Sayuri, to jednak musi to zrobić. Ma za dużo otwartych ran. Kiwnął głową i odsłonił ciało. Po wykonaniu kilku pieczęci przez liderkę Rakurai krew przestała wypływać, a zamknęła się w krwioobiegu.:
- Interesujące. - Powiedział wilk. Różowowłosa pomogła wstać Alice ignorując przy tym jej każde syknięcie. Posadziła ją okrakiem bliżej łopatek zwierzaka, a sama usiadła za nią. Jedną ręką objęła ją w pasie, drugą zaś wykonała pieczęć. Musiała być bardzo skupiona na jednoczesnym trzymaniu dziewczyny i siebie oraz wstrzymywaniu jej krwawienia. Bez większych wątpliwości ruszyli wgłąb lasu. Dwójka ninja została jeszcze i oglądała dokładnie polane na której odbyła się walka. Nie widzieli nic szczególnego oprócz sześciu pokrytych skrzepniętą krwią ciał shinobi z wioski liścia.:
- Dziwi mnie fakt, że tak łatwo oddałeś Alice w ręce Sayuri. - Powiedziała nagle Konan odwracając wzrok na jezioro  obok. Yahiko natomiast nie odpowiedział. - Pamiętasz, że chciała ją zabić. Nie obawiasz się, że z jakieś powodu nie uda im się dotrzeć na czas? Już nie mówiąc o tym, że jakimś dziwnym trafem znalazła się akurat tutaj, sama. - Zapytała swoim spokojnym tonem, chociaż w środku czuła irytację zachowaniem Yahiko. Nie mogła zrozumieć jego lekkomyślności. Coś między nimi jest lub nie, ale nie oddaję się królika na pożarcie dla lisa.:
- Konan, dość. - Rozkazał surowo i udał się w stronę organizacji. Dobrze słyszał co myśli o nim i jego decyzji, ale nie skomentował tego. Konan nie lubi, kiedy czyta jej się w głowie, a jest to takie proste przy jej zdenerwowaniu. Już jeden kłopot miał na głowię. Nie chciał rozpoczynać kłótni. Bo po co? Teraz jest najważniejsze, żeby Alice dotarła na czas w ręce Sasoriego.

Sayuri mocno trzymała czerwonowłosą. Wyglądała na zdenerwowaną. Alice jeszcze jest jej potrzebna i nie może pozwolić na jej śmierć. Ta natomiast czuła się coraz gorzej. Faktycznie miała zatamowane krwawienie, jednak rany wciąż otwarte.:
- Sayuri, czemu nie mogliśmy zawieźć jej od razu do Rakurai? - Zapytał wilk. Alice również chodziło to pytanie po głowię, jednak nie miała siły żeby cokolwiek powiedzieć. W końcu Megumi jest najlepsza, a Sasori zna tylko podstawy, ewentualne wspomaganie roztworami.:
- Rzadko używam swojej umiejętności w ten sposób, a więc nie udoskonalałam jej. - Nie zrozumieli co miała na myśli. - Dam radę na jeszcze najwyżej 10 minut, a więc mógłbyś zwiększyć tempo. - Przytaknęli. Faktycznie, swoją zdolność Sayuri wykorzystywała tylko, aby zabić swojego przeciwnika. Nigdy nie ćwiczyła jej w drugą stronę. Nie było takiej potrzeby. Jednak teraz nie myślała o treningach. Była okropnie zła. Wcale nie chodziło o stan Alice, a o jej rozplanowanie zadania. Gdyby tylko wiedziała, że Shayen przyjmuje wszystkie słowa dosłownie, przyszłaby z Megumi.

W korytarzu za drzwiami wejściowymi stały dwie kobiety. Jedna o brzoskwiniowych włosach wydawała się zmartwiona. Druga zaś, blondynka, wyglądała na zdenerwowaną i zaniepokojoną jednocześnie.:
- Megumi, chodź. - Powiedziała spokojnie kobieta wychodząc zza rogu. Była to Sayuri Shiomi w zakrwawionym stroju. - Miyo? - Zapytała marszcząc brwi. - Co ty tu robisz? - Ta zacisnęła mocno zęby. Kiedy w organizacji Rakurai, zobaczyła origami Konan i tekst napisany krwią z natychmiastowym wezwaniem medyka obawiała się najgorszego. "Oby nie chodziło o Alice i Deidare" Chodziło jej po głowię przez całą podróż. Sayuri widząc iż ta nie ma zamiaru odpowiedzieć, dała spokój i odwróciła się. Zaraz za nią pobiegła Megumi. Shiomi mimo surowego zachowania wobec innych to były osoby, które w jakimś stopniu szanowała. Martwiła się o nie i traktowała jak swoje podopieczne. Ta trójka, od której wszystko się zaczęło.: Shiru, Megumi i Miyo.
Blondynka jeszcze przez chwilę stała w tej samej pozycji, w tym samym miejscu dopóki odgłos tupania nie ustał. Czuła się zmieszana. Jednoczesna złość i ogromne zamartwienie. Gdyby tylko mogła sprawdziłaby każde możliwe pomieszczenie, aby dowiedzieć się kim jest osoba potrzebująca pomocy. Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i weszła do salonu. Chciała tam po prostu odpocząć i poukładać myśli. Oczywiście, nie było jej to dane. Dwa metry przed nią stał Deidarą, który jeszcze przed chwilą szykował się do wyjścia. Wielki gips na jego lewym ręku do łokcia, liczne obdarcia i jeszcze poczerwieniały od krwi opatrunek. W jednej chwili Miyo cała się zagotowała. Od zawsze miała temperament i problem z emocjami.:
- Douhito.
- Wakari. - Przywitali się wymieniając nazwiskami. Od ostatniej sprzeczki, związanej z polowaniem na jinchuriki nie mieli ze sobą najmniejszego kontaktu. Żadne się nie odzywało przez swoje powody. Jednak Miyo widząc jego rany nie wytrzymała.:
- Idiota. - Zwróciła się do niego. Byli w pomieszczeniu sami. Wszyscy inni szukali ogoniastych demów. Ten skrzywił się na jej oskarżenie.:
- Paranoiczka. - "Oddał" w jej stronę i czuł się z tego powodu bardzo dumny. Był zły, bardzo zły. Nie rozumiał czemu Miyo tak zareagowała i całkowicie zerwała kontakt. Wiedziała na jakie życie się zgodził. Nie może od niego wymagać, że nagle wszystko rzuci i będzie siedział w organizacji do góry brzuchem. Fakt był jednak trochę inny. Miyo obraziła się na system Akatsuki, nie a samego Deidarę. W Rakurai jest inaczej, dlatego nie mogła tego zrozumieć. Sądziła, że rozłąka pomoże jej w jakimś stopniu zapomnieć, albo znaleźć sobie jakiś inny obiekt. Jednak nic to nie dało.:
- Co tu robisz? - Odezwał się pierwszy.:
- Słyszałam, że ktoś jest poważnie ranny. Miałam nadzieję, że to ty. - Odpowiedziała mu zezłoszczona. Oczywiście to było kłamstwo.:
- Muszę cię rozczarować, ale jak widzisz nie. - Odpowiedział i usiadł na kanapie. Wiedział, że czeka go kolejna rozmowa pełna zgryźliwych uwag Miyo. W jakimś stopniu za tym tęsknił.:
- Dopiero wróciłeś? - Zapytała skupiając się na poczerwieniałym opatrunku na policzku.:
- Od dłuższego czasu siedzę w organizacji z Sasorim. Domyśl się czemu. - Wypowiadając drugie zdanie podniósł rękę z gipsem wyżej.:
- A te świeże otarcia i rana?
- Trenowałem. - Odpowiedział na wydechu.:
- I sam sobie to zrobiłeś?
- Tak bardzo cię to interesuje? - Skarcił ją wzrokiem. Miyo odwróciła się i zrobiła obrażoną minę. Deidara westchnął i pomyślał "Jak z dzieckiem".:
- To kto jest tym szczęściarzem? - Dopytała jeszcze. Blondyn przez chwilę zapatrzył się na biały sufit.
- Twoja siostra.
-------------------------------------------------
Oto scenka z Deidarą i Miyo (Nie patrzcie na tło. To jedyne jakie mi pasowało xd):


Trochę długo trwało to pisanie, ale rozumiecie sesja... Zauważyłam też, że muszę 500x przeczytać rozdział zanim dam go do publikacji xd Musi być jak najlepiej!
Ah! I postaram się na przyszły rozdział ogarnąć jakąś mapę świata Naruto i przedstawić dokładne położenie każdej organizacji.
Mam nadzieje, że wam się spodobało i do następnego! :)

2.06.2018

Rozdział 26. Efekty misji.

W wiosce deszczu pogoda nijaka. Ciemno i mokro jak co dzień. Gdzieniegdzie przez chmury przedzierały się pojedyncze promyki słońca oświetlając poszczególne punkty. Jeden z nich wpadł do pomieszczenia, w którym spała niebieskowłosa kobieta. Leżała przytulona do poduszki jednie w koszuli, kołdra natomiast znalazła miejsce na podłodze. Rozjaśniony pokój obudził ją. Na jej twarzy pojawił się grymas z niezadowolenia, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Powoli podniosła się do siadu i przetarła oczy. "Już 8:32" pomyślała spoglądając na ścienny zegar. Przeciągnęła się jeszcze i wstała z łóżka. Tak jak było umówione wcześniej, ten kto pierwszy wstanie ma obudzić resztę. Nałożyła oliwkowy koc na ramiona, który okrył jej ciało do kolan i wyszła z pokoju zostawiając lekko uchylone drzwi. Najpierw podeszła pod pokój, który został przydzielony Alice. Zapukała dwa razy i weszła. Nikogo nie zastała, ale pomyślała, że pewnie dziewczyna siedzi w toalecie i nie trzeba jej budzić. Bez słowa wyszła i powędrowała leniwym krokiem do pokoju Yahiko. Ponownie wykonała czynności i weszła do pomieszczenia. Wszystkie rolety były zasłonięte przez co w pokoju panowała egipska ciemność połączona z ciężkim powietrzem. Niebieskowłosa uznała, że najlepszą pobudką będzie wpuszczenia trochę światła. Mozolnym krokiem podeszła do okna. Po drodze wielokrotnie wdepnęła na różnego rodzaju tkaniny. "Mógłby chociaż po sobie posprzątać." Pomyślała i jednym gwałtownym ruchem otworzyła wejście dla pojedynczych promieni słonecznych. Usłyszała ciche jęknięcia, jedno damskie, drugie męskie. Nie zdziwiło ją to. Czasem podczas ich misji sprowadzał sobie jakąś damę do towarzystwa. Jednak kiedy odwróciła się w stronę łóżka zauważyła czerwone kosmki długich włosów i otuloną nimi twarz Alice.:
- O dziesiątej pod recepcją. - Powiedziała chłodno w stronę dwójki. Zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć Konan szybko opuściła pokój. Była jednocześnie speszona i zdenerwowana. "Po raz kolejny złamałeś swoją obietnicę." Pomyślała opierając się o ścianę z zaciśniętymi pięściami.

Do Alice dopiero zaczęło docierać kto przed chwilą wyszedł z pokoju. Była lekko zdezorientowana, ale nie chciała teraz myśleć o Konan i jej reakcji. Oparła się na łokciach, aby obejrzeć pokój. Dookoła łóżka leżały ich ubrania i oczywiście czarna aksamitna narzutka. Przypomniała sobie co w tym pomieszczeniu miało miejsce, a uśmiech sam wdarł się na jej twarz. Przeniosła wzrok na leżącego obok mężczyznę. Był do niej odwrócony tyłem, przykryty jedynie do pasa. Pamiętała każdy jego dotyk. Ten delikatny i bardziej brutalny, przepełniony pożądaniem. Każdy szczegół ciała, napięte mięśnie i rozpalone ciało. Na początku walczył ze sobą. Każde dotknięcie nie mogło być zbyt mocne żeby nie zrobić jej krzywdy, co było na swój sposób uroczę. Z przebiegiem sytuacji zapomniał o tym i całkowicie rozkoszował się posiadaniem tej czerwonowłosej piękności. Alice przegryzła wargę wspominając jego oddech, ruchy, dłonie oraz przyrodzenie. W jednej chwili tak bardzo zapragnęła powtórki chociaż wiedziała, że nie ma czasu. Pochyliła się nad jego uchem i szepnęła.:
- Wstawaj, bo Konan się niecierpliwi. - Delikatnie przegryzła jego płatek co spowodowało że drgnął. Jednak nie przejął się tą wiadomością. Przewrócił się jedynie o sto osiemdziesiąt stopni tak, że zamiast przytulać się do poduszki teraz otula Alice. Tej to oczywiście nie przeszkadzało. Mogła dłużej nacieszyć się jego zapachem i dotykiem. Mimo wszystko udźwignęła jego rękę i wygramoliła się z łóżka. Fakt iż była naga nie umknął jej kochankowi i bacznie oglądał ją od góry do dołu kiedy ta szukała swoich ubrań. Szybko zauważyła, że jest obserwowana, a więc żeby trochę zaciekawić sytuację zaczęła kręcić biodrami przy każdym ruchu. Stawała w takich pozycjach, aby jak najlepiej ukazać atuty swojej sylwetki. Dobrze wiedziała jak rozpalić faceta bez dotykania, a jedynie przez pobudzenie wyobraźni. Yahiko domyślił się co próbuje zrobić jego partnerka, jednak ciężko było mu oderwać wzrok. W końcu teraz mógł na nią patrzeć ile tylko chciał.:
- Mogę umyć się u ciebie? - Zapytała nagle. Otrząsnął się jak z transu, mrugnął kilka razy i uśmiechnął się do niej.:
- Tylko ze mną. - Odpowiedział po czym wstał z łóżka i otworzył drzwi od łazienki.: - Panie przodem. - Wskazał ręką, aby ta szła pierwsza. Również uśmiechnęła się i oboje zmienili pomieszczenie. Z ciemności weszli w pięknie oświetloną na żółto łazienkę. Żarówki nie dawały rażącego światła, ale budowały tajemniczy klimat. Biała wanna, umywalka i puchaty dywan, a armatura w kolorze złota. Podłoga i ściana w beżu. Yahiko wyjął ze ściennej szafki dwa błękitne ręczniki i położył je na wiklinowym brązowym koszu. Odkręcił ciepłą wodę i odwrócił się do Alice. "Cholera, taka piękna." Pomyślał. Ciężko było mu powstrzymywać się przez przyczepieniem do jej delikatnych warg.:
- To może dziwne pytanie, ale masz może jakąś gumkę do włosów? - Zapytała rozglądając się po łazience. Yahiko kiwnął głową i wyjął w małego plastikowego koszyczka czarną grubszą gumkę. Alice spojrzała na niego podejrzanie, ale zabrała czego potrzebowała i sprawnie zebrała włosy w niechlujnego koka. Każdy jej ruch obserwował z wielkim skupieniem. Tak długo musiał się przed tym wstrzymywać, że teraz jest to jedna z tych rzeczy, która sprawia mu przyjemność. Oczywiście oboje nie wstydzili się stać koło siebie bez ubrań. Byli dorośli i świadomi ludzkiej anatomii.
Mężczyzna zakręcił kurek i jako pierwszy wszedł do wanny po czym usiadł i zostawił miejsce między nogami dla Alice. Ta bez sprzeciwu ulokowała się na dostępnym miejscu i oparła się na jego torsie. Przez dłuższą chwilę nie rozmawiali, w ogóle się nie odzywali. Całkowicie oddali się chwili. Dziewczyna z zamkniętymi oczami i wypiekami na twarzy od pary, a on z głową odchyloną do góry. Zwyczajnie rozmyślał. Jak będą wyglądały ich relacje w organizacji? Może powinni się ukrywać? W jakim stosunku będą do niego inni, kiedy się dowiedzą, że złamał zasadę, którą sam ustalił? Czy będzie im dane szczęście jak każdej normalnej parze? W końcu nie wiedzieli co do siebie czują. Było to przyciąganie, którego nie da się opisać słowami oraz chęć opieki i ochrony.

Jako pierwsza z łazienki wyszła Alice. Zostawiła Yahiko, wyglądał na zmęczonego i bardzo zamyślonego, więc chciała, aby dumał samotnie. Drugim faktem było to, że na założenie swojego stroju musi poświęcić trochę więcej czasu. W ręczniku owiniętym na ciele i swoimi ubraniami w rękach opuściła szczęśliwa pokój i poszła szybko do siebie. Komuru już nie było. Wrócił do swojego świata, więc czym prędzej zaczęła się pakować. W tym czasie również myślała o tym co teraz będzie. Dla Orochimaru organizacja Akatsuki jest wrogiem. Niepodważalnie i bezkonkurencyjne to właśnie ich chciał się pozbyć, a ona miała mu w tym pomóc. Zawsze może mu ściemniać, ale wtedy wykaże się niesubordynacją i istnieje duże ryzyko, że odkryje prawdę. Ukarzę ją. Na samą myśl o tym jej ciało zaczęło się nieopanowanie trząść. Zacisnęła mocno zęby. Co zrobi kiedy dojdzie do konfrontacji między stronami? Od zawsze była lojalna temu, komu służyła. To jest mocna cecha jej osoby. Co się stanie kiedy skrzyżuje się z uczuciami? Którą stronę wybierze?

Po godzinie Konan i Yahiko czekali już przy recepcji z nałożonymi na ramiona płaczami. Stali w ciszy. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Przerwała ją Alice zbiegająca ze schodów. Oddała kluczyk do recepcjonisty i podziękowała.:
- Idźcie przodem. Ja mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. - Rozkazał jeszcze za nim czerwonowłosa zdążyła podejść bliżej. Mimo to usłyszała co powiedział i mimowolnie zmarszczyła brwi z niezadowolenia. Ale gdzie? Do kogo? Skarciła siebie w głowie za te głupie pytania. Nie chciała go pod żadnym względem sprawdzać. Widząc jej minę i słysząc myśli mężczyzna podszedł do Alice i pocałował ją delikatnie w czoło. Zaskoczyło ją to i jednocześnie uspokoiło. Następnie szybko wyszedł w kierunku przeciwnym do bramy, do której natomiast kierowały się kobiety. Czego się mogły spodziewać, przywitał je deszcz. W alejkach wioski nie było widać żadnej żywej duszy, a więc nikt nie niszczył panującej między nimi ciszy. Była ona na rękę jednej i drugiej.
Przy bramie Alice jeszcze odwróciła się, aby sprawdzić czy Yahiko już do nich idzie. Było to szybkie rozejrzenie się za siebie, które zauważyła to Konan.:
- Nie bój się. Niedługo powinien dołączyć. - Powiedziała zimno, jak to u niej w zwyczaju. Rzadko w jej głosie można było wyczytać jakieś uczucia. Oprócz zdenerwowania.:
- Ja wcale nie szukałam. - Skleiła jakieś zdanie, żeby tylko szybko zaprzeczyć Konan. Ta natomiast nie odpowiedziała. Sytuacja była niekomfortowa. Alice nie wiedziała co działo się pod jej nieobecność w organizacji, a poranna reakcja Konan wydawała się podejrzana. Zmotywowała się głębokim dostarczeniem tlenu i zwróciła się do niebieskowłosej.:
- Słuchaj, ta sytuacja... Mam pewną podstawę sądzić, że między tobą a Yahiko do czegoś kiedyś doszło. - Powiedziała szybko i bez owijania w bawełnę. Starała się utrzymać powagę, ale kiedy pomyślała, że nadal może "coś" być między nimi gula stanęła jej w gardle. Jednak to stwierdzenie jakby wywołało uśmiech na twarzy niebieskowłosej.:
- Jaką podstawę? - Alice przełknęła ślinę.
- Dużo czasu razem spędzaliście, praktycznie większą połowę życia. Te słowa, które wypowiedziałaś, kiedy wychodziłam z imprezy. I jeszcze niechcący podsłuchałam jakiś kawałek waszej rozmowy na korytarzu. - Konan spojrzała na nią zdziwiona, ale nie przerwała. - Tak jakbyś coś kiedyś przeżyła i teraz nadal... - "Czemu to jest takie trudne?" - Czy między wami COŚ jest? - Zapytała ostatecznie podkreślając jedno słowo. Spojrzała na niebieskowłosą. Ta wyglądała na rozbawioną co zmyliło lekko Alice.:
- Jest dla mnie jak brat. Nic więcej. - Odpowiedziała spoglądając przed siebie wgłąb lasu. -  Dość kłamliwy brat. - Dodała zaraz.:
- Kłamliwy? - Alice zapytała od razu. Uśmiech z twarzy Konan jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł.:
- Wiesz, że ty też jesteś dla mnie jak siostra. Kiedy pierwszy raz pojawiłaś się w organizacji ustaliliśmy, że nie ma prawa cię tknąć. W każdym tego słowa znaczeniu. - Przyspieszyły lekko kroku. - Miał się od ciebie trzymać z daleka, żebyś sobie szczęśliwie i, w miarę możliwości,  bezpiecznie żyła. Chociaż wiem, że w takiej organizacji to trudne.:
- Rozumiem, ale... - Przerwano Alice.:
- Jeszcze nie skończyłam. Wiesz, zasada o braku bliskich osób w organizacji nie została wprowadzona bez przyczyny. Wyobraź sobie, że jest tu ktoś z kim marzy ci się wspólna przyszłość i nagle dowiadujesz się, że został zabity. - Czerwonowłosa uważnie słuchała Konan, ale jej słowa sprawiły, że miała milion myśli w głowie. Nigdy o czymś takim nie myślała, nawet nie brała tego pod uwagę. - Miałaś siedzieć od niego z daleka szczególnie, że kiedyś się w nim kochałaś. To nie jest tak, że zabraniam ci seksu. Wolna ręka, ale pod żadnym pozorem nie pozwól, żeby w grę weszły jakieś uczucia. Masz być szczęśliwa. Nie chcę, żebyś później płakała. - Alice kiwnęła głową. - Chociaż nie wiem czy już nie jest za późno na takie ostrzeżenia. - Dodała zaraz Konan i zaczęła biec. Jej kompanka nie zdążyła dokładnie niczego przeanalizować, musiała dotrzymać kroku.:
- Dlaczego biegniemy? - Zapytała Alice starając się biec najszybciej jak potrafi. Konan nie oszczędzała nóg.:
- Ktoś za nami zaczął podążać. I to nie jest nikt, kogo znam. -  Odpowiedziała niebieskowłosa co chwile odwracając głowę. Alice tylko kiwnęła i już o nic więcej nie pytała. Wolała oszczędzać siły na bieg. Oczywiście kobiety nie kierowały się w stronę organizacji. Zmieniły swój kierunek do kraju rzeki, aby zgubić ogon. Tam też znajdowała się stara kryjówka Akatsuki w której mogłyby później odpocząć.
Niestety nie były w stanie biec zbyt długo, a jeszcze musiały zaoszczędzić siły na ewentualne walki, która prawdopodobnie zaraz nadejdą.:
- Alice słuchaj uważnie. Z tego co widać nie chcą nas zostawić więc skup się. W tym momencie aktywuj swój gaisenten. - Rozkazała, a czerwonowłosa od razu wykonała rozkaz. Niebieska półprzezroczysta poświata oplotła lewe oko Alice, na tęczówce pojawiły się trzy jasnoniebieskie okręgi, a źrenica zanikła. - Dobrze. Niech te twoje motyle będą w gotowości. - Kiwnęły do siebie, a spod dłoni Alice zaczęły wylatywać owe owady. - Dokładnie za pół minuty, licząc od teraz, zatrzymamy się i rozdzielimy ich na dwie grupy. Nie wiem ilu jest dokładnie przeciwników i jak są wykwalifikowani, więc przygotuj się na wszystko. Działaj w obronie własnej. Nie zabijaj, jeżeli nie ma takiej potrzeby. I co najważniejsze, nie daj zabić siebie. - Alice dokładnie zrozumiała rozkazy. Chwile później zatrzymały się i stanęły przodem do nadciągających przeciwników. Na powitanie w ich stronę poleciało kilka shurikenów, które sprawnie ominęły i wyczekiwały. Zza drzew wyszło dwunastu ninja z wioski piasku. Alice posłała im szybki uśmiech i pobiegła dalej, aby działać zgodnie z planem i rozdzielić ich na dwie grupy.:
- Ta Wakari ucieka! Oddział B za nią! - Usłyszała za swoimi plecami. Przywołała wszystkie motyle, które udało jej się wytworzyć i zmieniła je w półprzezroczystą, wyglądającą jak szklana katanę. Kiedy uznała, że znajduje się wystarczająco daleko od towarzyszki zatrzymała się i stanęła w pozycji obronnej. Sekundę później zza krzaków wyskoczyła szóstka ninja koło trzydziestki. Nikt szczególny.:
- To trochę oburzające, że ktoś przysyła na mnie takie ścierwa. - Skomentowała Alice marszcząc brwi. Fakt, nauczyła się nie przeceniać swoich umiejętności i przeciwnika, ale chciała zagrać trochę bardziej teatralnie. Do tego nie ma nic gorszego niż zdekoncentrowany ninja.:
- Możesz dobrowolnie oddać się Kazekagę, wyśpiewać wszystko co wiesz i liczyć na łaskę albo umrzeć w tym miejscu. - Wypowiedział się jeden z wyższych. Poza wzrostem nie wyróżniał się niczym spośród swoich towarzyszy.:
- Oj, a jest jakaś trzecia opcja? - Zapytała Alice zsuwając ze swoich ramion plecak, następnie wraz z płaszczem odrzuciła go na bok. Nie otrzymawszy odpowiedzi chwyciła broń w obie ręce.: - W takim razie. - Powiedziała po czym zrobiła gwałtowny zamach kataną, a wraz z jej ruchem w stronę przeciwników poleciała fala ostrej chakry. Każdy uniknął jej pierwszego ataku. Jedynie kilka drzew, równo ściętych padło na ziemię robiąc przy tym głośny huk i lekką mgłę z piasku. Alice jedną ręką zaczęła wytwarzać więcej motyli, a w drugiej mocno zacisnęła katanę i ruszyła na przeciwników. Była ona dużo lżejsza od zwyklej broni, a więc nie miała problemu z utrzymaniem jej. To jedna z technik, nad którą pracowała w czasie wolnym przed misją. Można by powiedzieć, że walka nie była fer. Sześć na jedną. Ale przeciwnicy Alice dobrze wiedzieli, że nie mogą do siebie dopuścić jej motyli. Oprócz unikania i odpowiadania na jej ciosy musieli również uważać na owady, co nie było proste. Kobieta była bardzo zwinna, przebiegła i nie wiedzieli jakie jeszcze asy może mieć w rękawie. Nie spodziewali się jednak, że walka wręcz z czerwonowłosą jest tylko zajęciem czasu kiedy ta tak naprawdę głównie skupiała się na tworzeniu motyli. Odepchnęła ich słabym machnięciem katany, która przy okazji lekko zraniła kilku w różnych miejscach. Wykonała w szybkim tempie kilka pieczęci jedną ręką i powiedziała.:
- Gdybyście tylko więcej o mnie wiedzieli, to może inaczej by to się skończyło. - Uśmiechnęła się. - Buredo Gaisenten - Powiedziała, a setki motyli zmieniły się w senbon. Szybko opuściła rękę, a wraz z nią setki igieł poleciały w ninja wioski piasku. Jeden najwyższy zdołał w połowie uniknąć ataku, ale senbon zraniły go w ścięgno Achillesa i poważnie uszkodziły tętnice. Padnięty opierał na łokciach z mocno zaciśniętymi zębami. Alice zbliżyła się do niego.:
- Wiesz gdybyś mnie zostawiła, mógłbym przekazać innym co umiesz i następnym razem byłabyś bardziej zadowolona z walki. - Chwytał wszystkie deski ratunku, które mogłyby dać mu szanse na przeżycie.:
- Ty chciałeś mnie zabić, więc czemu miałabym cię oszczędzić? - Zapytała poważnie przygotowując się na ostateczny zamach.:
- Tak naprawdę to ty nas pierwsza zaatakowałaś. - Alice chwyciła go za długie brązowe włosy i podniosła do góry tak, że teraz klękał przed nią. Krzyknął z bólu i niezadowolenia. Oddychał bardzo głęboko. Łapczywie chwytał powietrze jak tylko mógł. Bał się śmierci mimo świadomości, że wybierając się na taką misję może go ona dopaść. Czerwonowłosa prychnęła.:
- Bo nie spodobała mi się wasza propozycja. - Opowiedziała po czym zamachnęła się i mocno przejechała ostrzem po jego szyi. Fala krwi zaczęła tryskać, zostawiając pojedyncze ślady na ubraniu Alice, a ciało bezwładnie opadło na ziemię. Kobieta uważnie mu się przyglądała. "Musiałam go zabić, prawda?" Zapytała sama siebie. Jednak nie miała zbyt dużo czasu, żeby się nad tym zastanawiać.:
- Oh Alice, nie bądź taka wymagająca. - Z drzewa zeskoczyła kobieta. Miała błękitne, prawie białe włosy, złote oczy umalowane niebieskim linerem. Patrzyła z szerokim uśmiechem i pogardą. Ubrana w sięgającą do ud, jaskrawo niebieską bluzę z puszkiem na kapturze, rękawach i zakończeniu ubrania oraz ciemne zakolanówki. Alice uważnie jej się przyglądała. Nie posiadała żadnego znaku wioski.:
- Kim jesteś? - Zapytała nie odwracając od niej wzroku.:
- Shayen Akubu. Chociaż powinnam zagrać teatrzyk tak jak ty i powiedzieć. - Zatrzymała się na chwilę i spojrzała prosto w oczy Alice. - Twój koszmar. - Dokończyła dramatycznie. Czerwonowłosa była zmieszana, ale nie spuszczała gardy. Wiedziała, że od tego momentu musi być całkowicie skupiona i odłożyć na bok zabawy. Jej przeciwniczka natomiast była zbyt rozluźniona. "Wygląda na to, że prawdziwa walka dopiero się zacznie."

-----------------------------------------------------------------------
 Mam nadzieje, że się podoba! Oto Shayen (w rozpiętej bluzie):


W tej serii wystąpi ona jeszcze tylko w następnym rozdziale, ale już w czwartej będziecie musieli ją polubić! (O ile już nie polubiliście.) Zaktualizuję bohaterów, ale na razie nie będzie tam o niej żadnych informacji.
Chciałabym również poinformować, że zaszły małe zmiany w zakładce "Spis treści". Zauważyłam, że ostatnie rozdziały drugiej serii całkowicie nie pasują do jej tematu przewodniego,  więc przeniosłam je do trzeciej. Oczywiście nie zmienia to sensu opowiadania, ale jest bardziej logiczne, jeżeli ktoś zwraca uwagę na tematy serii.
To tyle! Dziękuje za uwagę i widzimy się za jakiś czas! :)