7.31.2013

Rozdział 12. Nie tylko pewność siebie czyni z człowieka kogoś silnego.

Yahiko:
Co chwilę kartki zlatywały na ziemie. Na biurku nie dało się już znaleźć żadnego piszącego długopisu. Akta różnych ninja leżące na podłodze przyprawiały mnie o jeszcze większe nerwy. Od czasu sojuszu z Rakurai szukamy najlepszych ninja, aby wspomóc szeregi Akatsuki. Najlepszym scenariuszem byłaby elitarna czwórka, ale Sayuri nie może na długo opuszczać swojej placówki. 
Życie w Akatsuki nie jest zabawą, nie jest zwykłym sprawdzaniem umiejętności. Tutaj nikt nie patrzy na to jak bardzo jesteś ranny po wcześniejszej misji. Masz wykonać co do ciebie należy albo umrzesz. Sama świadomość tego, że narażają swoje życie na choroby, złamane kończyny, czy zabicie uczuć powinno ich odpychać. Wbrew temu, dostajemy coraz więcej propozycji współpracy. Wyjątkiem jest... Była Alice. Mimo, że na krótko, zatrzymała w sobie najważniejsze emocje. Przez nią moje sumienie powoli zaczęło wracać. Nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz po tylu latach. Właśnie przez to nie mogłem jej zabić. Cała ta sielanka z Konan była głupim kłamstwem, które miało miało utrzymać moją pozycje w organizacji. Nawet nie potrafiłbym jej zabić. Alice chciała tu zostać ze względu na mnie i Konan. Tylko wspomnienia i tęsknota za dawnymi czasami trzymały jej emocje przy życiu. Ciekawe co teraz robi? Rozłożyłem się wygodnie na fotelu wbijając swój wzrok w biały sufit. Radzisz sobie?

Alice:
Przez drzwi wchodziły kolejne osoby. Mało kto z nich wracał, a jeżeli już to był cały poobijany, brudny, zakrwawiony i ledwo trzymał się przy życiu. Szkoda mi się ich wszystkich zrobiło. Nie przez to co im się dzieje, a przez to, że tak bardzo przecenili swoje umiejętności. Ta "pewność siebie" sprowadziła ich do grobu.
W jednej chwili chłodny głos białowłosej kobiety z szarą maską na twarzy w kształcie królika, zabrzmiał mi w głowie. Wypowiedziała kolejno moje imię i nazwisko. Alice Wakari. Kącik moich ust uniósł się lekko, kiedy zobaczyłam zaniepokojenie i ciekawość na twarzach wszystkich obecnych. Zaczęły się szmery, szepty i inne wszelkiego rodzaju szumy. Ciągle powtarzali: "Siostra elity". Nie rozproszyło mnie to, a nawet dodało pewności siebie. Muszę zrobić dobre przedstawienie, żeby im zaimponować. Nie mam tego na celu, ale tak przy okazji mogę wyrobić sobie reputacje. Byłam nastawiona na to z czym będę musiała się zmierzyć, chociaż nie wiem co czeka mnie za drzwiami.
Wstałam z metalowego krzesła powoli kierując się w stronę ogromnych drzwi. Z każdym moim krokiem szepty ucichały jakby ludzie bali się mojej reakcji, gdy dowiem się, że mnie obgadują. Kobieta przepuściła mnie pierwszą. Przechodząc przez próg drzwi poczułam w środku wielką ekscytacje, która mieszała się z lekkim strachem. Nie drżałam, oddech także w normie, ale serce biło nieco szybciej.Tylko zdążyłam opuścić Orochimaru, a już pojawiły się pierwsze emocje.
Weszłam dalej a moim oczom ukazał się piękny krajobraz pełen zielonych roślin, drzew, nawet z małym strumykiem. Do tego w dali stała dobrze mi znana czarnowłosa kobieta o jasno-niebieskich oczach jak u anioła i nieskazitelnie jasnej cerze. To Shiru Harada. Dziewczyna, która uwolniła mnie z genjustu Miyo. Tym razem będzie inaczej. Nie będę potrzebowała pomocy od nikogo. Sama perfekcyjnie dam sobie rade:
- Podejdź. - Powiedziała zimnym i donośnym głosem, prawdopodobnie w moją stronę, gdyż zamaskowana opuściła to pomieszczenie. Żwawym krokiem podeszłam do niej, po drodze oceniając otoczenie. Stała jakby znudzona i wcale nie zdziwiona moim widokiem. Wzięła jeden, głębszy oddech po czym zaczęła ze mnie czytać jak z kartki.:
- Alice Wakari. Lat 21. Zamieszkanie nieznane. Pochodzi z klanu Wakari z Ame Gakure. Odziedziczone kekkei genkai: gaisenten. - Stałam trochę podenerwowana. Nie miałam ochoty o sobie słuchać. Dobrze wiem kim jestem i naprawdę cieszy mnie, że ty też o tym wiesz, ale z łaski swojej mogłybyśmy już zacząć? Pomyślałam zirytowana jej wypowiedzią. Dziewczyna wyjęła swoją katane spod granatowego płaszczu. Odruchowo odskoczyłam od niej na kilka metrów i aktywowałam gaisenten. Jak zawsze, przy "załączeniu" moje oko zmieniło kolor na bardziej jaskrawy, podzieliło się na kilka źrenic oraz wokół niego pojawiła się niebieska smuga. Zawsze zastanawiało mnie czemu akurat tak zmienia mi się tęczówka, a raczej całe oko. Kiedy chciałam raz zobaczyć w lustrze jak to wygląda, moją uwagę przyciągnęło mocno podrażnione białko.
- Musisz drasnąć mnie 3 razy. Jest to walka na śmierć i życie, więc możesz umrzeć. - Powiedziała spokojnie, irytując mnie trochę. Kto powiedział, że ona ujdzie z tego cało? Wtedy spojrzałam na jedno małe rozdarcie na prawym ramieniu jej płaszcza. Nie było zabarwione, więc cięcie musiało być lekkie. Wzrokiem zaczęłam oglądać dalej, całe jej ciało, ale nie znalazłam żadnej rysy. Na tyle uczestników, ile wzięło udział, tylko jednemu udało się ją drasnąć? Przełknęłam głośno ślinę i uśmiechnęłam się lekko. Może być zabawnie i cholernie ciężko.
- Masz też na to ograniczony czas. - Kontynuowała. - Jeżeli nie uda ci się wykonać zadania w ciągu 30 minut, oblewasz. Tylko pamiętaj, muszą być 3 draśnięcia. Nie koniecznie do krwi. Wystarczy sam podarty materiał. - Skończyła po czym stanęła do pozycji obronnej. - Czas... Start! - Krzyknęła głośno nie zmieniając swojego położenia.
Zaczęło się coś, co ma mnie zbliżyć do sukcesu mojej misji. Wiem, że ta walka to nie jakieś potańcówki. Muszę to wziąć na poważnie, inaczej mogę zginąć. Z tego co pamiętam, Shiru należy do elitarnej czwórki Rakurai. Nie powiem, że będzie łatwo, ale dam rade i pokonam ją! Wokół mnie zaczęło pojawiać się kilka motylków. Kilka przerodziło się w kilkanaście. Kiedy było ich ponad 30 uniosłam rękę do góry a one zaczęły rozpraszać się po całym pomieszczeniu. W tym momencie moja przeciwniczka ruszyła do ataku. Nim się spostrzegłam stała już za mną. Szybko odskoczyłam unikając ciosu ostrzem. Co dziwne, ona tak naprawdę nie celowała we mnie, a w moje motyle. Dwa z nich zostały przecięte. Nie powiem, zaskoczyło mnie to. Nie spotkałam jeszcze żadnej osoby, która byłaby w stanie zabić chociaż jednego. Do tego ta perfekcja i szybkość. Jest silna, inteligentna i ma nade mną przewagę. Miyo ma takie same umiejętności jak ja więc wie czego mogę użyć. Ja natomiast wiem tylko że posługuje się kataną i jest bardzo zwinna, co znowu nie jest dla mnie plusem. Uśmiechnęłam się lekko:
- Jesteś bardzo dobra. Czemu marnujesz swoje umiejętności w Rakurai? - Zapytałam wyciągając kunai'a. Nie odpowiedziała mi tylko wyjęła drugą katanę i ruszyła do ataku, tym razem na mnie. Wszystkie jej próby zaatakowania mnie zatrzymałam. Nie jestem już tak słaba jak wcześniej. Podszkoliłam się w taijutsu, co podniosło moją szybkość i zwinność.  Niestety nie na tyle, aby udało mi się ją drasnąć. Jest naprawdę zwinna, co będzie dla mnie dużym problemem. Nie mogę też zapominać o czasie bo dużo mi go nie zostało.
Po dłuższej chwili, zauważyłam po co jej druga katana. Jedną atakuje mnie, a drugą zabija nadlatujące motyle. Jest czujna i to bardzo. Jedynym sposobem by cokolwiek jej zrobić jest idealna taktyka, spryt, albo większy atak. Postanowiłam, że wykonam ten trzeci pomysł. Chciałam odskoczyć, ale nie odstępowała mnie na krok. Każdy mój ruch był kopiowany, przez co nie mogłam stworzyć większej ilości motylków. Kątem oka spojrzałam na wielki zegar, który wskazywał, że zostało mi około piętnaście minut. Przegryzłam delikatnie wargę podskakując do góry. Zauważyłam po jej minie, że nie spodziewała się tego. Nie dziwie jej się. Moje kekkei genkai działa mniej efektownie kiedy jestem w powietrzu, ale musiałam to zrobić aby dwa z moich motylów wbiło się w jej ciało. Chwila nieuwagi, a ile daje. Teraz moim problemem było to, że jestem całkowicie bezbronna. Shiru odzyskała swoje opanowanie i skupienie zaraz wyskakując do mnie, tak jak oczekiwałam, kiedy będę spadać. Szybko wyjęłam grubszą, kilku metrową żyłkę, na której początku przyczepiony był kunai. Przelewając na nią czakrę, rzuciłam przywiązanym ostrzem w drzewo. Broń wbiła się w nie, a ja swobodnie uniknęłam ataku Shiru, który na spokojnie mógłby mnie przeciąć na pół. Stanęłam zgrabnie na drzewie ciesząc się z szybkiej reakcji, ale to był mój błąd. Straciłam czujność, przez co dostałam z rękojeści w brzuch. Okropny ból ogarnął  całe moje ciało, ale nie straciłam tej okazji kiedy się do mnie zbliżyła. Szybko zamachnęłam się i zraniłam ją kunai'em w ramie. Moje mięśnie momentalnie się rozkurczyły, broń wypadła mi z rąk a ja spadałam w dół. Nie wiedziałam co zrobić, poczułam się jakbym była sparaliżowana. Serce zabiło mi raz mocniej, co automatycznie przywróciło mi moją pewność siebie i wole walki. Szybko obróciłam się i upadłam na kucające nogi, zaraz odbijając się od ziemi na tyle mocno, abym mogła wskoczyć na kamień. Musiałam przyprowadzić się do porządku. Coś sprawiło, że sparaliżował mnie lęk. Nie mogę na to pozwolić w tej walce. Mój klon utworzony z ostatków motyli zaatakował ją, dzięki czemu zyskałam na czasie, aby stworzyć nowe motyle. Kiedy Shiru miała wyeliminować mojego klona szybko zbliżyłam się do niej:
- Buredo Gaisenten! - Powiedziałam, a motyle szybko zmieniły swój kształt w ostre senbon, zaraz lecąc na Shiru. Spojrzałam szybko na zegarek. Zostały mi tylko dwie minuty. Jeżeli trafiłam dwa razy, jestem na wygranej pozycji, jeżeli nie - przegrałam. Przeniosłam wzrok na Shiru. Powoli i uważnie zaczęłam liczyć rany. Jeden... Dwa... Trzy... Wiedziałam, że dam sobie rade. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, ze mogę przejść do następnego etapu misji. Mimo, że Orachimaru zniszczył większość moich emocji, w takich chwilach, mogłam być z siebie dumna. Dezaktywowałam moje kekkei genaki.
Niestety przez moją panikę wywołaną małą ilością czasu zapomniałam o jednej istotnej rzeczy. Shiru w jednej chwili znalazła się za moimi plecami i przebiła mnie obiema katanami. Stróżka krwi poleciała mi z ust, a moje ciało po raz kolejny czuło niewyobrażalny ból. Widziałam jak szkarłat spływa z broni plamiąc trawę i moje ubranie. Moje ręce i nogi zaczęły się trząść. Coraz trudniej było mi złapać oddech, a serce nie ustępowało. Jedno bicie za drugim. Poczułam jak Shiru kopnęła mnie w plecy wyjmując swoje katany w mojego ciała. Bezwładna poleciałam do przodu, upadając brzuchem na ziemie. Przed oczami miałam duży czarny prostokąt przyczepiony do ściany. Czerwone cyferki na nim spadały. Dziesięć... Usłyszałam jak Shiru zaczyna się do mnie zbliżać. Chociaż bardzo chciałam i próbowałam nie mogłam się podnieść. Pięć... Kopnęła mnie w brzuch, co sprawiło że plunęłam krwią i obróciłam się na plecy, zaraz sykając z bólu. Widziałam wiszące nade mną brudne ostrze, które powoli się zbliżało. Serce nie dawało mi spokoju, tak samo jak oddech. Całą sielankę przerwał głośny dzwonek, który oznaczał, że skończył mi się czas. Zawiodłam.
Shiru schowała obie katany, następnie pochylając się nade mną.:
- Masz talent i umiejętności, ale to za mało. Zapomniałaś, że jedno cięcie jest z poprzedniej walki. To cie zmyliło, a żądza wygranej zaślepiła. Samym nazwiskiem walki nie wygrasz. - Powiedziała wstając. Już kierowała się na miejsce, gdzie wcześniej stała, ale ją zatrzymałam:
- Sugerujesz, że liczyłam wyłącznie na umiejętności mojego klanu? - Zapytałam się cicho, wpatrzona pustym wzrokiem w sufit. Nie wiedziałam czy to prawda. Myślałam po prostu, że jestem silna. Nie brałam nigdy pod uwagę na co dokładnie liczę. Też nikt nigdy nie zwrócił mi na to uwagi. Podczas treningów u Orochimaru kazał mi, abym cały czas używała gaisenten.
- Tak. Dokładnie to mam na myśli. - Odpowiedziała, nie odwracając się do mnie. Czyli w walce liczę tylko na gaisenten? Dlatego tak przewidywała moje ruchy? Bo chciałam skupić się na jednym? - Nie tylko to jest twoim minusem. Myślałaś, że jesteś silna, ale to nie prawda. Jak każdy inny potrafisz wymyślić coś na poczekaniu i całkowicie wierzysz w swoje umiejętności. Wyrzucasz z głowy wszystkie złe myśli, ale pamiętaj. Samą pewnością siebie nie wygrasz. To nigdy nie uczyni cię silniejszym. Owszem, trzeba wierzyć w swoje umiejętności, ale pod żadnym pozorem ich nie przeceniać. - Powiedziała i ruszyła dalej, nie wiem gdzie. Nadal czułam, jak wypływa ze mnie krew. Siedziało mi w sercu, że przegrałam tak ważny pojedynek. Do tego pod koniec moja walka okazała się totalną porażką i zostałam prosto obrażona. To miała być moja przepustka do dalszej misji, a teraz... Teraz jestem nieudacznikiem. No bo jak mam siebie nazwać, skoro nie potrafię czegoś zrobić dobrze?!

Shiru:
Przyznam, że Alice była równa umiejętnościami ze mną. Gdyby się skupiła, dorównałaby mojej szybkości. Jakby pomyślała, wymyśliłaby świetną taktykę i najważniejsze: gdyby nie poświęcała swojego życia dla wykonaniu zadania, nie byłaby teraz w takim stanie. Na wszystkie jej ciosy odpowiedziałam z namiastką, a ona nie mogła się obronić. Wykorzystała swój słaby punkt narażając się tylko po to, abym straciła czujność. Nie zaprzeczę, bo pomogło jej to, ale co z tego skoro się zapomniała, dezaktywowała motyle i straciła czujność? Gdyby chociaż nie wykonała tych błędów każdy rozmyślałby nad wysłaniem jej do Akatsuki. Zawaliła sprawę. Spojrzałam się na nią spokojnie. Przez cały czas, starała się wstać? Trochę żal mi teraz na nią patrzeć. Wiem co się stało, co przeżyła i ile wycierpiała. Życie nie jest sprawiedliwe dla nikogo. Nawet dla kogoś, kto w nim niczego nie zawinił. Nie chodzi mi teraz o nią. W połowie sobie zasłużyła. Słyszałam dużo o jej usługach i ciesze się, że nie jestem z jej klanu. Obrazą jest, kiedy ktoś z twojej rodziny wykorzystuje tak niesamowite umiejętności jak gaisenten do zarobienia kilku groszy. Do tego ta fałszywość. Zawsze pomagała wiosce liścia, ale po kryjomu dawała pomoc też wiosce, która jej zapłaciła. To takie aroganckie z jej strony. :
- Jeżeli nadal chciałabyś dostać się z powrotem do Akatsuki, mogę cię podszkolić. Oduczę cię wszystkich twoich błędów. - Zaproponowałam podchodząc do niej. Ledwo stała, ale odwróciła się do mnie z pustką w oczach. Taką jaką i ja kiedyś widziałam u siebie.:
- Skąd mogę mieć pewność, że wtedy cię pokonam? - Powiedziała jednym tchem. Wyglądała na bardzo osłabioną. Podeszłam do niej i przerzuciłam jej rękę przez mój kark, łapiąc za jej nadgarstek. Poprowadzę ją chociaż do medyków. Nigdy nie pomogłabym żadnemu z uczestników, ale ona będzie wyjątkiem. Czuje, że jest w niej potencjał. Nie rodzinny, a raczej popęd za marzeniem, którego jeszcze nie odnalazła. Jest jak dawna ja. Chyba to przez to mam ochotę jej pomóc. Przypomniałam sobie jej pytanie i odpowiedziałam:
- Nie powiem nikomu o tym, że tu byłaś i o tym, że będziesz. Nie dowie się nikt, kto mógłby przenieść te informacje do Akatsuki. Kiedy będziesz gotowa powiem o tym Sayuri. Jeżeli ja informuje ją o jakiś uczestnikach to znaczy, że są warci obejrzenia. Wtedy jest stuprocentowa pewność, że ona przekaże tą wiadomość liderowi Akatsuki. On także przyjdzie zobaczyć, kogo znalazłam. Innymi słowy, narażę swoją dokładność i zaufanie. - Wyjaśniłam kiedy zauważyłam, że nie zrozumiała. Przytaknęła lekko głową. Kiedy odpocznie powiem jej o treningach, a na razie muszę unikać Peina, żeby nie wydać Alice. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to będzie jedna z moich lepszych decyzji w życiu.

Sasori:
Światło księżyca - jak każdej nocy - wpadało nieśmiało do mojego pokoju, oświetlając jego niewielką część. Pustą i szarą. Tak też teraz się czuje. Mam wrażenie. A raczej zaczynam odczuwać, że ta organizacja mnie niszczy. Pomijając, że jestem poszukiwanym ninja, powoli zaczynam tracić wszystkie emocje. W środku rośnie pustka, a maleje wszystko co ludzkie, na przykład sumienie i tęsknota. Tak naprawdę to większość zaczęła umierać, kiedy Alice opuściła mury siedziby. Niby  głupia i upierdliwa, jednak jako jedyna z niewielu zatrzymała uczucia. Z resztą, miałem już do tego nie wracać. Nie przypominać i nie obwiniać się. Kiedyś myślałem, że będzie dla mnie kimś bliższym. Marna nadzieja. Tylko Komuru wiedział co o niej myślałem.
Nikt w tej organizacji nie wie co się stało. Alice nagle zniknęła i temat ucichł. Nawet nie dopytywali się czemu. Wszystko wróciło do normy. Zaczęły się misje, polowanie na bijuu i inne rzeczy, które miały tu miejsce wcześniej. Kiedy zapytasz się kogoś, czy zna kogoś takiego jak Wakari, odpowie "Tylko Miyo". To przytłaczające, ale takie jest życie. Jeżeli ktoś odchodzi, każdy o nim zapomina.
Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Dzisiaj razem z Deidarą wyruszamy po Kazekage. Czeka nas dość długa droga.:
- Już idę. - Powiedziałem beznamiętnie wstając z łóżka. Szybko zarzuciłem płaszcz na ramiona, zaraz wychodząc z pokoju. Deidara czekał na mnie za drzwiami lekko zniecierpliwiony. Znowu wszystko stanie się monotonne i bez większego znaczenia, czyli takie, jakie było kiedyś.
-------------------------------------------------
*Buredo Gaisenten - Jedna z nowych technik Alice. Nie działa ona jak inne techniki gaisenten, czyli nie zabiera czakry. Zwyczajnie rani przeciwnika.
!Przypominam! Tylko Alice i Akatsuki zna prawdziwe imię ich lidera, czyli Yahiko. Inni znają go jako Pein.

+ Nowy rodział na "Akademik Ookami Konoha"! Zapraszam do czytania! ;)

7.16.2013

Prolog. Seria II

,, Nowa ja."

- Następna!  - Słyszałam co chwilę, siedząc w długim, bogato ozdobionym i oświetlonym holu. Obok mnie było wiele zabójców. Niektórzy podekscytowani, a inni znudzeni. Ja należałam do tej drugiej grupy.
Przez wielkie, metalowe drzwi przeszło już ponad trzydzieści osób, wróciły tylko dwie. Jak można startować na najlepszego zabójce, kiedy jest się beztalenciem.

Rok wcześniej:
- Komuru, kto to? - Zapytałam mrużąc lekko oczy. Nie odpowiedział a jedynie zawarczał. Nie rozumiałam o co chodziło, a nawet nie miałam czasu, aby o tym pomyśleć, gdyż jedno senbon wbiło mi się delikatnie w przedramię. Natychmiastowo moje mięśnie się rozkurczyły, przez co spadłam z wilka na piasek. Powieki powoli opadały, a mi udało się zobaczyć jedynie kosmyki szarych włosów i odbity blask księżyca w szklanych okularach. Zasnęłam z nadzieją, że i tym razem uratuje mnie Yahiko.

Kiedy ciemność zasłania oczy, logiczne jest, że nic nie widzisz. Gorzej jeżeli gdzieś w dali zobaczysz szkarłatną czerwień, która jako jedyna widnieje dzień i noc w tych czterech ścianach. Do tego dochodzi jeszcze odór zgniłych ciał. Gdzieniegdzie słychać dźwięki szczurzych pazurów, ocierających o kamienie. Codziennie pojawiają tu się nowi ludzie zmuszani do walki, łącznie ze mną. Za każdym razem ten sam krzyk, rozpacz i ból. Zasady  są proste. Zabijasz, albo zostaniesz zabity. Życie w tym miejscu... Nie, tego nawet życiem nazwać nie można. To jest istne piekło.
Nagle drzwi otworzyły się. Do środka wpadł mały i prawie nic nie znaczący promyk słońca. Udało mi się zobaczyć dwie postacie. Przedstawili się jako Kabuto i Orochimaru. Podobno mam im służyć, być lojalna i doprowadzić do zrealizowania ich celów. Cóż może więc począć człowiek trzymany jak zwierzak w klatce? Wykona rozkazy obawiając się, że może tu wrócić.
Tym też się stałam, zwierzęciem, a jednocześnie bronią w rękach wężowatego. Codziennie wykonywałam jego bezsensowne misje zabijając przy tym niewinnych ludzi, znanych bardziej lub mniej. Nigdy nie rozumiałam jaki miał w tym cel. Po za tym Kabuto wykonywał badania starając się zrozumieć działanie mojego kekkei genkai. Były to czasem bolesne zabiegi wymagające ode mnie dużej wytrwałości fizycznej.
Po roku służeniu Orochimaru, kiedy do naszych szeregów dołączył Sasuke Uchiha, spadłam na drugi plan. Już nie byłam jego ulubienicą, ani bronią. Czułam się jak bezradne zwierze w jego szponach. Wtedy wrócił do mnie pierwszy cień świadomości. To nie było życie jakie mogłam sobie wymarzyć. Nigdy nie chciałam być maszyną do zabijania.
To wszystko było takie monotonne i nudne, ale zmieniło się, kiedy dostałam ważne zadanie. Miało to podnieść moje stanowisko i zaufanie, więc się na to zgodziłam. "Alice, twoim nowym zadaniem jest pewna organizacja u której już byłaś. Wysyłam cię tam, bo na pewno przywitają cię lepiej niż Sasuke. Jeżeli uda ci się to dla mnie wykonać odbudujesz moje zaufanie, które trochę zmalało, po tym jak odmówiłaś dalszych badań". Te słowa miały być dla mnie nadzieją. Cieszyłam się w najlepsze, chociaż wiedziałam do jakiej organizacji chce mnie wysłać.


Gotowa czekałam przed kryjówką, przywołałam Komuru. Codzienne czynności. Od kiedy opuściłam Akatsuki, wilk zaczął zachowywać się dziwnie, jakby miał przede mną jakąś tajemnice. Przez to nasza "przyjaźń" zwiędła, a on zostaje tylko przywołany, gdy muszę udać się na jakąś podróż. Nikt nie powiedział, że wiecznie mam żyć z nim w zgodzie.
Kabuto podszedł do mnie przekazując zwój z mapą oraz większe szczegóły:
- Twoim celem jest Akatsuki. Musisz sprawdzić jaki jest ich cel, poznać ich umiejętności oraz sprowadzić tu jednego z nich. Nie wiem jak to zrobisz, ale masz tu sprowadzić Itachi'ego Uchihe. Będziemy się z tobą kontaktować przez kruki. Co tydzień masz pisać postępy, rozumiesz? - Zapytał z uśmiechem, poprawiając okulary. Stałam do niego tyłem więc nie widział mojego wielkiego zdziwienia. Nie podejrzewałam nigdy, że Orochimaru będzie ode mnie wymagał takiego poświęcenia. Nie jestem z nimi w takich relacjach jak kiedyś. Teraz jesteśmy wrogami, przez co mogą próbować mnie zabić. Stałam się silniejsza, ale nie na tyle, aby przeżyć w walce z dwoma z nich. Już jeden byłby dla mnie niemałym problemem. Orochimaru, aż tak chcesz zaryzykować? Zacisnęłam mocno dłoń w pięść odwracając się do Kabuto.:
- Jak mam się dostać do Akatsuki? - Zapytałam spokojnym głosem. On uśmiechnął się jeszcze szerzej, prawdopodobnie widząc mój dawny spokój. Od kilku miesięcy moje emocje zaczynają parować. Nie mam do kogo poczuć przyjaźni, miłości, ani jakiegokolwiek zmartwienia. Moim kolejnym celem w życiu stały się marzenia drugiej osoby. Czy człowiek, który nie można znaleźć własnego celu może mieć jakieś emocje? Bo po co mu ekscytacja, skoro to nie jest na jego korzyść? Po co mu radość, kiedy to on się poświęca dla dobra drugiej osoby? Tacy ludzie najczęściej są pomiatani i wykorzystywani. Kabuto nie jest tego przykładem. Widać w jego oczach, że służenie Orochimaru idzie mu na rękę, a dzięki temu, że ma największe względy, może manipulować i mną.:
- Załatwiłem ci dostanie się do Rakurai. Jak pewnie wiesz te dwie organizacje są w sojuszu. Akatsuki szuka nowego członka wśród zabójców w Rakurai. Wtopisz się w tłum, pokażesz im jaka jesteś zdolna, a natychmiast przeniosą cię.
Kiedy wszystko mi wytłumaczył ruszyłam do mojej nowej organizacji.

W taki sposób znalazłam się w Rakurai. Nie obchodzi mnie już, co działo się wcześniej w Akatsuki. Mam 21 lat, wystarczająco, aby zdobyć umiejętność zapominania o przeszłości. Mam plan, mam zdolności i idealne warunki. Wykonam misje i wrócę na swoje stanowisko.
-----------------------------------------
Nowy strój Alice:

!!!!ZAPRASZAM NA NOWO OTWARTEGO BLOGA: OOKAMI KONOHA!!!!! (adres w moich linkach) Piszę go razem z moją przyjaciółką Emi. Jeżeli macie ochotę spróbować czegoś jak Akatsuki w szkole to serdecznie zapraszam do nas ;) Mamy dopiero prolog i próbny szablon. Wszystko przyjdzie z czasem :)  + Mogłybyście mi polecić jakąś szabloniarnie? :))

I tak myślałam, co do tego special'a i to dawne życie Miyo przy Orochimaru może być spoko:P Chyba, że macie jakieś inne propozycję to napiszcie w komentarzach :)

+ Powoli zaczynam ogarniać wasze blogi :)) U każdego ładnie się dzieje : o

I JESZCZE! Zaczął się u mnie sezon na wiśnie, a kasa sama się nie zarobi. Więc nie wiem jak będzie z kolejnym rozdziałem. Znaczy nie wiem czy będzie za tydzień, czy za dwa.:d O wszystkim będę informować :)) (nad notkami jest coś takiego jak "iNFO", tam będzie wszystko pisać.:d


7.09.2013

Rozdział 11. Trudno zapomnieć.

Alice:
Ludzie mówią, że jak jakaś osoba, leży głęboko w twoim sercu nie dość, że zostaje tam na zawsze, a zaczyna oddawać takie same uczucia jak ty do niej.
Podobno dawna przyjaźń nie rdzewieje. Dużo słyszałam o tym, jak łatwo można ją popsuć, ale zakończenie relacji, boli obie osoby, nie tylko jedną.

Sasori:
Wystarczy tą część przyłożyć do drugiej. Pomyślałem lekko podenerwowany, składając nową marionetkę. Przez wszystko co dzisiaj się zdarzyło, tworzenie miało być dla mnie uspokojeniem. Niestety tak nie jest. Od kiedy pamiętam szło mi to szybko, czy bez większych problemów, a teraz... Nie daje rady złożyć jednej części. Rzuciłem gwałtownie kawałkiem drewna w drzwi od łazienki, zaraz wstając z krzesła. Nie wiem czemu, ale chciałem wyjść z tych szarych, czterech ścian. Nie chce spotkać Alice, nie chce wiedzieć o czym rozmawiali, czy mnie wydała, zwyczajnie mam dość bezczynnego siedzenia. Szybko chwyciłem za klamkę i wyszedłem z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Wszystko mnie denerwuje. Nawet to marne oświetlenie korytarzy. Nie mogę się niczym uspokoić, bo w mojej głowie ciągle jest jedna osoba, o której muszę przestań myśleć.
Moje nerwy szybko zniknęły kiedy w oddali, zauważyłem lekko powiewające, czerwone włosy, zbliżające się w moją stronę. Było to dla mnie czymś jak uspokojeniem, albo małym spełnieniem. Pragnąłem znowu ją zobaczyć, chociaż odrzucałem te myśli jak najdalej. Odkąd się tu zjawiła, nie mogę się na nią napatrzeć. Na jej oczy, twarz, włosy, na całe ciało, nie zapominając o uśmiechu. Teraz jest taka różnica, że zamiast niego, jest smutna. Zauważyłem, jak stara się to ukryć, ale tym razem nie wyszło jej. Powoli przeszła obok mnie bez żadnego słowa, ani spojrzenia. Z bliska mogłem zobaczyć jej oczy, które w tej sytuacji przepełnione są całkowitą pustką. Mimo iż wmawiałem sobie, że nie obchodzi mnie co tam się działo, bez większego namysłu zapytałem.:
- Miałaś jakieś problemy? - Zapytałem, starając zmienić swój głos, by nie brzmiał zbyt troskliwie. Zatrzymała się, ale nie odpowiedziała. Wpatrywała się w ciemną pustkę przed sobą.:
- Alice, były jakieś problemy? - Zapytałem po raz kolejny, chociaż wiedziałem, że to głupie pytanie. Pokręciła przecząco głową i udała się jak najszybciej do swojego pokoju. Każdy normalny domyśliłby się, że to kłamstwo. Chociaż rozum kazał mi ją teraz zostawić i zająć się swoimi sprawami, to ja szybko poszedłem w jej ślady wchodząc do pokoju. Co dziwne drzwi zostawiła otwarte, a ona leżała na łóżku przy Komuru, przykryta płaszczem Akatsuki.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi wilk zaraz podniósł głowę, tym samym budząc Alice. Oboje spojrzeli w moją stronę oczekując jakiś wyjaśnień. W tej sytuacji nie miałem pojęcia co powiedzieć. ,,Cześć, byłaś smutna i chciałem zapytać się o co chodzi". To brzmi bez sensu i nie jest w moim stylu. Po za tym raczej nie muszę się tłumaczyć. Jestem w tej organizacji dłużej i nie potrzebuje pozwolenia, żeby wejść do czyjegoś pokoju. Zauważyłem lekki uśmiech na twarzy Komuru. Na początku nie wiedziałem o co mu może chodzić, ale zaraz przypomniałem sobie o jego zdolnościach. Trochę mnie to speszyło. Co jak co, ale zabójca nie powinien mieć troskliwych myśli o dziewczynie, którą zna od zaledwie kilku dni.
Zwierzak podniósł się z łóżka i w dość szybkim tempem opuścił pomieszczenie zostawiając mnie z Alice. Z tego co zauważyłem ona także nie rozumiała o co chodzi. Patrzyła się na niego jak znikał za drzwiami zaspanym spojrzeniem oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, która nie nastąpiła. Miała trochę poczochrane włosy co sprawiało, że wyglądała jak zwykła, niewinna osoba.

Cisza nie dawała spokoju. Nie wiedziałem jak dobrać słowa, by nie wyjść na jakiegoś idiotę. Kiedy ona siedziała zmartwiona na łóżku i wpatrywała się w krajobraz za oknem ja rozmyślając nad wymówką podziwiałem jej urodę. Chociaż wmawiałem sobie, że to o czym myślę jest przejściowe to chciałbym, aby trwało dłużej.
Alice przeniosła, swój zaspany wzrok na mnie, tak jakby czekała, aż wyjdę. Nie trwało to długo. Zaraz wstała i ociężałym krokiem powędrowała do szafy, z której zaraz wyjęła jakiś większy plecak. Z początku nie wiedziałem o co chodzi. Uważnie obserwowałem jej ruchy, aż w końcu udało mi się wydusić kilka słów:
- To powiesz mi, co tam się działo? - Zapytałem opierając się plecami o drzwi. Wzięła kilka ubrań do rąk, zaraz pakując je do plecaka. Wyglądała na zamyśloną, ale i jednocześnie zagubioną. Kiedy miałem powtórzyć to pytanie, odpowiedziała.:
- Idę na misje. - Wydusiła z siebie kilka słów wracając do poprzedniej czynności. Nie chce mi się wierzyć, że to prawda. Znam lidera już dość długo i wiem, że nigdy nie wysłałby nowicjusza na jakąś misje bez jakiejkolwiek pomocy. Zapewne dłuższe siedzenie tu nie ma większego sensu, ale coś w środku mówi mi, żebym został tu z nią. Nie wiem czy to coś da, ale chwila spędzona z nią, nie będzie straconą.

Alice:
Brałam kolejną część garderoby, kolejną i kolejną. Nie dochodziło do mnie to co się stało i Sasori. Po co ty tu stoisz? Chcesz mnie bardziej dobić, wyśmiać czy może życzyć mi dosłownego połamania nóg na "misji". Właściwie to teraz jest mi wszystko obojętne.

Kilkadziesiąt minut wcześniej, gabinet lidera:
Nadal nie rozumiem, jak ja mogę nie pamiętać swojej własnej siostry. Wiem, że są zakazane jutsu na wymazanie pamięci, ale moja rodzina ich nie stosowała, a nawet jeśli, nie miałaby w tym większego zysku. To byłoby bez sensu.
Stałam z wzorkiem wbitym w podłogę, kiedy Yahiko stał wpatrzony w krajobraz za oknem. Przez dłuższą chwilę siedział cicho tak jakby intensywnie o czymś rozmyślał. Ciekawe o czym... O mnie? O tym co zrobiłam? Tylko, że ja nic nie zrobiłam. Chciałam tylko odeprzeć atak Miyo. Co było dla mnie niemożliwe. Nie rozumiem jak to się stało, ale ja w tym nie zawiniłam!
- Alice. - Odezwał się nagle Yahiko zdejmując ochraniacz z czoła. W tej chwili przypomniałam sobie o umiejętnościach czytania w myślach. Jednak nie żałowałam, że to usłyszał. - Twój pobyt tutaj od początku był złym pomysłem. - Dopowiedział, powoli zbliżając się do mnie. W gardle poczułam, wielką gulę, która nie pozwalała mi się odezwać. - Konan popełniła błąd, a także ja. W połowie rozumiem jej odruch przyniesienia cię tu, w końcu była dla ciebie kimś bardzo bliskim. - Ale ty byłeś mi o wiele bliższy. Pomyślałam, nie odrywając wzroku od podłogi. W sercu miałam nadzieje, że mnie usłyszy. Chciałam, żeby przed tym jak mnie zabije wiedział o tym, kim dla mnie był. Nie dokończyłam swoich myśli, gdyż kontynuował. - Tylko dlatego opuścisz tą organizacje żywa. Spakujesz się i jak najszybciej odejdziesz. Konan ci ufa i wie, że nie zdradziłabyś nikomu naszej kryjówki, ale nie ja. Musisz zapomnieć o tym co stało się kiedyś i o tym co wydarzyło się niedawno. - Powiedział swoim spokojnym tonem, tak jakby to co teraz powiedział było czymś normalnym i nieposiadającym większego znaczenia, ale dla mnie był to ogromny cios. Wszystko zapadło się, kiedy usłyszałam słowa: ,,Musisz zapomnieć o tym co stało się kiedyś i o tym, co wydarzyło się niedawno". Poczułam jakby moje serce, właśnie podzieliło się na dwie części. Jedna martwa, ciemna i opuszczona, a druga ledwo oświetla i jeszcze trzymająca przy życiu. Jednak to było niczym w porównaniu z tym co działo się w mojej duszy. Przepełniła się całkowitą pustką. Osoba, która była moim celem w życiu i jedyną podporą, właśnie każe mi o sobie zapomnieć i odejść.:
- Ja nie dam rady zapomnieć. Nie chce. - Powiedziałam nagle cicho. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na tyle głośno, aby mógł usłyszeć. Zacisnęłam dłonie mocno w pięści i wzięłam jeden głębszy wdech czekając na reakcje. Nagle przed moje oczy wsunęła się opaska wioski deszczu z przekreślonym symbolem. Podniosłam lekko głowę i ujrzałam Yahiko, bez ochraniacza z roztrzepanymi włosami. Wyglądał prawie jak dawniej, ale bez uśmiechu.
To prawda? Daje mi swój ochraniacz jako pamiątka, bo nie potrafię zapomnieć? To takie nie w twoim stylu. Pozwalasz mi spokojnie odejść, chociaż dobrze wiesz, że mogłabym sprzedać jakiejś wiosce informacje o was. To znaczy, że jeszcze trochę mi ufasz? Ja... Dzięki temu czuje się trochę lepiej.:
- Dziękuje... - Powiedziałam cicho z lekkim uśmiechem chwytając powoli za opaskę. Przez chwilę miałam obawy, że to jakiś głupi test, ale kiedy bez problemu oddał mi swój ochraniacz wiedziałam, że już wszystko skończone. To ostatnia chwila kiedy się widzimy. Wiem, że czasu nie cofnę, ale chciałabym móc go przynajmniej zatrzymać, bym mogła zostać z nim jak najdłużej. W głębi nadal mam nadzieje, że spotkamy się na jednej z moich wędrówek. Może wrócę do wcześniejszej pracy?:
- Alice? - Wyrwał mnie z zamyśleń głos Yahiko. - Kto powiedział ci o tym, że Miyo jest twoją siostrą? - Powiedział, jakby trochę ciszej. Stał do mnie tyłem, udając, że szuka czegoś w na półkach. Ja także zaczęłam szukać tam odpowiedzi choć wiedziałam, że to bezsensu. Nie lubię donosić, szczególnie jeżeli chodzi o jakieś ważniejsze rzeczy. Chociaż wiem, że ta osoba powiedziała mi to specjalnie, żeby wywalić mnie z tej organizacji. Bo jaki jest w tym większy sens? Gratulacje Sasori. Właśnie dopiąłeś swego. Mam nadzieje, że się ucieszysz. Z zamyśleń przerwał mi huk spadającej książki, a zaraz potem dźwięk pukania zza drzwi. Lekko wzdrygnęłam, zaraz spoglądając na Itachiego.:
- Mamy problem. - Powiedział chłodno, zamykając za sobą drzwi. Jak zawsze opanowany i zimny. Chyba jako jedyny nie musiał mieć pozwolenia, aby wejść do gabinetu. "Prawa ręka" ma swoje przywileje.:
- Tak, wiem. - Powiedział nagle Yahiko, siadając za biurkiem. - Możesz już wyjść Alice. Pamiętaj co masz teraz zrobić. - Dopowiedział trzymając buteleczkę z sake.
To już czas. Ogromna gula w gardle nie pozwalała mi nic powiedzieć, a zmuszała do płaczu. Kiwnęłam twierdząco głową, zaraz szybko opuszczając to pomieszczenie. Oddychanie szło mi bardzo ciężko, nie mogłam złapać porządnego oddechu. Zamiast tego zwyczajnie dyszałam, a moje ciało drżało jakbym miała zaraz skoczyć z wieżowca. Nie mogła dojść do mnie myśl, że to już koniec. Jestem zmuszona wrócić do mojego starego, bezsensownego życia w wielkim domu jedynie z Komuru. Po raz kolejny będę sama. A może tak musi być, że na świecie jest osoba, której nie dane jest mieć jakiekolwiek więzi? Jako dziecko straciłam rodzinę, potem przyjaciół, pierwszą dojrzałą miłość... Dlaczego do cholery wszystko jest takie skomplikowane.

W pokoju Alice:
Jestem już spakowana, a on nadal tu stoi oczekując nie wiadomo czego. Czekasz na gratulacje czy oklaski? Wiedziałam, że nie będę tu mile widziana, ale żeby ktoś chciał mnie stąd wyrzucić? Cóż. Zabójca to zabójca, tacy ludzie są bezduszni, bezuczuciowi i bezsumienni. Nie mam czego oczekiwać.
Zacisnęłam mocno opaskę w dłoni, po czym sprawnie chwyciłam za plecak i bez żadnego spojrzenia wyszłam szybko z pokoju. Zostawiam tu wszystkie moje wspomnienia i problemy związane z tą organizacją, a ochraniacz będzie mi przypominać że żył ktoś taki jak Yahiko, Konan i Nagato. Jak bardzo byli mi oni pomocni i jak bardzo jestem im wdzięczna. Na zawsze pozostaną oni w moim sercu. Rozluźniłam uścisk na ochraniaczu zaraz zawiązując go sobie na czole. Pojedyncza łza wypłynęła z mojego oka, zakończając męczącą podróż za marzeniem spotkania dawnych przyjaciół. Czas abym stanęłam czołem z nowymi przeciwnościami tego życia i znalazła sobie jakiś cel. Przetarłam policzek dłonią, wycierając powoli spływającą łzę. Zauważyłam Komuru stojącego przy wyjściu. Chyba od początku wiedział jak to się skończy. Razem wyszliśmy na dwór, gdzie przywitał nas blask księżyca. Wiatr delikatnie zawiał moje włosy, a piasek lekko pogładził moje ciało swoimi ziarenkami.:
- Dawno nie byłaś na dworze, prawa Alice? - Zapytał nagle Komuru czekając, aż na niego wejdę. Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze.:
- Tak, rzeczywiście. - Odpowiedziałam lekko niepewnym głosem. Sprawnie wsiadłam na Komuru, który już po chwili powoli ruszył przed siebie.
W środku krzyczałam, kazałam mu się zatrzymać, darłam się, że nie chce znowu go stracić, ale to było jedyne wyjście. Teraz mogę tylko błagać o lepsze jutro.:
- Hm? Komuru, kto tam stoi?

Sasori:
Nie rozumiem co się właśnie stało. Pozwoliłem jej po prostu wyjść, chociaż dobrze wiem, że to nie misja. Nie wzięła nawet płaszczu i nie zamknęła drzwi. Opuściłem jej pokój szybko kierując się do salonu. Chyba miałem nadzieje, że właśnie tam ją znajdę. Chociaż nic mi nie pasowało, ani nie trzymało się jakiegokolwiek sensu, chciałem wiedzieć o co chodzi. Wszystkie myśli były ze sobą sprzeczne, starałem się przemówić sobie do rozsądku, ale to nic nie dawało. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje.
Szybko wszedłem do pokoju, starając trzymać się całkowity spokój. Jak nigdy siedziało tu mało osób. Jedynie Itachi czytający jakąś książkę i Hidan oglądający telewizje. Głupio by było zapytać się wprost, gdzie jest Alice, więc wymyśliłem małe kłamstwo:
- Widzieliście gdzieś Alice? Miałem dzisiaj oduczyć ją błędów w walce. - Powiedziałem spokojnym tonem. Nic lepszego niż to nie przychodziło mi do głowy.:
- Lider ją wyrzucił. Szczerze myślałem, że będzie siedzieć tu trochę dłużej, no ale cóż, trudno. - Powiedział szeroko uśmiechnięty Hidan. Coś w środku mnie tknęło. To takie dziwne uczucie o którym kiedyś nie miałem pojęcia.:
- Ja na jego miejscu bym jej nie zabijał. Szkoda takiej dziewczyny. - Dopowiedział lekko skwaszony przeglądając kolejne kanały. On spokojny, a ja zdenerwowany, nie rozumiałem tego co do mnie powiedział. Albo może nie chciało to do mnie dojść? Przecież oni kiedyś byli dobrymi znajomymi, nie chce mi się wierzyć, że mógłby jej zrobić krzywkę. Już nie mówiąc o odebraniu życia.:
- Gdzie jest teraz lider? - Zapytałem w stronę Itachiego. Powoli spojrzał się na mnie chłodnym wzrokiem, jakby chciał wiedzieć o czym teraz myślę.
- Niedawno wyszedł załatwić kilka spra... - Przewałem mu.
- I zabić Alice? - Nie wiem czemu o to zapytałem. Zwyczajnie wymknęło mi się.
- Jeszcze nikt kto opuszczał tą organizacje nie przeżył, więc odpowiedź jest jasna. - Odpowiedział beznamiętnie, po czym wrócił do czytania lektury. Po jego słowach to dziwne uczucie zaczęło narastać. Coś jak żal i tęsknota? Bardzo możliwe. Jakbym miał to jakoś uzasadnić powiedziałbym, że każdy w życiu powinien mieć takie pierwsze zauroczenie. Było, minęło i tak już jej nie spotkam. Tylko... Po co od razu zabijać? Dlaczego nie mógł puścić ją stąd żywą? Dobrze wiedział jak bardzo była ucieszona, gdy go spotkała, a przynajmniej ja to widziałem. Nie sądziłem, że jest aż taki bezuczuciowy względem osoby, której nie zna od kilku dni, a od dzieciństwa.
Wstąpiłem do tej organizacji bo nie miałem co robić dalej. Nadal mi nie ufa i nie chce powiedzieć jaki jest główny cel łapania Bijuu. To takie głupie. Kiedy w końcu znajdziesz drugą osobę, której tak jak tobie nie ufają i chce się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, ten kto jest całą tajemnicą zabija ją jak gdyby nigdy nic. Właściwie to życie w tej organizacji jest jedną wielką zagadką.

--------------------------------------------
Okej, jakoś poszło, przypomniałam sobie wszystko i mam takie małe pytanko!
Jeżeli nie wybaczyłyście mi tego, że zapomniałam hasła, to może jakiś special? Napiszcie w komentarzu wasze pomysły :P

Tak oto zakończę 1 serie tego opowiadania, która zwie się: " Nieosiągalny cel mojego życia". Taki tam tytuł... :d Prolog do 2 serii, która będzie się zwać: "Czy istnieje szczęśliwe zakończenie?" prawdopodobnie pojawi się za tydzień :) Dziękuje i pozdrawiam :))

7.03.2013

Na szczęście :))

Witam drodzy czytelnicy (o ile jacyś tu jeszcze są)
Może ktoś rozmyślał, czemu przez taki długi czas nie pojawił się żaden rozdział... To nie leń czy coś w te deseń, a problem z hasłem. Nie mogłam zalogować się do mojego bloga.
Na szczęście dzisiaj jeszcze popróbowałam i udało się.
PROŚBA DO WAS!
Była bardzo długa przerwa i wiem, że niektóry dali sobie już spokój z czytaniem moich wypocin.
Znajduje się tu ktoś, dla kogo mogłabym dalej ciągnąć to opowiadanie? Napiszcie proszę w komentarzu. :)
Pozdrawiam.:))