- Zatrzymać ją! - Krzyknął mężczyzna z widniejącą złością na twarzy. Był to ninja z wioski liścia. Razem ze swoją pięcioosobową drużyną gonili intruza przez gęsty las, który jeszcze dwie godziny temu obserwował ich miejsce zamieszkania. Była to Alice Wakari. Każdy doskonale znał to nazwisko przez swoją złą sławę. U niektórych budziło grozę, w innych zachwyt. Dziewczyna co jakiś czas odwracała się do nich pokazując swój pełen dumy uśmiech. Bawiła się z nimi. W każdej chwili mogła przywołać swojego towarzysza Komuru i zniknąć w mgnieniu oka. W jednej chwili kobieta skoczyła na jedną z grubszych gałęzi zmuszając tym swoich przeciwników do zakończenia pościgu. Nikt się po ruszył. Obserwowali siebie w ciszy. Jedyne znaki dawał wiatr, wprawiając w ruch liście oraz szkarłatne włosy Alice. Jeden z ninja wioski liścia postanowił przerwać ciszę:
- Jak się czujesz z tym, że przynosisz hańbę swojemu klanowi?! - Krzyknął w stronę swojego przeciwnika, ale to wyraźnie nie zrobiło żadnego wrażenia. Alice jak była uśmiechnięta, tak dalej jest. Jedynie podniosła dłoń na wysokość klatki piersiowej, a zza krzaków nagle zaczęły wylatywać niebieskie motyle. Było ich pięć, potem piętnaście, trzydzieści. Ciężko było poznać dokładną liczbę, ale wyraźnie robiły wrażenie na ninja wioski liścia. Ustawili się natychmiast w koło, aby ubezpieczać się z każdej strony. Motyle zrobiły dokładnie to samo. Ustawiły się grupkami dookoła nich. Alice widząc, że wszystko idzie zgodnie z planem poszerzyła swój uśmiech. Powiedziała pod nosem "Buredo Gaisenten", a następnie owady zmieniły się w senbon. Sprawnym i mocnym ruchem machnęła ręką w dół, a wszystkie ostre narzędzia w sekundę przebiły ciała shinobi. Zeskoczyła z powrotem na ziemię aby sprawdzić stan przeciwnika. Jeden z nich jeszcze utrzymywał się na łokciach z bólem i wściekłością na twarzy:
- Mój klan już od dawna nie istnieje. - Powiedziała sucho do jedynego, jeszcze żywego mężczyzny, a następnie odwróciła się na pięcie i swobodnym, spokojnym krokiem oddaliła się od miejsca zabójstwa. Jej następnym przystankiem była mała knajpka o nazwie "Gon-Gon". W czasie podróży zastanawiała się czy to było konieczne. Czy mogło się obejść bez wylewu krwi? Uspokajał ją wiatr, muskający jej szyje, policzki i rozwiewając włosy. Było to kojące, sprawiało, że wszystkie myśli znikały, mogła skupić się na delikatnym dotyku.:
- Już po wszystkim? - Zapytał ją wilk, wychodząc zza krzaków. Wyrwał ją z rozkoszowania się naturą, co nie spodobało się kobiecie. Zatrzymała się i rzuciła mu zirytowane spojrzenie:
- Tak, teraz już po wszystkim. - Odpowiedziała od niechcenia, po czym skierowała się w stronę zwierzęcia. - Miałam nadzieje, że ta misja, pomoże mi przestać myśleć. - Powiedziała krótko wsiadając na grzbiet wilka. - A jest wręcz przeciwnie. - Dodała po czym użyła czakry, żeby przyczepić się do Komuru. Kiwnęła do niego głową na znak, że mogą ruszać. Tak też zrobili.
Po 15 minutach byli już u celu. Stali pod małym, drewnianym barem o nazwie "Gon-Gon". Było to miejsce w którym każdy mógł odpocząć w czasie misji. W środku wyraźnie śmierdziało alkoholem i papierosami. Gdzie się nie spojrzało, wszędzie pijani ludzie. Zaczepiali siebie nawzajem, nie zastanawiali się jak przy tym wyglądają. Alice wzięła głęboki oddech i poszła w stronę barku. Zamówiła tam sobie butelkę sake i poszła poszukać sobie miejsca. Rozglądała się wszędzie, ale co chwile ktoś na nią wpadał, przepraszał, komplementował, ale ona to wszystko ignorowała. Chciała tylko znaleźć jakieś miejsce do wypicia. W kącie zauważyła dwie dobrze znane jej osoby. "Co oni tutaj robią" pomyślała idąc w stronę Deidary i Sasoriego. Siedzieli przy czteroosobowym, drewnianym stoliku i wyraźnie nikt nie chciał się do niech dołączyć. Deidara siedział okrakiem, opierając ręce na oparciu krzesła, a Sasori zwyczajnie podtrzymywał się łokciami o stół. Kiedy zauważyli Alice, nie ukrywali zdziwienia.:
- Mogę się dosiąść? - Zapytała podirytowana stawiając sake na stół. Pytanie było retoryczne. Nie oczekiwała na jakąkolwiek odpowiedź. Od razu usiadła na krześle między nimi i sprawnie, jednym ruchem otworzyła butelkę:
- Rozumiem, że wy też już skończyliście? - Zapytała, biorąc pierwszy łyk z butelki. Spojrzeli na nią trochę zdziwieni. Deidara odchrząknął i odpowiedział:
- Taa.. Misja nie była trudna, ale facet definitywnie robił co mógł, żebyśmy tylko zostawili go w spokoju.- Uśmiechnął się do kieliszka, po czym pewnym zamachem wypił całą jego zawartość.: - To było irytujące, ciągle powtarzał to samo. "Zostawcie mnie!" "Proszę, ja chcę żyć!" i tym podobne. - Cytując swoją ofiarę, komicznie gestykulował błagającego o litość, to rozśmieszyło całe towarzystwo. W tym czasie Sasori dolał mu sake.:
- To faktycznie denerwujący. Moi za to byli tak zaparci, że gonili mnie dobre 20km! Gdyby sobie odpuścili, nic by im się nie stało. - Skomentowała Alice podniesionym głosem, a następnie wzięła kolejny łyk z butelki.:
- To jest najlepsze, że oni zawsze są tacy lekkomyślni. - Dodał od siebie Sasori, następnie wypijając zawartość swojego kieliszka.
Tak mijały godziny spędzone w pubie. Wszyscy opowiadali co ich spotkało podczas misji, a następnie brali po łyku alkoholu. Jak się okazało, mieli tyle do opowiadania, że 2 butelki to za mało. W wesołej atmosferze wypili kolejne dwie, nie przejmując się mijającym czasem. Nie był on przeszkodą, a na pewno dla Alice. Na powrót do siedziby miała jeszcze dwa dni, natomiast tej towarzysze kieliszka, tylko jeden. Nie czuli czasu, dobrze się bawili, rozluźnili, kupowali kolejne butelki, żeby tylko było przy czym opowiadać, a czas leciał i leciał.
Z transu alkoholowego wyrwał ich jeden z tutejszych. Stary mężczyzna, rolnik, który odsłonił zasłony w barze.:
- Cholera już świt! - Krzyknął blondyn. Zaraz zerwał się z krzesła, ale nie był to dobry pomysł. Zachwiało go na tyle, że upadłby na ziemie. Na szczęście natrafił na ścianę. Przetarł rękami twarz i spojrzał na dwójkę siedzącą przy stole. Ich twarze były całkowicie zamazane.:
- Sasori? Alice? - Zapytał, nadal trzymając się mocno ściany. Nie miał pewności, że mówi do odpowiednich osób. Wytężył wzrok, ale nadal nie był przekonany:
- Deidara? - Zapytała Alice podnosząc głowę, która jeszcze chwile temu była oparta o stół. Podobnie jak blondyn, miała problem z rozpoznaniem osób dookoła. Po części przez alkohol, ale głównie przez światło wpadające przez okno. Chciała wstać, bez większego powodu, ale powstrzymał ją Deidara:
- Nie rób tego! Naprawdę, nie rób, lepiej siedź i nic nie rób. Nic. - Powtarzał blondyn próbując dojść do swojego towarzysza.:
- Sasori, wstawaj do cholery! - Krzyknął zachlanym głosem. Chciał oprzeć się o ramie czerwonowłosego, ale nie trafił i wylądował na podłodze.:
- Deidara! Nie rób takiego hałasu! Ludzie się patrzą. - Zwróciła mu uwagę Alice równie niewyraźnie jak inni.:
- Zbierajcie się, wychodzimy. - Rozkazał Sasori wskazując palcem na ścianę... na drzwi.. błądził nim po całym pomieszczeniu, aż w końcu znalazł drzwi! Wszyscy leniwie wstali ze swojego siedzenia, lub też podłogi, i leniwym, niepewnym, chwiejnym krokiem starali się iść w stronę drzwi.:
- O której skończyliśmy? - Zapytała Alice, jedną ręką trzymając się za głowę, a drugą starając się otworzyć drzwi.:
- Sądzą po moim wzroku? - Deidara skupił się na jednej z wielu pustych butelek na ich wcześniejszym stoliku. Cały świat się kręcił, falował, nawet nie mógł się skupić na jednej rzeczy. - Chyba niedawno. - Dodał zasłaniając usta dłonią w geście obrzydzenia.
Wszyscy wyszli z baru, podpierając się nawzajem o siebie. Trójka niby zabójców, a w obecnej sytuacji, wyglądali jak zombie. Półotwarte buzie, nogi poruszały się jak połamane, zamknięte oczy i odrażający smród alkoholu. Taki łatwy cel, taka okazja.:
- Ja nie dam rady. - Stwierdziła Alice, po czym położyła się pod drzewo głęboko oddychając.
- Ja też nie.- Stwierdził Deidara i położył się obok czerwonowłosej. Sasori przez chwilę przyglądał się a to im, a to dróżce. "Jeszcze tak daleko" i zaraz dołączył do dwójki pod drzewo. Jeżeli w obecnej chwili ktoś by ich zaatakował, sprawa byłaby przegrana, ale nie przejmowali się tym. Zależało im teraz najbardziej na wypoczynku i wytrzeźwieniu.
- Kuuurcze, ale świat się kręci. - Powiedziała załamana dziewczyna, kładąc obie ręce na twarzy. - Ostatni raz.
- Każdy tak mówi. - Zaśmiał się Sasori, również zasłaniają oczy przez promykami słońca.
- Ale naprawdę.
- Jasne.
- Mówię poważnie. - Wymieniali się szybko zdaniami, aby jak najszybciej skończyć tą rozmowę i móc pójść spać.
- Cii. - Uciszył ich Deidara przykładając palca do ust. Faktycznie podziałało. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Wsłuchiwali się w odgłosy natury.:
- Ej. Cieszycie się, że wróciłam, prawda? - Zapytała dziewczyna odsłaniając jedno oko, by zobaczyć ich reakcje. Przez pierwsze sekundy nic nie odpowiedzieli.:
- Nie. - Pierwszy odpowiedział Deidara. Obrócił się na prawą stronę tak, że leżał plecami do dwójki. Alice prychnęła i czekała na odpowiedź Sasoriego. On musiał się jednak zastanowić. Dużo się stało pod jej nieobecność. Każdy się zmienił, na lepsze czy też gorsze. Ciężko jest stwierdzić czy nie zburzy wszystkiego swoją obecnością. Ale ona też się zmieniła. Nie poświęca połowę swojego życia na uczucia.:
- Więc? - Dopytywała się wyraźnie podirytowana.
- Jest mi to obojętne. - Odpowiedział szybko, po czym wykonał tą samą czynność co Deidara.Obaj byli teraz odwróceni od Alice, a ona leżała na plecach między nimi nadal zasłaniając oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. "I tak wiem, że kłamiecie". Pomyślała, po czym udała się do krainy snów.
-------------------------------------------------------
Zaczynamy delikatnie, na rozluźnienie.
Zmieniłam trochę styl pisania. Mam nadzieję, że wszystko wygląda lepiej i że się podoba. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz