11.27.2017

Rozdział 20. Jak duże dzieci.

Dwójka wysokich mężczyzn szła przez wydeptaną dróżkę wśród bezmiernych drzew. Jeden nieco potężniejszy, o niebieskiej karnacji z ogromnym mieczem na plecach. Drugi zaś o kruczo czarnych włosach i głębokich, ciemnych oczach. Jednak istotniejszy był ich ubiór, który u wszystkich ninja wywoływał zimne dreszcze. Był to czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. Akatsuki.:
- Hej, Itachi. Czy to nie są przypadkiem nasze śpiące królewny? - Kisame wskazał na dwójkę osób leżących pod drzewem z niemałym zaskoczeniem. Wszystko było jasne, kiedy oboje zbliżyli się i zobaczyli dwóch znanych im mężczyzn. Jeden o długich blond włosach zasłaniających mu w tym momencie całą twarz. Drugi o czerwonych, rozczochrany, z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.:
- Wstawać! - Krzyknął Kisame z chytrym uśmiechem na twarzy. Dwaj mężczyźni leżący na ziemi w tym samym momencie wzdrygnęli, ale nie przejęli się kolegą. W tym momencie bardziej nieznośne od jego głosu był ból głowy, który nasilał się z każdym jej ruchem. Jęczeli z bólu wijąc się po trawie licząc, że ta da im upragniony chłód.:
- Gdybym tylko wcześniej wiedział, że pokona was alkohol. - Zaśmiał się rybowaty.
- Nie powinniście już być w siedzibie? - Zwrócił uwagę Itachi, spoglądając z pogardą na "zwłoki" pod drzewem. Nie lubi niesubordynacji, szczególnie u osób, których nie darzy sympatią.:
- Mieliśmy. I co z tego? - Deidara powoli wstał, wspomagając się o pień drzewa. - Akurat spotkaliśmy Alice i uznaliśmy, że należy się odpoczynek po dobrze wykonanej robocie.
- Nie tobie oceniać, czy została dobrze wykonana. - Skomentował Itachi, po czym od razu udał się dalej. Nie przepadał za Deidarą, jego bezczelnością i wybuchowym charakterem. Jak się okazało ze wzajemnością. Kisame tylko wzruszył ramionami i poszedł za swoim partnerem. Dwójka obok drzewa powoli zaczynała się ogarniać. Obaj nie wiedzieli jak to się stało, a raczej jak doszło do tego, że zapomnieli o wyznaczonym czasie. Sasori był wyraźnie bardziej zdezorientowany niż jego towarzysz. Rozglądał się dookoła z przymrużonymi oczami starając się poskładać wszystko w jedną całość. Nie wiedział gdzie jest jego marionetka obronna, płaszcz i Alice.

W tym samym czasie:

Czerwonowłosa kobieta stała na środku pustyni. Minę miała skrzywioną od bólu głowy, który nasilał się pod wpływem mocnych promieni słonecznych. Tylko przyjemny, delikatny wiatr powiewał jej włosy, wplątując między nie pojedyncze ziarenka piasku. Działało to jak leki przeciwbólowe. Jednak nie przyszła tu dla podziwiania kraju wiatru.Wykonała szybko kilka pieczęci, po czym zrobiła 5 kroków do przodu. Powtórzyła czynność dłońmi i przesunęła się o krok. W jednej chwili pojawił się przed nią budynek o wysokości około 5 metrów, typowy dla budownictwa w kraju wiatru. Dobrze go znała, ciągle z niego wychodziła, czasem na dłużej, czasem kilka dni. Specjalnie dobrych wspomnień z nim nie miała, ale ciągle ją coś przyciągało. Albo raczej ktoś.

- Wróciłam. - Powiedziała Alice wchodząc do salonu. Była to raczej umowna informacja. Nie oczekiwała, że ktoś się ucieszy, podbiegnie i ciepło przywita. Tak się nie wydarzyło. W pokoju siedziała tylko Konan czytająca jakąś książkę na kanapie.: - Gdzie wszyscy? - Zapytała podchodząc bliżej do znajomej, bo przyjaciółką już ciężką było ją nazwać.:
- Jeszcze nie wrócili z misji. - Odpowiedziała nie odwracając wzroku od lektury.:
- A po co w ogóle poszli? Po jinchuriki? - Dalej ciągnęła. Mimo wszystkich sytuacji, które wydarzyły się w niedawnym czasie, ciągle miała do niej jakiś sentyment. Chciała z nią rozmawiać, poczuć się bliżej. Sam widok jej twarzy przywoływał wspomnienia. W końcu już nie raz pomogła jej wyjść z trudnej sytuacji.:
- Tego nie wiem. Musisz się zapytać pana wiecznie wkurzonego. - Odpowiedziała unosząc brwi. Wyraźnie podkreśliła dwa ostatnie słowa, dając do zrozumienia, że jest zirytowana zachowaniem Yahiko. Alice postanowiła nie pytać o szczegóły. Kiwnęła głową, uśmiechnęła się ciepło i wyszła z salonu. Musiała w końcu zdać raport i zmierzyć się ze zdenerwowaniem lidera. Czuła się niepewnie. Każde spotkanie z nim wywoływało pustkę w głowie i ścisk w żołądku. Nie wiedziała czy to przez uczucia, czy przez strach. Czego się bała? Że pozna o niej prawdę. O "powrocie" do organizacji. Chociaż wie, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji i będzie zmuszona walczyć przeciwko Yahiko. Zresztą, na pewno już coś podejrzewa...

Stała pod drzwiami zastanawiając się co powiedzieć po wejściu. To tylko złożenie raportu, ale chciałaby wyjść profesjonalnie, przypodobać mu się jako pionek. Przez ostatnie lata jedyne co robiła to uszczęśliwiała innych, zapominając o swoich potrzebach. Przyzwyczaiła się do tego. Nie sprawiało to problemu przez który nie mogłaby o niczym innym myśleć. Codzienność.
Zapukała lekko w drzwi, stała czekając na pozwolenie. Nasłuchiwała uważnie. Po usłyszeniu krótkiego "wejść", wzięła głęboki oddech i weszła do pomieszczenia. Jak zwykle, oświetlone tylko tam, gdzie słońce wpadało przez okna. Zauważyła Yahiko siedzącego swobodnie za biurkiem, bez płaszcza i ochraniacza, w szarej koszulce na ramiączka i luźnych spodniach. Wyglądał raczej na znudzonego, niż rozwścieczonego. Podeszła bliżej tak, aby znajdować się blisko biurka.:
- Rozumiem, że wszystko poszło zgodnie z planem? - Zapytał patrząc się prosto w oczy Alice tak, jakby nie wierzył w to co powie i chciał wyczytać jej z głowy. Zezłościło ją to. Nie lubiła, gdy ktoś bezpodstawnie macza palce w jej myślach. Zmarszczyła brwi i odpowiedziała.:
- Powiedzmy. - Trzymała poważną minę.
- To znaczy? - Zapytał od razu nie odwracając wzroku.
- Wszystko szło dobrze, ale odstawiając szpiega w wyznaczone miejsce nie spodziewałam się zwiększonej ochrony w wiosce. Nie wyszło po cichu, ale padło tylko pięciu. - Odpowiedziała pewniejsza siebie, lekko unosząc jeden kącik ust.:
- Zdajesz sobie sprawę, że wyznaczyłem ciebie do tej misji ze względu na to, że PODOBNO jesteś najlepsza w "cichych" sprawach. - Położył mocny nacisk na słowo "podobno", tak jakby wątpił w umiejętności Alice. Może faktycznie myślał, że się nie nadaje, a może po prostu chciał ją sprowokować. A to na pewno odczuła. Po raz kolejny zmarszczyła brwi i zacisnęła zęby, żeby tylko nie wychodzić z roli poważnej osoby.:
- Jestem najlepsza w cichym zabijaniu, a nie w cichym odstawianiu szpiega. Następnym razem czytaj uważniej. - Po jej słowach to on zmarszczył brwi. Zmienił pozycje opierając podbródek o splecione ręce.:
- Skoro cicho zabijasz, to tak samo podchodzisz do swojego celu. Nie paradujesz przez środek wioski z banerem "tu jestem". - Zakpił z niej, a ona to bardzo mocno odczuła. Ledwo utrzymywała w ryzach swoją drugą, burzliwą naturę.:
- Ja chociaż wychodzę i daje o sobie znać światu, a nie siedzę na dupie na moim wygodnym fotelu chlejąc w dzień. - Odpowiedziała nie gorzej, starając się przy okazji nie przesadzić. Yahiko w jednej chwili wstał z fotela stając twarzą w twarz z Alice.:
- Jak już wychodzisz i głosisz o sobie takie mity to mogłabyś chociaż sobą coś prezentować.
- Nie muszę za każdym razem pokazywać moich cudownych zdolności. Każdy wie, że są tak samo niesamowite jak ich posiadaczka. - Odpowiedziała od razu.
- Swoich zdolności do picia? Czuć od ciebie alkohol odkąd weszłaś do pokoju. - Odszedł od biurka i okrążył je tak, że stał teraz dokładnie obok Alice.:
- Z tego co zauważyłam to alkohol nie jest tu zakazany. - Odpowiedziała zaraz. Nie wyglądało to jak normalna rozmowa. Oboje chcieli po prostu dać sobie w kość i nie przyznać drugiemu racji.:
- Ale po alkoholu stajesz się łatwym celem dla każdego. Nawet dla kelnera. - Odpowiedział stanowczo nie tracąc kontaktu wzrokowego. Alice spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Nie wiedziała jak to ma odebrać. Troska, czy zwykłe uwagi w regulaminie. Zaraz przypomniała sobie jak ją porzucił, jak musiała walczyć z płaczem, z tysiącami myśli. "Gdyby nie chciał, żeby stała mi się krzywda, nie odrzucił by mnie". Pomyślała, a na jej twarz wróciła poważna mina. Nie znała prawdy. Sam Yahiko nie wiedział, czemu to powiedział. Przez tak szybką wymianę słów, nie miał czasu dwa razy się zastanowić nad tym co mówi i do kogo. Ciągle czuł coś do Alice i było to pożądanie. Pożądanie jej ciała, jej osoby, jej głosu. Zawsze odstawiał te uczucia na bok, w końcu jest przywódcą zabójców. Nie mógł sobie pozwolić na flirty czy głębsze uczucia. Zakłóciło by to nie tylko postępy w misjach, ale też straciłby swoją osobę w oczach innych. Ale przypomniał sobie pewną sytuację, która miała miejsce dokładnie w tym pokoju. Zaczął zastanawiać się czy tego nie powtórzyć, a potem znowu wymazać jej z głowy. Nikt by się o nim nie dowiedział, a on mógłby przez chwilę przestać się hamować. Byłoby to wygodne. Ona by żyła spokojnie w niewiedzy, a on miałby co chce. Odwrócił się do niej plecami, zamknął oczy i starał się jak najszybciej myśleć by wybrać właściwie. Jakie są plusy, minusy, późniejsze konsekwencje i czy to nie jest przypadkiem niemoralne. Jako zabójca nieczęsto ma do czynienia z moralnością, ale to była Alice. "A niech to...". Pomyślał, po czym odwrócił się do czerwonowłosej kobiety i położył dłoń na jej policzek. Wywołało to u niej niemałe zdziwienie, zagmatwane myśli. Nie wiedziała co się dzieje. Jej dawny przyjaciel, który jeszcze niedawno kpił z niej, jest teraz tak blisko i dotyka jej policzka. Miała przeczucie co zaraz się stanie. Nie chciała tego, a przynajmniej tak myślała. Jej ciało nie zaprzeczało, pragnęło więcej, ale rozum mówił, że to będzie zły pomysł. Kiedy był tak blisko, w końcu mogła dokładnie zauważyć zarys jego ciała. Było idealnie. Szerokie, silnie i umięśnione ramiona, które mogły zabić, ale i mocno przytulić. Wyraźne, męskie rysy twarzy, czekoladowe oczy, rozczochrane lisie włosy. W tej chwili czuła się tak bezpieczna, ale i zła na siebie. Nie chciała tak o nim myśleć. To jest jej wróg. Położyła swoją dłoń na jego i delikatnie zdjęła z policzka.:
- Złożyłam raport, wysłuchałam uwag, więc już pójdę. - Powiedziała z kamienną twarzą po czym wyszła. Nie zatrzymał jej, chociaż chciał. Stał w tym samym miejscu zastanawiając się, czym różniła się ta sytuacja od wcześniejszej. Czemu wyszła. Czemu pozwolił jej to pamiętać. Jeżeli komuś o tym opowie, będzie miał duże problemy. Rozwścieczony swoim zachowaniem złapał za drewniane krzesło koło biurka i rzucił nim o ścianę na tyle mocno, że rozpadło się na małe kawałki. Dawno nie był tak zdenerwowany. Usiadł wygodnie na swoim fotelu i odchylił głowę do tyłu, aby się uspokoić. Nie chciał, żeby wróciła, nie chciał znowu walczyć z samym sobą. Miała żyć szczęśliwie, ale nie tu, nie w tej organizacji.
---------------------------------
Powoli do przodu. Ubolewam nad długą przerwą w RPC! Ciężko jest mi wrócić to wcześniejszej jakości obrazków, ale chyba najgorzej nie jest :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz