2.26.2013
Rozdział 3. Wielkie zmiany.
- G-gdzie ja jestem? - Zapytałam sama siebie stojąc na środku wielkiego pustego pokoju. Każda ściana była obficie ochlapana krwią, a w prawym kącie leżało kilkanaście zranionych ciał. Byli tam dorośli jak i małe dzieci. Brak zapachu, jakiejkolwiek zgnilizny, jednak po obejrzeniu całego pomieszczenia było wiadome, że fiołkami pachnieć nie będzie. Porozglądałam się jeszcze raz, dokładniej. Podłoga a nawet sufit miały wielkie plamy czerwieni. Nie zauważyłam, że na środku stała szczupła kobieta. Moja mama, radosna blondynka, a z jej ust wypływa krew. Poczułam jak w środku zaczyna mnie ściskać. Z każdym kolejnym spojrzeniem na jej ciało czułam ogromny żal. Ciało choć piękne to poharatane na większej powierzchni. Z każdego kawałka zdartej skóry wypływała krew barwiąc jej ubrania i bladą cerę. Widziałam te wszystkie rany, czułam jakbym i ja miała je na sobie. Ta bezradność. Nie mogłam nic robić. Kobieta stała, uśmiechała się czule w moją stronę i coś mówiła, ale nie słyszałam tego. W około nas panowała głucha cisza, która w połączeniu z tym obrazem była przerażająca. Jej twarz cała przepełniona bólem i cierpieniem. Widać, że starała się to ukryć, ale mnie nie oszukasz mamo. Mimo tego widoku, nie chciałam płakać. Nienawidzę tego. Krople słonej wody spływające na policzkach, zostawiające tylko mokry ślad. Czy to w czymś pomoże? Czy przywróci ją do życia albo przynajmniej zagoi rany? Jedna marna łza. Spojrzałam jeszcze raz na kobietę. Stał za nią jakiś mężczyzna z zakrwawioną kataną. Twarz była rozmazana, a strój to jasny, poplamiony płaszcz. Irytujący. Szybko zmieniłam do niego nastawienie, gdy zauważyłam jak jego ostrze wędruje w stronę szyi kobiety. Odruchowo chciałam podbiec i zatrzymać go.:
- Mamo! Uważaj! - Krzyknęłam w jej stronę, jednak ona zachowywała się tak, jakby tego nie usłyszała. Biegłam i biegłam ile sił w nogach, lecz to nic nie dało. Zamiast zbliżyć się do niej, oddalałam się. Biegłam szybciej i szybciej. Znowu to poczułam, wielkie cierpienie w głębi mojego serca. Czułam jak powoli rozpada się na malutkie kawałeczki. Wyciągnęłam rękę w stronę zabójcy. Wiedziałam, że zaraz uronię łzy.:
- NIE!!!! - Krzyknęłam gwałtownie wstając do pozycji siedzącej ciężko dysząc. To tylko sen. To tylko kolejny okropny sen. Coraz częściej zaczynam miewać je tego typu. Może za dużo myślę o przeszłości? Rozejrzałam się dokładnie dookoła siebie. Dość obszerne pomieszczenie o wyblakłych kolorach. Jedynie meble miały odcień ciemnego drewna. Ja leże na oliwkowej, dość wygodnej sofie, przykryta czerwonym kocem. Na ścianach było wiele ciekawych obrazów natury tj. zalane miasto, jakaś mała wioska czy górzyste tereny. Jedna najdalsza ściana była wielkim regałem, na którym znajdowało się multum książek i zwojów. Jednak w tamtej części pokoju było na tyle ciemno, że ciężko było zobaczyć coś poza konturami. Trochę przed nią stało biurko zawalone kartkami, a gdzieniegdzie można było zauważyć kunai'a. Co to za miejsce? Zapytałam się siebie wstając z sofy. Teraz zauważyłam rudego mężczyznę. Potem resztę osób. Nie wiem, jak mogłam ich przeoczyć. Przecież niektórzy są na prawdę wysocy. Wpatrywałam się w nich z zaciekawieniem, jednak nie ruszyłam się z miejsca.:
- Alice, wstałaś w końcu. - Rzuciła dość głośno w moją stronę niebieskowłosa. Spojrzałam się na nią z lekkim zdziwieniem. Czy to Konan? Taka oschła? Ma strasznie niemiły głos i ten płaszcz. Nie zauważyłam go wcześniej. Konan tylko mi nie mów, że ty... Moje przemyślenia przerwał donośny głos rudowłosego mężczyzny.:
- Ludzie się zmieniają, Alice. - On także był oschły i chłodny. Nie wiem jak ten facet wygląda dokładniej, gdyż pokój oświetla jedynie światło księżyca wpadające przez dwa okna, a on stał w tej ciemniejszej strefie. Wszyscy zgromadzeni również stali w cieniu, tyle że po drugiej stronie, prócz Konan. Ona stała przy mnie. Także pojęcia nie mam, skąd on to wywnioskował. Znaczy, o co mu chodziło z tym, że ludzie się zmieniają. Rozmyślałam nad głupotami, a raczej gorsze było to, że "stoję" właśnie przed nikim innym jak całą zgrają Akatsuki. Zrobiłam jeden krok do tyłu zaciskając dłoń w pięść. Skoro Konan dołączyła do nich to znaczy, że już nie jest taka jak była kiedyś. Pamiętam te czasy jak brzydziła się tymi wszystkimi wojnami , a teraz sama je powoduje. Jak nisko można upaść.:
- Nie pogarszaj swojej sytuacji. - Warknął na mnie ten sam facet, lecz ja go ignorowałam. Eh... Uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że to dzisiaj stoczę walkę, której na pewno nie wygram, a nawet umrę. Nie znałam powodu, ale to jedyne rozwiązanie. Być może kiedyś pomogłam ich przeciwnikowi i ponieśli przez to klęskę. Szkoda. Ciekawe gdzie pójdę, niebo czy piekło? Moja mama i tata na pewno są w niebie, a ja? Przyczyniłam się do tylu zgonów. To raczej nie jest przepustka do raju... Idiotko! Skup się! Krzyknęłam na siebie w myślach szybko wyjmując kunai. Gotowa, pomyślałam ustawiając się do pozycji obronnej, jednak atak nie nastąpił. Właściwie to już nie wiem co się dzieje. Konan stoi przy oknie wpatrując się w piasek, a inni w milczeniu, nadal stoją w bezruchu. Mimo to nie traciłam czujności, a nawet zdobyłam odwagę by cokolwiek z siebie wydusić.:
- Wyjdzie wszyscy z cienia. Nie ma sensu tam stać skoro czuje waszą obecność, prawda? - Schowałam kunai z powrotem do kabury. Nabrałam odrobimy pewności siebie, jednak odeszła, gdy poczułam, że ktoś za mną stoi. Poczułam kojące, męskie perfumy, z bliżej nieokreślonym zapachem. Mimo to szybko odwróciłam się by zobaczyć kto to. Po ujrzeniu twarzy tej osoby, zamarłam:
- Nie jesteś taka czujna, jak ci się wydaje. - Powiedział oschle w moją stronę. Te oczy, włosy, rysy twarzy. Jestem pewna, że to Yahiko! Ale on przecież umarł. To nie może być on. Nie tu, nie w organizacji Akatsuki, nie jako zabójca... Co z marzeniami o pokoju? Przerwał moje przemyślenia zwracając się do Konan.:
- Po co ją tu przyprowadziłaś? - Kobieta odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na mnie swoim chłodnym spojrzeniem i podeszła.:
- Trzeba było opatrzyć jej rany. Ten intruz, o którym mówiłeś zranił ją, więc chciałam jej pom - Przerwał jej.:
- To teraz będę musiał ją zabić. - po raz kolejny zamarłam. On powiedział, że będzie musiał mnie zabić? Ale to przecież ja. Alice. Tyle mnie nauczyłeś. Nie tylko o technikach, ale i o życiu. Kiedy był problem, rzucałeś wszystko żeby mi pomóc, a teraz chcesz mnie zabić? Zauważyłam jak zmarszczył brwi.:
- Jak powiedziałem wcześniej. Ludzie się zmieniają. - W błyskawicznym tempie w jego ręku znalazła się katana. Widziałam jak ostrze lśni w świetle księżyca unosząc się ku górze. Ostateczny cios. Alice, wiem, że już nie ruszysz tyłka, a nawet jeśli to nic ci to nie da. Więc powiem, że byłaś niezwykle głupią osobą myśląc, że jesteś wystarczająco silna i dzielna. Nawet nie potrafisz przeciwstawić się byłemu przyjacielowi, który teraz chce cie zabić, a czemu? Bo go ko... Nie było mi dane dokończenie moich myśli, gdyż katana ruszyła w moją stronę. Zacisnęłam mocno powieki czekając na pierwszy i ostatni cios. Nie doczekałam się. Uchyliłam je niepewnie. Moim oczom ukazała się Konan także z kataną tyle, że ona blokowała atak rudowłosego.:
- Odsuń się. - Warknął w jej stronę.
- Nie skrzywdzisz jej. - Odpowiedziała mu takim samym tonem.
- Nie bądź taka pewna.
- Jednak jestem. - Wysłuchiwałam ich konwersacji z dość dużym zaciekawieniem, ale i zdziwieniem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się kłócili. Praktycznie nigdy, a przynajmniej przy mnie. Spojrzałam w stronę pozostałych. Wszyscy stali i czekali, prócz jednego który wydawał się już być tym wszystkim znudzony. Odwróciłam się znowu w stronę Konan i Yahiko. Schowali broń i patrzyli się na siebie? Tak, ale nie zwykłym spojrzeniem. Było ono pełne nienawiści. Przeraziłam się. I to nie byle jak, chciałam żeby przestali, ale nie miałam odwagi, żeby zwrócić im uwagę. Nagle Konan przerwała ciszę.:
- Jak śmiesz... - Wysyczała przez zęby do swojego "rozmówcy". Inni wyglądali jakby to była dla nich codzienność, jednak dla mnie było to coś zupełnie nowego. Nie odzywałam się. Strach mi nie pozwolił. Czekałam, aż ktokolwiek powie coś konkretniejszego. Ta cisza była strasznie niezręczna. Nie wiem czy Konan robi to po to, żebym użyła swoich zdolności i uciekła, czy właśnie prowadzi jakąś dziwną, ale i poważną konwersację. Co ja mam zrobić? Spróbuje uciekać, to ci za nami mnie zabiją, a jak zostanę... Nie mam pojęcia co mi zrobią. Tortury? Królik doświadczalny? Chyba, że nie będzie im się chciało ze mną cackać i po prostu zostanę stracona. Moje przemyślenia przerwało prychnięcie rudowłosego mężczyzny. Przesłał niebieskowłosej chłodne i nienawidzące spojrzenie po czym odszedł od niej. Zbliżał się do mnie powolnymi krokami. Nieco przerażona wpatrywałam się w jego poczynania. Moje serce biło szybciej za każdym jego krokiem. Oddech niemiłosiernie przyspieszył, gdy Yahiko przeszedł obojętnie obok mnie. To spojrzenie... On mnie nienawidzi? Gardzi mną? Czy po prostu nie obchodzi go mój żywot? Jeżeli to prawda, to proszę przestań. Po raz kolejny zacisnęłam dłonie w pięść spuszczając głowę w dół. Moje ciało zaczęło drżeć. Poczułam się jak przestępca, który zabił kilka set ludzi, a teraz czeka na wyrok śmierci. Przełknęłam głośno ślinę. Yahiko... Wymówiłam jego imię w myślach. Przez samo to czułam ból w sercu, wielki i nie do wyleczenia. Pękło na milion malutkich kawałeczków czyniąc je ponurym i bezwartościowym. Tak też teraz się czułam. Bo czym, że jest życie bez osoby, która ci je podarowała? Może trochę przesadziłam, ale to Yahiko. Nie chce go stracić. Chociaż ostatni raz chciałabym zobaczyć jak się uśmiecha. Konan położyła swoją dłoń na moim ramieniu, prawie niezauważalnie się uśmiechając.:
- Spokojnie Alice. - Wyszeptała do mnie. Spojrzałam na nią zdziwiona. Pokazała mi palcem drugiej ręki abym się odwróciła. Tak też zrobiłam. Moim oczom ukazał się rudowłosy, trzymający jakąś kartkę w ręku. Było zbyt ciemno bym mogła zauważyć co na niej się znajduję, jednak dzięki Konan, moje obawy trochę zmalały.:
- Od dzisiaj, w naszej organizacji, będzie znajdował się nowy, a dokładniej, nowa członkini. Nazywa się Alice Wakari. Ma 20 lat i nie należy do żadnej wioski. Nie ma konkretnej rangi, ani bliżej określonych zdolności. Wydaje się być bezużyteczna. - Odwrócił się w moją stronę. - Masz pokazać co umiesz. Udowodnić, że przyjmując cię tu, nie robię błędu. Jeżeli jednak okażesz się być nieudacznikiem, zginiesz, rozumiesz? - Na słowo ,,zginiesz" natychmiast stanęłam równo. Oni wszyscy są nieobliczalni, a ich umiejętności są niezwykłe. Zabójcy rangi S, a wśród nich ja? Najchętniej odmówiłabym. Moje przemyślenia przerwał głos Yahiko.:
- Jeżeli odmówisz, to zginiesz, a Konan już ci nie pomoże. Nie oczekuję od ciebie jakichkolwiek pytań. Ja zadaje ci pytania, więc powiedz czy rozumiesz, co niedawno wytłumaczyłem. - Wysłuchiwałam jego słów bardzo dokładnie. Pamiętam najmniejszy szczegół jego tłumaczeń, tylko nie rozumiem skąd on wie co ja myślę. Chyba, że ma zdolności takie jak Komuru. Właśnie! Nie dokończyłam gdyż po raz kolejny przerwał mi.:
- Odpowiadaj.
- Tak, rozumiem. - Przytaknęłam głową. Nie chciałam być jedną z nich, ale mam inne wyjście? Żyć między nimi, czy umrzeć? Raczej prosta odpowiedź.
Światło księżyca wyłoniło się zza chmur ukazując twarze ludzi (lub tez nie), którzy stali w cieniu. Zauważyłam przystojnego biało, czy szarowłosego faceta z wielką kosą i okazałym torsem. Obok niego stał jakiś zamaskowany z walizką i świdrującym spojrzeniem. Dalej stał nikt inny jak słynny Itachi Uchiha, ten który wybił cały swój klan. Następnie Kisame Hoshigaki, jeden z siedmiu, wielkich mistrzów miecza. Obok niego stał jakiś blondyn, któremu włosy zasłaniały jedno oko. Był zajęty cichą rozmową z czerwonowłosym, trochę niższym od niego, mężczyzną obok. Nie wiem o czym gadali, ale raczej życia mi to nie odmieni. Dalej stał jakiś zamaskowany, który bujał głową na prawo i lewo. Nie mam pojęcia w jakim celu. Ostatni to, biało czarny mężczyzna, trochę przypominający chwasta. Przyznam, że słyszałam wiele plotek, ale z tego co widzę większość z nich była mylna.:
- Aktualnie znajdujesz się w naszej głównej siedzibie, w kraju wiatru.- Odwrócił się do innych - Póki co, nikt nie będzie kontynuował polowania na bijuu. Któryś z was, sprawdzi na jakim poziomie są jej umiejętności. Jeżeli wystarczające, w co wątpię, wraca wykonywanie misji. Jeżeli jednak będzie miała jakieś interesujące zdolności, ale niedopracowane, ktoś ją ewentualnie trochę podtrenuje. - Przerwał mu blondyn:
- A co jeżeli nic nie umie i ma marne umiejętności? - Zapytał się, obrzucając mnie spojrzeniem, w którym z daleka można było wyczuć wielką pogardę.
- Zginie. - Odpowiedział oschle. Przełknęłam głośno ślinę. Poczułam na sobie spojrzenia wszystkich tu zgromadzonych. Okropne uczucie. Mój oddech powoli przyspieszał, ale mimo to słuchałam dalej co ma do powiedzenia.:
- To na tyle, a teraz wyjdźcie. - Jak rozkazał tak zrobili. Opuścili to pomieszczenie w ciszy zostawiając mnie, Konan i Yahiko. Przez dłuższą chwilę staliśmy w głuchocie. Ja wpatrzona w swoje buty, Konan w piasek i Yahiko odwrócony tyłem.:
- Konan, poczekaj na Alice za drzwiami. - Rozkazał. Kobieta bez większego zastanowienia opuściła pokój zamykając za sobą drzwi. Moje ciało nieopanowanie i lekko zaczęło drżeć. Nie mam pojęcia czemu. Może przyprawiła mnie o strach świadomość tego, że mój dawny przyjaciel, chce mnie zabić.:
- Alice, co ty robiłaś w wiosce deszczu? - Zapytał się mnie, odwracając w moją stronę. Spojrzał tym swoim chłodnym spojrzeniem, lecz już nie czułam w nim tyle złości i nienawiści co wcześniej.:
- Ja... Chciałam odwiedzić Ame Gakure. - Po raz pierwszy mój głos zadrżał i on to zauważył. Podszedł do mnie trochę bliżej. Bałam się, bo nie wiedziałam czy mogę się czuć bezpiecznie. Może i jestem na etapie próbnym, ale to chyba nie oznacza, że nie może mnie zabić?:
- Nie zabije cię. - Przerwał moje przemyślenia. Zmarszczył brwi, tak jakby to co pomyślałam było dla niego trochę wnerwiające. Tylko nie jestem pewna, kto tu powinien być bardziej wnerwiony. To nie ja słyszę kogoś myśli i bezczelnie na nie odpowiadam.:
- Jesteś taka przestraszona, że są one dla mnie aż za bardzo otwarte. - Odpowiedział idąc w stronę biurka. Wpatrywałam się w niego zdziwiona. Teraz miałam pewność, że potrafi on odczytać moje myśli tak jak Komuru. Natychmiast przerwałam przemyślenia zwracając się do niego.:
- Yahiko - Nie było mi dane dokończyć gdyż, błyskawicznie zjawił się przede mną i bez większego zawahania uderzył mnie dość mocno dłonią w policzek. Niemiłosiernie zaczął mnie piec, więc szybko przyłożyłam do niego moją zimną dłoń. Spojrzałam się na Yahiko zdziwiona. Nigdy, ale to nigdy mnie nie uderzył. Jedynie szturchnął, ewentualnie niechcący podczas treningu, ale nigdy specjalnie.:
- To, że jesteś na etapie próbnym, nie zwalnia cię ze zwracania się do mnie z szacunkiem. Dla ciebie jestem liderem. - Powiedział chłodno w moją stronę. Posmutniałam, spuszczając głowę. Tak się zmienił. Przez te 8 lat, taka różnica w charakterze? Dlaczego w ogóle grupa, która miała nieść pokój, zmieniła się w organizacje zabójców? Przecież zawsze chciałeś zatrzymać szerzącą się nienawiść, a teraz sam ją tworzysz. Jak w takim szybkim tempie mogły ci się zmienić tak wielkie marzenia. Podniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz. Cała przepełniona nienawiścią i pogardą, ale to w stosunku do mnie? Nie wiem. Mam nadzieje, że nie. Przypomniałam sobie zaraz o Komuru, z którym przybyłam do wioski deszczu. Aktualnie mowa sprawiała mi trudności, ale musiałam znaleźć mojego towarzysza.:
- Gdzie jest mój wilk? - Zapytałam już spokojnym głosem. Dość pokazywania mojej słabej strony. Prawda, nadal byłam przerażona i miałam wrażenie, że w każdej chwili może poderżnąć mi gardło, ale postanowiłam to skrywać. To już nie jest ta sama osoba, która martwiła się o mnie, nie pozwoliła krzywdzić, ani doprowadzać do stanu w jakimś teraz się znajduję.:
- Piętro niżej. Konan zaprowadzi cię do twojego pokoju - Przerwałam mu.
- Oddaj mi go. - Odpowiedziałam oschle. Zmarszczył lekko brwi chyba przez to, że ton, którym się do niego zwracam nie pasował mu a to, że przerwałam jego wypowiedź, nie miał zamiaru tolerować. Nie wiem, może postanowił mi tym razem odpuścić?:
- Jak będziesz w pokoju, ktoś ci go przyprowadzi. A teraz wyjdź. - Jak rozkazał tak zrobiłam. Szybkim krokiem opuściłam to pomieszczenie starając się przestać myśleć na jego temat. Zamknęłam za sobą drzwi, zaraz opierając się o nie plecami. Odetchnęłam głęboko. Co ja tu robię? Przegryzłam lekko dolną wargę. Ogarniaj się Alice! Przestań tak o nim myśleć. Ale te perfumy... Zauważyłam Konan stojącą do mnie tyłem.:
- Chodź. - Powiedziała cicho idąc przed siebie. Szybko dorównałam jej kroku by nie zgubić się na zakrętach. Chciałam zapytać się, o co w tym wszystkim chodzi. Czemu Yahiko wkurzył się, kiedy powiedziałam jego imię. Czemu stworzyli coś takiego jak ta organizacja. Po co im bijuu i wiele, wiele podobnych pytań. Ze względu na niezręczną ciszę, postanowiłam, że zadam najprostsze:
- Konan? Czemu Yahiko tak się wkurzył kiedy powiedziałam jego imię? - Schowałam głowę w dół by nie widzieć jej spojrzenia. Miałam przeczucie, że nie będzie ono zbyt miłe.:
- Zrobił ci coś? - Zapytała obojętnie. Przez chwilę zastanowiłam się czy powiedzieć, czy jednak odstawić tę sprawę w cień.:
- Znaczy lekko... Uderzył w twarz. - Odpowiedziałam ciszej. Oczywiście, że skłamałam. Nie oszczędził mnie, a ja nadal czułam jak piecze mnie policzek. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za podbródek, podnosząc go do góry. Zauważyłam, że to Konan stojąca przede mną i wypatrująca jakiś śladów. Niestety miałam jeszcze lekkie zaczerwienienie. W jej oczach można było zobaczyć niezłe nerwy. Może jeszcze martwi się o mnie? W sumie mam już te 20 lat i nie trzeba o mnie tak dbać, jednak myślę, że dla Konan nadal jestem małą, nieuważną Alice. Mogę się mylić, ale zawsze warto mieć nadzieje. Kobieta puściła mój podbródek i bez żadnych komentarzy poszła dalszą drogą do mojego nowego pokoju. Ja oczywiście powędrowałam za nią. Oboje strasznie się zmienili, pod każdym względem. Może jedynie Konan jeszcze się o mnie trochę martwi, ale Yahiko... Czemu stałeś się taki oschły? Czy to przez śmierć Nagato? Przez to, że umarł stałeś się osobą, którą gardziłeś? Nie wierze w to. Wiem, że nadal w głębi serca marzysz o pokoju i o spokojnym życiu. Może i zmieniłeś trochę swój charakter, ale wiesz dobrze, że mnie nie oszukasz. Pomogę ci. Wróci dawny Yahiko, dawna Konan, a ja pomogę spełnić wam wasze marzenia, nawet jeżeli będę musiała umrzeć, aby tak się stało. Pomogę wam. Niestety nie zdążyłam ocalić Nagato. Ale teraz nie popełnię takiego błędu! Nie pozwolę ci umrzeć, Yahiko. Chociaż nie wiem, czy moje uczucia do ciebie są takie jak kiedyś, ale obiecuję, że nie dam nikomu cię zranić. Teraz już jestem pewna. Moim celem w Akatsuki, będzie doprowadzenie was do tego, o czym marzycie.
-----------------------------------------------
Jak dla mnie bardzo długi, nie wiem, czy z sensem, ale starałam się. Może być trochę nudny, ale obiecuje, że się poprawię. (Dotyczy to także błędów. Głównie literówek, które mogłam przeoczyć.)
2.19.2013
Rozdział 2. Intruz kluczem do "skarbu".
(Dop.Autorki: Jak wspomniałam we wcześniejszym rozdziale: Narratorką wyjątkowo będzie Konan. A czemu tak wymyśliłam? Przeczytacie pod rozdziałem :)
- O co chodzi? - Zapytałam znudzona zamykając za sobą drzwi. Codziennością jest to że Pein o coś mnie prosi, ale dzisiaj robi to po raz trzeci. Najpierw musiałam pomóc mu uporządkować jakieś dziwne papiery, w ciszy i nie pytać o żadne szczegóły. Potem przynieść alkohol bo on nie ma siły się ruszyć. Strasznie zaczął wylewać WSZYSTKO w alkohol. Na problemy czy nerwy tylko procenty!
Stał przy oknie, pilnie wpatrując się w ciemne otoczenie za szkłem. Podeszłam do niego, gdyż nie odpowiedział mi na pytanie.:
- Nie wiesz o co chodzi? - Zapytał nie spoglądając na mnie jak zawsze jego chłodnym i oschłym tonem. Mam do niego szacunek, pomagam mu, ale szyfrów nadal nie rozumiem. Z miesiąca na miesiąc coś się z nim dzieje, ale nie wiem co. Tydzień temu chciał zabić Kakuzu za błąd w rachunkach. Trzy dni temu darł się, że nie ma żadnego alkoholu w barku i każdego o to obwiniał. Dwa dni temu grał w pokera z Kakuzu, co jest naprawdę dziwne. Nigdy nie wchodził w hazard. Już nie mówiąc o tym, że praktycznie codziennie siedzi w tych czterech ścianach i coś wypisuje. Nie wiem czy się przemęcza, ale nawet jak na niego, nie jest to normalne zachowanie. Szybko przypomniałam sobie jego pytanie.:
- Nie byłam dzisiaj na zwiadach, jeżeli o to ci chodzi. Źle się czułam. - Odpowiedziałam, także zaczynając oglądać Ame Gakure. Nie wiem co on tu takiego ciekawego widzi. Jak co dzień zalane deszczem budynki i drogi. Wszędzie spokojnie, niebo takie jak było kilka godzin temu.:
- Nie o to mi chodzi. - Przeczesał dłonią swoje rude włosy, zaraz zdejmując ochraniacz. Zawsze robił tak, kiedy miał gorączkę. Wziął jeden głęboki oddech i kontynuował. - W sumie to też tego się tyczy. Jakbyś była na zwiadach, dowiedziałabyś się, że mamy intruza. - Powiedział lekko marszcząc brwi. Dziwne. Przecież może go zidentyfikować. Z jakiej wioski, albo przynajmniej wygląd. Chociaż w jego aktualnym stanie wole nie pytać.:
- Więc pójdę, poszukam go, jeżeli jeszcze tu jest. Mam go zabić? - Zapytałam powoli wychodząc z pomieszczenia. Przed drzwiami zatrzymałam się by poczekać na odpowiedź.:
- Co? A. Tak, tak zabij. - Odpowiedział. Dzisiaj wyjątkowo zmęczony, do tego kompletnie nieobecny. Zawahałam się przez chwilę, ale chwyciłam za klamkę. Na prawdę martwię się o niego. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby zachowywał się aż tak dziwnie.:
- Liderze, wszystko w porządku? - Zapytałam stojąc w przejściu. Odpowiedzi się nie doczekałam. Wnerwiona wyszłam na korytarz zmierzając w stronę wyjścia. Idiota, nawet nie da sobie pomóc. Przecież widać, że coś jest z nim nie tak. Kiedyś było inaczej. Nigdy mnie nie ignorował, szanował moje zdanie i nie darł się aż tak często jak jest teraz. Nawet nie mogę zwrócić się do niego po imieniu, bo zaraz będzie zdenerwowany. Gdyby tylko Nagato żył... Wszystko wyglądałoby inaczej. Nie siedziałabym w cholernej organizacji zabójców, tylko miałabym własne, osobiste życie. Zacisnęłam dłonie mocno w pięści, chowając oczy w dół. Wnerwiłam się, niesamowicie. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarza, do tego ciągle przez tą samą osobę. Yahiko, ty idioto. Pomyślałam wyskakując z otwartego okna na deszcz. Rozproszyłam się na tysiące małych motylków z papieru. Tak będzie mi prościej sprawdzić teren w dość szybkim czasie i przynajmniej się uspokoję. Chociaż trochę. Gdybym tylko miała czas wolny to zrobiłabym sobie jakiś trening, żeby wyrzuć z siebie te emocję, ale po co?! Konan i tak musi zająć się najpierw jakimś mało ważnym intruzem! Cholera. Mam cię. Ten "intruz" nie znajdował się daleko. Dokładnie to tylko 20 metrów od wejścia do wioski. Był to mężczyzna. Miał na sobie biały, damski płaszcz przeciwdeszczowy, który sięgał mu ledwie do kolan, a w dłoni trzymał zakrwawioną katanę. Ośmielił się zranić mieszkańca mojej wioski? Szybko zebrałam wszystkie motyle w jedno miejsce tak bym mogła wrócić do swojej normalnej postaci. Z taką różnicą, że z płaszczu zrobiłam sobie skrzydła anioła. Poleciałam nad nim finalnie blokując mu drogę. Zatrzymał się głęboko dysząc. Miał długą brodę, wory pod oczami, posiniaczone ciało i lekkie zmarszczki. Swoje 35 lat (chyba) już przeżył i tyle mu wystarczy. Ze swoich rąk utworzyłam karteczki ,które zmieniły kształt na sporą ilość shurikenów. Rzuciłam nimi w niego ze zniewalającą prędkością. Chciał odbić je kataną, ale był tak osłabiony i wolny, że nawet nie zdążył jej podnieść a origami wbiło się w jego nędzne ciało. Strużka krwi wypłynęła z jego ust. Upadł na kolana i zaczął mnie błagać, żebym mu darowała ten niewinny uczynek. NIEWINNY? Śmiał tknąć kogoś z mojej wioski! Taki czyn jest niewybaczalny! Umrze już dzisiaj! Już zaraz! W środku gotowało się we mnie jednak wolałam tego przed nim nie pokazywać. Z obojętnym spojrzeniem zapytałam:
- Po co to zrobiłeś? - Trudno mi było ustabilizować głos, by na niego nie warknąć, jednak lata praktyki dają swoje. Podleciałam trochę bliżej stając na nogi. Skrzydła zniknęły, tworząc płaszcz Akatsuki. Spojrzał się na mnie z wielkim przerażeniem w oczach. Bał się, nienawidził i gardził mną. Najchętniej zrobiłabym mu tortury. Najgorsze jakie mogą istnieć. Powoli odrywać mu paznokcie, wbić grube igły w jego dłonie, wybić zęby i oderwać kończyny. Spojrzałam na niego znudzonym, ale i przerażającym spojrzeniem.:
- Kazali mi zabić! Ja nie chciałem! Nie dałem rady zabić! Ale mam problemy finansowe, a za to dostałbym niezłą sumkę! - Krzyknął w moją stronę nadal z tym samym strachem. Nie stałam blisko niego, ale mogłam zauważyć jak się trzęsie. Szczerze to już nie miałam ochoty go słuchać. Nie chce wiedzieć kto mu to zlecił. Brzydzę się nim i tym co zrobił. Szybkim ruchem znalazłam się obok niego. Złapałam jego dłoń, w której trzymał zakrwawione ostrze. Swoją, położyłam dokładnie na jego dłoni. Zacisnęłam mocno palce przez co on cicho syknął. Brutalnie wbiłam mu katanę prosto w serce odskakując szybko, by nie ubrudzić się szkarłatną mazią. Obejrzałam dokładnie jego żałosne i bezwładne ciało. Ktoś taki jak on nie ma prawa istnieć. Przez takich ludzi mam za dużo do roboty. Jednak ciekawiło mnie jedno. Skoro miał tą osobę zabić, to czemu wracał bez żadnego dowodu zabójstwa? Raczej ten, kto mu to zlecił, nie ufa mu na tyle, żeby wierzyć na słowo. Dobra, nieważne, muszę znaleźć tego człowieka, może jeszcze żyje. Przypomniałam sobie drogę, którą biegł ten mężczyzna. Na szczęście nie musiałam zbytnio się wytężać, gdyż plamy krwi z miecza zdecydowanie ułatwiają mi dotarcie do "celu".
Wędrowałam za kroplami, a było to dość trudne przez to, że ciągle pada deszcz, rozglądając się dookoła. Nawet weszłam odrobinę w las, ale i tam nikogo nie zauważyłam. Czyżby było za późno? Cholera... Może jakbym z nim nie gadała to te "poszlaki" utrzymałyby się dłużej. Chciałam zrezygnować, ale usłyszałam ciche skomlenie połączone z warczeniem jakiegoś psa i to całkiem niedaleko mnie. Uznałam, że to jakaś podpowiedź, więc udałam się w stronę z której dochodził ten dźwięk. Może jeszcze jest szansa, że ta osoba żyje? Mam taką nadzieje.
Nie myliłam się, prawie. To skomlenie było dość sporego psa, lecz nie obchodzi mnie on, tylko osoba, której tu nie widzę. Myślałam że tam będzie, ale pomyliłam się. Chciałam odejść, ale tak głośno nadepnęłam na gałąź, że zwierzak raptownie wstał warcząc na mnie groźnie. Teraz zauważyłam kobietę. Leżała z wyciągniętą ręką do zwierzaka. Jakby chciała go uspokoić. Z jej ust wypływała odrobina krwi i miała także ranę w brzuchu po katanie. Nie wyglądała na głęboką, ale musiała uszkodzić płuca lub żołądek. To musi być ona, tyle, że nie wygląda mi na mieszkańca wioski desz... Chwila... Ona się uśmiecha? Jest na granicy życia i śmierci, a się uśmiecha? Dziwna. Mimo to, coś czuję, że muszę jej pomóc. Nie wiem czemu, ale sądzę, że skądś ją kojarzę. Podeszłam dwa kroki bliżej, ale jej pies zaczął jeszcze bardziej szczerzyć zęby. Cholera. I co teraz? Głupie zwierze! Chcę jej pomóc. Zauważyłam, że ta dziewczyna spojrzała na mnie swoimi lekko przymrużonymi, niebieskimi oczami. Pojedyncze czerwone kosmyki opadały na jej delikatną twarz przez co mimo krwi, wyglądała dość uroczo. Wyciągnęła rękę w moją stronę.:
- Komuru spokojnie. To Konan. Wiedziałam, że kiedyś cie znajdę. - Powiedziała cicho. Zwierze natychmiast przestało warczeć, a nawet odsłoniło mi drogę do tej dziewczyny. Nie mam pojęcia skąd ona mnie zna. Ogarnij się! Dlaczego ty chcesz jej pomóc. Przecież ona jest taka dziwna. Zastanów się. Może to zasadzka? Cholera. Podeszłam do niej nadal z obojętnym spojrzeniem. Pokazywanie uczuć przy przeciwniku nie wchodzi w grę. Nawet jeżeli to zwykła złość czy zdziwienie:
- Kim jesteś? - Zapytałam oschle stojąc nad czerwonowłosą dziewczyną. Jakby na chwilę zasmuciła się, ale zaraz wróciła do wcześniejszego uśmiechu:
- Nazywam się Alice Wakari - Powiedziała ciepło uśmiechając się w moją stronę. Stanęłam jak wryta w ziemie z nieco zmartwionym spojrzeniem. To na pewno nie Alice. Nie przychodziłaby do wioski deszczu od tak. Nie ma po co i do kogo tu przychodzić, ale jednak.:
- Alice... To na prawdę ty? - Zapytałam się jej jeszcze raz siadając obok. Nie spuszczała ze mnie wzroku podobnie jak jej "towarzysz". Oboje śledzili oczami nawet najmniejszy ruch.:
- Tak, Konan. - Uśmiechnęła się znowu w moją stronę. To jest niemożliwe. Zbyt niemożliwe, żeby mogło się zdarzyć w świecie realnym. Może ja śnie? To by było bardzo dobre wytłumaczenie, jednak czuje, jak krople deszczu rozbijają się o moje ciało. Nawet zapach mokrego lasu i krwi zdaje się prawdziwy. Alice Wakari. Ale ty tu nie pasujesz. Może to naprawdę ona? Bez innych zastanowień utworzyłam większego ptaka z karteczek pisząc na jednej stronie: ,,Wyruszaj już do naszej głównej siedziby. Przekaż wszystkim, że mają natychmiast przerwać swoje misje i też tam się udać. Alice Wakari. " Skróciłam to najbardziej jak się dało. Mam nadzieje, że zrozumie. Yahiko, tylko teraz nie zgrywaj kompletnego dupka i rusz swój tyłek do kraju wiatru. Pomyślałam puszczając ptaka by jak najszybciej przekazał wiadomość. Spojrzałam jeszcze raz na dziewczynę.:
- Konan, wydoroślałam prawda? - Zapytała się mnie. Niestety nie zdążyłam jej odpowiedzieć, gdyż straciła przytomność. Cholera! Zapomniałam o jej ranie.:
- A niech to, Alice! Nie trać teraz przytomności! - Krzyknęłam wstając na równe nogi, jednak to nie zadziałało. Nie wiem co teraz. Miałam nadzieje, że jeszcze na własnych siłach pociągnie do kraju wiatru. Oczywiście mogłabym ją zanieść, ale ten zwierz mi nie pozwoli.
- Tego nie wiesz. - Odezwał się... Chwila, on się odezwał?
- Tak. Jak inne dziwne przywołańce, a teraz posłuchaj. Weź ją na ręce i usiądź na moim grzbiecie, oczywiście razem z nią. Wtedy do kraju wiatru dotrzemy w około 15 minut, dalej pokierujesz mnie. - Przyglądałam mu się dość poważnie. Wyglądał groźnie, może przez ten znak. Brakuje mu jeszcze kolczastej obroży i pyska nasączonego w krwi.:
- Przestań. - Warknął. Cholera. On słyszy moje myśli. Podobnie jak... Przerwałam wpatrując się w niego uważnie.
- Powiedziałem przestań! Tak, słyszę twoje myśli, to jest mój sposób komukacji. Przez twoją złość są strasznie otwarte. A teraz rusz się. Życie księżniczki Alice jest ważniejsze niż jakieś głupie konwersacje. - Powiedział obojętnie, odwracając pysk przed siebie. Widać było, że powoli go szlak trafia. Mówi się trudno, tylko czemu on nazwał ją ,,Księżniczka Alice"? Z tego co wiem nie jest ona z rodu królewskiego, a zwykłą przybłędą. Do tego nie słyszałam nigdy, żeby przywołańce mogły czytać ludziom w głowach. Pomyślałam biorąc dziewczynę. Lekka, na szczęście. Od ostatniego naszego spotkania urosły jej włosy i to bardzo. Usiadłam razem z nią niepewnie na zwierzęciu. Nie wiedziałam czy mogę mu ufać. Może i ciągle przy niej siedział, ale nie mam pewności, że mnie...:
- Nie zabije cię. - Przerwał moje przemyślenia.- Nie wolno mi, a po za tym jesteś zbyt ważna dla Alice. Teraz trzymaj się mocno, najlepiej z użyciem czakry. - Rozkazał. Kiwnęłam twierdząco głową, zaraz przesyłając czakre do całego mojego ciała. Chyba poczuł, że już jesteśmy ustabilizowane i nagle ruszył. Cholera! Naprawdę jest szybki, za szybki. Gdybym nie użyła czakry miałabym mieć niemiłe spotkanie z ziemią. Jesteś bardzo ciekawym zwierzakiem.:
- Nazywam się Komuru. - Opowiedział. Jak mnie denerwuje kiedy on czyta w moich myślach. Nienawidzę tego. Nawet zrobiłam o to pretensje Yahiko, że ma natychmiast zaprzestać. Co prawda wyglądał jakby miał wszystko koło dupy, ale najważniejsze, że już moja głowa jest dla niego zamknięta... Właśnie, Alice. Komuru, co tu robiliście? Zapytałam się go w myślach mając nadzieje, że i to usłyszy:
- Alice chciała odwiedzić wioskę deszczu. Przyznam nie siedzieliśmy tutaj długo. Zaraz po wyjściu wyczułem czyjąś czakre. Jakby nie ignorowała moich ostrzeżeń i nie zanurzyła się w marzeniach to by nie stało się to co widzisz. - Warknął cicho, ale to już chyba nie przeze mnie tylko przez tego mężczyznę. Usłyszałam jak Komuru cicho prychnął i lekko potrząsną głową.:
- A Alice mówiła jaka to ty jesteś delikatna, kulturalna, a gówno prawda. - Powiedział lekko rozbawiony. Na początku przyznam, że nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero po dłużej chwili zrozumiałam, że o moje myśli i o to, jak w nich klnę. Nie wstydzę się tego, a po za tym na głos nigdy nie bluzgam. Według mnie plusem jest jeszcze to, że nie pokazuję żadnych głębszych uczuć niż zażenowanie. Tak jest lepiej, chyba. Zastanawia mnie też, dlaczego mu tak powiedziała. Przecież wiadome było, że jak dorosnę to zmienię się nie tylko z wyglądu, ale też i z charakteru. Ej! Kulturalna nadal jestem! Co do delikatności to już sama nie wiem. Z resztą po co o tym myślę. Nie obchodzą mnie słowa tego zwierzaka, bardziej martwię się o małą A...znaczy o Alice. Pogładziłam jej twarz dwoma opuszkami palców. Ona prawie nic się nie zmieniła. Nadal delikatna i nieskazitelna cera, piękne, błękitne oczy, czerwone, długie włosy oraz ta ciemna narzutka na ciało. Jak była mniejsza sięgała jej aż do kolan. Przyznam, że może i trochę się zmieniłaś pod względem wieku, cera się zmienia i ciało, ale nie jestem pewna, czy wydoroślałaś...
-------------------------------------------
Pisząc ten rozdział, chciałam pokazać wam jak różna jest Konan. Z zewnątrz chłodna i bezuczuciowa, w środka troskliwa, ale i wybuchowa. Do tego nadużywa słowa "cholera" co było widać. Można też zauważyć, że strasznie dużo myśli
O co chodzi z Yahiko? On żyje. To Nagato umarł, ale plotki chodzą różne. Dlatego Alice myślała, że on już nie żyje.
Dlaczego raz Yahiko raz Pein? Można powiedzieć, że dla niego imię Yahiko już nie istnieje w jego dowodzie. Wraz z początkiem organizacji jego imię poszło w niepamięć. Przy nim nawet w myślach nikt nie wypowie prawdziwego imienia, a jeżeli musi będzie to: Pein. Chyba dość logiczne?
Jeżeli macie jakieś pytanie dotyczące rozdziału to w komentarzach. Na pewno odpowiem.
Dziękuje i do zobaczenia! :) W następnym rozdziale wracamy do narratorki Alice.
2.13.2013
Rozdział 1. Głupia nadzieja.
8 lat później:
Drogi pamiętniku, 27.09.
Jestem shinobi do wynajęcia - nie zabójcą - który ma za zadanie pomóc tej wiosce, która będzie chciała za nią zapłacić. Pieniędzy mam... no cóż, bardzo dużo. Cenie sobie zużywanie mojej czakry między sprawy wielkich nacji. Mój dom jest dość duży, pięknie ozdobiony z zewnątrz jak i w środku. Drzwi wejściowe do domu i mojej sypialni są najpiękniejsze. Ich zdobienie wykonał sam Daishi Matsuhito*, a wszystkie meble od samej Akumi Inazagi**. W około domu znajduję się piękny ogród z różnorodnymi rodzajami kwiatów i krzewów. Mój zwierzak, a jednocześnie kompan to małomówny wilk. Tak dokładnie małoMÓWNY. Ma szaroniebieskie futerko i błękitne, wręcz świecące ślepia. Na grzbiecie posiada charakterystyczny tatuaż, jakby namalowany pędzlem o kolorze podobnym do jego oczu. Potrafi zmieniać swoją wielkość od rozmiarów młodego kota po rozmiary ogoniastych bestii. Sama nigdy nie byłam świadkiem tak ogromnej przemiany, ale wierze mu na słowo. Jego drugą, równie zwalającą z nóg zdolnością jest zwiększanie swojej prędkości. Dzięki temu moje podróże są o wiele szybsze i przyjemniejsze.
Jestem posiadaczką kekkei genkai - Gaisenten. Potrawie stworzyć przezroczysto niebieskie motyle, które po osadzeniu się na przeciwniku wysysają z niego czakre. Ten nawet tego na początku nie poczuje, żadnego ciężaru. Dopiero z czasem zaczyna odczuwać okropne zmęczenie, staje się bezsilny co równocześnie dyskwalifikuje go z pojedynku. Dość dobra broń na wielkie wojny, gdyż tych motyli potrafię wytworzyć nawet tysiące. Ninja bez czakry to już nie ninja. Łatwy kąsek, prawda? Co o tym myślisz? Można by rzec, że wymarzone życie. Jednak czegoś mi brakuje. Ciągle się zastanawiam...
Na łóżko obok mnie wskoczył mały - wielkości kotka - wilk, patrząc jak wpisuje coś do mojego niedawno stworzonego pamiętnika. Spojrzałam na niego pytająco po czym uśmiechnęłam się ciepło. Otarł on swoim futerkiem o moją skórę co przyprawiło mnie o lekkie dreszcze.:
- Nie możesz ciągle siedzieć i pisać w tym głupim pamiętniku, księżniczko Alice. - Zwrócił się do mnie. Tak, dokładnie, zwraca się do mnie "księżniczko". Nie jestem z rodu królewskiego. Jak byłam mała, mama mi powiedziała, że wyrośnie ze mnie cudowna księżniczka wioski deszczu - Księżniczka Ame. Oczywiście, każdy rodzic mówi tak swojemu dziecku by je dowartościować. To jedno z niewielu zdarzeń jakie pamiętam z mojej dalekiej przeszłości, a że jest bliskie memu sercu, poprosiłam Komuru, by właśnie tak się do mnie zwracał. Żałosne, ale każdy ma swój charakter i zachcianki:
- Może i masz racje, ale nie dawno co go kupiłam żeby jakoś zająć ten wolny czas. - Powiedziałam opanowanie. W moim głosie od dawnych lat nie było żadnego drżenia czy mamrotania spowodowanego lękiem czy niepewnością, po prostu był spokojny, ale mimo to twarz uśmiechnięta. A czemu miałam wolny czas? Przez zawieranie pokojów między wioskami. Oni chyba nie rozumieją, że powoli tracę pracę. Życie jest brutalne.
Zamknęłam pamiętnik odkładając go na pozłacane biurko następnie wyglądając za okno. Zachód słońca... Jak zawsze przepiękny. Otarłam opuszkami palców szkła tak, jakby chciała dotknąć choćby promieni.:
- Wiesz Komuru czego bym chciała? - Zapytałam nadal wpatrując się w naturę.
- Czego, księżniczko? - Zapytał podchodząc do mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie odwracając wzrok na niego.
- Chciałabym odwiedzić wioskę deszczu. Chce wiedzieć czy ciągle płacze. - Odpowiedziałam swoim spokojnym tonem. Jego niebieskie ślepia spojrzały na mnie. Czuć było w nich niepewność, ale ze względu na szacunek, kierował się w stronę wyjścia.:
- Będę czekał na zewnątrz. - Warknął. Spojrzałam w niego z uśmiechem. Odwróciłam się szybko do niego kładąc palec na ustach.:
- Ciiiiii. - Uciszyłam go puszczając zaraz oczko. Gdy tylko wspominam o Ame Gakure ma kilka podobnych reakcji. Jednak warknięcie jest najczęstszą. Nie wiem czy to przez te zdarzenia, które miały tam miejsce, czy przez moją rodzinę, którą prawdopodobnie tam zamordowali. Mogą być jakieś inne przyczyny, których Komuru nie chce mi powiedzieć. Jest to bardzo możliwe, gdyż wilk nienawidzi, gdy jestem smutna bądź zmartwiona. To taki jakby mój opiekun. Może dlatego spędzam z nim całe dnie? Nie zauważyłam kiedy wyszedł. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaraz poszłam w jego ślady.
- Co tak długo, Alice? - Zapytał się wilk już w większej formie. Uśmiechnęłam się promiennie. W końcu odważyłam się odwiedzić to miejsce. Ciekawe ile się zmieniło...:
- Wybacz. Musiałam poprawić makijaż i założyć jakiś płaszcz z kapturem. Prawdopodobnie będzie tam padać. - Powiedziałam spokojnie, wskakując z gracją na grzbiet zwierzaka. Przejście przez granice kraju Ognia zajmie nam chwilę, a droga do Ame Gakure maksymalnie 20 minut. Wszystko dzięki umiejętnościom mojego drogiego kompana. Pogładziłam go po grzywie dając znak, że jestem gotowa do podróży. Zawahał się, ale zaraz ruszyliśmy.
Tak jak podejrzewałam. Do wioski dotarliśmy w niepełne 30 minut. Pada i jest dość nieźle rozbudowana. Razem z Komuru weszliśmy do Ame Gakure. Wspomnienia wcale nie wracały i cieszy mnie to. Nie chce ich pamiętać... Chociaż. Tak szczerze mówiąc, z dalekiej przeszłości pamiętam tą chwilę kiedy mama nazwała mnie księżniczką, urywek kiedy rodzina kazała mi uciekać, kilka zwykłych dni sprzed ataku i ich... 3 młodych, zdolnych shinobi. Konan, niebieskowłosa piękność, Nagato jedyny mądry z całej grupy i Yahiko. Tak, Yahiko. Ty byłeś mi podporą, uczyłeś mnie jak używać ninjutsu i innych umiejętności potrzebnych ninja, nauczyłeś mnie jak żyć, jak cieszyć się każdym dniem i zainspirowałeś swoimi marzeniami. Tak bardzo chciałam ci pomóc. Chciałam być razem z tobą zawsze, pomagać ci w trudnych chwilach. Byłeś moją jedyną dziecięcą miłością. Obiecuje, że kiedyś cie znajdę. Nie, nie tylko ciebie. Całą waszą trójkę i pomogę wam.Odpłacę się za to, że uratowaliście mi życie.
Przez moje rozmyślenia nie zauważyłam kiedy na grzbiecie Komuru weszliśmy głęboko w wioskę. Musiałam trochę dziwnie wyglądać. Wpatrzona w jedno miejsce kobieta, siedząca na wielkim wilku, wielce rozmarzona. Kretynka. Dość szybko zauważyłam, że do wszystkich sklepów był przywieszony... Anioł? Tak, to Anioł. Dziwne to miejsce. Zsiadłam z grzbietu zwierzęcia udając się do jednej z kawiarenek. Nie chciałam nic zjeść, głodna nie byłam. Bardziej ciekawiło mnie po co wszystkim te skrzydlate stworzenia. Zwykła kobieca ciekawość. Usiadłam przy jednym z wielu stolików. Komuru zmniejszył się do rozmiarów kota, kładąc się na ziemi obok mojego krzesła. Niech odpocznie:
- Dobrze się spisałeś, Komuru. - Nim się spostrzegłam podeszła do mnie jedna z kelnerek:
- Czy mogłabym przyjąć pani zamówienie? - Uśmiechnęła się ciepło w moją stronę. Ubrana była zwyczajnie, w czarną, za dużą sukienkę do kolan i butami w tym samym kolorze na płaskiej podeszwie. Jedynym kontrastem był przepasany biały fartuszek z małą kieszonką na środku, prawdopodobnie na notatnik. Lekko rozczochrane czekoladowe włosy i tego samego koloru oczy.:
- Dzień dobry. Poproszę szklankę wody. - Odpowiedziałam spokojnym tonem także lekko uśmiechając się w jej stronę. Kiwnęła głową chcąc odejść, ale ją zatrzymałam.:
- O. Jaki piękny... To Anioł? - Zapytałam spoglądając na zawieszonego przy stoliku aniołka. Uznałam, że podziwianie ozdób będzie najlepszym sposobem, żeby dowiedzieć się czegoś o nowej wiosce Deszczu.
- Tak. Chyba nie jesteś mieszkańcem tej wioski? - Zapytała się mnie zatrzymując swój marzycielski wzrok na figurce.:
- Prawda, nie jestem. - Odparłam niechętnie.
- To nie dziwne, że się o to pytasz. Anioł, a dokładnie Anielica wraz z Bogiem pilnują by nikt nie zagłuszał spokoju w tej wiosce. - Powiedziała podekscytowana. Odwróciłam do niej wzrok. Moja mina była spokojna, ale w środku byłam zaskoczona i lekko omotana. Bóg? Anioł? Nie wiedziałam, że z nich tacy religijni ludzie. Żeby się czasem nie zdziwili, kiedy ktoś zaatakuje wioskę i ona padnie z dymem.
- A ktoś kiedykolwiek ich widział?
- Oczywiście! Raz komuś udało się zobaczyć Anioła, kiedy bronił wioskę przed najeźdźcami. Stąd wiemy, że to kobieta. Miała dość krótkie niebieskie włosy, małego koka, do którego przyczepiony był kwiat zrobiony z papieru i piękne pomarańczowozłote oczy. - Kontynuowała rozmarzona. Po mojej minie było widać, że nadal to co ona mówi jest mi obojętne. Jednak poczułam, że mnie jakby oświeciło. A jeżeli to Konan? Wszystko by się zgadzało, ale czy siedzieliby nadal w wiosce deszczu? Nie. To na pewno nie ona. Już dawno by się stąd wynieśli zostawiając te straszne wspomnienia. Mam nadzieje, że mimo iż tamte odtrącili to mnie zatrzymali głęboko w sercu. Komuru spojrzał się na mnie lekko zmartwiony. Posłałam mu uśmiech po czym wstałam z krzesła idąc w stronę wyjścia.:
- Em... A pani woda? - Zapytała się nieco podenerwowana.
- Dziękuję, ale odechciało mi się pić. - Powiedziałam zakładając kaptur na głowę. Zaraz opuściłam to miejsce idąc dalszymi zalanymi deszczem uliczkami Ame.:
- Komuru, myślisz, że mogła to być Konan? - Zapytałam patrząc przed siebie. Wiedziałam co odpowie, jednak miałam nadzieje, że zmieni moje oczekiwania. Miałam także mieszane uczucia. W sumie to chciałabym, żeby była to Konan, jednak co ja jej powiem? Słyszałam, że jedna osoba z dawnej grupy Akatsuki umarła. Jakiś mężczyzna i był on jednym z głównych dowódców. Z plotek dowiedziałam się, że to Yahiko. Zacisnęłam dłonie w pięści przebijając sobie paznokciami skórę. Nie zauważyłam, a już zaczęłam krwawić. Lekki ból i dreszcze przeszły moje ciało. Podniosłam dłoń na wysokość twarzy by przyjrzeć się jak blask księżyca odbija się od szkarłatu. - Ojej, ale ze mnie niezdara. - Dopowiedziałam lekko zawiedziona.:
- Księżniczko Alice. - Zwrócił moją uwagę. - Może być różnie. Jeżeli to rzeczywiście Konan to cie znajdzie, jeżeli nie, to uważam, że nie ma większego sensu dalej siedzieć w tej wiosce. Przyprawia mnie o mdłości. - Może i ma racje? Po co mamy tu jeszcze dłużej siedzieć skoro przez taką chwile wróciło mi obrzydzenie do deszczu? Upuściłam bezwładnie skaleczoną rękę zwracając się do zwierzaka.:
- Dobrze, więc wychodzimy stąd. Też mam już dość. - Przeczesałam wystające zza kaptura mokre włosy. Woda po nich spływająca przypominała mi o większości żenujących dniach spędzonym tutaj. Walka o przetrwanie osób bez domu czy o jedzenia. Okropne widowisko. Byłam wtedy dzieckiem więc zbytnio nie angażowałam się w bójki, jednak były momenty, że także mi się obrywało.
Powolnymi krokami szliśmy w stronę wyjścia z tej przeklętej wioski. Ta nadzieja, którą czułam przychodząc tutaj... Na prawdę jestem głupia. Przecież wiem, że Yahiko umarł już bardzo dawno temu. Mimo to, kiedy tu przyszłam najbardziej chciałam zobaczyć jego uśmiechniętą twarz, wołająca mnie. Potem poczuć jego ramiona tulące mnie do jego ciepłego ciałan i kilka prostych słów, aby uczynić mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Idiotka, przestań ciągle o nim myśleć, przecież on nie żyje.
-------------------------------------------
Tym oto tym <luk wyżej> kończę ten trochę nudny rozdział. (za co przepraszam)
W nn zamiast Alice, będzie wyjątkowo "opowiadała" Konan.
*Daishi Matsuhito - Postać wymyślona. Robi najpiękniejsze, ale i najdroższe ozdobne drzwi.
**Akumi Inazagi - Postać wymyślona. Ona zaś zajmuje się pozłacanymi meblami. Także są one najpiękniejsze i najdroższe.
2.08.2013
Prolog. Seria I.
Prolog.
KLIK! <--- podkład muzyczny proszę :)
- Oddawaj to, ty mały złodzieju!!! - krzyknął sprzedawca. Biegłam przed siebie przez uliczki zapłakanej wioski. Nienawidziłam kiedy padało, a mieszkanie w wiosce deszczu nie sprzyjało mojemu kaprysowi. Gdzie się nie spojrzało wielkie kałuże. Nienawidzę tego, dlatego tak bardzo chciałabym dostać się do Yuki Gakure. Tam tylko pada śnieg. Wszędzie jest biało, pięknie i tak spokojnie. Domy i drzewa zakryte warstwą śniegu... To właśnie chciałabym widzieć wstając rano. Niestety, jestem przybłędą. Bezdomnym dzieckiem, któremu wojna shinobi zabrała rodzinę. Kazali mi uciekać gdy pojawił się pierwszy wybuch. Raczej wiedzieli co jest na rzeczy. Wiadomo, jak każde dziecko nie chciałam ich zostawić, ale krzyczeli na mnie, kazali uciekać, tak więc zrobiłam. Nie wiem czy żyją, ale już straciłam nadzieje... Tak samo na to, że dożyje swoich przynajmniej 10 urodzin.
Nagle potknęłam się o wystającą gałąź upadając brzuchem na ziemie. Pięć niezbyt okazałych jabłek wypadło mi z rąk, ukazując swoją soczystą czerwień polaną łzami wioski. Mężczyzna szybko zabrał owoce patrząc na mnie z wielką pogardą na twarzy. Nie rozumiem, jak można być tak okrutnym wobec głodującego, widocznie porzuconego dziecka. Posmutniałam, ale nie płakałam, gdyż nie był to powód, aby pokazać łzy słabości. Chwiejnie podniosłam się na nogi i poszłam przed siebie co chwile utykając przez brak sił. Nie wiedziałam dokąd idę i czy jest tego jakiś większy cel... Deszcz przesiąkł przez moje cienkie ubranie wprawiając moje ciało w dreszcze z zimna. Mokre, szkarłatne włosy opadły na moje ramiona. Głowę miałam schyloną w dół, oczy skupione na ociężałych stopach, nie wiedziałam czy zaraz nie wpadnę w przepaść lub do większego zbiornika z wodą. Było mi to już obojętne. Idąc czułam jak mój brzuch domaga się jedzenia, nogi odpoczynku, a ciało suchego miejsca, lecz nie mogłam nic zrobić. Nigdzie w okół nie było darmowego jedzenia lub jaskini do przespania. Od 2 dni jestem bez snu. Opuchnięte, sine powieki na pewno widać z dalekiej odległości. Z pozoru urocze dziecko, wygląda teraz okropnie. Podkrążone oczy, posiniaczone, brudne ciało. Nawet deszcz nie wyprostuje moich supłów na włosach spowodowanych ciągłym wiatrem.
Miałam dość.
Upadłam na powierzchnie. Oddaję się w ręce matki natury, chociaż wiem, że i ona mi nie pomoże. Zamknęłam oczy by zasnąć, wtedy przynajmniej nie będę czuła bólu.
Ciepło mi... Ciepło? Uchyliłam lekko oczy. Byłam zdziwiona, że jeszcze żyje. Znajdowałam się w niedużej chatce. Moje ciało było suche, a włosy już uczesane. Raptownie otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Mimo bólu moich mięśni zmusiłam je do lekkiego wysiłku. Zauważyłam troje ludzi. Mieli około 14 lat. Niebiesko włosa dziewczyna z kwiatem wpiętym w koka i dwóch chłopaków, jeden miał rude włosy, drugi tak samo czerwone jak moje. Coś w środku podpowiadało mi, że to właśnie oni mi pomogli i nie mam się czego bać. Mimo tego moje ciało było sparaliżowane. Dziewczyna zauważyła, że wstałam i uśmiechnęła się do mnie ciepło szybko podchodząc. Usiadła obok materacu na którym właśnie leżałam.:
- Dzień dobry. Jak się spało? - Zapytała ciepło. Jej głos był słodki i kojący. Raczej mogłam przy niej w spokoju odetchnąć i przestać się martwić.
- H-hej... Dobrze, dziękuje. - Odpowiedziałam nieśmiało. Reszta podeszła do nas i także usiedli. Wszyscy śmiali się i rozmawiali jak dobrzy przyjaciele. Nie rozumiałam jednak jak oni mogą być tacy pozytywni kiedy na zewnątrz panuje wielka wojna.:
- Nazywam się Yahiko! - Krzyknął rudowłosy uśmiechając się i wskazując na swoją osobę kciukiem. - To jest Nagato - kolejno wskazał na chłopaka o czerwonych włosach - i Konan. - następnie na dziewczynę z kwiatkiem. Spojrzałam na nich niepewnie. Kultura wymaga, żeby się przedstawić.:
- Nazywam się Alice. - Wydukałam cicho zasłaniając kołdrą połowę swojej twarzy.
- A ile ty masz lat? - Zapytała mnie Konan.
- Osiem...
- Praktycznie połowę od nas młodsza! - Zaśmiała się cicho, ale czuło. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ta trójka pomogła mi. Uratowała mój nędzny żywot, który prawdopodobnie skończyłby się kilka godzin temu.
Cztery lata później stworzyli organizację Akatsuki, która także przyłączyła się do walki z innymi shinobi. Konan uznała, że jestem za młoda by pakować się w takie rzeczy. Po uprzednim czułym pożegnaniu, bez zbędnych konfliktów opuściłam ich jako dwunastolatka dziękując za to, że mnie uratowali, trenowali i dali nadzieje na lepsze jutro. Mieli wielkie marzenia, w których niestety aktualnie nie miałam żadnego znaczenia. Jednak postanowiłam sobie, że gdy urosnę pomogę im zdobyć to o czym marzą. Będzie to podziękowanie za pomoc o której nigdy nie zapomnę...
KLIK! <--- podkład muzyczny proszę :)
- Oddawaj to, ty mały złodzieju!!! - krzyknął sprzedawca. Biegłam przed siebie przez uliczki zapłakanej wioski. Nienawidziłam kiedy padało, a mieszkanie w wiosce deszczu nie sprzyjało mojemu kaprysowi. Gdzie się nie spojrzało wielkie kałuże. Nienawidzę tego, dlatego tak bardzo chciałabym dostać się do Yuki Gakure. Tam tylko pada śnieg. Wszędzie jest biało, pięknie i tak spokojnie. Domy i drzewa zakryte warstwą śniegu... To właśnie chciałabym widzieć wstając rano. Niestety, jestem przybłędą. Bezdomnym dzieckiem, któremu wojna shinobi zabrała rodzinę. Kazali mi uciekać gdy pojawił się pierwszy wybuch. Raczej wiedzieli co jest na rzeczy. Wiadomo, jak każde dziecko nie chciałam ich zostawić, ale krzyczeli na mnie, kazali uciekać, tak więc zrobiłam. Nie wiem czy żyją, ale już straciłam nadzieje... Tak samo na to, że dożyje swoich przynajmniej 10 urodzin.
Nagle potknęłam się o wystającą gałąź upadając brzuchem na ziemie. Pięć niezbyt okazałych jabłek wypadło mi z rąk, ukazując swoją soczystą czerwień polaną łzami wioski. Mężczyzna szybko zabrał owoce patrząc na mnie z wielką pogardą na twarzy. Nie rozumiem, jak można być tak okrutnym wobec głodującego, widocznie porzuconego dziecka. Posmutniałam, ale nie płakałam, gdyż nie był to powód, aby pokazać łzy słabości. Chwiejnie podniosłam się na nogi i poszłam przed siebie co chwile utykając przez brak sił. Nie wiedziałam dokąd idę i czy jest tego jakiś większy cel... Deszcz przesiąkł przez moje cienkie ubranie wprawiając moje ciało w dreszcze z zimna. Mokre, szkarłatne włosy opadły na moje ramiona. Głowę miałam schyloną w dół, oczy skupione na ociężałych stopach, nie wiedziałam czy zaraz nie wpadnę w przepaść lub do większego zbiornika z wodą. Było mi to już obojętne. Idąc czułam jak mój brzuch domaga się jedzenia, nogi odpoczynku, a ciało suchego miejsca, lecz nie mogłam nic zrobić. Nigdzie w okół nie było darmowego jedzenia lub jaskini do przespania. Od 2 dni jestem bez snu. Opuchnięte, sine powieki na pewno widać z dalekiej odległości. Z pozoru urocze dziecko, wygląda teraz okropnie. Podkrążone oczy, posiniaczone, brudne ciało. Nawet deszcz nie wyprostuje moich supłów na włosach spowodowanych ciągłym wiatrem.
Miałam dość.
Upadłam na powierzchnie. Oddaję się w ręce matki natury, chociaż wiem, że i ona mi nie pomoże. Zamknęłam oczy by zasnąć, wtedy przynajmniej nie będę czuła bólu.
Ciepło mi... Ciepło? Uchyliłam lekko oczy. Byłam zdziwiona, że jeszcze żyje. Znajdowałam się w niedużej chatce. Moje ciało było suche, a włosy już uczesane. Raptownie otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Mimo bólu moich mięśni zmusiłam je do lekkiego wysiłku. Zauważyłam troje ludzi. Mieli około 14 lat. Niebiesko włosa dziewczyna z kwiatem wpiętym w koka i dwóch chłopaków, jeden miał rude włosy, drugi tak samo czerwone jak moje. Coś w środku podpowiadało mi, że to właśnie oni mi pomogli i nie mam się czego bać. Mimo tego moje ciało było sparaliżowane. Dziewczyna zauważyła, że wstałam i uśmiechnęła się do mnie ciepło szybko podchodząc. Usiadła obok materacu na którym właśnie leżałam.:
- Dzień dobry. Jak się spało? - Zapytała ciepło. Jej głos był słodki i kojący. Raczej mogłam przy niej w spokoju odetchnąć i przestać się martwić.
- H-hej... Dobrze, dziękuje. - Odpowiedziałam nieśmiało. Reszta podeszła do nas i także usiedli. Wszyscy śmiali się i rozmawiali jak dobrzy przyjaciele. Nie rozumiałam jednak jak oni mogą być tacy pozytywni kiedy na zewnątrz panuje wielka wojna.:
- Nazywam się Yahiko! - Krzyknął rudowłosy uśmiechając się i wskazując na swoją osobę kciukiem. - To jest Nagato - kolejno wskazał na chłopaka o czerwonych włosach - i Konan. - następnie na dziewczynę z kwiatkiem. Spojrzałam na nich niepewnie. Kultura wymaga, żeby się przedstawić.:
- Nazywam się Alice. - Wydukałam cicho zasłaniając kołdrą połowę swojej twarzy.
- A ile ty masz lat? - Zapytała mnie Konan.
- Osiem...
- Praktycznie połowę od nas młodsza! - Zaśmiała się cicho, ale czuło. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ta trójka pomogła mi. Uratowała mój nędzny żywot, który prawdopodobnie skończyłby się kilka godzin temu.
Cztery lata później stworzyli organizację Akatsuki, która także przyłączyła się do walki z innymi shinobi. Konan uznała, że jestem za młoda by pakować się w takie rzeczy. Po uprzednim czułym pożegnaniu, bez zbędnych konfliktów opuściłam ich jako dwunastolatka dziękując za to, że mnie uratowali, trenowali i dali nadzieje na lepsze jutro. Mieli wielkie marzenia, w których niestety aktualnie nie miałam żadnego znaczenia. Jednak postanowiłam sobie, że gdy urosnę pomogę im zdobyć to o czym marzą. Będzie to podziękowanie za pomoc o której nigdy nie zapomnę...
Wprowadzenie
Witam wszystkich! Nazywam się Melodineju Hitsume! (Ale proszę się do mnie zwracać Melodi). Jest to mój pierwszy blog więc proszę nie oczekiwać jakiejś rewelacji :P Chociaż postaram się przedstawić całą historię najlepiej jak mogę!
Opis opowiadania:
Historia o kobiecie, Alice Wakari, która swoje życie zawdzięcza trzem
młodym ninja: Konan, Nagato i Yahiko. Ich drogi rozdzieliły się, każdy
poszedł w swoją stronę, ale nigdy nie zapomniała co dla niej zrobili w
czasie wojny. Sprawiło to, że nieustannie starała się znaleźć dawnych
przyjaciół, żeby wszystko było tak jak dawniej. Wtedy nie wiedziała
jeszcze jak duże zaskoczenie ją spotka.
W opowiadaniu (poza członkami Akatsuki) występują postacie stworzone
przeze mnie oraz galeria związana z tematyką. Staram się obiektywnie
przedstawić główną bohaterkę, więc nie zabraknie chwil zachwytu, ale i
irytacji przez zachowanie Alice. Serdecznie zapraszam do zapoznania się
z losami naszej bohaterki w towarzystwie zabójców! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)