11.27.2017

Rozdział 20. Jak duże dzieci.

Dwójka wysokich mężczyzn szła przez wydeptaną dróżkę wśród bezmiernych drzew. Jeden nieco potężniejszy, o niebieskiej karnacji z ogromnym mieczem na plecach. Drugi zaś o kruczo czarnych włosach i głębokich, ciemnych oczach. Jednak istotniejszy był ich ubiór, który u wszystkich ninja wywoływał zimne dreszcze. Był to czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. Akatsuki.:
- Hej, Itachi. Czy to nie są przypadkiem nasze śpiące królewny? - Kisame wskazał na dwójkę osób leżących pod drzewem z niemałym zaskoczeniem. Wszystko było jasne, kiedy oboje zbliżyli się i zobaczyli dwóch znanych im mężczyzn. Jeden o długich blond włosach zasłaniających mu w tym momencie całą twarz. Drugi o czerwonych, rozczochrany, z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.:
- Wstawać! - Krzyknął Kisame z chytrym uśmiechem na twarzy. Dwaj mężczyźni leżący na ziemi w tym samym momencie wzdrygnęli, ale nie przejęli się kolegą. W tym momencie bardziej nieznośne od jego głosu był ból głowy, który nasilał się z każdym jej ruchem. Jęczeli z bólu wijąc się po trawie licząc, że ta da im upragniony chłód.:
- Gdybym tylko wcześniej wiedział, że pokona was alkohol. - Zaśmiał się rybowaty.
- Nie powinniście już być w siedzibie? - Zwrócił uwagę Itachi, spoglądając z pogardą na "zwłoki" pod drzewem. Nie lubi niesubordynacji, szczególnie u osób, których nie darzy sympatią.:
- Mieliśmy. I co z tego? - Deidara powoli wstał, wspomagając się o pień drzewa. - Akurat spotkaliśmy Alice i uznaliśmy, że należy się odpoczynek po dobrze wykonanej robocie.
- Nie tobie oceniać, czy została dobrze wykonana. - Skomentował Itachi, po czym od razu udał się dalej. Nie przepadał za Deidarą, jego bezczelnością i wybuchowym charakterem. Jak się okazało ze wzajemnością. Kisame tylko wzruszył ramionami i poszedł za swoim partnerem. Dwójka obok drzewa powoli zaczynała się ogarniać. Obaj nie wiedzieli jak to się stało, a raczej jak doszło do tego, że zapomnieli o wyznaczonym czasie. Sasori był wyraźnie bardziej zdezorientowany niż jego towarzysz. Rozglądał się dookoła z przymrużonymi oczami starając się poskładać wszystko w jedną całość. Nie wiedział gdzie jest jego marionetka obronna, płaszcz i Alice.

W tym samym czasie:

Czerwonowłosa kobieta stała na środku pustyni. Minę miała skrzywioną od bólu głowy, który nasilał się pod wpływem mocnych promieni słonecznych. Tylko przyjemny, delikatny wiatr powiewał jej włosy, wplątując między nie pojedyncze ziarenka piasku. Działało to jak leki przeciwbólowe. Jednak nie przyszła tu dla podziwiania kraju wiatru.Wykonała szybko kilka pieczęci, po czym zrobiła 5 kroków do przodu. Powtórzyła czynność dłońmi i przesunęła się o krok. W jednej chwili pojawił się przed nią budynek o wysokości około 5 metrów, typowy dla budownictwa w kraju wiatru. Dobrze go znała, ciągle z niego wychodziła, czasem na dłużej, czasem kilka dni. Specjalnie dobrych wspomnień z nim nie miała, ale ciągle ją coś przyciągało. Albo raczej ktoś.

- Wróciłam. - Powiedziała Alice wchodząc do salonu. Była to raczej umowna informacja. Nie oczekiwała, że ktoś się ucieszy, podbiegnie i ciepło przywita. Tak się nie wydarzyło. W pokoju siedziała tylko Konan czytająca jakąś książkę na kanapie.: - Gdzie wszyscy? - Zapytała podchodząc bliżej do znajomej, bo przyjaciółką już ciężką było ją nazwać.:
- Jeszcze nie wrócili z misji. - Odpowiedziała nie odwracając wzroku od lektury.:
- A po co w ogóle poszli? Po jinchuriki? - Dalej ciągnęła. Mimo wszystkich sytuacji, które wydarzyły się w niedawnym czasie, ciągle miała do niej jakiś sentyment. Chciała z nią rozmawiać, poczuć się bliżej. Sam widok jej twarzy przywoływał wspomnienia. W końcu już nie raz pomogła jej wyjść z trudnej sytuacji.:
- Tego nie wiem. Musisz się zapytać pana wiecznie wkurzonego. - Odpowiedziała unosząc brwi. Wyraźnie podkreśliła dwa ostatnie słowa, dając do zrozumienia, że jest zirytowana zachowaniem Yahiko. Alice postanowiła nie pytać o szczegóły. Kiwnęła głową, uśmiechnęła się ciepło i wyszła z salonu. Musiała w końcu zdać raport i zmierzyć się ze zdenerwowaniem lidera. Czuła się niepewnie. Każde spotkanie z nim wywoływało pustkę w głowie i ścisk w żołądku. Nie wiedziała czy to przez uczucia, czy przez strach. Czego się bała? Że pozna o niej prawdę. O "powrocie" do organizacji. Chociaż wie, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji i będzie zmuszona walczyć przeciwko Yahiko. Zresztą, na pewno już coś podejrzewa...

Stała pod drzwiami zastanawiając się co powiedzieć po wejściu. To tylko złożenie raportu, ale chciałaby wyjść profesjonalnie, przypodobać mu się jako pionek. Przez ostatnie lata jedyne co robiła to uszczęśliwiała innych, zapominając o swoich potrzebach. Przyzwyczaiła się do tego. Nie sprawiało to problemu przez który nie mogłaby o niczym innym myśleć. Codzienność.
Zapukała lekko w drzwi, stała czekając na pozwolenie. Nasłuchiwała uważnie. Po usłyszeniu krótkiego "wejść", wzięła głęboki oddech i weszła do pomieszczenia. Jak zwykle, oświetlone tylko tam, gdzie słońce wpadało przez okna. Zauważyła Yahiko siedzącego swobodnie za biurkiem, bez płaszcza i ochraniacza, w szarej koszulce na ramiączka i luźnych spodniach. Wyglądał raczej na znudzonego, niż rozwścieczonego. Podeszła bliżej tak, aby znajdować się blisko biurka.:
- Rozumiem, że wszystko poszło zgodnie z planem? - Zapytał patrząc się prosto w oczy Alice tak, jakby nie wierzył w to co powie i chciał wyczytać jej z głowy. Zezłościło ją to. Nie lubiła, gdy ktoś bezpodstawnie macza palce w jej myślach. Zmarszczyła brwi i odpowiedziała.:
- Powiedzmy. - Trzymała poważną minę.
- To znaczy? - Zapytał od razu nie odwracając wzroku.
- Wszystko szło dobrze, ale odstawiając szpiega w wyznaczone miejsce nie spodziewałam się zwiększonej ochrony w wiosce. Nie wyszło po cichu, ale padło tylko pięciu. - Odpowiedziała pewniejsza siebie, lekko unosząc jeden kącik ust.:
- Zdajesz sobie sprawę, że wyznaczyłem ciebie do tej misji ze względu na to, że PODOBNO jesteś najlepsza w "cichych" sprawach. - Położył mocny nacisk na słowo "podobno", tak jakby wątpił w umiejętności Alice. Może faktycznie myślał, że się nie nadaje, a może po prostu chciał ją sprowokować. A to na pewno odczuła. Po raz kolejny zmarszczyła brwi i zacisnęła zęby, żeby tylko nie wychodzić z roli poważnej osoby.:
- Jestem najlepsza w cichym zabijaniu, a nie w cichym odstawianiu szpiega. Następnym razem czytaj uważniej. - Po jej słowach to on zmarszczył brwi. Zmienił pozycje opierając podbródek o splecione ręce.:
- Skoro cicho zabijasz, to tak samo podchodzisz do swojego celu. Nie paradujesz przez środek wioski z banerem "tu jestem". - Zakpił z niej, a ona to bardzo mocno odczuła. Ledwo utrzymywała w ryzach swoją drugą, burzliwą naturę.:
- Ja chociaż wychodzę i daje o sobie znać światu, a nie siedzę na dupie na moim wygodnym fotelu chlejąc w dzień. - Odpowiedziała nie gorzej, starając się przy okazji nie przesadzić. Yahiko w jednej chwili wstał z fotela stając twarzą w twarz z Alice.:
- Jak już wychodzisz i głosisz o sobie takie mity to mogłabyś chociaż sobą coś prezentować.
- Nie muszę za każdym razem pokazywać moich cudownych zdolności. Każdy wie, że są tak samo niesamowite jak ich posiadaczka. - Odpowiedziała od razu.
- Swoich zdolności do picia? Czuć od ciebie alkohol odkąd weszłaś do pokoju. - Odszedł od biurka i okrążył je tak, że stał teraz dokładnie obok Alice.:
- Z tego co zauważyłam to alkohol nie jest tu zakazany. - Odpowiedziała zaraz. Nie wyglądało to jak normalna rozmowa. Oboje chcieli po prostu dać sobie w kość i nie przyznać drugiemu racji.:
- Ale po alkoholu stajesz się łatwym celem dla każdego. Nawet dla kelnera. - Odpowiedział stanowczo nie tracąc kontaktu wzrokowego. Alice spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Nie wiedziała jak to ma odebrać. Troska, czy zwykłe uwagi w regulaminie. Zaraz przypomniała sobie jak ją porzucił, jak musiała walczyć z płaczem, z tysiącami myśli. "Gdyby nie chciał, żeby stała mi się krzywda, nie odrzucił by mnie". Pomyślała, a na jej twarz wróciła poważna mina. Nie znała prawdy. Sam Yahiko nie wiedział, czemu to powiedział. Przez tak szybką wymianę słów, nie miał czasu dwa razy się zastanowić nad tym co mówi i do kogo. Ciągle czuł coś do Alice i było to pożądanie. Pożądanie jej ciała, jej osoby, jej głosu. Zawsze odstawiał te uczucia na bok, w końcu jest przywódcą zabójców. Nie mógł sobie pozwolić na flirty czy głębsze uczucia. Zakłóciło by to nie tylko postępy w misjach, ale też straciłby swoją osobę w oczach innych. Ale przypomniał sobie pewną sytuację, która miała miejsce dokładnie w tym pokoju. Zaczął zastanawiać się czy tego nie powtórzyć, a potem znowu wymazać jej z głowy. Nikt by się o nim nie dowiedział, a on mógłby przez chwilę przestać się hamować. Byłoby to wygodne. Ona by żyła spokojnie w niewiedzy, a on miałby co chce. Odwrócił się do niej plecami, zamknął oczy i starał się jak najszybciej myśleć by wybrać właściwie. Jakie są plusy, minusy, późniejsze konsekwencje i czy to nie jest przypadkiem niemoralne. Jako zabójca nieczęsto ma do czynienia z moralnością, ale to była Alice. "A niech to...". Pomyślał, po czym odwrócił się do czerwonowłosej kobiety i położył dłoń na jej policzek. Wywołało to u niej niemałe zdziwienie, zagmatwane myśli. Nie wiedziała co się dzieje. Jej dawny przyjaciel, który jeszcze niedawno kpił z niej, jest teraz tak blisko i dotyka jej policzka. Miała przeczucie co zaraz się stanie. Nie chciała tego, a przynajmniej tak myślała. Jej ciało nie zaprzeczało, pragnęło więcej, ale rozum mówił, że to będzie zły pomysł. Kiedy był tak blisko, w końcu mogła dokładnie zauważyć zarys jego ciała. Było idealnie. Szerokie, silnie i umięśnione ramiona, które mogły zabić, ale i mocno przytulić. Wyraźne, męskie rysy twarzy, czekoladowe oczy, rozczochrane lisie włosy. W tej chwili czuła się tak bezpieczna, ale i zła na siebie. Nie chciała tak o nim myśleć. To jest jej wróg. Położyła swoją dłoń na jego i delikatnie zdjęła z policzka.:
- Złożyłam raport, wysłuchałam uwag, więc już pójdę. - Powiedziała z kamienną twarzą po czym wyszła. Nie zatrzymał jej, chociaż chciał. Stał w tym samym miejscu zastanawiając się, czym różniła się ta sytuacja od wcześniejszej. Czemu wyszła. Czemu pozwolił jej to pamiętać. Jeżeli komuś o tym opowie, będzie miał duże problemy. Rozwścieczony swoim zachowaniem złapał za drewniane krzesło koło biurka i rzucił nim o ścianę na tyle mocno, że rozpadło się na małe kawałki. Dawno nie był tak zdenerwowany. Usiadł wygodnie na swoim fotelu i odchylił głowę do tyłu, aby się uspokoić. Nie chciał, żeby wróciła, nie chciał znowu walczyć z samym sobą. Miała żyć szczęśliwie, ale nie tu, nie w tej organizacji.
---------------------------------
Powoli do przodu. Ubolewam nad długą przerwą w RPC! Ciężko jest mi wrócić to wcześniejszej jakości obrazków, ale chyba najgorzej nie jest :)

11.18.2017

Rozdział 19. Drobna odskocznia.

- Zatrzymać ją! - Krzyknął mężczyzna z widniejącą złością na twarzy. Był to ninja z wioski liścia. Razem ze swoją pięcioosobową drużyną gonili intruza przez gęsty las, który jeszcze dwie godziny temu obserwował ich miejsce zamieszkania. Była to Alice Wakari. Każdy doskonale znał to nazwisko przez swoją złą sławę. U niektórych budziło grozę, w innych zachwyt. Dziewczyna co jakiś czas odwracała się do nich pokazując swój pełen dumy uśmiech. Bawiła się z nimi. W każdej chwili mogła przywołać swojego towarzysza Komuru i zniknąć w mgnieniu oka. W jednej chwili kobieta skoczyła na jedną z grubszych gałęzi zmuszając tym swoich przeciwników do zakończenia pościgu. Nikt się po ruszył. Obserwowali siebie w ciszy. Jedyne znaki dawał wiatr, wprawiając w ruch liście oraz szkarłatne włosy Alice. Jeden z ninja wioski liścia postanowił przerwać ciszę:
- Jak się czujesz z tym, że przynosisz hańbę swojemu klanowi?! - Krzyknął w stronę swojego przeciwnika, ale to wyraźnie nie zrobiło żadnego wrażenia. Alice jak była uśmiechnięta, tak dalej jest. Jedynie podniosła dłoń na wysokość klatki piersiowej, a zza krzaków nagle zaczęły wylatywać niebieskie motyle. Było ich pięć, potem piętnaście, trzydzieści. Ciężko było poznać dokładną liczbę, ale wyraźnie robiły wrażenie na ninja wioski liścia. Ustawili się natychmiast w koło, aby ubezpieczać się z każdej strony. Motyle zrobiły dokładnie to samo. Ustawiły się grupkami dookoła nich. Alice widząc, że wszystko idzie zgodnie z planem poszerzyła swój uśmiech. Powiedziała pod nosem "Buredo Gaisenten", a następnie owady zmieniły się w senbon. Sprawnym i mocnym ruchem machnęła ręką w dół, a wszystkie ostre narzędzia w sekundę przebiły ciała shinobi. Zeskoczyła z powrotem na ziemię aby sprawdzić stan przeciwnika. Jeden z nich jeszcze utrzymywał się na łokciach z bólem i wściekłością na twarzy:
- Mój klan już od dawna nie istnieje. - Powiedziała sucho do jedynego, jeszcze żywego mężczyzny, a następnie odwróciła się na pięcie i swobodnym, spokojnym krokiem oddaliła się od miejsca zabójstwa. Jej następnym przystankiem była mała knajpka o nazwie "Gon-Gon". W czasie podróży  zastanawiała się czy to było konieczne. Czy mogło się obejść bez wylewu krwi? Uspokajał ją wiatr, muskający jej szyje, policzki i rozwiewając włosy. Było to kojące, sprawiało, że wszystkie myśli znikały, mogła skupić się na delikatnym dotyku.:
- Już po wszystkim? - Zapytał ją wilk, wychodząc zza krzaków. Wyrwał ją z rozkoszowania się naturą, co nie spodobało się kobiecie. Zatrzymała się i rzuciła mu zirytowane spojrzenie:
- Tak, teraz już po wszystkim. - Odpowiedziała od niechcenia, po czym skierowała się w stronę zwierzęcia. - Miałam nadzieje, że ta misja, pomoże mi przestać myśleć. - Powiedziała krótko wsiadając na grzbiet wilka. - A jest wręcz przeciwnie. - Dodała po czym użyła czakry, żeby przyczepić się do Komuru. Kiwnęła do niego głową na znak, że mogą ruszać.  Tak też zrobili.

Po 15 minutach byli już u celu. Stali pod małym, drewnianym barem o nazwie "Gon-Gon". Było to miejsce w którym każdy mógł odpocząć w czasie misji. W środku wyraźnie śmierdziało alkoholem i papierosami. Gdzie się nie spojrzało, wszędzie pijani ludzie. Zaczepiali siebie nawzajem, nie zastanawiali się jak przy tym wyglądają. Alice wzięła głęboki oddech i poszła w stronę barku. Zamówiła tam sobie butelkę sake i poszła poszukać sobie miejsca. Rozglądała się wszędzie, ale co chwile ktoś na nią wpadał, przepraszał, komplementował, ale ona to wszystko ignorowała. Chciała tylko znaleźć jakieś miejsce do wypicia. W kącie zauważyła dwie dobrze znane jej osoby. "Co oni tutaj robią" pomyślała idąc w stronę Deidary i Sasoriego. Siedzieli przy czteroosobowym, drewnianym stoliku i wyraźnie nikt nie chciał się do niech dołączyć. Deidara siedział okrakiem, opierając ręce na oparciu krzesła, a Sasori zwyczajnie podtrzymywał się łokciami o stół. Kiedy zauważyli Alice, nie ukrywali zdziwienia.:
- Mogę się dosiąść? - Zapytała podirytowana stawiając sake na stół. Pytanie było retoryczne. Nie oczekiwała na jakąkolwiek odpowiedź. Od razu usiadła na krześle między nimi i sprawnie, jednym ruchem otworzyła butelkę:
- Rozumiem, że wy też już skończyliście? - Zapytała, biorąc pierwszy łyk z butelki. Spojrzeli na nią trochę zdziwieni. Deidara odchrząknął i odpowiedział:
- Taa.. Misja nie była trudna, ale facet definitywnie robił co mógł, żebyśmy tylko zostawili go w spokoju.- Uśmiechnął się do kieliszka, po czym pewnym zamachem wypił całą jego zawartość.: - To było irytujące, ciągle powtarzał to samo. "Zostawcie mnie!" "Proszę, ja chcę żyć!" i tym podobne. - Cytując swoją ofiarę, komicznie gestykulował błagającego o litość, to rozśmieszyło całe towarzystwo. W tym czasie Sasori dolał mu sake.:
- To faktycznie denerwujący. Moi za to byli tak zaparci, że gonili mnie dobre 20km! Gdyby sobie odpuścili, nic by im się nie stało. - Skomentowała Alice podniesionym głosem, a następnie wzięła kolejny łyk z butelki.:
- To jest najlepsze, że oni zawsze są tacy lekkomyślni. - Dodał od siebie Sasori, następnie wypijając zawartość swojego kieliszka.
Tak mijały godziny spędzone w pubie. Wszyscy opowiadali co ich spotkało podczas misji, a następnie brali po łyku alkoholu. Jak się okazało, mieli tyle do opowiadania, że 2 butelki to za mało. W wesołej atmosferze wypili kolejne dwie, nie przejmując się mijającym czasem. Nie był on przeszkodą, a na pewno dla Alice. Na powrót do siedziby miała jeszcze dwa dni, natomiast tej towarzysze kieliszka, tylko jeden. Nie czuli czasu, dobrze się bawili, rozluźnili, kupowali kolejne butelki, żeby tylko było przy czym opowiadać, a czas leciał i leciał.
Z transu alkoholowego wyrwał ich jeden z tutejszych. Stary mężczyzna, rolnik, który odsłonił zasłony w barze.:
- Cholera już świt! - Krzyknął blondyn. Zaraz zerwał się z krzesła, ale nie był to dobry pomysł. Zachwiało go na tyle, że upadłby na ziemie. Na szczęście natrafił na ścianę. Przetarł rękami twarz i spojrzał na dwójkę siedzącą przy stole. Ich twarze były całkowicie zamazane.:
- Sasori? Alice? - Zapytał, nadal trzymając się mocno ściany. Nie miał pewności, że mówi do odpowiednich osób. Wytężył wzrok, ale nadal nie był przekonany:
- Deidara? - Zapytała Alice podnosząc głowę, która jeszcze chwile temu była oparta o stół. Podobnie jak blondyn, miała problem z rozpoznaniem osób dookoła. Po części przez alkohol, ale głównie przez światło wpadające przez okno. Chciała wstać, bez większego powodu, ale powstrzymał ją Deidara:
- Nie rób tego! Naprawdę, nie rób, lepiej siedź i nic nie rób. Nic. - Powtarzał blondyn próbując dojść do swojego towarzysza.:
- Sasori, wstawaj do cholery! - Krzyknął zachlanym głosem. Chciał oprzeć się o ramie czerwonowłosego, ale nie trafił i wylądował na podłodze.:
- Deidara! Nie rób takiego hałasu! Ludzie się patrzą. - Zwróciła mu uwagę Alice równie niewyraźnie jak inni.:
- Zbierajcie się, wychodzimy. - Rozkazał Sasori wskazując palcem na ścianę... na drzwi.. błądził nim po całym pomieszczeniu, aż w końcu znalazł drzwi! Wszyscy leniwie wstali ze swojego siedzenia, lub też podłogi, i leniwym, niepewnym, chwiejnym krokiem starali się iść w stronę drzwi.:
- O której skończyliśmy? - Zapytała Alice, jedną ręką trzymając się za głowę, a drugą starając się otworzyć drzwi.:
- Sądzą po moim wzroku? - Deidara skupił się na jednej z wielu pustych butelek na ich wcześniejszym stoliku. Cały świat się kręcił, falował, nawet nie mógł się skupić na jednej rzeczy. - Chyba niedawno. - Dodał zasłaniając usta dłonią w geście obrzydzenia.
Wszyscy wyszli z baru, podpierając się nawzajem o siebie. Trójka niby zabójców, a w obecnej sytuacji, wyglądali jak zombie. Półotwarte buzie, nogi poruszały się jak połamane, zamknięte oczy i odrażający smród alkoholu. Taki łatwy cel, taka okazja.:
- Ja nie dam rady. - Stwierdziła Alice, po czym położyła się pod drzewo głęboko oddychając.
- Ja też nie.- Stwierdził Deidara i położył się obok czerwonowłosej. Sasori przez chwilę przyglądał się a to im, a to dróżce. "Jeszcze tak daleko" i zaraz dołączył do dwójki pod drzewo. Jeżeli w obecnej chwili ktoś by ich zaatakował, sprawa byłaby przegrana, ale nie przejmowali się tym. Zależało im teraz najbardziej na wypoczynku i wytrzeźwieniu.
- Kuuurcze, ale świat się kręci. - Powiedziała załamana dziewczyna, kładąc obie ręce na twarzy. - Ostatni raz.
- Każdy tak mówi. - Zaśmiał się Sasori, również zasłaniają oczy przez promykami słońca.
- Ale naprawdę.
- Jasne.
- Mówię poważnie. - Wymieniali się szybko zdaniami, aby jak najszybciej skończyć tą rozmowę i móc pójść spać.
- Cii. - Uciszył ich Deidara przykładając palca do ust. Faktycznie podziałało. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Wsłuchiwali się w odgłosy natury.:
- Ej. Cieszycie się, że wróciłam, prawda? - Zapytała dziewczyna odsłaniając jedno oko, by zobaczyć ich reakcje. Przez pierwsze sekundy nic nie odpowiedzieli.:
- Nie. - Pierwszy odpowiedział Deidara. Obrócił się na prawą stronę tak, że leżał plecami do dwójki. Alice prychnęła i czekała na odpowiedź Sasoriego. On musiał się jednak zastanowić. Dużo się stało pod jej nieobecność. Każdy się zmienił, na lepsze czy też gorsze. Ciężko jest stwierdzić czy nie zburzy wszystkiego swoją obecnością. Ale ona też się zmieniła. Nie poświęca połowę swojego życia na uczucia.:
- Więc? - Dopytywała się wyraźnie podirytowana.
- Jest mi to obojętne. - Odpowiedział szybko, po czym wykonał tą samą czynność co Deidara.Obaj byli teraz odwróceni od Alice, a ona leżała na plecach między nimi nadal zasłaniając oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. "I tak wiem, że kłamiecie". Pomyślała, po czym udała się do krainy snów.

-------------------------------------------------------
Zaczynamy delikatnie, na rozluźnienie.
Zmieniłam trochę styl pisania. Mam nadzieję, że wszystko wygląda lepiej i że się podoba. :)

















11.17.2017

Wracam!

Witam wszystkich, którzy czytają tego posta. :)
Dawno dawno temu opuściłam tego bloga. Brak motywacji, brak pomysłów. Powodów było dużo, ale nie jestem tu, aby się tłumaczyć. Chciałabym wam przekazać, że skończyłam prace nad poprawą wszystkich postów, aby były bardziej spójne i nie zawierały tyle błędów. Już nie mówiąc o tym, że miałam okropną manie trzech kropek "...". Zajęłam się również wszystkimi zakładkami, ponieważ według mnie, wcześniej wyglądały mało czytelnie. Chyba największe zmiany zaszły na stronie: Bohaterowie. I uwaga: Aktualnie zajmuje się kontynuacją! Nie tylko dla czytelników, ale również dla siebie. Wyczekujcie kolejnego rozdziału!