W wiosce deszczu pogoda nijaka. Ciemno i mokro jak co dzień. Gdzieniegdzie przez chmury przedzierały się pojedyncze promyki słońca oświetlając poszczególne punkty. Jeden z nich wpadł do pomieszczenia, w którym spała niebieskowłosa kobieta. Leżała przytulona do poduszki jednie w koszuli, kołdra natomiast znalazła miejsce na podłodze. Rozjaśniony pokój obudził ją. Na jej twarzy pojawił się grymas z niezadowolenia, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Powoli podniosła się do siadu i przetarła oczy. "Już 8:32" pomyślała spoglądając na ścienny zegar. Przeciągnęła się jeszcze i wstała z łóżka. Tak jak było umówione wcześniej, ten kto pierwszy wstanie ma obudzić resztę. Nałożyła oliwkowy koc na ramiona, który okrył jej ciało do kolan i wyszła z pokoju zostawiając lekko uchylone drzwi. Najpierw podeszła pod pokój, który został przydzielony Alice. Zapukała dwa razy i weszła. Nikogo nie zastała, ale pomyślała, że pewnie dziewczyna siedzi w toalecie i nie trzeba jej budzić. Bez słowa wyszła i powędrowała leniwym krokiem do pokoju Yahiko. Ponownie wykonała czynności i weszła do pomieszczenia. Wszystkie rolety były zasłonięte przez co w pokoju panowała egipska ciemność połączona z ciężkim powietrzem. Niebieskowłosa uznała, że najlepszą pobudką będzie wpuszczenia trochę światła. Mozolnym krokiem podeszła do okna. Po drodze wielokrotnie wdepnęła na różnego rodzaju tkaniny. "Mógłby chociaż po sobie posprzątać." Pomyślała i jednym gwałtownym ruchem otworzyła wejście dla pojedynczych promieni słonecznych. Usłyszała ciche jęknięcia, jedno damskie, drugie męskie. Nie zdziwiło ją to. Czasem podczas ich misji sprowadzał sobie jakąś damę do towarzystwa. Jednak kiedy odwróciła się w stronę łóżka zauważyła czerwone kosmki długich włosów i otuloną nimi twarz Alice.:
- O dziesiątej pod recepcją. - Powiedziała chłodno w stronę dwójki. Zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć Konan szybko opuściła pokój. Była jednocześnie speszona i zdenerwowana. "Po raz kolejny złamałeś swoją obietnicę." Pomyślała opierając się o ścianę z zaciśniętymi pięściami.
Do Alice dopiero zaczęło docierać kto przed chwilą wyszedł z pokoju. Była lekko zdezorientowana, ale nie chciała teraz myśleć o Konan i jej reakcji. Oparła się na łokciach, aby obejrzeć pokój. Dookoła łóżka leżały ich ubrania i oczywiście czarna aksamitna narzutka. Przypomniała sobie co w tym pomieszczeniu miało miejsce, a uśmiech sam wdarł się na jej twarz. Przeniosła wzrok na leżącego obok mężczyznę. Był do niej odwrócony tyłem, przykryty jedynie do pasa. Pamiętała każdy jego dotyk. Ten delikatny i bardziej brutalny, przepełniony pożądaniem. Każdy szczegół ciała, napięte mięśnie i rozpalone ciało. Na początku walczył ze sobą. Każde dotknięcie nie mogło być zbyt mocne żeby nie zrobić jej krzywdy, co było na swój sposób uroczę. Z przebiegiem sytuacji zapomniał o tym i całkowicie rozkoszował się posiadaniem tej czerwonowłosej piękności. Alice przegryzła wargę wspominając jego oddech, ruchy, dłonie oraz przyrodzenie. W jednej chwili tak bardzo zapragnęła powtórki chociaż wiedziała, że nie ma czasu. Pochyliła się nad jego uchem i szepnęła.:
- Wstawaj, bo Konan się niecierpliwi. - Delikatnie przegryzła jego płatek co spowodowało że drgnął. Jednak nie przejął się tą wiadomością. Przewrócił się jedynie o sto osiemdziesiąt stopni tak, że zamiast przytulać się do poduszki teraz otula Alice. Tej to oczywiście nie przeszkadzało. Mogła dłużej nacieszyć się jego zapachem i dotykiem. Mimo wszystko udźwignęła jego rękę i wygramoliła się z łóżka. Fakt iż była naga nie umknął jej kochankowi i bacznie oglądał ją od góry do dołu kiedy ta szukała swoich ubrań. Szybko zauważyła, że jest obserwowana, a więc żeby trochę zaciekawić sytuację zaczęła kręcić biodrami przy każdym ruchu. Stawała w takich pozycjach, aby jak najlepiej ukazać atuty swojej sylwetki. Dobrze wiedziała jak rozpalić faceta bez dotykania, a jedynie przez pobudzenie wyobraźni. Yahiko domyślił się co próbuje zrobić jego partnerka, jednak ciężko było mu oderwać wzrok. W końcu teraz mógł na nią patrzeć ile tylko chciał.:
- Mogę umyć się u ciebie? - Zapytała nagle. Otrząsnął się jak z transu, mrugnął kilka razy i uśmiechnął się do niej.:
- Tylko ze mną. - Odpowiedział po czym wstał z łóżka i otworzył drzwi od łazienki.: - Panie przodem. - Wskazał ręką, aby ta szła pierwsza. Również uśmiechnęła się i oboje zmienili pomieszczenie. Z ciemności weszli w pięknie oświetloną na żółto łazienkę. Żarówki nie dawały rażącego światła, ale budowały tajemniczy klimat. Biała wanna, umywalka i puchaty dywan, a armatura w kolorze złota. Podłoga i ściana w beżu. Yahiko wyjął ze ściennej szafki dwa błękitne ręczniki i położył je na wiklinowym brązowym koszu. Odkręcił ciepłą wodę i odwrócił się do Alice. "Cholera, taka piękna." Pomyślał. Ciężko było mu powstrzymywać się przez przyczepieniem do jej delikatnych warg.:
- To może dziwne pytanie, ale masz może jakąś gumkę do włosów? - Zapytała rozglądając się po łazience. Yahiko kiwnął głową i wyjął w małego plastikowego koszyczka czarną grubszą gumkę. Alice spojrzała na niego podejrzanie, ale zabrała czego potrzebowała i sprawnie zebrała włosy w niechlujnego koka. Każdy jej ruch obserwował z wielkim skupieniem. Tak długo musiał się przed tym wstrzymywać, że teraz jest to jedna z tych rzeczy, która sprawia mu przyjemność. Oczywiście oboje nie wstydzili się stać koło siebie bez ubrań. Byli dorośli i świadomi ludzkiej anatomii.
Mężczyzna zakręcił kurek i jako pierwszy wszedł do wanny po czym usiadł i zostawił miejsce między nogami dla Alice. Ta bez sprzeciwu ulokowała się na dostępnym miejscu i oparła się na jego torsie. Przez dłuższą chwilę nie rozmawiali, w ogóle się nie odzywali. Całkowicie oddali się chwili. Dziewczyna z zamkniętymi oczami i wypiekami na twarzy od pary, a on z głową odchyloną do góry. Zwyczajnie rozmyślał. Jak będą wyglądały ich relacje w organizacji? Może powinni się ukrywać? W jakim stosunku będą do niego inni, kiedy się dowiedzą, że złamał zasadę, którą sam ustalił? Czy będzie im dane szczęście jak każdej normalnej parze? W końcu nie wiedzieli co do siebie czują. Było to przyciąganie, którego nie da się opisać słowami oraz chęć opieki i ochrony.
Jako pierwsza z łazienki wyszła Alice. Zostawiła Yahiko, wyglądał na zmęczonego i bardzo zamyślonego, więc chciała, aby dumał samotnie. Drugim faktem było to, że na założenie swojego stroju musi poświęcić trochę więcej czasu. W ręczniku owiniętym na ciele i swoimi ubraniami w rękach opuściła szczęśliwa pokój i poszła szybko do siebie. Komuru już nie było. Wrócił do swojego świata, więc czym prędzej zaczęła się pakować. W tym czasie również myślała o tym co teraz będzie. Dla Orochimaru organizacja Akatsuki jest wrogiem. Niepodważalnie i bezkonkurencyjne to właśnie ich chciał się pozbyć, a ona miała mu w tym pomóc. Zawsze może mu ściemniać, ale wtedy wykaże się niesubordynacją i istnieje duże ryzyko, że odkryje prawdę. Ukarzę ją. Na samą myśl o tym jej ciało zaczęło się nieopanowanie trząść. Zacisnęła mocno zęby. Co zrobi kiedy dojdzie do konfrontacji między stronami? Od zawsze była lojalna temu, komu służyła. To jest mocna cecha jej osoby. Co się stanie kiedy skrzyżuje się z uczuciami? Którą stronę wybierze?
Po godzinie Konan i Yahiko czekali już przy recepcji z nałożonymi na ramiona płaczami. Stali w ciszy. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Przerwała ją Alice zbiegająca ze schodów. Oddała kluczyk do recepcjonisty i podziękowała.:
- Idźcie przodem. Ja mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. - Rozkazał jeszcze za nim czerwonowłosa zdążyła podejść bliżej. Mimo to usłyszała co powiedział i mimowolnie zmarszczyła brwi z niezadowolenia. Ale gdzie? Do kogo? Skarciła siebie w głowie za te głupie pytania. Nie chciała go pod żadnym względem sprawdzać. Widząc jej minę i słysząc myśli mężczyzna podszedł do Alice i pocałował ją delikatnie w czoło. Zaskoczyło ją to i jednocześnie uspokoiło. Następnie szybko wyszedł w kierunku przeciwnym do bramy, do której natomiast kierowały się kobiety. Czego się mogły spodziewać, przywitał je deszcz. W alejkach wioski nie było widać żadnej żywej duszy, a więc nikt nie niszczył panującej między nimi ciszy. Była ona na rękę jednej i drugiej.
Przy bramie Alice jeszcze odwróciła się, aby sprawdzić czy Yahiko już do nich idzie. Było to szybkie rozejrzenie się za siebie, które zauważyła to Konan.:
- Nie bój się. Niedługo powinien dołączyć. - Powiedziała zimno, jak to u niej w zwyczaju. Rzadko w jej głosie można było wyczytać jakieś uczucia. Oprócz zdenerwowania.:
- Ja wcale nie szukałam. - Skleiła jakieś zdanie, żeby tylko szybko zaprzeczyć Konan. Ta natomiast nie odpowiedziała. Sytuacja była niekomfortowa. Alice nie wiedziała co działo się pod jej nieobecność w organizacji, a poranna reakcja Konan wydawała się podejrzana. Zmotywowała się głębokim dostarczeniem tlenu i zwróciła się do niebieskowłosej.:
- Słuchaj, ta sytuacja... Mam pewną podstawę sądzić, że między tobą a Yahiko do czegoś kiedyś doszło. - Powiedziała szybko i bez owijania w bawełnę. Starała się utrzymać powagę, ale kiedy pomyślała, że nadal może "coś" być między nimi gula stanęła jej w gardle. Jednak to stwierdzenie jakby wywołało uśmiech na twarzy niebieskowłosej.:
- Jaką podstawę? - Alice przełknęła ślinę.
- Dużo czasu razem spędzaliście, praktycznie większą połowę życia. Te słowa, które wypowiedziałaś, kiedy wychodziłam z imprezy. I jeszcze niechcący podsłuchałam jakiś kawałek waszej rozmowy na korytarzu. - Konan spojrzała na nią zdziwiona, ale nie przerwała. - Tak jakbyś coś kiedyś przeżyła i teraz nadal... - "Czemu to jest takie trudne?" - Czy między wami COŚ jest? - Zapytała ostatecznie podkreślając jedno słowo. Spojrzała na niebieskowłosą. Ta wyglądała na rozbawioną co zmyliło lekko Alice.:
- Jest dla mnie jak brat. Nic więcej. - Odpowiedziała spoglądając przed siebie wgłąb lasu. - Dość kłamliwy brat. - Dodała zaraz.:
- Kłamliwy? - Alice zapytała od razu. Uśmiech z twarzy Konan jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł.:
- Wiesz, że ty też jesteś dla mnie jak siostra. Kiedy pierwszy raz pojawiłaś się w organizacji ustaliliśmy, że nie ma prawa cię tknąć. W każdym tego słowa znaczeniu. - Przyspieszyły lekko kroku. - Miał się od ciebie trzymać z daleka, żebyś sobie szczęśliwie i, w miarę możliwości, bezpiecznie żyła. Chociaż wiem, że w takiej organizacji to trudne.:
- Rozumiem, ale... - Przerwano Alice.:
- Jeszcze nie skończyłam. Wiesz, zasada o braku bliskich osób w organizacji nie została wprowadzona bez przyczyny. Wyobraź sobie, że jest tu ktoś z kim marzy ci się wspólna przyszłość i nagle dowiadujesz się, że został zabity. - Czerwonowłosa uważnie słuchała Konan, ale jej słowa sprawiły, że miała milion myśli w głowie. Nigdy o czymś takim nie myślała, nawet nie brała tego pod uwagę. - Miałaś siedzieć od niego z daleka szczególnie, że kiedyś się w nim kochałaś. To nie jest tak, że zabraniam ci seksu. Wolna ręka, ale pod żadnym pozorem nie pozwól, żeby w grę weszły jakieś uczucia. Masz być szczęśliwa. Nie chcę, żebyś później płakała. - Alice kiwnęła głową. - Chociaż nie wiem czy już nie jest za późno na takie ostrzeżenia. - Dodała zaraz Konan i zaczęła biec. Jej kompanka nie zdążyła dokładnie niczego przeanalizować, musiała dotrzymać kroku.:
- Dlaczego biegniemy? - Zapytała Alice starając się biec najszybciej jak potrafi. Konan nie oszczędzała nóg.:
- Ktoś za nami zaczął podążać. I to nie jest nikt, kogo znam. - Odpowiedziała niebieskowłosa co chwile odwracając głowę. Alice tylko kiwnęła i już o nic więcej nie pytała. Wolała oszczędzać siły na bieg. Oczywiście kobiety nie kierowały się w stronę organizacji. Zmieniły swój kierunek do kraju rzeki, aby zgubić ogon. Tam też znajdowała się stara kryjówka Akatsuki w której mogłyby później odpocząć.
Niestety nie były w stanie biec zbyt długo, a jeszcze musiały zaoszczędzić siły na ewentualne walki, która prawdopodobnie zaraz nadejdą.:
- Alice słuchaj uważnie. Z tego co widać nie chcą nas zostawić więc skup się. W tym momencie aktywuj swój gaisenten. - Rozkazała, a czerwonowłosa od razu wykonała rozkaz. Niebieska półprzezroczysta poświata oplotła lewe oko Alice, na tęczówce pojawiły się trzy jasnoniebieskie okręgi, a źrenica zanikła. - Dobrze. Niech te twoje motyle będą w gotowości. - Kiwnęły do siebie, a spod dłoni Alice zaczęły wylatywać owe owady. - Dokładnie za pół minuty, licząc od teraz, zatrzymamy się i rozdzielimy ich na dwie grupy. Nie wiem ilu jest dokładnie przeciwników i jak są wykwalifikowani, więc przygotuj się na wszystko. Działaj w obronie własnej. Nie zabijaj, jeżeli nie ma takiej potrzeby. I co najważniejsze, nie daj zabić siebie. - Alice dokładnie zrozumiała rozkazy. Chwile później zatrzymały się i stanęły przodem do nadciągających przeciwników. Na powitanie w ich stronę poleciało kilka shurikenów, które sprawnie ominęły i wyczekiwały. Zza drzew wyszło dwunastu ninja z wioski piasku. Alice posłała im szybki uśmiech i pobiegła dalej, aby działać zgodnie z planem i rozdzielić ich na dwie grupy.:
- Ta Wakari ucieka! Oddział B za nią! - Usłyszała za swoimi plecami. Przywołała wszystkie motyle, które udało jej się wytworzyć i zmieniła je w półprzezroczystą, wyglądającą jak szklana katanę. Kiedy uznała, że znajduje się wystarczająco daleko od towarzyszki zatrzymała się i stanęła w pozycji obronnej. Sekundę później zza krzaków wyskoczyła szóstka ninja koło trzydziestki. Nikt szczególny.:
- To trochę oburzające, że ktoś przysyła na mnie takie ścierwa. - Skomentowała Alice marszcząc brwi. Fakt, nauczyła się nie przeceniać swoich umiejętności i przeciwnika, ale chciała zagrać trochę bardziej teatralnie. Do tego nie ma nic gorszego niż zdekoncentrowany ninja.:
- Możesz dobrowolnie oddać się Kazekagę, wyśpiewać wszystko co wiesz i liczyć na łaskę albo umrzeć w tym miejscu. - Wypowiedział się jeden z wyższych. Poza wzrostem nie wyróżniał się niczym spośród swoich towarzyszy.:
- Oj, a jest jakaś trzecia opcja? - Zapytała Alice zsuwając ze swoich ramion plecak, następnie wraz z płaszczem odrzuciła go na bok. Nie otrzymawszy odpowiedzi chwyciła broń w obie ręce.: - W takim razie. - Powiedziała po czym zrobiła gwałtowny zamach kataną, a wraz z jej ruchem w stronę przeciwników poleciała fala ostrej chakry. Każdy uniknął jej pierwszego ataku. Jedynie kilka drzew, równo ściętych padło na ziemię robiąc przy tym głośny huk i lekką mgłę z piasku. Alice jedną ręką zaczęła wytwarzać więcej motyli, a w drugiej mocno zacisnęła katanę i ruszyła na przeciwników. Była ona dużo lżejsza od zwyklej broni, a więc nie miała problemu z utrzymaniem jej. To jedna z technik, nad którą pracowała w czasie wolnym przed misją. Można by powiedzieć, że walka nie była fer. Sześć na jedną. Ale przeciwnicy Alice dobrze wiedzieli, że nie mogą do siebie dopuścić jej motyli. Oprócz unikania i odpowiadania na jej ciosy musieli również uważać na owady, co nie było proste. Kobieta była bardzo zwinna, przebiegła i nie wiedzieli jakie jeszcze asy może mieć w rękawie. Nie spodziewali się jednak, że walka wręcz z czerwonowłosą jest tylko zajęciem czasu kiedy ta tak naprawdę głównie skupiała się na tworzeniu motyli. Odepchnęła ich słabym machnięciem katany, która przy okazji lekko zraniła kilku w różnych miejscach. Wykonała w szybkim tempie kilka pieczęci jedną ręką i powiedziała.:
- Gdybyście tylko więcej o mnie wiedzieli, to może inaczej by to się skończyło. - Uśmiechnęła się. - Buredo Gaisenten - Powiedziała, a setki motyli zmieniły się w senbon. Szybko opuściła rękę, a wraz z nią setki igieł poleciały w ninja wioski piasku. Jeden najwyższy zdołał w połowie uniknąć ataku, ale senbon zraniły go w ścięgno Achillesa i poważnie uszkodziły tętnice. Padnięty opierał na łokciach z mocno zaciśniętymi zębami. Alice zbliżyła się do niego.:
- Wiesz gdybyś mnie zostawiła, mógłbym przekazać innym co umiesz i następnym razem byłabyś bardziej zadowolona z walki. - Chwytał wszystkie deski ratunku, które mogłyby dać mu szanse na przeżycie.:
- Ty chciałeś mnie zabić, więc czemu miałabym cię oszczędzić? - Zapytała poważnie przygotowując się na ostateczny zamach.:
- Tak naprawdę to ty nas pierwsza zaatakowałaś. - Alice chwyciła go za długie brązowe włosy i podniosła do góry tak, że teraz klękał przed nią. Krzyknął z bólu i niezadowolenia. Oddychał bardzo głęboko. Łapczywie chwytał powietrze jak tylko mógł. Bał się śmierci mimo świadomości, że wybierając się na taką misję może go ona dopaść. Czerwonowłosa prychnęła.:
- Bo nie spodobała mi się wasza propozycja. - Opowiedziała po czym zamachnęła się i mocno przejechała ostrzem po jego szyi. Fala krwi zaczęła tryskać, zostawiając pojedyncze ślady na ubraniu Alice, a ciało bezwładnie opadło na ziemię. Kobieta uważnie mu się przyglądała. "Musiałam go zabić, prawda?" Zapytała sama siebie. Jednak nie miała zbyt dużo czasu, żeby się nad tym zastanawiać.:
- Oh Alice, nie bądź taka wymagająca. - Z drzewa zeskoczyła kobieta. Miała błękitne, prawie białe włosy, złote oczy umalowane niebieskim linerem. Patrzyła z szerokim uśmiechem i pogardą. Ubrana w sięgającą do ud, jaskrawo niebieską bluzę z puszkiem na kapturze, rękawach i zakończeniu ubrania oraz ciemne zakolanówki. Alice uważnie jej się przyglądała. Nie posiadała żadnego znaku wioski.:
- Kim jesteś? - Zapytała nie odwracając od niej wzroku.:
- Shayen Akubu. Chociaż powinnam zagrać teatrzyk tak jak ty i powiedzieć. - Zatrzymała się na chwilę i spojrzała prosto w oczy Alice. - Twój koszmar. - Dokończyła dramatycznie. Czerwonowłosa była zmieszana, ale nie spuszczała gardy. Wiedziała, że od tego momentu musi być całkowicie skupiona i odłożyć na bok zabawy. Jej przeciwniczka natomiast była zbyt rozluźniona. "Wygląda na to, że prawdziwa walka dopiero się zacznie."
-----------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje, że się podoba! Oto Shayen (w rozpiętej bluzie):
W tej serii wystąpi ona jeszcze tylko w następnym rozdziale, ale już w czwartej będziecie musieli ją polubić! (O ile już nie polubiliście.) Zaktualizuję bohaterów, ale na razie nie będzie tam o niej żadnych informacji.
Chciałabym również poinformować, że zaszły małe zmiany w zakładce "Spis treści". Zauważyłam, że ostatnie rozdziały drugiej serii całkowicie nie pasują do jej tematu przewodniego, więc przeniosłam je do trzeciej. Oczywiście nie zmienia to sensu opowiadania, ale jest bardziej logiczne, jeżeli ktoś zwraca uwagę na tematy serii.
To tyle! Dziękuje za uwagę i widzimy się za jakiś czas! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz