2.19.2018

Rozdział 27. Nieznajoma

Na małym terenie okrążonym przez las stały dwie kobiety. Czerwonowłosa z mocno zaciśniętą kataną w prawej dłoni oraz błękitnowłosa z szerokim uśmiechem na twarzy. Kilka metrów od nich znajdowało się jezioro. Takie spokojne i czyste.:
- Jesteś z wioski liścia? - Zapytała pierwsza Alice. Jej przeciwniczka natomiast roześmiała się głośno po czym podniosła ręce na wysokość ramion i obróciła się trzy razy wokół własnej osi.:
- A wyglądam jakbym była? - Zapytała, a szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy.:
- Więc czego chcesz? - Alice stała poddenerwowana. Ręka już jej pulsowała od zbyt mocnego ściskania rękojeści broni.:
- Oh nic takiego. Tylko cię troszkę uszkodzić. - Powiedziała po czym w błyskawicznym tempie wyjęła kunai'a z tylnej sakiewki i ruszyła w stronię czerwonowłosej. Alice odskoczyła, ale nie dostała chwili, aby zebrać myśli, ponieważ dostała kolejną porcję szybkich ataków. Shayen była niesamowicie zwinna. Być może nawet przewyższała w tym Shiru.
Niebieskowłosa mocno się zamachnęła przy szyi Alice. Ta odchyliła się szybko, ale tym samym odsłoniła się i dostała potężnie w brzuch z kopniaka. Poczuła przeszywający ból w okolicy żeber. Od tego co najmniej jedno pękło w pół. Dodatkowe cierpienie sprawiło drzewo, które pod wpływem odepchnięcia uderzyła całymi plecami. Była mocno zdenerwowana, ale nawet na  to nie dostała chwili wytchnienia. Shayen czuła coraz większe podniecenie walką, oraz jej skutkami, że nie była w stanie się zatrzymać. Ruszyła znowu na czerwonowłosą. Kolejne ataki i kontrataki. Po czole Alice spływały już pierwsze kropelki potu. Walka niedawno się zaczęła, ale intensywność i napięcie mięśni całkowicie zabierały jej energie. Ostrze Shayen przejechało mocno po udzie Alice. Ta mocno zacisnęła zęby i również poważnie zraniła przeciwniczkę w przedramię. Wiedziała, że tak tej walki nie wygra. Szybko odskoczyła dalej, przy okazji zdejmując z oka czerwoną soczewkę od Megumi. Gdy tylko stanęła na równe nogi aktywowała pełny gaisenten. Wtem świat jakby zwolnił. Poczuła przepływ ogromnej ilości chakry w każdej części ciała. Natychmiast ruszyła na przeciwniczkę. Teraz były sobie równe szybkością i siłą. Pojedynek wyglądał jak taniec. Scena wyjęta z filmu. Dwie piękne kobiety wymieniały się zgrabnymi ruchami, a dookoła nich unosiły się półprzezroczyste niebieskie motyle. Shayen dorwała to ręki drugiego kunai'a przez którego przeprowadziła chakre, aby móc przeciąć i unieszkodliwić owady. Zdziwiło to Alice. Mało kto wiedział, że w ten sposób można się bronić, ale w tym momencie nic to nie da. Przy pełnym gaisenten szybkość ich produkcji jest zwiększona kilku krotnie, więc przy każdym zniszczonym pojawiały się trzy następne.
Cios za ciosem kobiety raniły się, a to w rękę, a to w nogę rozdzierając materiały ubrań. Z obu broni skapywała krew, ale nie przejmowały się tym. Czuły w sobie wyzwanie i to nie pozwalało im przestać. Coraz to większy przypływ adrenaliny u Alice, spowodowany używaniem zakazanej umiejętności. Starała się coś wyczytać ze świadomości Shayen, jednak ta za bardzo się poruszała. Nie była również w stanie wykonać żadnego jutsu, ponieważ przeciwniczka nie odstępowała jej na krok. Wiedziała do czego jest zdolna posiadaczka tego kekkei genkai i nie chciała tego poczuć na własnej skórze.:
- I co słabniesz? Mogę ci w końcu odciąć głowę? - Zapytała szczęśliwa złotooka między zamachnięciami. Alice odparła jej ataki i przeprowadziła kontratak. Nie odpowiedziała. Wolała skupić się nad wymyśleniem jakiegoś sensownego planu, gdyż ta wymiana ciosów trwałaby w nieskończoność. Zaryzykowała. Dała się dźgnąć w brzuch. Poczuła jak strużka krwi wypływa z jej ust. Nie myślała nad ogromnym bólem. Upuściła katane i złapała Shayen na nadgarstek, w którym trzymana zanurzonego w ciele Alice  kunai'a. Drugą wolną ręką zamachnęła się i wybuchem chakry uderzyła przeciwniczkę z pięści w kość jarzmową. Ta odleciała pod samo jezioro zostawiając po sobie jedynie dwa kunai'e. Jednak Alice nie traciła czujności. Otworzyła szeroko dłoń, w której coraz większa ilość motyli zaczęła tworzyć koła pod różnym kątem tworząc kulę. Zauważyła drżące ciało Shayen. Ta podniosła głowę, z której u czoła lała się krew, ale ta nie przejęła się tym. Nadal była uśmiechnięta, jakby w ogóle nie czuła że jej ciało jest poranione. Alice chwyciła kulę tańczących motyli kiedy ta była wystarczających rozmiarów.:
- Gaisenten: Kaze no cho. - Powiedziała drżącym głosem czerwonowłosa, a w jej dłoni owady nabrały dużo większej prędkości latania. Wiatr który przecinały skrzydełkami zaczął ranić ją w dłoń. Syknęła i pobiegła w stronę Shayen. Ta wstała i wykonała również kilka pieczęci, ale Alice nie była w stanie ich zobaczyć.
Wokół nich pojawiła się gęsta smuga dymu, z której jedyne co można było usłyszeć to głośne dyszenie Alice. Kiedy opadła kobiety mogły sobie spojrzeć prosto w oczy. Ogromna dziura wywiercona w brzuchu Shayen i ręka Alice przy niej oraz stożek lodu wyrastający z ręki złotookiej wbity również w brzuch czerwonowłosej. Obie nie dały rady powstrzymać wydobywającej się krwi z ich ust.:
- Tak jak myślałam. To tyle, dziękuję za pokaz. - Zwróciła się złotooka z uśmiechem i po prostu odeszła. Bez utykania i bez jakiegoś zniesmaczenia. Jak gdyby nigdy nic odeszła, a lód w ciele Alice pękł zostawiając po sobie kropelki wody oraz szerokie wgłębienie w ciele kobiety. Opadła na kolana. Miała szeroko otwarte oczy z szoku. "Jak ona? Przecież  praktycznie jest bez brzucha... Zwyczajnie poszła." Chodziło po głowie Alice. Miała pełno otwartych ran i jedną poważniejszą. Oparła się dłońmi o glebę i spojrzała na swoje odbicie w tafli wody. Granatowe oczy z trzema kręgami i błękitną poświatą wyglądałyby cudownie, gdyby nie zalana krwią twarz. Nagle Alice zaczęła odczuwać straszne bóle głowy. Złapała się odruchowo za skroń i zacisnęła mocno zęby. W swoim odbiciu zaczęła widzieć pojedyncze sceny. Była na nich ona i Yahiko całujący się w gabinecie oraz ich spotkanie w ciemnym pokoju sypialnianym, którego nigdy wcześniej nie widziała. Były to jedynie urywki. Nie była w stanie z nich spleść niczego sensownego. Przy następnym napływie fali bólu zacisnęła mocno oczy i dezaktywowała gaisenten. Czuła że zaraz upadnie, jej ramiona i nogi powoli wiotczały. Ostatkami sił wykonała kilka pieczęci i przywołała Komuru. Wilk od razu zareagował na stan kobiety i kiedy ta miała upaść podtrzymał jej ciało pyskiem.:
- Wyglądasz okropnie. - Skomentował wilk powoli opuszczając dziewczynę. Ta uśmiechnęła się nieznacznie.:
- Od ciebie zawsze można usłyszeć słowa otuchy. - Powiedziała cicho. Komuru odłożył ją powoli na ziemię, ale nigdzie nie pobiegł. Zza drzew zaraz wybiegli Konan i Yahiko. Kobieta była trochę poraniona, ale nie przeszkadzało jej to w poruszaniu się. Podbiegli szybko do Alice. Przez krótką chwilę patrzyli się na nią zdziwieni. Tak jakby starali się zrozumieć co musiało tu zajść, że doprowadziło ją do takiego stanu. Pierwszy oprzytomniał Yahiko. Każda sekunda ma znaczenie.:
- Konan, wyślij swoje origami do Rakurai i napisz, że w trybie natychmiastowym jest potrzebna Megumi i Sayuri. - Jak rozkazał, tak też uczyniła. Z jej rękawa odleciała biała karteczka wielkości dłoni. Zamoczyła palec w krwi Alice - co nikogo nie zaskoczyło - i napisała wiadomość. Wykonała pieczęć, a prosty papier zmienił się w małego ptaka, ale dość szybkiego. W tym samym czasie Yahiko zwrócił się do Komuru.:
- Jak szybko biegasz? - Zapytał spokojnie wilka. Martwił się o stan zdrowia Alice, ale nie mógł pokazać przy Konan, że to odbierze mu zmysły.:
- Bardzo szybko, nie przechwalając się. - Odpowiedział nie odwracając wzroku od swojej właścicielki.:
- W takim razie musisz się postarać. Konan pojedzie z wami, żeby podtrzymywać Alice. Tam zaniesiecie ją do Sasori'ego, który już będzie wiedział co robić. Ja będę biegł za wami. - Oznajmił odwracając się całym ciałem. Nie chciał już ją taką widzieć. Zakrwawiona, poobijana i z wyraźnym bólem na twarzy. Miał wyrzuty sumienia, chociaż nie mógł tego przewidzieć. Nagle zza krzaków wyszła Sayuri.:
- Nie wytrzyma "dojazdu" do organizacji. - Podeszła do nich w stroju szczególnym dla Rakurai. - Pozwolisz Konan, że to ja pojadę z Alice do organizacji i powstrzymam jej krwawienie na jakiś czas. - Zwróciła się spokojnie do niebieskowłosej, ta zaś odwróciła się do Yahiko. Mimo, że nie chciał zostawiać swojej Alice w rękach Sayuri, to jednak musi to zrobić. Ma za dużo otwartych ran. Kiwnął głową i odsłonił ciało. Po wykonaniu kilku pieczęci przez liderkę Rakurai krew przestała wypływać, a zamknęła się w krwioobiegu.:
- Interesujące. - Powiedział wilk. Różowowłosa pomogła wstać Alice ignorując przy tym jej każde syknięcie. Posadziła ją okrakiem bliżej łopatek zwierzaka, a sama usiadła za nią. Jedną ręką objęła ją w pasie, drugą zaś wykonała pieczęć. Musiała być bardzo skupiona na jednoczesnym trzymaniu dziewczyny i siebie oraz wstrzymywaniu jej krwawienia. Bez większych wątpliwości ruszyli wgłąb lasu. Dwójka ninja została jeszcze i oglądała dokładnie polane na której odbyła się walka. Nie widzieli nic szczególnego oprócz sześciu pokrytych skrzepniętą krwią ciał shinobi z wioski liścia.:
- Dziwi mnie fakt, że tak łatwo oddałeś Alice w ręce Sayuri. - Powiedziała nagle Konan odwracając wzrok na jezioro  obok. Yahiko natomiast nie odpowiedział. - Pamiętasz, że chciała ją zabić. Nie obawiasz się, że z jakieś powodu nie uda im się dotrzeć na czas? Już nie mówiąc o tym, że jakimś dziwnym trafem znalazła się akurat tutaj, sama. - Zapytała swoim spokojnym tonem, chociaż w środku czuła irytację zachowaniem Yahiko. Nie mogła zrozumieć jego lekkomyślności. Coś między nimi jest lub nie, ale nie oddaję się królika na pożarcie dla lisa.:
- Konan, dość. - Rozkazał surowo i udał się w stronę organizacji. Dobrze słyszał co myśli o nim i jego decyzji, ale nie skomentował tego. Konan nie lubi, kiedy czyta jej się w głowie, a jest to takie proste przy jej zdenerwowaniu. Już jeden kłopot miał na głowię. Nie chciał rozpoczynać kłótni. Bo po co? Teraz jest najważniejsze, żeby Alice dotarła na czas w ręce Sasoriego.

Sayuri mocno trzymała czerwonowłosą. Wyglądała na zdenerwowaną. Alice jeszcze jest jej potrzebna i nie może pozwolić na jej śmierć. Ta natomiast czuła się coraz gorzej. Faktycznie miała zatamowane krwawienie, jednak rany wciąż otwarte.:
- Sayuri, czemu nie mogliśmy zawieźć jej od razu do Rakurai? - Zapytał wilk. Alice również chodziło to pytanie po głowię, jednak nie miała siły żeby cokolwiek powiedzieć. W końcu Megumi jest najlepsza, a Sasori zna tylko podstawy, ewentualne wspomaganie roztworami.:
- Rzadko używam swojej umiejętności w ten sposób, a więc nie udoskonalałam jej. - Nie zrozumieli co miała na myśli. - Dam radę na jeszcze najwyżej 10 minut, a więc mógłbyś zwiększyć tempo. - Przytaknęli. Faktycznie, swoją zdolność Sayuri wykorzystywała tylko, aby zabić swojego przeciwnika. Nigdy nie ćwiczyła jej w drugą stronę. Nie było takiej potrzeby. Jednak teraz nie myślała o treningach. Była okropnie zła. Wcale nie chodziło o stan Alice, a o jej rozplanowanie zadania. Gdyby tylko wiedziała, że Shayen przyjmuje wszystkie słowa dosłownie, przyszłaby z Megumi.

W korytarzu za drzwiami wejściowymi stały dwie kobiety. Jedna o brzoskwiniowych włosach wydawała się zmartwiona. Druga zaś, blondynka, wyglądała na zdenerwowaną i zaniepokojoną jednocześnie.:
- Megumi, chodź. - Powiedziała spokojnie kobieta wychodząc zza rogu. Była to Sayuri Shiomi w zakrwawionym stroju. - Miyo? - Zapytała marszcząc brwi. - Co ty tu robisz? - Ta zacisnęła mocno zęby. Kiedy w organizacji Rakurai, zobaczyła origami Konan i tekst napisany krwią z natychmiastowym wezwaniem medyka obawiała się najgorszego. "Oby nie chodziło o Alice i Deidare" Chodziło jej po głowię przez całą podróż. Sayuri widząc iż ta nie ma zamiaru odpowiedzieć, dała spokój i odwróciła się. Zaraz za nią pobiegła Megumi. Shiomi mimo surowego zachowania wobec innych to były osoby, które w jakimś stopniu szanowała. Martwiła się o nie i traktowała jak swoje podopieczne. Ta trójka, od której wszystko się zaczęło.: Shiru, Megumi i Miyo.
Blondynka jeszcze przez chwilę stała w tej samej pozycji, w tym samym miejscu dopóki odgłos tupania nie ustał. Czuła się zmieszana. Jednoczesna złość i ogromne zamartwienie. Gdyby tylko mogła sprawdziłaby każde możliwe pomieszczenie, aby dowiedzieć się kim jest osoba potrzebująca pomocy. Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić i weszła do salonu. Chciała tam po prostu odpocząć i poukładać myśli. Oczywiście, nie było jej to dane. Dwa metry przed nią stał Deidarą, który jeszcze przed chwilą szykował się do wyjścia. Wielki gips na jego lewym ręku do łokcia, liczne obdarcia i jeszcze poczerwieniały od krwi opatrunek. W jednej chwili Miyo cała się zagotowała. Od zawsze miała temperament i problem z emocjami.:
- Douhito.
- Wakari. - Przywitali się wymieniając nazwiskami. Od ostatniej sprzeczki, związanej z polowaniem na jinchuriki nie mieli ze sobą najmniejszego kontaktu. Żadne się nie odzywało przez swoje powody. Jednak Miyo widząc jego rany nie wytrzymała.:
- Idiota. - Zwróciła się do niego. Byli w pomieszczeniu sami. Wszyscy inni szukali ogoniastych demów. Ten skrzywił się na jej oskarżenie.:
- Paranoiczka. - "Oddał" w jej stronę i czuł się z tego powodu bardzo dumny. Był zły, bardzo zły. Nie rozumiał czemu Miyo tak zareagowała i całkowicie zerwała kontakt. Wiedziała na jakie życie się zgodził. Nie może od niego wymagać, że nagle wszystko rzuci i będzie siedział w organizacji do góry brzuchem. Fakt był jednak trochę inny. Miyo obraziła się na system Akatsuki, nie a samego Deidarę. W Rakurai jest inaczej, dlatego nie mogła tego zrozumieć. Sądziła, że rozłąka pomoże jej w jakimś stopniu zapomnieć, albo znaleźć sobie jakiś inny obiekt. Jednak nic to nie dało.:
- Co tu robisz? - Odezwał się pierwszy.:
- Słyszałam, że ktoś jest poważnie ranny. Miałam nadzieję, że to ty. - Odpowiedziała mu zezłoszczona. Oczywiście to było kłamstwo.:
- Muszę cię rozczarować, ale jak widzisz nie. - Odpowiedział i usiadł na kanapie. Wiedział, że czeka go kolejna rozmowa pełna zgryźliwych uwag Miyo. W jakimś stopniu za tym tęsknił.:
- Dopiero wróciłeś? - Zapytała skupiając się na poczerwieniałym opatrunku na policzku.:
- Od dłuższego czasu siedzę w organizacji z Sasorim. Domyśl się czemu. - Wypowiadając drugie zdanie podniósł rękę z gipsem wyżej.:
- A te świeże otarcia i rana?
- Trenowałem. - Odpowiedział na wydechu.:
- I sam sobie to zrobiłeś?
- Tak bardzo cię to interesuje? - Skarcił ją wzrokiem. Miyo odwróciła się i zrobiła obrażoną minę. Deidara westchnął i pomyślał "Jak z dzieckiem".:
- To kto jest tym szczęściarzem? - Dopytała jeszcze. Blondyn przez chwilę zapatrzył się na biały sufit.
- Twoja siostra.
-------------------------------------------------
Oto scenka z Deidarą i Miyo (Nie patrzcie na tło. To jedyne jakie mi pasowało xd):


Trochę długo trwało to pisanie, ale rozumiecie sesja... Zauważyłam też, że muszę 500x przeczytać rozdział zanim dam go do publikacji xd Musi być jak najlepiej!
Ah! I postaram się na przyszły rozdział ogarnąć jakąś mapę świata Naruto i przedstawić dokładne położenie każdej organizacji.
Mam nadzieje, że wam się spodobało i do następnego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz