4.05.2018

Rozdział 31. Uczucia czy obowiązek.

Yahiko szedł spokojnie korytarzem, ubrany w płaszcz Akatsuki. Nie spieszyło mu się. Po prostu dumał. Całą noc nie mógł przestać myśleć o osobie, z którą ma się spotkać Alice. Chociaż karcił się za to i starał odtrącać od siebie te myśli, ciężko było mu zasnąć. Nie chciał jej kontrolować, nie miał podstaw. Fakt, że coś przed nim ukrywała doprowadzał go do szału.
Zza zakrętu korytarza wyszedł Itachi. Oboje szli do przodu by zatrzymać się obok siebie, praktycznie stykając przeciwnymi ramionami.:
- Gdyby ktoś się pytał, miałem do załatwienia ważną sprawę z Deidarą. - Powiedział Yahiko wciąż patrząc się przed siebie.:
- A więc jednak. - Stwierdził Uchiha. - Rób jak uważasz, ale tak jak ci mówiłem wczoraj. "Nie postradaj zmysłów". - Zacytował siebie.:
- Pamiętam. - Odpowiedział krótko.:
- Więc jaki masz plan? - Zapytał zaraz Uchiha.:
- Mówisz tak, jakby to była śmiertelnie ważna misja. - Zaśmiał się krótko, co zdziwiło niemało Itachiego, ale spowodowało również uśmiech.:
- Dla ciebie być może taka jest. - Co prawda, to prawda. Zazwyczaj działania Yahiko są przemyślane i dokładnie opracowane. Tak również jest w tym przypadku. Zignorował to co powiedział Itachi i postanowił nasycić krótko ciekawość kolegi.:
- Podejrzewam, że Alice będzie podróżować na Komuru, więc śledzenie jej nie ma sensu. Biorę ze sobą Deidarę i wyruszymy już teraz. - Godzina czternasta. - Dotrzemy do górnej granicy kraju wiatru i rzek. Tam od godziny 18 będziemy jej szukać z góry. - Uchiha kiwnął głową, bardziej do siebie, po przeanalizowaniu planu.:
- W takim razie powodzenia. - Powiedział krótko Itachi i każdy poszedł w swoją stronę.
Przy wyjściu czekał już Deidara. Kiwnęli do siebie i wyszli z organizacji.
Douhito był zdekoncentrowany przez ciągłe sprzeczki z Miyo, a do tego doszło jeszcze dziwne zachowanie lidera. Nigdy wcześniej nie psuł strategii dwuosobowych zespołów i ich taktyki na walkę. Ciąg misji miał być zachowany, a psując drużynę zakłócił go. Odtrącił od siebie te myśli z chwilą kiedy zaczęli biec.

W organizacji Rakurai:
Trwa spotkanie zarządu, w celu podsumowania wydatków, dochodów i ogólnego stanu populacji organizacji. W brązowym, wydawałoby się, że przytulnym pomieszczeniu znajdowały się jedynie liczne obrazy na ścianach i drewniany, dość spory okrągły stół. Zdecydowanie za duży jak na ilość osób, która przy nim zasiada. Aktualnie znajduję się przy nim jedynie sześć osób. Prowadząca czwórka Rakurai oraz dwóch starszych, posiwiałych mężczyzn. Jeden tęgi w okularach, drugi wychudzony z garbem.:
- Z całym szacunkiem Sayuri, ale robisz z tej organizacji sierociniec. - Powiedział spokojnie szczuplejszy mężczyzna. - Przyjmujesz osoby, które nie są w stanie fizycznie wykonać zadania, co w rezultacie powoduje spadek dorosłych. - Wyciągnął zapisane w liczbach trzy kartki i spojrzał na nie dokładnie. - Dzieci nie robią nic, trzeba je wyżywić, ale niedługo nie będzie za co.
- Ta organizacji miała tak funkcjonować. Zbierać wyrzutków. - Odezwała się Shiru. Pulchniejszy pan odchrząknął i zwrócił się do niej opierając się łokciami o blat i splatając palce.:
- To chociaż zbierajcie utalentowanych... - Przerwano mu.:
- Dość. Wiesz dobrze, że zawsze wykonujemy test. Dużo osób na nim oblewa jednocześnie umierając. - Stwierdziła spokojnie po czym wzięła duży łyk wody ze szklanki. - Nie jesteście tu, by krytykować system, a dać propozycje wyjścia z sytuacji. - Skarciła wzrokiem obu. Grubszy znowu odchrząknął. Widać było na ich twarzach powoli narastające zdenerwowanie.:
- Tak. - Powiedział drżącym głosem. Poprawił się na siedzeniu, aby uspokoić spinające się mięśnie. - Sytuacja jest ciężka. Będziecie musiały wziąć na siebie dużo cięższe zlecenia, które dla was znajdziemy.  Będą one bardziej ryzykowane niż te dotychczas, ale dadzą większy zarobek. - Oboje wstali. Sayuri kiwnęła głową.:
- Poczekajcie na mnie przy wyjściu. - Po zakończeniu jej zdania dwójka pospiesznie wyszła z pomieszczenia. Sayuri wzięła głęboki oddech i bezwładnie opadła na oparcie dużego fotela, chcąc przy tym trochę wyciszyć umysł. Jej spokój przerwała Shiru.:
- Wybacz, że przeszkadzam, ale jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. - Podeszła za fotel swojej liderki i położyła dłonie na oparcie. - Dlaczego powiedziałaś o spotkaniu Alice przy Itachim? Na pewno od razu pobiegł powiedzieć o tym Peinowi. W końcu jest tak zwaną prawą ręką. - Sayuri wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki.:
- Dokładnie o to chodzi, moja droga. - Odpowiedziała spokojnie. Kiedy Miyo usłyszała słowa Shiru od razu wytężyła słuch. - Mam długoterminowy plan, a nie chciałabym, żeby ktoś mi w nim przeszkodził. - Blondynka gwałtownie wstała z siedzenia i podbiegła do Sayuri, co sprawiło, że ta uchyliła powieki, aby zobaczyć co się dzieje. Była w centrum uwagi kobiet. Każda wyczekiwała na słowa wyjaśnienia.:
- Spokojnie. - Powiedziała widząc ich wyczekujące miny. - Nasz drogi Pein, a raczej Yahiko. Założę  się, że nie podejrzewa Alice o zdradę organizacji. Jeżeli pobiegnie za nią, będzie to oznaczać, że coś ich łączy. - Uśmiechnęła się pod nosem.:
- Ale wtedy zobaczy ją z Orochimaru. - Powiedziała gniewnie Miyo skupiając na sobie wzrok kobiet. Nie znała Yahiko. Nie wiedziała do czego będzie zdolny, jak zareaguje widząc Alice z wężowatym.:
- Oh nie martw się. - Liderka wstała z fotelu. - Wiesz dobrze, że zawsze jestem o krok dalej od wszystkich. - Uśmiechnęła się licząc, że to uspokoi blondynkę, ale ta już dobrze znała ten fałszywy uśmiech. Spuściła głowę zmartwiona. Sayuri natomiast wrócił zimny wyraz twarzy, zaraz zniknęła za drzwiami. Miyo mocno zacisnęła dłoń w pięść. "Cholera" Przeklęła w środku.

 W organizacji Akatsuki:
Godzina siedemnasta dwadzieścia. Alice stała przy oknie i dokładnie przyglądała się przemieszczającym się ziarenkom piasku. Czas mijał zdecydowanie za szybko. Teraz, kiedy w końcu czuje, że żyje wszystko się załamuje. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na opaskę wioski ukrytej w deszczu, która leży na biurku. "To nie może się tak szybko skończyć." Przeszło jej przez głowę.:
- Jesteś strasznie zmienna. - Odezwał się nagle wilk. Zaraz po tym przeciągnął się na łóżku i zeskoczył na podłogę.:
- Co masz na myśli? - Zapytała krzywiąc się. Zaczesała sobie włosy za ucho i oparła się wygodnie o parapet.:
- Jeszcze niedawno chciałaś, żeby ta misja dobiegła końca. A teraz chcesz to przeciągać? Dobrze zrozumiałem? - Zapytał siadając. Alice utkwił wzrok w podłodze.:
- Tak. Faktycznie tak było. - Powiedziała pod nosem, ale Komuru zdołał to usłyszeć. Nie odpowiedział, czekał na rozkazy. Alice położyła prawą dłoń na czoło jakby to mogło pomóc jej poskładać myśli. Już sama nie wiedziała co jest lepsze.:
- Idziemy, Komuru. - Zwróciła się do wilka, po czym oboje opuścili pokój. Miała zamęt w głowie. Spotkanie z Orochimaru będzie oznaczać konieczny postęp w misji. Równa to się z ostatnimi dniami w organizacji. "Gdyby tylko było jakieś wyjście... Jakiś sposób." Pomyślała.
Będąc już coraz bliżej wyjścia, w przejściu do salonu zauważyła Hidana. Stał oparty o framugę w czarnej bokserce i tego samego koloru luźnych spodniach. Oczy miał przymknięte i wyglądał na zniecierpliwionego. Gdy tylko usłyszał zbliżające się kroki od razu podniósł głowę.:
- Alice. - Powiedział do siebie zdziwiony. Ta uśmiechnęła się do niego nie zatrzymując kroku.:
- Ty też dostałaś misje? - Zapytał zanim jeszcze kobieta zdążyła go wyminąć. Ta zatrzymała się i jak przez całą drogę, nadal wbijała swój wzrok w kamienną podłogę. Nie myślała długo nad wypowiedzią.:
- Tak. - Odpowiedziała krótko. Hidan od razu zauważył, że humor zostawiła w pokoju.:
- No pięknie. - Powiedział znowu do siebie, a na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech.:
- Nie martw się! - Pokazał jej kciuka, tym samym sprowadzając na siebie jej uwagę. - Pierwsze misję wcale nie są takie najgorsze. - Dopowiedział. Alice automatycznie pojawił się uśmiech na twarzy. Jego nieporadność w tej sytuacji była zabawna, ale i urocza.:
- Dzięki za starania. - Powiedziała i z powrotem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.:
- Próbowałem! - Krzyknął jeszcze i machnął ręką stojąc już tyłem do dziewczyny na pożegnanie, zanim ta opuściła budynek.
Kiedy poczuła pierwsze ziarenka piasku na twarzy wzięła głęboki oddech. Pogłaskała Komuru po grzbiecie patrząc się w punkt przed siebie. Wilk spojrzał się na dziewczynę. Nie trzeba czytać w myślach, aby zobaczyć jaka jest zagubiona i rozdarta.:
- Cokolwiek postanowisz, będę z tobą. - Powiedział serdecznie. Alice uśmiechnęła do niego i wsiadła na jego grzbiet. Przyczepiła się chakrą do wilka. Była gotowa.:
- Wyrobisz się w 30 minut? - Zapytała pochylając się na nim, by zmniejszyć późniejszy opór powietrza. Po jej pytaniu zwierzak ruszył zostawiając po sobie jedynie wbite w piasek ślady łap.
Przez drogę miała chwilę by zastanowić się co zrobić i wyobrazić sobie wszystkie scenariusze. Z każdym kolejnym dniem w organizacji zaczęła przywiązywać się do otoczenia, ludzi, czy atmosfery. Inni również powoli zaczęli się przed nią otwierać, szczególnie Yahiko... Przyciągał ją na tyle mocno, że była w stanie zignorować jego gorsze cechy charakteru. Uczucie między nimi pogłębia się z dnia na dzień. Sam Komuru przyznał, że wbrew pozorom oni mają na nią dobry wpływ. Byłaby w stanie to wszystko poświęcić, ponieważ na tym polega jej zadanie? Umiała by żyć z myślą, że jest winna śmierci Yahiko i Konan?  Słuchanie poleceń sprawiło, że przetrwała... Uczucia czy obowiązek.



Za pięć osiemnasta dotarli na miejsce. Długi most łączący dwa kraje. Zatrzymali się po drugiej stronie, aby schłodzić się w cieniach drzew. Jednak Alice nie pocieszyła się nim zbyt długo. W sekundę stanął przed nią Kabuto. Stali przed sobą twarzą w twarz. On ze swoim jadowitym uśmiechem, ona lekko zdenerwowana. Oparł się lewą ręką o drzewa, dokładnie obok twarzy Alice automatycznie zbliżając się do niej. Ta nie zareagowała, ale powoli zaczynała tracić cierpliwość.

- Witaj, moja droga Alice. - Przywitał się po chwili, a diaboliczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Co ty sobie wyobrażasz? - Zapytał, a w jego głośnie można było usłyszeć nutki gniewu. Ta nie odpowiedziała tylko odwróciła wzrok na trawę. Kabuto prychnął i złapał mocno jej szczękę i zmusił, aby ta patrzyła się prosto na niego. To spowodowało u niej zwolnienie hamulców. Od razu na jej lewym oku pojawiła się jasnoniebieska poświata. Gaisenten.:
- Nie dotykaj mnie. - Zagroziła wzrokiem, a dookoła nich zaczęły unosić się pojedyncze motyle. Jej ciało zaczęło drżeć, ale nie ze strachu. Z obrzydzenia do samej siebie. Wiedziała, że nie może mu nic zrobić, on również był tego całkowicie świadomy. Prychnął pod nosem i lekko się zaśmiał, ale puścił jej twarz.:
- Zaczynasz dziczeń przez tą hołotę. - Spojrzał na nią z góry. Poniżał ją za każdym razem, gdy tylko miał okazję. Pokazywał, że to on jest zaraz za Orochimaru, a Alice to tylko pionek. Chociaż już powoli przestaje ją obchodzić uznanie u swojego przywódcy to nadal jest to bolesny atak na jej honor. Zacisnęła mocno zęby i czekała.:
- Zamiast wykonywać zadanie ty próbujesz sobie wyhodować jakieś relację. Do tego nie z byle kim. - Drugie zdanie wypowiedział ciszej. Wpatrywał się prostą w jej oczy czekając na reakcje, ale twardo trzymała emocje na wodzy. - Pein, czyż nie? A może jednak Yahiko? - Alice skrzywiła się i odwróciła wzrok. Nie mogła już patrzeć na te wiercące czarne jak smoła oczy. Kabuto zaśmiał się głośno. - To sobie wybrałaś partie. - Zakpił. Chwycił wolną prawą ręką za pojedynczy kosmyk jej włosów i bawił się nim, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. - Jaki on jest? Władczy, opiekuńczy, złośliwy, a może charyzmatyczny? - Zakpił po raz kolejny, ale Alice nadal trzymała się jak tylko mogła. Zawsze kiedy spartaczyła jakąś misję od Orochimaru musiała wysłuchać oskarżeń i obelg ze strony Kabuto. Robił to specjalnie, aby wyprowadzić ją z równowagi i zmusić do ataku. Wtedy miałby podstawy własnoręcznego ukarania jej.
Puścił jej kosmyk i pochylił nad uchem. Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.:
- Rżnął cię? - Wyszeptał, a Alice poczuła jak po jej ciele przepływa fala gorąca. Zaczęła denerwować się przebiegiem sytuacji. Zdziwiona wpatrywała się w Kabuto, który widocznie bawił się coraz lepiej.: - Chyba nie sądzisz, że jedno sprawdzenie czy sobie radzisz wystarczyło? Byłaś pod nadzorem dnie i noce, w organizacji jak i poza nią. Dając nam przepustkę, na przechodzenie przez barierę mogłaś się tego domyśleć. - Po raz kolejny zrobił z niej idiotkę, jednak to nie wywołało na niej wrażenie. Najważniejsze było teraz, aby wyjść z tej sytuacji.:
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Zaczyna mi coraz bardziej ufać. - Powiedziała szybko.:
- Chcesz powiedzieć, że tak się poświęcasz dla misji? - Zapytał ironicznie. Alice przełknęła głośno ślinę.:
- Tak. - Odpowiedziała krótko nie tracąc kontaktu wzrokowego. Wiedziała, że uwierzy jej dopiero kiedy sama będzie pewniejsza tego co mówi. W jednej chwili mina Kabuto zrzedła. Zaraz na jej miejsce wskoczyło zdenerwowanie.:
- Kpisz sobie? - Krzyknął jednocześnie przykładając kunai'a do jej klatki piersiowej. - Lepiej żebyś mówiła prawdę. Pamiętaj, że to nie ty rozdajesz karty, kochanie. - Na jego twarzy znów wrócił ten okropny jadowity uśmiech. - Chętnie przeczytam o tej nocy w COTYGODNIOWYM raporcie. - Podkreślił mocniej przykładając broń do mostka, ale nie na tyle, żeby mógł zostawić po sobie ranę. Cała sytuacja zaczęła przyprawiać Alice o wymioty. Strach, obrzydzenie, przygnębienie i wstyd. Te uczucia sprawiały, że jej ciało zaczęło odmawiać i bronić się. Nagle usłyszała jak ktoś zeskoczył na ziemie i zanim zdążyła się obejrzeć, Kabuto został odepchnięty przez strumień gęstego powietrza. Przy okazji rozwiało jej szkarłatne włosy, ale nie odepchnęło. Odwróciła się w stronę, skąd został przeprowadzony atak. Yahiko stał z wyciągniętą ręką i nic nie mówiącą miną oraz zakłopotany Deidara. Alice nie ruszyła się, odwróciła swój wzrok na Kabuto. Powoli podnosił się obok przewróconego drzewa, które połamał uderzeniem.:
- A więc nie jesteś sama. - Stwierdził, a jego mina wykrzywiła się w grymas z bólu. Każdy bacznie obserwował jego ruchy. Kiedy wstał uśmiechnął się jeszcze szeroko, wykonał pieczęć i zniknął w płomieniach. Alice oparła się o drzewo chcąc uspokoić swój oddech, który ekstremalnie przyspieszył, gdy pojawiła się dwójka mężczyzn.:
- W porządku? - Zapytał nagle Yahiko, przez co kobieta lekko wzdrygnęła. Minę miał jak kamień, ale w głosie było słychać zdenerwowanie. Alice dezaktywowała gaisenten i kiwnęła do niego głową. Zaraz odwróciła się od nich, aby żaden niechcący nie zobaczył jej strachu. Spojrzała się na bezradnie stojącego Komuru. Bała się jak cholera. Nie wiedziała ile usłyszeli, jak długo przyglądali się sytuacji. Nie mogła nawet obmyślać planu, jakiegoś kłamstwa. Zbyt duże prawdopodobieństwo, że Yahiko sam chce wyczytać co się stało. Miała ochotę płakać. Nic nie szło po jej myśli, wszystko nagle zaczęło się walić. Nie mogła nawet wyrzucić z siebie emocji.:
- Co tutaj robisz? - Po raz kolejny przestraszył ją nagłym pytaniem. Musiała się wziąć w garść. Podnieść ducha w kilka sekund. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się. Był zdenerwowany, bardzo. Chociaż sam nie wiedział, czy wolałby znaleźć ją z wrogiem czy z innym facetem.:
- A wy? - Odpowiedziała pytaniem. Jedyne co teraz mogła robić to omijać temat i udawać, że nic wielkiego się nie stało. Yahiko zmarszczył brwi. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.:
- Sprawdzamy cię. - Odpowiedział bez problemu. Była to po części prawda. Nie musiała znać powodu.:
- Tak ufasz swoim? - Ciągnęła dalej. Mogła jedynie wierzyć, że nie usłyszeli żadnego kawałka rozmowy.:
- Nie do końca. - Przerwał na chwilę. - I jak widać to dobrze. - Dokończył dokładnie patrząc się raz na wilka, raz na Alice. Niestety dla niego, oboje byli cicho. Nie myśleli o niczym. Było to bardziej niepokojące, niż gdyby mieli pełno myśli.: - Jeszcze raz. Czego chciał od ciebie Kabuto? Lub na odwrót. - Zapytał z tym swoim irytującym spokojem. Zachowywał się zupełnie inaczej. Jego głos był zimny, wręcz powodował ciarki. Alice wzięła głęboki oddech.:
- Niechcący na siebie wpadliśmy. Liczył, że gdy mnie odpowiednio wystraszy powiem mu kilka sekretów. - Musiała kłamać i wyjść z założenia, że gdyby podsłuchiwali, już dawno byłaby obezwładniona.:
- W takim razie dlaczego tu przyszłaś? - Zapytał, a jego głos znowu przepełniały nerwy. Chciał jej wierzyć. Czekał aż powie, że poszła po prostu potrenować w terenie, a Itachi źle usłyszał wiadomość. Niestety, im dłużej rozmawiali, tym tracił wiarę, że jest niewinna na ten czy inny sposób.  Cokolwiek powie, będzie to złe wyznanie.
Alice już chciała odpowiedzieć ale nagle za nią pojawił się jeszcze jeden mężczyzna o czerwonych włosach. Ubrany w luźne grafitowe spodnie, zieloną bluzkę i swobodnie nałożoną, beżową bluzę. Odwróciła się gwałtownie i zamarła. Czuła jak jej serce stanęło. Nie wierzyła własnym oczom.:
- Ah tu jesteś! - Krzyknął uśmiechnięty. - Jak zawsze, twój wygląd zwala z nóg. - Powiedział już spokojniej po czym dał jej delikatnego całusa w polik. Kobieta nadal stała w szoku,  ale wiedziała po co tu przyszedł. Właśnie ją ratuje.: - Kim są twoi znajomi? - Zapytał dokładnie oglądając Yahiko oraz Deidare. Alice również odwróciła wzrok. Chociaż nie wiedziała, co Shun tutaj robi, weszła w jego grę.:
- To jest... - Alice chciała kolejno przedstawić, ale przerwał jej donośny głos Yahiko.:
- Ktoś ty?
- Oh faktycznie, moja gafa. - Teatralnie przyłożył dłoń do czoła i pokręcił głową. - Jestem mężem Alice!
--------------------------------------
Specjalnie do tego rozdziału zajęłam się jakimiś artami, dlatego tyle czasu to trwało :o Ale to pierwszy i ostatni raz xd
Wiecie, że malutkimi krokami zbliżamy się do końca?! Myślę, że jeszcze spokojnie 10 rozdziałów na pewno będzie. :)
A oto i nasz Shun (zakładka "bohaterowie" odświeżona!):
Mam nadzieje, że wszystko się podoba i do następnego. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz